sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział 5

     4 lipiec, Czwartek
     Zmęczona otworzyłam drzwi i wbiegłam do domu. Od razu skierowałam się do kuchni po dużą szklankę wody. Po półtora godzinnym biegu, mój organizm potrzebował dużej ilości wody. W dodatku byłam strasznie głodna. Nie jadłam nic, od mojej wizyty w Starbucksie. A tam zjadłam tylko kawałek ciastka.
     Louis z Harrym siedzieli w salonie i trzymali w rękach jakąś gazetę. Byli tak w nią zapatrzeni, że pewnie nie zauważyli mojego wejścia.
     Wyjęłam z lodówki butelkę wody mineralnej, z której od razu wypiłam całą jej zawartość. Zastanawiałam się nad wyjęciem kolejnej, ale ostatecznie porzuciłam ten pomysł.
     Odłożyłam pustą butelkę na blat i podeszłam do chłopaków. Kiedy tylko Louis mnie zauważył, szybko schował ową gazetę pod stół.
     - Co to? - spytałam i spróbowałam wyrwać mu tę gazetę, ale on podniósł się z pismem i schował je za siebie.
     - Pokaż mi to! - zażądałam, ale Lou zamiast oddać mi to czasopismo, podał je Harry'emu, który zaraz zaprotestował:
     - Mnie w to nie mieszaj! - odłożył ją na stół. Rzuciłam się na nią jednocześnie z Louisem, jednak to ja ją złapałam. Spojrzałam na niego z wyższością i zaczęłam przeglądać gazetę.
     Nowe figury Madame Tussauds. Nuda. Kandydaci do rządu. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Nagle coś przyciągnęło mój wzrok.
     W połowie gazety, po lewej stronie zauważyłam nagłówek: "A co z Eleanor?". Pod nagłówkiem znajdował się sporej długości artykuł i dwa zdjęcia owej dziewczyny.
     Roztargniona wyczytuję z tekstu dwa słowa: "dziewczyna Tomlinsona".
     Próbując powstrzymać kołaczące serce, spojrzałam na środek strony. Moje serce przestało bić, oczy wpatrywały się w cały artykuł z niedowierzaniem. "Nowa dziewczyna Tomlinsona?".
     Na środku strony znajdowało się zdjęcie Lou, który ciągnął jakąś dziewczynę za rękę. Doznałam szoku, kiedy rozpoznałam w tej dziewczynie... siebie.
     Przeczytałam cały artykuł, a kiedy skończyłam wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Że niby ja miałabym być zakochana... W nim?!
     - Uff... Myślałem, że zareagujesz gorzej - odetchnął Lou.
     - Jak mogłabym zareagować gorzej, skoro... - zerknęłam do gazety - Jestem w tobie bezgranicznie zakochana?
     Louis posłał w moją stronę błyskawicę, a ja w zamian uśmiechnęłam się słodko.
     Zadzwonił jego telefon. Szybko po niego sięgnął, by i tak po chwili odłożyć go z powrotem na stół. Harry posłał mu pytające spojrzenie.
     - To ona - powiedział przez zaciśnięte zęby.
     - Mam odebrać? - spytał zaniepokojony Harry. Było widać, że strasznie martwi się o Lou.
     - Nie - zaprotestował szybko Louis. Jak dla mnie trochę za szybko - Myślę, że to ja powinienem z nią porozmawiać - wziął głęboki wdech i odbierając telefon, wyszedł do salonu.
     - To się nie skończy dobrze- stwierdziłam pesymistycznie.
     Harry w żaden sposób nie skomentował tego, co powiedziałam. Przegryzając wargę, wpatrywał się w podłogę.
     Po jakiś dziesięciu minutach wypadł z owego transu i pogodnie oznajmił:
     - Będziemy dzisiaj mieli gościa - posłał w moją stronę szeroki uśmiech.
     - Mianowicie, kogo?
     - Lux - powiedział wesoło i raźnym krokiem ruszył do kuchni.
     Skołowana stałam w jadalni jeszcze przez parę sekund. Nie wiedziałam, co zrobić, więc poszłam w jego ślady i również weszłam do kuchni.
     - Jaka Lux? - Harry sięgnął po coś do lodówki. Kiedy ją zamknął w ręku trzymał butelkę wody. Uśmiechnął się do mnie, tym samym ukazując słodkie dołeczki w swoich policzkach. Odkręcił zakrętkę i wypił łyk wody.
     - Lux ma prawie dwa latka i jest córką naszej stylistki, więc często nas odwiedza. Lou, czyli nasza stylistka, poprosiła nas, żebyśmy się nią dzisiaj zajęli...
     - Wystarczy - przerwałam mu. Podejrzewałam, że mógłby przez cały dzień mi to tłumaczyć, a i tak bym z tego za wiele nie zrozumiałam, więc po co tracić czas? - W sensie wasza piątka zajmie się nią, tak?
     - Mniej, więcej...
     - Na pewno? - dopytywałam się. Miałbym wielkie wyrzuty sumienia, jeśli zostawiłabym małe dziecko z piątką chłopaków, po których można się wszystkiego się spodziewać, a jej by się coś stało.
     - Tak. Nie będzie to pierwszy raz, kiedy zostanie sama z nami - powiedział znudzony, a kiedy w żaden sposób nie zareagowałam na to, co powiedział, wyszedł z kuchni. Pewnie uważał, że naszś rozmowę za skończoną.
     Ale ja ciągle się martwiłam. Miałam jakiś złe przeczucia, ale naprawdę chciałam pobyć trochę z Perrie, która z samego rana zadzwoniła do mnie z propozycją wspólnych zakupów. Chętnie na nią przystałam, w końcu każda dziewczyna powinna zaliczyć zakupy na Oxford Street, a sama nie wiedziałabym, gdzie je zacząć.
