20 lipiec, Sobota
- Chciałbym cię przeprosić... - Louis wparował do mojego pokoju, nie zawracając sobie w ogóle głowy pukaniem do drzwi.
Pospiesznie wyłączyłam telewizor i podniosłam się na kanapie do pozycji siedzącej. Przy okazji poprawiłam też błękitną sukienkę, która podwinęła mi się w taki sposób, że teraz ledwie zakrywała połowę moich ud. Spojrzałam na niego pytająco, ale go jakby wmurowało.
- Za to, że wtargnąłeś do mojego pokoju bez pytania? - zmarszczyłam nos, ale zaraz przypomniałam sobie, jak wyglądam, kiedy to robię. Mój nos wrócił do swojego normalnego stanu.
- Nie o to mi chodzi. Um... Bo...
Jąkający się Lou? Czy to jakaś ukryta kamera? Louis nigdy się nie jąka. On nigdy nie ma problemów z wysłowieniem się. Zawsze wie, co powinien odpowiedzieć. Poprawka - prawie zawsze wie, co powiedzieć.
- Wszystko w porządku? - spytałam zmartwiona.
- Chciałbym porozmawiać z tobą o wczorajszym wieczorze...
Och, więc to o to mu chodziło? Nie do końca rozumiałam powód jego zdenerwowania, przecież nie wydarzyło się wczoraj nic, o czym moglibyśmy porozmawiać. Chyba że planował odwrócić to wszystko, co opowiedział mi o swoim dzieciństwie.
- Sądzę, że powinienem cię przeprosić za to, jak się wczoraj rozkleiłem. Nie powinienem był opowiadać ci o tym. Nie chcę obarczać cię swoimi problemami.
- Żałujesz tego, że powiedziałeś mi, co ci leży na sercu?
Automatycznie spuścił swoją głowę w dół i zaczął wlepiać swój wzrok w drewniane panele. Jakby w tym pokoju nie było niczego bardziej ciekawego.
- A ja nie żałuję tego, że to zrobiłeś - nadal nie podniósł głowy. Nie byłam nawet pewna, czy dotarły do niego moje słowa. - Hej, spotykamy się, co prawda krótko, ale to nie zmienia faktu, że bardzo mi na tobie zależy. Nie chcę, żebyś nie mówił mi o czymś, co jest dla ciebie ważne. Musisz zrozumieć to, że jestem przy tobie i pragnę cię bliżej poznać. Nie będę mogła tego robić, jeśli nie będziesz mi o sobie opowiadał. Jeśli coś jest ważne dla ciebie, to dla mnie również. Naprawdę doceniam to, że byłeś wczoraj ze mną taki szczery. Nie zamierzam cię naciskać, żebyś mi cokolwiek mówił, ale...
Mój wywód przerwał mi sam Tomlinson, który nie wiedzieć, w którym momencie rzucił się w moją stronę i złożył na moich ustach pocałunek. Chociaż bardziej pasuje tu określenie: naprał na mnie swoimi ustami. Kiedy otrząsnęłam się już z szoku, oddałam pocałunek.
- A to za co?
Chłopak przygarnął mnie do siebie i mocno przytulił. Trochę tak jakby bał się, że jeśli mnie puści, to ucieknę. Nie wiedziałam skąd u niego taki nagły przypływ uczuć, ale muszę przyznać, że było to bardzo miłe.
- Za to, że po prostu ze mną jesteś.
***
Spojrzałam na mój talerz, na którym znajdowała się jeszcze masa jedzenia, które teoretycznie miałam spożyć. Dwie świeżutkie bułeczki, plasterki sera i szynki, croissant czekoladowy - jakby nie wystarczył mi ten jeden, który pochłonęłam w niecałą sekundę. Tak bardzo mi się spieszyło, żeby wyjść w końcu z hotelowej restauracji. Tak bardzo chciałam zwiedzać miasto.
Wszystko to przez mojego chłopaka, który wpadł na genialny pomysł dokarmiania mnie. Kiedy zauważył, że na swój talerz położyłem tylko czekoladowego croissanta, dosłownie wyrwał mi ten talerz z dłoni i położył na nim więcej jedzenia. Jakby naprawdę myślał, że jestem w stanie tyle zjeść.
- Nie przełknę nic więcej - odchyliłam się na krześle i spod przymrużonych powiek spojrzałam na Lou.
