wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 26

     26 lipiec, Piątek        
     Jedną z najtrudniejszych rzeczy następnego dnia okazało się być podniesienie z łóżka. Niestety byłam siłą rzeczy do tego zmuszona, a to wszystko przez kogoś, kto ciągle dobijał się do drzwi mojego apartamentu. Powłócząc nogami, dotarłam w końcu do źródła hałasu, który przerwał mi przyjemny sen. Moje oczy jeszcze się kleiły, więc otworzenie drzwi graniczyło prawie z cudem.
     - Och, jeszcze spałaś? Przepraszam nie chciałem cię obudzić. Myślałem, że bierzesz prysznic czy coś w tym rodzaju. - Louis wparował do pokoju, przelotnie składając na moim policzku krótki pocałunek, po czym z impetem rzucił się na łóżko.
     Podeszłam do wielkiego okna i powoli odsunęłam firanki, spodziewając się, że jak tylko to zrobię do pokoju wpadną jasne promienie słoneczne. Jednak tak się nie stało, co było dla mnie niesłychanym zaskoczeniem. Na zewnątrz było jeszcze ciemno, słońce nawet nie pojawiło się jeszcze na horyzoncie. Ten widok zmusił mnie do refleksji nad tym, co mój chłopak może chcieć ode mnie o tak wczesnej godzinie, którą wskazywał zegar naścienny.
     - Spodziewałeś się, że będę brała prysznic o piątej rano?
     - Tak. To znaczy... Wiem, że wcześnie wstajesz, więc po prostu pomyślałem, że będziesz już na nogach. Poza tym, to bez znaczenia. Jeśli byś jeszcze spała, obudziłbym cię. Chodzi o to, że chcę cię gdzieś zabrać, więc jeśli mogłabyś się odrobinę pospieszyć i ubrać, to byłbym bardzo wdzięczny.
    Kiedy początkowy szok wywołany jego słowami przechodzi i udaje mi się odzyskać rezon, zaczynam wyjmować z szafy zupełnie przypadkowe ubrania. Wybór padł na aksamitną bordową bluzeczkę i kremowe szorty, przez które przepleciony jest sznureczek, którego kolor idealnie komponuje się z kolorem bluzki. Do tego postanawiam założyć moją jedyną parę sandałek, a do ręki na wszelki wypadek biorę sweterek. Jak najszybciej przebieram się w łazience, następnie związuje swoje włosy w kucyka i wychodzę.
     - Jestem już gotowa - oznajmiam wesołym tonem.
     Chłopak ciągle leży na łóżku, a ja przez moment odnoszę wrażenie, że zasnął. Jednak moje obawy rozpływają się w momencie, kiedy podnosi na mnie spojrzenie swoich pięknych, błękitnych oczu. Na moich wargach pojawia się uśmiech, kiedy wzdycha on na mój widok i szybko podnosi się z łóżka.
Szybkimi susami pokonuje dzielącą na odległość, a kiedy staje przede mną i pochyla się w moją stronę, moje serce gwałtownie przyspiesza swoje bicie.
     Louis zaczyna całować mnie z taką namiętnością, że już po paru sekundach czuje się całkowicie rozbudzona. Moje nogi stają się jak z waty, a reszta ciała dosłownie się rozpływa pod wpływem jego objęć i pocałunku. Kiedy w końcu się od siebie odrywamy, oboje mamy zarumienione twarze, na których znajdują się szerokie uśmiechy.
     - Uwierz mi, że chętnie kontynuowałbym nasz pocałunek, ale naprawdę chciałbym ci coś pokazać. Jeśli się jednak nie pospieszymy, moje plany spełzną na niczym. Obiecuję jednak, że wrócimy do tego w najbliższym czasie.
     - Och, jasne.