     Skoro Harry powiedział, że już nie raz zajmował się Lux, może nie będzie tak źle?

***
     Po szybkim prysznicu, założyłam na siebie moje ulubione spodnie, bluzkę z krótkim rękawem i sweterek. Było dzisiaj wyjątkowo ciepło. Jak na Londyn. Wysuszyłam włosy, które związałam w niedbałego kucyka i umyłam zęby. Złapałam moją torebkę, w której znajdowały się pieniądze od mojej matki, klucze do tego domu, telefon...
     Złapałam moją komórkę do ręki. Faktycznie, miałam jedno nieodebrane połączenie od: Klara.
Przez jakiś czas biłam się z myślami, czy oddzwonić. Wiedziałam, ile kosztują rozmowy zagraniczne. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo tęsknię za moją siostrą. Oddzwoniłam. W końcu to nie ja płacę za moje rachunki, tylko mój ojczym.
     - Nina? - usłyszałam cichy głos Klary.
     - To ja. Dzwoniłaś... - czekałam, aż coś powie, ale ona uporczywie milczała - Pewnie chciałaś wiedzieć, czy to prawda, że jestem z Lou, co? Muszę cię rozczarować, ale nie zostanie on twoim szwagrem.
     Zaśmiałam się z własnego żartu, ale ona ciągle milczała. Po niej można było się spodziewać wszystkiego. Krzyków, pisków, ale z pewnością nie milczenia.
     - Coś się stało? - spytałam już bardzo zmartwiona.
     - Wnusiu - usłyszałam wołanie w aparacie.
     - Gdzie jesteś? - zadałam kolejne pytanie.
     Przez długi czas panowała cisza, aż w końcu przerwała ją Klara, która pociągnęła nosem. Płakała?
     - Wszystko w porządku. Jestem u babci. Ojczym z mamą - jej głos się załamał, ale po krótkiej chwili kontynuowała - Oni wyjechali na parę dni, a mnie zostawili u dziadków.
     - Na pewno wszystko okej?
     - Jak najbardziej. A teraz przepraszam, ale babcia mnie woła - powiedziała i za nim ja zdążyłam się z nią pożegnać, rozłączyła się.
     Ta rozmowa była dziwna. Klara zachowywała się jak... nie Klara. Nie chciała nic konkretnego powiedzieć. Do tego jeszcze ten wyjazd mamy i ojczyma...
     Westchnęłam, złapałam moją torbę i wyszłam z mojego pokoju. Na dole czekała już na mnie Perrie, ale ja musiałam przed wyjściem coś jeszcze sprawdzić.
     Wtargnęłam do pokoju, który znajdował się tuż koło mojego i przeczesałam cały pokój. To, co zobaczyłam trochę mnie rozczuliło.
     Harry siedział z Lux przed laptopem. Dziewczynka wpatrywała się w ekran z wielkim zainteresowaniem. Tak jak Harry.
     Uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam z pokoju niezauważona.
     Prawie zbiegłam po schodach, przez co wpadłam na Zayna.
     - Spokojnie. Perrie jeszcze nie odjechała, czeka w aucie - powiedział, a sam ruszył na górę.
     - Zaczekaj!
     - Co? - odwrócił się w moją stronę.
     - Uważaj na nią, ok?
     - Na kogo?
     - Na Lux...
     - Chyba ją bardzo polubiłaś, co?
     Mówił prawdę. W przeciągu dwóch godzin polubiłam tą słodką dziewczynkę. Miała w sobie coś takiego... taką iskierkę. Może inaczej. Ona sama była taką iskierką. Nie ważne, czy byłeś smutny, ona i tak sprawiała, że potrafiłeś się uśmiechnąć.
     Kiwnęłam delikatnie głową, po czym szybko założyłam moje buty i wyszłam z domu.
    
***
     Po trzech godzinach łażenia po sklepach miała dosyć, ale Perrie uparła się, że musi znaleźć jakieś świetne buty. Byłyśmy już praktycznie w każdym sklepie, ale ona nadal żadnych dla siebie nie znalazła. Wybredna jest, nie ma co.
     Pomimo mojego buntu, weszłyśmy do kolejnego sklepu. Zajęłam miejsce na całkiem wygodnym krzesełku, kiedy ona chodziła po całym sklepie. Po pięciu minutach podeszła do mnie z parą czarnych topornych butów. Pomachała mi nimi przed nosem i spytała:
     - Co myślisz?
     - Myślę, że są nawet ładne. Czy możemy już wracać? - zaśmiała się na moje słowa, ale pokiwała głową.
     Ona ruszyła do kasy, a ja złapałam moje dwie torby z ciuchami, które kupiłam i wyszłam ze sklepu. Za chwilę dołączyła do mnie Perrie i razem ruszyłyśmy w stronę jej samochodu.
     Po półgodzinnej jeździe zatrzymaliśmy się przed domem chłopaków. Zaparkowałyśmy i wyszłyśmy z samochodu. Złapałam moje torby i weszłam do domu, przytrzymując drzwi Perrie.
     Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to zabawki porozrzucane po salonie. Drugie, Harry leżący na kanapie z książką w ręku.
     Rzuciłam torby i podbiegłam do niego. Zaczęłam go mocno szarpać, ale on nadal spał. Złapałam książkę i mocno uderzyłam nią Stylesa. Ten zerwał się z kanapy.
     - Gdzie Lux? - spytałam złowrogo. Czy on był na tyle głupi i zostawił ją samą?
     - Na górze - odparł beztrosko i przeciągnął się.
