wtorek, 26 lutego 2013

Prolog


     I w jednej chwili wszystko się zmienia... Początek wakacji... Wakacji, które odmienią moje życie na zawsze. Brzmi banalnie, ale tak naprawdę jest...
     Wracam z rozdania świadectw, autobusem. Siedzę prawie na końcu z słuchawkami na uszach i słucham nieznanej mi przedtem stacji radiowej. Akurat leci piosenka mojego ulubionego wykonawcy, Ed'a Sheerana "The A Team". Ta piosenka ruszy serce każdego. "Na zewnątrz jest zbyt zimno, aby anioły mogły latać".
     I koniec. Piosenka się kończy, a ja zamierzam przełączyć na coś innego. Ale z jakiegoś powodu tego nie robię. Chory impuls... Jak zawsze. Słucham dalej. Za pięć minut będę w domu. Już tylko pięć minut i spakuję się. I wyjadę... Gdzie? Tego jeszcze nie wiem. Ale wiem, że nie wytrzymam w domu z mamą i ojczymem.
     Moi rodzice rozstali się niecały rok temu. We wrześniu minie dokładnie rok, kiedy to rodzice przyszli do mojego pokoju i powiedzieli, że nie układa im się najlepiej. Mówili, że nic się nie zmieni. Tata zamieszka w hotelu niedaleko i będzie nas odwiedzał codziennie. Okres separacji trwał jakieś 2 miesiące. Potem rodzice zadecydowali o rozwodzie. Postawili mnie i moją siostrę przed faktem dokonanym. Nic nie mogłyśmy zrobić. Tamten czas był okropny. Opuściłam się w nauce, brałam udziały w bójkach i wpadłam w złe towarzystwo. Po powrocie do domu rzucałam plecakiem w kąt pokoju i wychodziłam. Wiedziałam, że moi nowi znajomi palą, piją i biorą. Wiedziałam, że to nie jest dla mnie najlepsze towarzystwo. I moja matka też zdawała sobie z tego sprawę. Właśnie, dlatego widywałam się z nimi codziennie. Od poniedziałku do niedzieli i tak w kółko. Po prostu chciałam przyciągnąć uwagę mojej matki. A może chciałam jej zrobić na złość? Teraz to już nie ważne.
     Po kolejnym miesiącu pojawił się w naszym życiu kolejny mężczyzna mojej matki. Bogaty biznesmen z Warszawy zainteresował się rozwiedzioną kobietą z dwójką dorastających córek, z którymi mieszkała w małym domku na wsi. Najpierw wpadał tylko na niedzielne obiadki. Potem zostawał na noc, aż w końcu mama powiedziała nam, że jest z nim zaręczona. Jak to możliwe? Dokładnie o to samo spytałam się wtedy, a ona ze stoickim spokojem wytłumaczyła mi, że spotykała się z nim wcześniej. To przez niego rozpadło się małżeństwo moich rodziców. W lutym matka powiedziała, że przeprowadzamy się do Warszawy. Do niego.
     Z początku trudno było mi się zaaklimatyzować w nowym mieście, ale znalazłam przyjaciółkę. Może nie najlepszą, ale znalazłam. Ona pokazała mi to miasto i pomogła poradzić sobie z rozstaniem rodziców i z nowym mężem (wzięli ślub cywilny jak tylko się przeprowadziłyśmy) mojej matki. Dzięki niej zaczęłam się uczyć i wróciłam na "dobrą drogę" - jak to określił mój ojczym.
     Ale teraz muszę wyjechać. Przez cały rok szkolny podejmowałam się różnych prac dorywczych z nadzieją, że w wakacje uzbiera się wystarczająco na wyjazd. Zebrałam dostatecznie dużo pieniędzy, żeby zapłacić za jakiś miesiąc zakwaterowania. Znajdę sobie jakąś wakacyjną pracę i dam radę. A potem? Tego jeszcze nie wiem. Może wrócę do domu i zacznę studiować. Może znajdę stałą pracę i zostanę tam.
     Moje dalsze przemyślenia przerwał głos spikera:
     - Wydarzenie z ostatniej chwili! Grupa One Direction - jakieś dwie dziewczyny za mną zaczynają piszczeć, a ja odnoszę wrażenie, że słuchają tego, co ja - ogłosiła wyniki konkursu "Lato z 1D". Mamy przyjemność oznajmić, że zwyciężczyni konkursu jest z Polski - dziewczyny za mną znowu piszczą.
     Sięgam do mojej wielkiej, czarnej torby i wyciągam z niej butelkę wody. Biorę dużego łyka, a spiker kontynuuje:
     - A tą dziewczyną jest... - tu robi efektowną przerwę, a ja biorę kolejny łyk wody - Nina Brzozowska z Warszawy. Gratulujemy! - i w tym momencie woda wylatuje z moich ust i moczy tym samym zagłówek przede mną.
     Jak to możliwe? Ja się do żadnego konkursy nie zgłaszałam! A już zwłaszcza do tego z durną nazwą "Lato z kimś tam"... Po prostu świetnie! Mogła zajść jakaś pomyłka. Tak to możliwe. A poza tym, chyba nie jestem jedyną Niną Brzozowską w całej Warszawie. Nie panikujmy.
     - Nina w najbliższym czasie dostanie e-mail od samego zespołu, w którym napisane będą instrukcje odnośnie przebiegu wakacji... - tłumaczył, ale ja już go wcale nie słuchałam.
     Dojechaliśmy na przystanek, a ja wybiegłam z autobusu jak szalona i zaczęłam biec do domu. Ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę, ale ja się tym specjalnie nie przejęłam. Po dziesięciu minutach dotarłam pod dużą willę (dom ojczyma). Wpadłam do domu i zauważyłam, że nikogo w nim nie ma. Pognałam, więc do mojego pokoju. Szybko uruchomiłam laptopa i zalogowałam się na poczcie. Nowy e-mail. Klikam i czekam, aż się otworzy. Nie ma żadnej wiadomości tekstowej, tylko załącznik. Niechętnie go odtwarzam. Na ekranie laptopa ukazuje mi się pięcioro chłopaków. Każdy był inny, ale tworzą jakąś spójną całość. Po chwili, która wydawała mi się wiecznością, mówią:
     - Hi! We're One Direction!