     Louis łapie mnie za dłoń i prawie siłą wyciąga z pokoju hotelowego. Jestem za bardzo odrętwiała, żeby zrobić to sama, więc z ulgą przyjmuję jego pomoc w wydostaniu się z tego budynku. Nie zdążyłam się nawet zorientować, jak wyszliśmy z hotelu i wsiedliśmy do taksówki, która powoli mknęła przez ulice miasta. Z jakiegoś powodu odnosiłam teraz wrażenie, że jest opustoszałe. Z pewnością to przez wczesną godzinę, to miasto wyglądało trochę inaczej, o ile to odpowiednie słowa. Jednak ani przez chwile nie przestało być piękne.
     Chłopak ścisnął delikatnie moją rękę, co zupełnie oderwało mnie od podziwiania uroków Hiszpanii. Moje oczy zerknęły na nasze splecione dłonie i mimowolnie się uśmiechnęłam. Ten widok oddziaływał na mnie w jakiś dziwny sposób, którego chyba nie potrafiłabym opisać.
     Kiedy podniosłam spojrzenie w górę, dostrzegłam, że Louis również się uśmiecha. Było to takie słodkie, że nie mogłam się powstrzymać, żeby się do niego nie przytulić. Każdy normalny człowiek odwzajemniłby po prostu uścisk, ale nie Louis. To po prostu nie byłoby w jego stylu. On wolał się roześmiać, a potem mocno do siebie przytulić. To zdecydowanie bardziej do niego pasowało. Jednak z pewnością nie zmieniało to faktu, że scena była bardzo słodka i romantyczna. Jakby wyjęta z filmu.
     Nie potrafiłabym określić, ile czasu jechaliśmy samochodem, zanim zatrzymaliśmy się na jakimś górzystym terenie. Dla mnie po prostu w tamtej chwili czas się zatrzymał, bo nie chciałam, żeby upływał. Chciałam, żeby chwila trwała wieczność. W dodatku zegar przestał być moim wyznacznikiem czasu. Stały się nimi kolejne uderzenia serca chłopaka, w którego byłam wtulona.
     Gdy taksówka się zatrzymała, chłopak powoli i delikatnie wysunął się z mojego uścisku. Wysiadł z samochodu, który okrążył w dosyć szybkim tempie, a to wszystko po to, żeby pomóc w tym mnie. Tylko, że ja wysiadając z auta, prawie się potłukłam. Od wypadku uratowała mnie tylko jego szybka reakcja. Tak jakby jeszcze ktoś miał wątpliwości, co do tego, czy nie jestem pechowcem.
     Na wszelki wypadek zostałam objęta w pasie, żeby się przypadkiem nie przewrócić. Choć muszę przyznać, że taki obrót spraw mi w zupełności odpowiadał, bo bardzo przyjemnie spacerowało się, czując ciepło jego ciała tak blisko mojego.
     - Mógłbyś mi przynajmniej powiedzieć, gdzie idziemy? - spytałam, podnosząc głowę odrobinę do góry, tak żebym mogła dostrzec jego twarz.
     - Nie jestem rannym ptaszkiem, ale muszę przyznać, że zawsze lubiłem być na nogach o wczesnych godzinach. Chyba to trochę zamieszałem, ale mam nadzieję, że rozumiesz, co mam na myśli - zaczął opowiadać, kompletnie ignorując moje pytanie. - Czujesz się tak, jakby nikogo poza tobą nie było. Wszyscy jeszcze śpią, a ty możesz spokojnie odpocząć od przebywania z ludźmi. Teraz jednak zacząłem nieco bardziej to doceniać, bo przez większość czasu jestem przez nich otaczany. Stylistki, makijażystki, cała ekipa, fanki... Czasem wydaje mi się, że jest ich po prostu za dużo. Właśnie wtedy muszę pobyć odrobinę sam, a jak się okazuje, takie pory są do tego idealne.
     - Chciałeś pobyć sam, a mimo to zabrałeś mnie dziś ze sobą. Chyba nie do końca to rozumiem. - Nie wiem, jakim cudem udało mu się odwrócić moją uwagę.