     - Sama? - spytałam przez zaciśnięte zęby. Trzymajcie mnie, go zaraz uduszę.
     - Nie. Zajmuje się nią... - przerwał, otworzył szeroko oczy i zaczął biec na górę. Zaraz ruszyłam za nim.
     Harry stał w drzwiach swojego pokoju, ale kiedy ja podeszłam do niego wpuścił mnie do niego pierwszą.
     To, co zobaczyłam zdecydowanie przerosło moje wyobrażenia.
     Lux siedziała na łóżku Harry'ego. Z buzią umazaną w czekoladzie, przegryzała kolejny kawałek. Ze zdziwieniem zauważyłam, że zniknęło już pół tabliczki.
     Koło niej siedział uśmiechnięty Louis, który sam też podjadał czekoladę tyle, że własną. Zostały mu już tylko dwa kawałki.
     Podeszłam do nich i wzięłam Lux na ręce. Mała na szczęście nie protestowała. Spojrzałam na Lou karcąco i powiedziałam:
     - Jak możesz być taki nieodpowiedzialny.. - spojrzałam na Stylesa - Zresztą oboje jesteście!
     Ruszyłam w kierunku wyjścia z pokoju, ale przy drzwiach się cofnęłam i zabrałam obydwie czekolady. Dopiero, wtedy wyszłam z pokoju.
     - To, co mała zjemy jakąś zdrową zupkę? - spytałam pogodnie, a ona zaczęła po cichu gaworzyć. Zaśmiałam się cichutku i zeszłam z nią do kuchni, gdzie posadziłam ją na krzesełku i odgrzałam jej zupkę, którą zostawiła jej mama.
     Lux nie chciała zjeść ani łyżeczki zupki. Próbowałam wszystkiego, tak mi się przynajmniej wydawało.
     Do kuchni wszedł Louis. Wyglądał na skruszonego. Usiadł koło mnie i małej, przyglądają się moim poczynaniom. Gdy mała kolejny raz zamachnęła się na łyżkę, Louis nie wytrzymał i odebrał mi łyżkę, aby sam zacząć ją karmić.
     - Źle to robisz - powiedział cicho. Chyba nadal miał poczucie winy.
     - To pokaż mi jak mam to zrobić, skoro jesteś takim geniuszem!
     Pokiwał głową i po prostu zaczął się... wygłupiać. Mała śmiała się, pokazując przy tym śliczne ząbki. Chłopak wsadził jej łyżeczkę do buzi, a ona połknęła tę zupę.
     Znowu był ode mnie lepszy. Nawet w karmieniu dzieci. Po prostu świetnie.
     On zauważył moją naburmuszoną minę i postanowił trochę rozładować atmosferę. Skierował łyżeczkę w moją stronę.
     - Ciebie też mogę nakarmić. Oczywiście tylko, jeśli chcesz - powiedział poważnie. Nie mogłam dłużej być na niego obrażona. Zaśmiałam się delikatnie.
     - Czyli nie jesteś już na mnie zła? - spytał z miną zbitego psa. 
     Nie odpowiedziałam. Zamiast tego posłałam mu szeroki uśmiech.
     Kontynuował karmienie małej podczas, gdy ja złapałam jabłko, które zaczęłam łapczywie jeść.
***
      - Śpisz? - spytałam Louisa. Usypialiśmy Lux, która jakoś tak wyszło zrobiła się senna, kiedy wspólnie bawiliśmy się w pokoju chłopaka. A ponieważ nie chciała spać beze mnie, ani bez Lou zostaliśmy zmuszeni, by razem z nią leżeć na łóżku szatyna.
     - Nie, a ty?
     - Nie. To było głupie pytanie - skomentowałam.
     - Ale odpowiedziałaś...
     - Odpowiedziałam - przytaknęłam.
     Przez chwilę panowała cisza, ale ja postanowiłam ją przerwać pytaniem, które już od dawna mnie męczyło.
     - O co poszło wam z Eleanor?    
     Nie odpowiadał, ale ja wiedziałam, że kiedy już będzie gotowy odpowie na nie. Dlatego w żaden sposób go nie pospieszałam. Po prostu czekałam. W końcu moja cierpliwość została nagrodzona.
     - Mieliśmy mały kryzys. Ja sporo koncertowałem, a ona zostawała tu, w Londynie. Początkowo przyjeżdżała na koncerty, ale z czasem robiła to coraz rzadziej. Zdawałem sobie sprawę z tego, że muszę coś z tym zrobić. Inaczej nasz związek się rozpadnie. Ale specjalnie się tym nie przejmowałem. Byłem zbyt zajęty sobą, zespołem, koncertowaniem... Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, było już za późno - przerwał na chwilę, aby po chwili znowu kontynuować - Miałem mieć przerwę podczas, której mieliśmy nakręcić teledysk do jednej z naszych piosenek. Skończyliśmy wcześniej i postanowiłem ją odwiedzić. Wszedłem do jej domu, miałem klucze, i zastałem ją z innym facetem...
     - Lou, nie musisz... - zaczęłam, ale mi przerwał.
     - Ale chcę. Nie rozumiesz tego? Lubię cię i to bardzo... Po tym, co zobaczyłem, nie miałem ochoty na nic... Dosłownie. Nie chciałem dawać koncertów, nie chciałem należeć do zespołu. Nie mogłem znieść wszystkiego. Dlatego menadżer wymyślił pomysł na promocje zespołu. Zgodziłem się, ale dałem jeden warunek. Chciałem, żebyśmy to my zdecydowali, kogo wybrać. Od razu, kiedy znalazłem twój formularz wiedziałem, że to ty spędzisz z nami wakacje - uśmiechnął się - Myślałem, że będziesz mi mówić, jaki to jestem beznadziejny, a ty okazałaś się być...