Chłopak wyglądał, jakby z trudem powstrzymywał uśmiech. Widziałam to w jego oczach. To niesamowite, ile uczuć można dostrzec w oczach człowieka, na którym ci zależy. Strach, ból, szacunek, ulgę, zaciekawienie, zdumienie, ból, smutek...
- Mógłbyś nie patrzeć tak na mnie? Czuję się niekomfortowo.
- Nie patrzeć jak? - Louis nie starał się już nawet powstrzymać uśmiechu, który cisnął mu się na usta. Mogłabym na niego patrzeć godzinami, gdyby tylko przez cały czas tak się uśmiechał. Chociaż bez tego uśmiechu też mogłabym wpatrywać się w niego godzinami.
- Ty już dobrze wiesz. A teraz byłbyś tak łaskawy i powiedział mi, co chodzi ci po głowie?
- Rozszyfrowałaś mnie. Zastanawiam się właśnie, czy nie potrzebujesz pomocy...
Pomocy? Czemu on musi tak wszystko szyfrować? Jakby nie mógł wprost powiedzieć, o co mu chodzi. On po prostu kocha utrudniać mi życie.
- Co masz na myśli?
Na jego twarzy pojawił się ten chytry uśmieszek. Już wiedziałam, że coś knuje. Coś co z pewnością nie skończy się dla mnie najlepiej. Pochylił się nad stolikiem i złapał croissanta, który jeszcze chwilę przed tym leżał na moim talerzu. Jakby domyślając się, co on planuje zrobić, zaczęłam protestować, ale było już za późno. Wielki rogal został brutalnie wepchnięty do moich ust.
- Nienawidzę cię - powiedziałam, kiedy zdołałam przełknąć kawałek.
- Czy to jakieś nowoczesne wyznanie miłości? A może to jedna z sytuacji, kiedy nie potrafisz rozróżnić swoich uczuć i zamiast "podobasz mi się" mówisz "nienawidzę cię"?
- Jesteś dziś wyjątkowo zgryźliwy.
Louis uśmiechnął się szeroko, ukazując tym samym rząd bialutkich zębów. Zdecydowanie był w dobrym humorze, ci wydawało mi się nadzwyczaj podejrzliwe. Bo to chyba niemożliwe, żebym ja miała na niego taki wpływ, prawda?
- Wolałbym określenie błyskotliwy. Wiesz to z powodu tego, że dzisiaj calutki dzień mogę spędzić w twoim towarzystwie. Ty i ja. Tylko we dwójkę. Jednym słowem - sami...
- Tak, zrozumiałam za pierwszym razem. Nie musisz tego powtarzać w kółko - przerwałam mu. Widząc, że chłopak chce ponowie mi dogryźć, uciszyłam go gestem ręki i kontynuowałam - Ale jak to sami? A co z chłopakami?
- Spokojnie, zająłem się nimi.
Próbowałam odpędzić od siebie przerażające obrazy, które pojawiły się w mojej głowie. W każdym filmie, kiedy któryś z bohaterów mówi, że się kimś zajął... Zazwyczaj oznacza to jedno - kłopoty. Zdecydowanie powinnam rzadziej oglądać filmy.
- Więc co będziemy robić? - spytałam, wzdychając.
- Mam parę ciekawych pomysłów...
Ten dzień nie mógł być chyba bardziej dziwny. Ale chyba od czasu do czasu fajnie jest mieć taki dzień. Ja zdecydowanie potrzebowałam odpoczynku. Przez cały czas myślałam tylko o innych. O mamie, siostrze, Lou. Zdecydowanie czas teraz postawić na mnie. Zaryzykować chwilę zapomnienia dla tego krótkiego czasu szczęścia.
***
- Jedno słowo. Jesteś kompletnie szalony! - stwierdziłam, kiedy znaleźliśmy się na miejscu. No nie dosłownie wtedy, bo zdążyliśmy jeszcze wejść na teren, ale to tylko dlatego, że nie chciałam robić zamieszania.
-
Raczej z tym, że mam zdjęcie z Myszką Miki – wyjaśniłam i
podniosłam w górę odbitkę mojego zdjęcia, po czym schowałam ją
do mojej torebki. – Chociaż muszę przyznać, że to było moim
marzenie. Tylko, no wiesz… W dzieciństwie.
Louis
podarował mi delikatnego kuksańca w bok. Nie był on, co prawda
bolesny, ale nie mogłam mu tego przepuścić płazem. Nie mogłam mu
oddać pięknym za nadobne, ponieważ jakimś cudem należę do ludzi
oryginalnych i pomysłowych. Właściwie to tylko ja tak o sobie
myślę.