     - To po prostu nie jest jeszcze taki dzień, a ja bardzo chciałbym pokazać ci coś wspaniałego. Poza tym, lubię twoje towarzystwo.
     Wtuliłam się w niego odrobinę bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Przez następne parę minut spacerowaliśmy w ciszy, jeśli nie liczyć cichego ćwierkania ptaków. Słońce zaczynało już powoli pojawiać się na horyzoncie, dzięki czemu podziwianie krajobrazu stało się nieco bardziej możliwe. Jeśli miałabym go opisać jednym słowem, byłoby to chyba "pięknie".
     Wokół nas roztaczały się drzewa w niewiarygodnej ilości. Po prawej stronie był rozrośnięty las, który porośnięty był drzewami o imponującej wysokości. Na przeciwko lasu, po naszej lewej stronie, znajdował się sad. Nie zauważałam tu innych owoców niż pomarańcze i mandarynki, które były w zasadzie znane i popularne chyba na całym świecie. Przed nami rozciągała się dróżka, którą spacerowaliśmy. Był to chyba nasz jedyny ratunek w razie zgubienia się, bo szczerze wątpiłam, że znaleźlibyśmy tutaj zasięg.
     - Louis, jesteś pewien, że to legalne? Mam na myśli... Czy my możemy tu być?
     Chłopak wybuchł śmiechem na zadane przeze mnie pytania. Poczułam się tym odrobinę urażona tym, ale jeśli się nad tym zastanowić, to naprawdę zabrzmiało to głupio. Niestety ja nic już nie mogłam poradzić na to, że byłam tą rozważną. Nawet w czasie mojego "buntu" przeciwko rodzicom, kiedy to zaczęłam spotykać się z ludźmi, którzy pili i palili. Pomimo tego, że robili oni to na swoją odpowiedzialność, to martwiłam się o nich. Nie byli mi jakoś specjalnie bliscy, ale spędzałam z nimi większość mojego wolnego czasu. To zazwyczaj ja odprowadzałam wszystkich po imprezie, ponieważ bałam się, że może im się coś stać podczas drogi powrotnej. To ja wybijałam im z głowy wszystkie głupie pomysły. W tym ten, żeby skoczyć do jeziora na rowerach. 
     Drzewa zaczęły się przerzedzać, a sad pomarańczy zniknął gdzieś za nami. Jedyną rzeczą w przyrodzie, która się nie zmieniła, była nasza ścieżka. Ale nagle wszystko się zmieniło. Nie było ani sadów, ani ścieżki. Zostały tylko pojedyncze drzewa i słońce. Już rozumiałam, dlaczego Lou chciał zabrać mnie właśnie w to miejsce, choć nie wiedziałam, skąd on je zna.
     Wschód słońca oglądany z miejsca, w którym staliśmy był magiczny. Naprawdę nie przesadzam z tym słowem, ponieważ widziałam już wiele wschodów słońca, ale nigdy takiego pięknego. Może to przez to, że byłam w Hiszpanii, które w jakiś sposób słynie z tego, że jest słoneczna. Albo to przez to, że stałam koło Lou i byłam wtulona w jego bok. Nie jestem tego pewna, ale z pewnością nigdy nie zapomnę tego momentu.
     Powoli wysunęłam się spod jego ramienia i stanęłam naprzeciwko niego. Obserwowałam jak promienie wschodzącego słońca odbijają się na jego twarzy. Było to coś niesamowitego, moja dłoń sama odnalazła drogę na jego policzek i dotknęła miejsca, gdzie odbijał się jeden z nich. Dotyk dłoni wydawał się być bardzo przyjemny dla chłopaka, który przymknął powieki, tak jakby rozkoszował się tą chwilą przyjemności. Nie mogłam się powstrzymać od złożenia na jego ustach słodkiego pocałunku.
     - Dziękuję ci, że mnie tu ze sobą zabrałeś. To jest naprawdę coś niesamowitego.