     - Przestań, bo się zarumienię - zażartowałam.
     - W takim razie nie przestanę. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak słodko się rumienisz...
     Złapałam poduszkę i delikatnie, uważając przy tym, żeby nie obudzić małej, uderzyłam go.
     - To bolało - zaprotestował chłopak.
     - Miało boleć.
***
     - Niall, przestań! - powiedziałam głośno.
     Było dosyć późno. Stylistka chłopaków odebrała już małą, a my wszyscy siedzieliśmy w salonie, oglądając jakiś kanał muzyczny.
     Przynajmniej ja próbowałam oglądać. Wsłuchanie się w muzykę było dosyć trudne, kiedy Zayn z Liamem zawzięcie o czymś dyskutowali, Niall śpiewał wszystkie piosenki, a Harry z Lou zmieniali słowa piosenek na bardziej dwuznaczne.
     Blondynek uśmiechnął się do mnie, ale nie przestał śpiewać.
     Zdenerwowana chwyciłam jakąś gazetę leżącą na stoliku i zaczęłam ją przeglądać, nadal uważnie słuchając programu.
     - Już pojutrze w Londynie, pierwszy od końca ich trasy, koncert - mówił prowadzący, kolejnego programu - O kim mowa? O One Direction - w studiu rozlegają się oklaski, piski, chichoty. Wszystko na raz.
     - Koncert? - spytałam zszokowana.
     - Wiedziałem, że zapomnieliśmy ci o czymś powiedzieć - mruknął Zayn.
     - Może tak konkretniej?
     Liam sięgnął po kopertę, która leżała na stoliku i wręczył mi ją.
     Kiedy otworzyłam ową kopertę, okazało się, że jest to bilet VIP na ich koncert.
     - Poważnie? - spytałam podekscytowana. Fajnie byłoby zobaczyć ich występujących na scenie przed tysiącami ludzi.
     - Jak najbardziej - przytaknął Niall, któremu rzuciłam się na szyję.
     Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co robię cała zarumieniona odsunęłam się od niego i powiedziałam:
     - Chyba mnie trochę poniosło...
     Wszyscy oprócz Louisa wybuchli śmiechem. Pewnie śmialiby się dłużej, ale przerwał im dzwonek do drzwi.
     - Otworzę - zaoferowałam się i podniosłam się z kanapy.
     - Nie, ja otworzę - zaprotestował Louis i rzucił się w kierunku holu.
     - O co ci chodzi? - spytał Niall, podnosząc się do pozycji siedzącej.
     - Po prostu wiem, kto to.
     Po tych słowach otworzył drzwi frontowe i do domu weszła... Eleanor. Miała na sobie luźną białą koszulę, czarne spodnie i czarne czółenka z paskiem. Jej włosy były związane w niedbałego warkocza. Wyglądała ślicznie. Sama zresztą była śliczna.
     Zapanowała nieznośna cisza. Nikt się nie odzywała, a ja nawet wstrzymałam oddech.
     W końcu Louis złapał Eleanor za rękę i pociągnął na górę, zapewne do swojego pokoju. Nie odezwał się do nas przy tym ani słowem. Nie wytłumaczył, co ona to robi.
     Chyba nie musiał. Wszyscy podświadomie wiedzieliśmy, o co chodzi. W końcu kiedyś musiało dojść do rozmowy pt.: "Co zrobimy z nami i z naszym związkiem?", ale myślałam, że Lou przed nią powie nam... powie mi, co zamierza zrobić. Do tej pory nie określił się z tym, czy nadal coś do niej czuje.
     Chłopaki wrócili do oglądania telewizji, ale żaden z nich nie skupiał się na telewizorze. Wszyscy, włącznie ze mną, myśleli o tym, co się dzieje w pokoju na górze.
     Ze zdenerwowaniem wróciłam do czytania gazety, udając przy tym, że wcale mnie nie obchodzi to, czy się pogodzą i wrócą do siebie, czy rozstaną się. Ale tak naprawdę mnie to obchodziło. Tak bardzo polubiłam Tomlinsona, że nie chciałam, aby ta dziewczyna znowu go zraniła.
     Po jakiś piętnastu minutach zeszli na dół. Trzymali się za ręce. Czyli jednak wrócili do siebie. Nie wiedzieć, czemu poczułam ukłucie w sercu, kiedy spojrzałam na to jak Louis wpatruje się w nią jak w obrazek.
     Odprowadził ją do drzwi, pocałował, po czym ona wyszła z domu. Chłopak wrócił do nas i z szerokim uśmiechem zajął miejsce przy Harrym. Zaczął coś z nim szeptać, ale nie słyszałam o czym.
     Poczułam, że chyba już więcej nie zniosę i podniosłam się z kanapy. Powiedziałam krótkie dobranoc i ruszyłam do swojego pokoju.
     Zaraz za mną ruszył Niall, który chyba próbował zrównać ze mną krok. Zatrzymał mnie dopiero przed drzwiami mojego pokoju.
     - Wiem, że się martwisz, ale Louis jest dorosły. Poradzi sobie, jeśli ona zrani go po raz kolejny - powiedział do mnie. Jaki on był bystry. Wiedział, że to właśnie przez to zaczęłam się martwić.
     Tylko, że to nie był koniec. Ja w ogóle nie chciałam, żeby Lou był z nią. Ona na niego nie zasługiwała.
     Stop. Bo zacznę podejrzewać, że sama zaczęłam czuć coś do niego. To by wyjaśniało to ukłucie w sercu. Szybko odpędziłam od siebie taką możliwość.