Zatrzymałam
się gwałtownie, ale on chyba tego nie zauważył, bo szedł dalej.
Albo po prostu postanowił mnie zignorować. Rozbiegłam się i
wskoczyłam mu na barana. Jeśli był zaskoczony, to doskonale
ukrywał swoje emocje. Prawie automatycznie złapał mnie z nogi, a
ja oplotłam swoje ręce wokół jego szyi. Problem pojawił się
dopiero wtedy, gdy już chciałam stanąć na nogi i poczuć grunt
pod stopami.
-
Mógłbyś mnie łaskawie puścić? Nogi zaczynają mi drętwieć.
Louis
udawał, że nic nie słyszy. Dalej szedł przed siebie, co jakiś
czas uśmiechając się do mijanych przez nas ludzi, którzy posyłali
w naszą stronę zaciekawione spojrzenia. Nikt jednak nie odezwał
się ani słowem. Nastoletnie dziewczyny chichotały, chłopaki
omijali nas wzrokiem, matki z dziećmi uśmiechały grzecznie, a
starsze panie… Starsze panie patrzyły na nas karcąco.
-
Sama tego chciałaś. Nie możesz temu zaprzeczyć, prawda?
Skoro
prośba nie pomogła, miałam tylko jedno inne wyjście. Nie byłam
pewna, czy się sprawdzi, ale zawsze warto spróbować. Wyciągnęłam
szyję, jak tylko potrafiłam i złożyłam soczystego całusa na
jego policzku.
-
Przekonałaś mnie. Twoje… Um, argumenty okazały się bardzo
przekonujące.
Roześmiałam
się cichutko, kiedy Louis powoli upuścił mnie na ziemię. W
zasadzie nie dał mi nawet chwili, żeby stanąć na nogach, bo
zaczął mnie całować. Zaskoczył mnie tym odrobinę, bo nie
należał raczej do osób, które okazują swoje uczucia publicznie.
Po chwili odwzajemniłam pocałunek, ale nie czułam się komfortowo
z tym, że ludzie się na nas gapią. Brakowało tylko tego, żeby
ktoś jeszcze go rozpoznał.
W
tamtym momencie przekonałam się o tym, że nie można krakać, bo
oślepił mnie blask flasza. Oderwałam się od Lou i zauważyłam,
że przed nami stoi dwójka paparazzi, którzy zawzięcie
fotografowali nasz każdy ruch. Domyśliłam się, że niedługo
nasze wspólne zdjęcia obiegną cały świat.
Koło
nich zebrała się mała grupka fanek, które były chyba zbyt
podniecone tym, że stoi przed nim ten Louis Tomlinson, żeby podejść
i po prostu poprosić o wspólne zdjęcie, czy autograf. Stały,
piszczały i robiły zdjęcia swoimi komórkami.
Spojrzałam
na mojego towarzysza. Na jego twarzy przez chwilę pojawił się
ledwo dostrzegalny grymas. Nie skomentował jednak tej nowo
zaistniałej sytuacji, tylko uśmiechnął się i łapiąc mnie za
rękę, spróbował wyminąć fanki. Te jednak nie przepuściły nas.
Wręcz przeciwnie, bo zwarły się jeszcze ciaśniej i zablokowały
nam przejście.
Rozejrzałam
się, na oko szacując, ile dziewczyn stoi przed nami. Dwie, cztery,
siedem, dziesięć… Dziesięć dziewczyn. Nie była to jakaś
zawrotna liczba fanek, ale zgadywałam, że po prostu jeszcze nie
zdążyły nikogo poinformować o naszym miejscu pobytu.
-
Może powinieneś zrobić sobie z nimi zdjęcie? – szepnęłam mu
do ucha, starając się powiedzieć to na tyle cicho, żeby nikt mnie
nie usłyszał. Chyba poskutkowało, bo grupa fanek wpatrywała się
w nas. Każda najwidoczniej była ciekawa tego, co powiedziałam do
Lou.
Chłopak
spojrzał na mnie podejrzliwie, jakby chciał się upewnić w tym, co
powiedziałam. Skinęłam krótko głową, mając nadzieję, że
zrozumie przekaz. Denerwował mnie odrobinę fakt, że nasz wspólny
dzień został przerwany, ale nie mogłam zmienić tego, kim jest mój
chłopak. Nie miałam wyjścia – musiałam się z tym pogodzić.
Choć z pewnością nie należy to do takich łatwych rzeczy.