***
     Wyszłam z łazienki po dość krótkim, ale za to odprężającym, prysznicu. Miałam na sobie frotowy szlafrok z emblematem hotelu na piersi, przez co czułam się odrobinę niekomfortowo, i ręcznik na głowie. Mimo wszystko czułam się wyjątkowo dobrze, zapewne dzięki temu, że mój organizm ochłodził się odrobinę podczas prysznica.
     Miałam wreszcie odrobinę czasu dla siebie, bo chłopaki zaraz wychodzili na próbę dźwiękową. Nie do końca rozumiałam, z jakiej przyczyny te próby musiały odbywać się zawsze przed koncertem, ale postanowiłam po prostu nie ingerować w takie sprawy. Wątpiłam, czy wynikłoby z moich pytań cokolwiek dobrego. Dlatego chyba po prostu wolałam pogodzić się z faktem, iż muszą się one odbywać.
     Podniosłam pilot ze stolika, na którym stał jeszcze mój nietknięty lunch. Zdecydowanie nie miałam ochoty schodzić na dół do restauracji sama, więc zamówiłam sobie coś do pokoju. Z tego co się orientowałam był to jakiś hiszpański przysmak i, jeśli się nie mylę, miało to coś wspólnego z kurczakiem. Niestety z moim hiszpańskim było kiepsko.
     W pokoju rozległ się hałas, który spowodowany był za głośnym głosem jednego z prezenterów. Rozmyśliłam się i wyłączyłam telewizję. Zdjęłam mokry już ręcznik z głowy i próbując odrobinę okiełznać moje włosy, wyszłam na balkon. Kiedy dostrzegłam przed hotelem tłumy wrzeszczących dziewczyn, już wiedziałam, o co chodzi. Nie trudno było dodać dwa do dwóch, choć jakoś nigdy nie byłam specjalnie dobra z matematyki. 
     Byłam już świadkiem zachowania tłumu fanek na koncercie idoli, tylko że nigdy nie widziałam takiej ilości nastoletnich dziewczyn, które wyczekiwałyby na swoich idoli, poza areną koncertową. To było coś, co dosłownie zwaliło mnie z nóg.
     Nastoletnie fanki piszczały, krzyczały, płakały. Niektóre z nich trzymały w dłoniach transparenty łudząco podobne do tych, które widziałam na koncertach One Direction. Z tą różnicą, że te przede mną były większe i bardziej okazałe. Szczerze mówiąc, byłam pod wrażeniem pomysłowości tych dziewczyn. Nie rozumiałam, co prawda większości z nich, ale na szczęście nieliczne hasła były w języku angielskim.
     Czytając je, co jakiś czas, uśmiechałam się sama do siebie. Dla postronnej osoby mogłabym wyglądać dosłownie nienormalnie, jednak jakoś się tym nie martwiłam. Było to swego rodzaju ciekawe uczucie, bo wypełniała mnie dziwna duma. Te dziewczyny szalały za moim chłopakiem, a jakaś 1/5 z nich skandowała jego imię. Wtedy do mnie dotarło, jak wiele on osiągnął.
     I nagle rozpętało się dosłowne piekło. Głównym wyjściem wyszła piątka rozczochranych głów w towarzystwie ochrony, która za wszelką cenę próbowała powstrzymać fanki przed rzuceniem się na nich. Było to coś niesamowicie szalonego, a przynajmniej dla postronnego obserwatora, który widzi coś takiego po raz pierwszy w życiu.
     Jedna z fanek coś krzyknęła, ale ja nie dosłyszałam, o co jej chodziło. Jednak już po chwili zrozumiałam, kiedy połowa z dziewczyn zaczęła skandować, jak bardzo jestem beznadzieja. Nie rozumiałam, czemu one to robią. Czemu tak bardzo mnie chciały urazić, przecież ja im nic nie zrobiłam.