     - Wiem - powiedziałam krótko i weszłam do pokoju, starając się przy tym, żeby nie trzasnąć drzwiami za mocno. Zresztą na próżno.
    
   Zachęcam do komentowania. Każdy komentarz jest powodem mojego uśmiechu :) Postaram się, aby rozdziały pojawiały się regularnie, co dwa tygodnie, ale nic nie obiecuję.
     

wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 4

3 lipiec, Środa
     Louis zaraz po naszej rozmowie wypuścił mnie i delikatnie zasugerował, żebym już sobie poszła. Na dzisiaj zespół miał zaplanowaną próbę i wyglądało na to, ze zostanę sama w tym wielkim domu. Bez żadnego towarzystwa i żadnego sensownego zajęcia.
     Przespałam niecałe dwie godziny, ale nie zanosiło się na to, żebym znowu zasnęła. Niechętnie podniosłam się z łóżka. Zamiast iść do łazienki i się troszeczkę ogarnąć, skierowałam się do kuchni. W mojej głowie nadal jeszcze delikatnie szumiało, a moje usta były suche jak Sahara.
     W kuchni przy blacie kuchennym stał Zayn.  Świetnie, nie ma to jak zaczynać dzień od konfrontacji z „nieprzyjacielem”.
      - Cześć – przywitał się chłopak. Spojrzałam się na niego podejrzliwie. Naprawdę, już się na mnie nie gniewa?
      Pomachałam mu lekko ręką i podeszłam do lodówki, z której wyjęłam butelkę soku pomarańczowego. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu szklanki. Nie potrzebnie. Zayn podał mi szklankę i zaczął grzebać w lodówce. Nalałam sobie do pełna i jednym haustem wypiłam sok.
     Chłopak rozłożył składniki na blacie i wyjął miskę.
     - Co robisz? – spytałam i odłożyłam butelkę do lodówki.
     - Zamierzałem zrobić śniadanie – powiedział z uśmiechem. To już było podejrzane. Nie dość, że rozmawia ze mną normalnie, to jeszcze się do mnie głupio szczerzy – Chcesz mi pomóc?
     - Mogę chcieć - przytaknęłam. Może jakoś dowiem się, o co mu chodzi.
     Podczas, gdy ja przygotowywałam kanapki, Zayn robił ciasto na naleśniki. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Ciszę przerwał dzwonek komórki. Mulat wyjął telefon z kieszeni jeansów i spojrzał na wyświetlacz. Za nim wyszedł z kuchni powiedział:
     - Przepraszam, ale muszę to odebrać. Możesz już zacząć smażyć naleśniki.
    Ułożyłam zrobione przeze mnie kanapki na wielkim półmisku i wyjęłam patelnię. Zaczęłam smażyć naleśniki, kiedy do kuchni wszedł Louis.
     Miał na sobie białą koszulkę i długie, błękitne spodnie od piżamy. Jego włosy były w totalnym nieładzie, co nie zmieniało faktu, że wyglądał świetnie.
     Z uśmiechem na ustach podszedł do półmiska z kanapkami, chwycił jedną z nich i zaczął ją łapczywie jeść.
     Wydałam z siebie pomruk niezadowolenia, ale on mnie całkowicie zignorował. Podszedł do ekspresu i nalał sobie filiżankę kawy.
     - Co tam smażysz? – spytał między kolejnymi łykami gorącej kawy.
     - Naleśniki – odpowiedziałam i spojrzałam z powrotem na patelnie. Odwróciłam naleśnika, ale ku mojemu niezadowoleniu okazało się, że się przypalił.
     Zagotowało się we mnie. Nigdy nie lubiłam, gdy mi coś nie wychodziło. Wszystko, za co się brałam, musiało być idealne zrobione. Po prostu nie potrafiłam znieść porażki.
     A teraz przez tego oto pajaca, spartaczyłam nawet takie proste zadanie. Jak można spalić naleśniki?
     Kiedy Louis zobaczył powód mojej wściekłości, wybuchnął śmiechem, za co ja zgromiłam go wzrokiem. A on nadal uśmiechnięty, podszedł do mnie i wyrzucił spalonego naleśnika, po czym sam zaczął smażyć nowe.
     Wzruszyłam ramionami i naburmuszona usiadłam na krześle, dokładnie naprzeciwko niego.
     - No, już nie bądź taka. Jak chcesz to mogę Ci wytłumaczyć jak powinno się smażyć naleśniki – powiedział wesoło Lou i zaczął mi tłumaczyć w zabawny sposób, że nie powinnam spuszczać ich z oczu. Po każdym wypowiedzianym przez niego zdaniu (nawet, jeśli było beznadziejnie głupie i bezsensowne) wybuchałam śmiechem.
     Po jakiś trzydziestu minutach do kuchni weszła reszta chłopaków, którzy stanęli zdumieni, kiedy zobaczyli mnie śmiejącą się i uśmiechniętego Louisa.
     - Czuję, że między nimi coś jest – skomentował Zayn. Na jego słowa Lou powiedział coś niezrozumiałego, a ja zarumieniłam się i powiedziałam im, że pójdę się przebrać.
     Weszłam do mojego pokoju i wyjęłam z szuflady bieliznę, czarne spodnie i koszulkę w biało-czarne paski. Po szybkim prysznicu, założyłam wcześniej przygotowane ubrania i zeszłam na dół.
     - Lou, to nie będzie dobrze wyglądało – usłyszałam głos Liama – Wszyscy myślą, że jesteś jeszcze z Eleanor…
     - Ale już z nią nie jestem – przerwał mu Lou.