Tomlinson
przyjął w końcu do wiadomości to, że mówiłam poważnie i
zaczął pozować do aparatów komórek. Ja natomiast stanęłam
odrobinę z boku i przypatrywałam się poczynaniom szatyna. Widać
było, że czuje się swobodnie pozując z blond pięknością. Nie
to, żebym czuła się zazdrosna. W końcu ona miała tylko
trzynaście, góra szesnaście lat. Obserwowałam jak podchodzi do
kolejnej dziewczyny. Nawet nie wiem, w którym momencie odpłynęłam
myślami daleko od rzeczywistości. Otrzeźwiły mnie dopiero słowa
brunetki, przy której stał teraz Louis.
-
Ona jest twoją nową dziewczyną, prawda? – spytała z silnym
francuskim akcentem, kiwając głową w moją stronę. Szatyn
przytaknął – Mogłaby zrobić sobie z nami zdjęcie?
Przegryzła
wargę i spuściła swój wzrok w dół, prawdopodobnie zażenowana
swoją śmiałością. Teraz mogłam się jej przyjrzeć. Jej czarne
włosy były związane w dwa grube warkocze. Była trochę pulchna, a
swoją tuszę próbowała ukryć pod za dużymi ciuchami. Nie trzeba
było być żadną stylistą, żeby stwierdzić, że jej próby
zdecydowanie szły na marne.
-
Och, okay – zgodziłam się, tylko dlatego, bo dziewczyna wydawała
się być naprawdę przyjazna. Normalnie nie robiłabym sobie z nią
zdjęcia, w końcu to nie ja tu byłam jakąś sławą, ale ona mnie
o to poprosiła.
Podniosła
głowę do góry i z rumieńcami na policzkach stanęła pomiędzy
mną, a Lou. Uśmiechnęłam się delikatnie do zdjęcia, które
robiła jej przyjaciółka. Nie miałam pojęcia, jak powinnam się
zachować.
-
Bardzo dziękuję za zdjęcie. Oglądałam wczorajszy wywiad i z
niecierpliwością czekam na wasz film. A ty Nina jesteś bardzo
ładna – powiedziała nieśmiało.
Zrobiło
mi się strasznie miło. W końcu nie codziennie dostaję takie
komplementy.
-
Dzięki. Ty też jesteś ładna… - zacięłam się zdając sobie
sprawę, że nie znam nawet jej imienia.
-
Melissa – podpowiedziała.
-
Melissa. Chociaż uważam, że lepiej było by ci w rozpuszczonych
włosach – podniosłam swoją dłoń do jej włosów, ale
powstrzymałam się – Mogę?
Niemrawo
przytaknęła głową, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z
tego, co się wokół niej dzieje. Zdecydowanie dziewczyna nie była
pewna siebie, ani swoich atutów.
Dwoma
sprawnymi ruchami zdjęłam jej gumki z włosów i rozplątałam
starannie zaplecione warkocze. Melissa naprawdę lepiej wyglądała w
rozpuszczonych włosach, które sięgały jej prawie do pępka.
-
Od razu lepiej – zgodził się Louis, a ja wybuchłam śmiechem.
***
-
Czemu akurat bar karaoke, co? Przecież tłumaczyłam ci już, że
nie potrafię śpiewać. Poza tym i tak mnie pokonasz! – próbowałam
protestować, kiedy mój chłopak wciągnął mnie do baru o
przerażającej nazwie.
-
Wiem i dlatego właśnie będzie zabawnie. Poza tym tu nie chodzi o
to, kto wygra. Tu liczy się tylko dobra zabawa. Zaprosiłem jeszcze
Nialla i Harry’ego.
-
Dzięki za wcześniejsze uprzedzenie – rzuciłam sarkastycznie i
rozejrzałam się po lokalu.
Głównym
miejscem w klubie było podwyższenie, na którym, jak się
domyśliłam, występowali ludzie. Po lewej stronie stał bar, przy
którym tłoczyła się spora grupka ludzi. Resztę wolnego miejsca
zajmowały stoliki, w większości już pozajmowane. Przy scenie
dostrzegłam dwie znajome czupryny i ruszyłam w ich stronę,
zostawiając Tomlinsona samego.
-
Hej – przywitałam się z nimi i usiadłam koło blondyna, który
skupiał się chwilowo na występującym na scenie gościu. Próbował
śpiewać jedną z piosenek Jamesa Blunta, ale jakoś mu to nie
wychodziło za dobrze. Nie owijając w bawełnę, po prostu
fałszował. Mój potencjalny występ też pewnie będzie tak
wyglądał.