     - My to wiemy, ale media, prasa i fani nie – przekonywał go Zayn – Gadaliśmy o tym z Paulem. On też uważa, że pokazanie się z inną, gdy teoretycznie chodzisz z Eleanor, może o tobie źle świadczyć…
     - O mnie? Dobrze wiesz, że ona… - byłam tak bliska poznania powodu ich kłótni… Ale niestety Niall mnie zauważył, a reszta zespołu przerwała swoją wymianę zdań i wszyscy usiedliśmy do stołu, na którym stała masa naleśników i kanapki.

*** 

     Siedziałam na kanapie z Niallem i oglądałam telewizję. Nie specjalnie skupiałam się na problemach dziewczyny, która rozstała się ze swoim chłopakiem. Liam i Lou zamknęli się w swoich pokojach, a Harry i Zayn kończyli zmywać po śniadaniu.
     Kiedy skończyli zajęli wolne miejsca na kanapie.
     - Słuchaj, bo jest taka sprawa… – wygląda na to, że dowiem się, dlaczego Zayn zachowuje się wobec mnie tak miło.
     - Dzisiaj moja dziewczyna, która też ma swój zespół, ma krótką przerwę w trasie koncertowej i no wiesz…
     - Przyjeżdża do Ciebie? – pomogłam mu.
     - No, tak. Ona bardzo chciałaby Cię poznać i w ogóle…
     - Mam być miła? O to Ci chodzi?
     - No, też…
     - Wysłów się – ponagliłam go.
     - Wieczorem chcielibyśmy pobyć trochę sami – wytłumaczył Zayn.
     - Mam wyjść z domu?
     - Tak, to znaczy nie – jąkał się mulat. Westchnął i wytłumaczył – Lou zaproponował, że możecie coś razem porobić…
     Na samą myśl, że mogłabym z nim spędzić cały wieczór, uśmiechnęłam się jak jakaś idiotka. Co się ze mną dzieje?
     - O tym rozmawialiście w kuchni? – skojarzyłam fakty.
     - Między innymi – powiedział z uśmiechem Harry.
     - Okej – powiedziałam i wzruszyłam ramionami. Udawałam obojętną, ale nie mogłam się doczekać ich powrotu z próby.

***
     Chłopaki wyszli już z domu, a ja czekałam na dziewczynę Zayna. Bałam się, że będzie ona prawdziwą pustą blondynką, z którą nie będę miała żadnych wspólnych tematów do rozmowy. Spędziłybyśmy, wtedy razem całe dwie godziny, podczas których na siłę próbowałybyśmy nawiązać rozmowę.
     Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, serce podeszło mi do gardła. Nerwowo poprawiłam bluzkę i przeszłam do holu. Cała zestresowana otworzyłam drzwi frontowe.
     Moim oczom ukazała się pogodna blondynka. Miała na sobie białą bluzkę i czarną spódniczkę, która ledwo sięgała za kolano.
     - Cześć. Ty pewnie jesteś Nina. Ja jestem Perrie – powiedziała miło i podała mi rękę, którą krótko uścisnęłam.
     Zapanowała cisza. Gdyby zależało to tylko ode mnie, trwałaby jeszcze dłużej, ale Perrie spytała:
     - To, co zaprosisz mnie do środka?
     - Tak, jasne. Przepraszam, ale inaczej się sobie Ciebie wyobrażałam – powiedziałam skrępowana i wpuściłam ją do środka.
     Na moje słowa Perrie zaśmiała się głośno i odrzekła:
     - Dzięki, ty też nie jesteś taka zła.
     Ruszyłyśmy w kierunku salonu, gdzie na stoliku leżała przygotowana przeze mnie wcześniej herbata i ciasteczka.
     Zajęłyśmy miejsca na kanapie. Najpierw rozmawialiśmy o jej zespole, potem o muzyce itp. Co dziwne świetnie nam się rozmawiało. Kiedy zabrakło nam tematów niezbędnych do podtrzymania rozmowy, zaczęłyśmy, jak chyba każde dziewczyny, plotkować.
     Jakoś nigdy nie lubiłam tego robić. Nie znałam żadnych sensacyjnych plotek, bo po prostu sądziłam, że nie są mi takie informacje potrzebne. Na ile można było ufać plotką, kiedy zaczynały się one od słów „moja koleżanka usłyszała to od swojej siostry, która wiedziała to od jej przyjaciółki, która go znała”?
     Ale z Perrie nawet plotkowanie okazało się zabawną i ciekawą czynnością. Obgadywałyśmy chłopaków z One Direction (w tym Zayna, którego teoretycznie i praktycznie była dziewczyną).
     Nie spodziewałam się, że można kogoś tak szybko polubić. Co ja mówię… Nie spodziewałam się, że mogłabym tak polubić dziewczynę Zayna.
     Kiedy chłopaki wrócili z próby, zastali nas całe roześmiane.
     - Dobrze się bawiłyście? – spytał Zayn.
     - Tak, dzięki za troskę – powiedziała Perrie sztucznie i wstała z kanapy, aby pocałowałać swojego chłopaka.
     - To, co zbieramy się, Nina? – zapytał Lou.
     - Jasne – powiedziałam szybko.
     Czy tylko dla mnie widok tulącej się do siebie pary, był jakby to ująć… ohydny? Chociaż wyglądali razem naprawdę słodko, nie potrafiłam patrzeć jak się obściskują. Wrodzona nienawiść do par.
     Chłopak pociągnął mnie za rękę do holu, gdzie szybko założyłam białe baleriny i wyszliśmy z domu.
***
     - Co będziemy robić? – spytałam Lou, jednocześnie przegryzając wargę.
     - Niespodzianka – odpowiedział tajemniczo.
     - Jest jedna rzecz, której o mnie nie wiesz…
     - Mianowicie?