W
tym momencie do naszego stolika podszedł mój chłopak, który w
ręku trzymał dwie szklanki soków. Jeden był porzeczkowy, a drugi
pomarańczowy. Nawet nie pytając, czy przyniósł dla mnie drugą
szklankę, przygarnęłam do siebie pomarańczowy.
-
Och, już nie jesteś zła?
Spojrzałam
w jego stronę znad szklanki napoju i posłałam mu sztuczny uśmiech.
-
Mylisz się, ciągle jestem. Nie wiem, jakim cudem mnie tutaj
zaciągnąłeś.
-
To jego urok osobisty – wypowiedział się Harry, który na chwilę
oderwał się od przedstawienia, które rozgrywało się na scenie
przed nami. W duchu jednak przyznałam mu rację. Coś było z tym
urokiem osobistym, inaczej nie zgodziłabym się tak szybko.
Mężczyzna
skończył śpiewać i na podwyższeniu pojawił się inny z
mikrofonem w ręku. Jak się zorientowałam, to on był prowadzącym
tej imprezy. A teraz poszukiwał kolejnej ofiary, która zaśpiewa
następna. Nikt z zebranych nie był jednak na tyle głupi, żeby się
zgłosić. Wszyscy woleli się raczej nabijać z występujących na
scenie ludzi.
Wszystko
wydarzyło się w ciągu jednej chwili. Louis zaczął krzyknął, że
ja chętnie zaśpiewam. Prowadzący nie zważając na moje protesty,
dosłownie wepchnął mnie na scenę, a ja zamarłam. Wpatrywało się
we mnie kilkanaście par oczu, a ja stałam jak wmurowana. Usłyszałam
tylko pytanie, jakie zadał prowadzący. „Jaką piosenkę chcesz
zaśpiewać?”
Nic
nie wydawało mi się odpowiednie. Zdawałam sobie sprawę, że nie
ważne, co zaśpiewam i tak to sknocę, ale nie wiedziałam po
prostu, co było odpowiednie do zaśpiewania w tej właśnie chwili.
Przecież nie jestem jakąś gwiazdą rocka…
Nagłe
olśnienie nie było niczym nowym w moim przypadku. Pochyliłam się
w stronę prowadzącego i podałam mu nazwę utworu, który miałam
nadzieję wykonać. On przytaknął głową, dając mi do
zrozumienia, że się zgadza.
Kiedy
poleciały pierwsze nuty piosenki, dotarło do mnie, co zamierzam
zrobić. Chciałam po prostu rozruszać widownie w taki sposób, żeby
przestali zwracać uwagę na mój śpiew. Dużo lepiej by było,
gdyby sami zaczęli śpiewać. To dopiero by było coś. Rozluźniłam
się i zaczęłam śpiewać znany utwór Pinki, „So What”.
Występ
przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Naprawdę udało mi się
rozruszać Francuzów, bo już podczas refrenu zaczęli wyć razem ze
mną. Tyle że ja wygłupiałam się na scenie, a oni przy stolikach.
Taka delikatna różnica. Występ okazał się być naprawdę świetną
zabawą, czego się raczej po nim nie spodziewałam. Na koniec
dostałam owację na stojąco.
Ze
sceny zeszłam z czerwonymi polikami i głową spuszczoną w dół.
Twarz próbowałam ukryć pod włosami, ale nie kiedy przez
ograniczoną widoczność prawie wpadłam na ścianę, zaprzestałam
prób.
Zamiast
zająć miejsce na swoim fotelu, usadowiłam się na kolanach Lou,
który nie zaprotestował. Wręcz przeciwnie – przyciągnął mnie
do siebie i wyszeptał do mojego ciche gratulacje. Choć wiedziałam,
że ściemnia z tym, że mam śliczny głos, to zrobiło mi się
niezmiernie miło.
-
I jak podobało ci się w Disneylandzie, Nina? – usłyszałam głos
Nialla. Nie odwróciłam się jednak, żeby zobaczyć, gdzie w tej
chwili się znajduje. Może i było to z mojej strony niegrzeczne
zachowanie, ale naprawdę było mi bardzo przyjemnie, kiedy wtulałam
się w pierś mojego chłopaka, chłonąc zapach jego perfum.
-
Mhm… - tylko na tyle było mnie stać. Nie mogłam wysilić się,
żeby wymyślić jakieś bardziej rozbudowane zdanie. Po prostu nie
mogłam racjonalnie myśleć, kiedy znajdowałam się tak blisko z
Lou. To wręcz dziwne, że chłopak miał na mnie taki wpływ.
-
Hej, nie usypiaj jeszcze. Z pewnością jesteś bardzo zmęczona.
Jeśli chcesz możemy się już zbierać – kolejne słowa
wyszeptane wprost do mojego ucha. Nawet nie zdawałam sobie sprawy,
że przymknęłam powieki. Było mi tak przyjemnie, że czułam się,
tak jakbym wewnętrznie się rozpływała. Niechętnie jednak
otworzyłam oczy, bo nie chciałam jeszcze wychodzić.
-
Nie usypiam – powiedziałam i przeciągle ziewnęłam. Widząc jego
rozbawiony wyraz twarzy, nie mogłam się powstrzymać i skradłam mu
pocałunek.
-
Musicie to robić przy nas? – zajęczał Harry, a ja odwróciłam
się w jego stronę i uśmiechnęłam się szeroko. W odpowiedzi
Styles wywrócił oczami, przez co oberwał ode mnie kuksańca.
Kiedy
do mikrofonu podeszła niska, ruda dziewczyna, która nieudolnie
próbowała śpiewać Jessie J, wybuchliśmy śmiechem. Wyjście do
tego baru nie okazało się jednak takie straszne, jak mi się
wcześniej wydawało. Świetną zabawę przerwał tak bardzo
irytujący dzwonek mojej komórki.
Podniosłam
się z kolan Tomlinsona i chcąc znaleźć ciche miejsce, wyszłam z
baru na zewnątrz. Nie patrząc nawet na wyświetlacz, odebrałam
przychodzące połączenie, zastanawiając się kto dzwoni do mnie
tak późno.
- Nina… - to westchnięcie ulgi nie było wcale podobne do mojego
ojczyma, ale podświadomie spodziewałam się tego, że to on do mnie
dzwoni. Dlatego też nie byłam za bardzo zaskoczona. Zwłaszcza, że
nie dzwonił do mnie od dłuższego czasu. Najwyższy czas, aby zdał
mi relacje z postępów w leczeniu mamy.
-
Wszystko w porządku? Wydajesz się być zdenerwowany.
-
Nie jest z nią najlepiej. Chemioterapia nie przynosi pożądanych
efektów. Co prawda jej stan nie uległ znacznemu pogorszeniu, ale
też nie jest dobrze…
-
Co masz na myśli? – przerwałam mu.
-
Ona bardzo chciałaby się z tobą zobaczyć. Podejrzewa, że nie
zostało jej dużo czasu. Zawsze była pesymistycznie nastawiona do
swojej choroby.
Nie
potrafiąc dłużej słuchać, rozłączyłam się. Może i było to
dziecinne zachowanie. Ale nie chciałam się mierzyć z
rzeczywistością, co z pewnością musiałabym robić, wracając do
Polski. O wiele lepiej było mi tutaj. W mojej bańce mydlanej,
dzięki której nie musiałam nawet myśleć o tym, że coś może
pójść nie tak. Ale teraz nie miałam innego wyjścia, musiałam
się z nią zobaczyć, bo tak jak ona nie byłam pewna tego, ile
wspólnego czasu nam zostało. Nie chodziło o to, że nie chciałam
się z nią spotkać. Chciałam i to bardzo mocno. Tak mocno, że
właśnie o spotkaniu z nią myślałam przed zaśnięciem. Tylko że
w moich wyobrażeniach ona zawsze była w pełni sił, całkowicie
zdrowa. W moich wyobrażeniach pokonała chorobę. Szkoda tylko, że
nie miały one za wiele wspólnego z życiem realnym.
Dodaje nie sprawdzony, ale dodaję. Jak znajdę trochę czasu to może wstawię jeszcze jakieś zdjęcie i z pewnością sprawdzę. Mam nadzieję, że pojawi się trochę komentarzy :)
Dodaje nie sprawdzony, ale dodaję. Jak znajdę trochę czasu to może wstawię jeszcze jakieś zdjęcie i z pewnością sprawdzę. Mam nadzieję, że pojawi się trochę komentarzy :)
Super kiedy next?
OdpowiedzUsuńfajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny, naprawdę. Fabuła jest ciekawa i ogólnie pomysł na wykonanie przypadł mi do gustu, dlatego będę zaglądać tutaj częściej. Życzę powodzenia i czekam na kolejny! <3
OdpowiedzUsuńhttp://drive-harry-fanfiction.blogspot.com/