     - Nie lubię niespodzianek – na moje słowa na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, ale i tak nie powiedział mi, dokąd jedziemy.
     - Mógłbyś przynajmniej włączyć radio?
     Louis na moje słowa posłusznie włączył radio. Leciała akurat piosenka Calvina Harrisa „Feel So Close”.
     Zaczęłam śpiewać, chociaż nie znałam słów. Nie to, żeby mi to przeszkadzało. Po chwili dołączył do mnie Louis. Śpiewał trochę lepiej ode mnie (raczej nie mam talentu, jeśli chodzi o śpiewanie), ale razem wyszła nam całkiem niezła przeróbka tego hitu.
     Nagle się zatrzymaliśmy. Spojrzałam na chłopaka pytająco, a on wytłumaczył:
     - Jesteśmy na miejscu.
     Wyszłam z samochodu i stanęłam zdumiona. Staliśmy przed wielkim stadionem. Po raz drugi tego popołudnia posłałam Lou pytające spojrzenie.
     - Idziemy na mecz – powiedział z dziwną dumą.
     - Mecz? Czyj?
     - Liverpoolu i Arsenalu Londyn.
     Chłopak zaczął prowadzić nas w stronę wejścia do budynku. Było jeszcze pusto, przez co nie musieliśmy stać w wielkim tłumie ludzi. Od razu podeszliśmy do gościa, który sprawdził nasze bilety.
     - Skąd masz dwa bilety na ten mecz? – zapytałam.
     - Planowałem iść na niego z kimś innym – odpowiedział i weszliśmy do budynku. Zatrzymałam się.
     - Chciałeś iść na niego ze swoją dziewczyną, prawda?
     Louis skrzywił się delikatnie na te słowa, ale odpowiedział:
     - Tak.
     Po chwili ruszyliśmy w stronę trybun, aby zająć nasze miejsca.
***

     - Lou, umieram z głodu… Kiedy to się skończy? – moje ostatnie słowa zagłuszyła salwa krzyków.
     - Widziałaś to? Przecież to ewidentnie był spalony – krzyczał wzburzony Louis, który chyba mnie nie słyszał.
     - Jestem głodna – szarpnęłam go za rękaw, jego długiej koszulki.
     - Jeszcze tylko dwadzieścia minut – powiedział chłopak i ponownie całą swoją uwagę skupił na grze.
     Przez cały czas trwania tego durnego meczu nie zwracał na mnie uwagi. Myślałam, że to popołudnie spędzę ciekawie i to sam na sam z nim. A tu proszę, siedzimy sobie i oglądamy mecz.
     - Jestem głodna – jęczałam, ale on nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Nie wytrzymałam i krzyknęłam– Idziesz ze mną coś zjeść czy mam iść sama?
     Chłopak wreszcie spojrzał na mnie i powiedział krótko:
     - Wracam za pięć minut – po czym wstał i odszedł.
     Zadowolona zaczęłam obserwować dalszy przebieg gry.
     Tak ja obiecał, Lou wrócił po jakiś pięciu minutach. W rękach trzymał butelkę Pepsi i dwa hot-dogi.
     - Dziękuje – powiedziałam miło, kiedy podał mi jednego.
     W zamian za to postanowiłam szybko zrelacjonować mu, co się działo.
     - No, więc tak… Walcott chciał zaatakować bramkę Jonesa, ale popełnił ten błąd i biegł lewym skrzydłem. To było oczywiste, że Johnson zrobi skuteczny wślizg i zabierze mu tę piłkę. Potem podał piłkę do Coatesa, a ten podał ją do Borini, który strzelił tą głupią bramkę, przez co Arsenal przegrywa 2:1. To raczej mało prawdopodobne, żeby podczas piętnastu minut strzelą jednego gola, aby przynajmniej był remis. Tylko tak mogą się utrzymać na tym samym miejscu w lidze – skończyłam mówić i łapczywie rzuciłam się na mojego hot-doga.
     Dopiero, kiedy zaczęłam przeżuwać kawałek, spojrzałam na reakcję Lou. Musiałam się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
     Miał otwarte usta i wpatrywał się we mnie jakby zobaczył ducha.
     Przełknęłam szybko to, co miałam w buzi i powiedziałam z udawaną troską:
     - Zamknij buzię.
     - Ale… myślałem… ty… nie lubisz… - jąkał się.
     Posłałam mu ciepły uśmiech i zanim ponownie rzuciłam się na mojego hot-doga, powiedziałam słodko:
     - Jeszcze nic o mnie nie wiesz.

***
     - Mówiłem Ci, że to się tak skończy – mówił Lou, kiedy przepychaliśmy się między ludźmi.
     Mecz się skończył, a my właśnie wychodziliśmy ze stadionu. To znaczy, próbowaliśmy się stąd wydostać. Teraz było tu tak dużo ludzi.
     - No, dobra. Muszę przyznać, że ta ostatnia bramka Arsenalu w doliczonym czasie była niezła. Ale to, że wygrali 3:2 to już totalne zaskoczenie.
     Louis uśmiechnął się do mnie i wesoło odrzekł:
     - Wiesz, że nigdy wcześniej nie spotkałem dziewczyny, która wiedziałaby tak dużo o piłce nożnej? – na jego słowa na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
     Błagam, żeby tylko tego nie zauważył. Jeszcze by sobie coś pomyślał.
     Uratowała mnie jakaś pięcio-sześcioletnia dziewczynka, która rozpoznała Lou i koniecznie chciała sobie z nim zrobić zdjęcie.
     Chłopak spojrzał na mnie, jakby prosząc o pozwolenie. To było słodkie, ale takie troszeczkę dziwne. Nie byłam jego przyjaciółka, ani dziewczyną, więc nie musiał tego robić. Zszokowana takim zachowaniem krótko kiwnęłam głową.
     Po jakiś dwudziestu minutach (jeszcze parę dziewczyn go rozpoznało) wsiedliśmy do samochodu.
     Zmęczone oparłam moją głowę o zagłówek fotela i zamknęłam moje oczy.
     - To, co teraz robimy? – spytał Lou.
     - Żartujesz sobie? – otworzyłam oczy. Był całkowicie poważny – Nie możemy po prostu wrócić do domu?
     Pokręcił przecząco głową, ale kiedy zauważył moją minę, dodał:
     - Jest dopiero siódma. Myślisz, że już się sobą nacieszyli?
     Na samą myśl, że miałabym im przerywać zrobiło mi się ich żal. Nie widzieli się tyle czasu. Chyba mogę jeszcze trochę poczekać i dać im więcej czasu.
     Louis odpalił auto, włączył radio i wyjechał z parkingu. Ruszyliśmy w tylko mu znanym kierunku.
  
***
     - Naprawdę? Zabrałeś mnie do Starbucksa? –spytałam z niedowierzaniem.
     - Planowałem to od samego początku. Ale pamiętaj musimy pozostać niezauważeni.
     Wybuchłam śmiechem, kiedy zakładał okulary przeciwsłoneczne. Musiało to wyglądać, co najmniej dziwnie, ponieważ na zewnątrz było dosyć pochmurnie i ciemno.
     Zajęliśmy miejsca w kącie lokalu, a kiedy kelner podszedł zamówiłam karmelowe macchiato i kawałek ciasta, a Lou tylko kawę. Po paru minutach kelner przyniósł nam nasze zamówienia.
     Pociągnęłam łyk mojego karmelowego macchiato, uważając przy tym, aby się nie poparzyć. Zaraz potem spróbowałam mojego ciastka. Pychota.
     Spojrzałam na chłopaka i na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
     - Chcesz trochę? – spytałam, widząc z jakim wzrokiem wpatrywał się w talerzyk, na którym było moje ciastko.
     Pokiwał krótko głową i łyżeczką oddzielił sobie spory kawałek.
     - Nie tak dużo – powiedziałam, udając oburzenie.
     - Dlaczego?  - spytał zawadiacko i zjadł kawałek ciastka.
     - Ostrzegam to może się źle dla Ciebie skończyć…
     - Dlaczego?
     Nie wiele myśląc złapałam szklankę wody, z którą właśnie szedł kelner i wylałam ją mu na głowę.
     Kiedy zobaczyłam jego minę wybuchłam śmiechem.  Ale Louis tylko się skrzywił.
     - Coś się stało? – spytałam zmartwiona – To miał być tylko głupi żart...
     Chłopak pokręcił głową i wskazał mi drzwi wejściowe do kawiarenki. Obróciłam głowę i zobaczyłam paru paparazzi, którzy robili nam zdjęcia.  Popychali innych ludzi, aby tylko podejść do nas jak najbliżej.
      Lou rzucił na stolik banknot, złapał mnie za rękę i zaczął biec w stronę drugiego wyjścia.  Szybko wbiegliśmy do auta i ruszyliśmy z powrotem do domu. Chyba na dzisiaj wystarczy nam przeżyć.
*** 

     Stałam z Lou przed drzwiami do naszego wakacyjnego domku i czekaliśmy… Nie wiadomo, na co.
     Byłam zła na siebie. Nie, nie byłam zła, ja byłam wściekła. Niepotrzebnie przyciągnęłam uwagę ludzi, a oni zadzwonili po fotoreporterów. Gdyby nie to siedziałabym pewnie jeszcze z nim w Starbucksie i śmiała się z wąsika, który zrobiłby sobie pijąc kawę z dużą ilością pianki. Mogłabym spędzić tam z nim nawet całą noc, słuchając jego opowieści i żartów.
      Skąd u mnie taka zmiana? Niecałą dobę temu chciałam go ukatrupić za to jak się wobec mnie zachowuje. Aż tak dużo się zmieniło przez ten czas?
      Tak naprawdę nic się nie zmieniło, po prostu z nim porozmawiałam. To jest właśnie przykład tego jak dużo może zmienić jedna rozmowa.
      Ale moje relacje z nim nie były takie proste… Potrafiliśmy porozumieć się bez słów, ale przecież rozmawialiśmy… Wytworzyła się między nami nić porozumienia, ale przecież nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego… Zachowywaliśmy się jakbyśmy się znali od zawsze, ale przecież nic o sobie nie wiedzieliśmy… Wydawało mi się, że znamy się od wieków, ale przecież znamy się raptem od paru dni…
     - O czym myślisz? – spytał Louis niepewnie.
     Chciałam go spławić krótkim „O niczym”, ale zdawałam sobie sprawę, że mogłabym go taką odpowiedzią zranić, więc odpowiedziałam:
     - O tym, że w sumie fajnie spędziłam ten dzień…
     - Tak, powinniśmy to kiedyś powtórzyć…
     - Ale bez paparazzi – przerywałam mu.
     - Bez paparazzi – przytaknął z uśmiechem.
     Weszliśmy do domu, gdzie panowała kompletna cisza. Skierowaliśmy się w stronę naszych pokoi. Położyłam moją rękę na klamce, ale Louis złapał mnie za nią i odwrócił w swoja stronę.
     Widziałam na jego twarzy determinacje, ale kiedy spojrzał prosto w moje oczy, odpuścił i powiedział krótko:
     - Dobranoc – puścił moją rękę i poszedł do swojego pokoju, zostawiając mnie samą na korytarzu.