     Ostatnią rzeczą, którą zdążyłam zauważyć przed zamknięciem balkonu i powrotem do środku, była mina Lou. Jak to możliwe, żeby z takiej odległości mogła dostrzec właśnie jego twarz? Widać było, że poczuł się w pewien sposób zraniony, choć próbował zachować kamienną maskę. Ona jednak przestała na mnie już działać, bo on już nie mógł ukrywać przede mną swoich uczuć. Pomimo tego, że byliśmy parą przez naprawdę krótki okres, to już stał się dla mnie otwartą księgą.
     W jednej chwili osunęłam się na drzwiach balkonowych, lądując przy tym na chłodnej podłodze. Jednak, co dziwne, nie płakałam. To tak jakbym w ciągu tego całego miesiąca wyczerpała całe zapasy łez, które posiadałam. Stałam się tak bardzo obojętna. Nie miało dla mnie znaczenia to, że na zewnątrz wykrzykują właśnie, jak bardzo nie zasługuję na Lou. Wisiało mi to, choć to tak bardzo bolało. Czemu uważały, że nie jestem dla niego odpowiednia? A co jeśli faktycznie tak było?
     To było takie głupie. Zastanawianie się, czy mój związek z nim ma w ogóle szanse. Jeszcze wczoraj chciałam nie martwić o takie rzeczy. A jednak te wszystkie słowa, które usłyszałam, sprawiły, że zaczęłam się nad tym zastanawiać. Zwątpiłam w nas. To właśnie było najgorsze.
     Z tego otępienia wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Starałam się go po prostu zignorować, bo nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę. Zwłaszcza, że podejrzewałam, kto może się próbować do mnie dodzwonić. Jeśli to faktycznie Louis, to wolałam zignorować to połączenie. Bynajmniej nie miałam ochoty z nim rozmawiać, a przynajmniej w tej chwili. Musiałam chyba ochłonąć.
     Ignorując dzwoniący telefon, podniosłam się z podłogi i na chwiejnych nogach podeszłam do łóżka. Nie zdjęłam z siebie ubrania, żeby go nie wygnieść za bardzo. Najzwyczajniej położyłam się na łóżku z zamiarem odpoczęcia choć chwili. Nawet nie potrafię określić, w którym momencie zasnęłam. Ostatnią rzeczą, która zapamiętałam, był dzwoniący telefon.

***

     Cały ten dzień był bez sensu. Pukanie do drzwi obudziło mnie o piątej rano, a teraz budziło mnie jeszcze teraz. Byłam rozkojarzona i nie do końca wiedziałam, co się działo. Chwile zajęło mi ogarnięcie sytuacji i zdanie sobie sprawy, że powinnam otworzyć drzwi. Jednak rozleniwiłam się i nie bardzo chciało mi się podnosić z łóżka, żeby otworzyć. Miałam nadzieję, że osoba się odczepi i zostawi mnie w świętym spokoju.
     Jednak donośne pukanie do drzwi nie ustawało. Ktoś ciągle próbował się dostać do mojego pokoju. Sapnęłam zdenerwowana i podniosłam się z łóżka. Podeszłam do drzwi, zahaczając małym palcem u stopy o kant szafki. Z moich ust wydobyło się przekleństwo, kiedy ból dał o sobie znać. Z trudem dotarłam do drzwi i je otworzyłam.
     Po raz kolejny tego dnia Louis wparował do pokoju, jak gdyby nigdy nic. Nie przejmował się tym, że może nie mam ochoty na rozmowy. To było bez znaczenia, bo on chciał, albo potrzebował, żeby ze mną pogadać.
     - Mogłabyś mi powiedzieć, czemu nie odbierałaś swojego telefonu?! Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się o ciebie martwiłem?!
     Och, czyli zaczynamy się kłócić. Niezbyt miła odmiana po naszym wspólnym poranku, kiedy nie potrzebowaliśmy słów, aby się zrozumieć. Nie miałam najmniejszej ochoty na kłótnie, a tym bardziej nie posiadałam na to siły. Chciałam pobyć sama i przemyśleć pewne sprawy.
     Kiedy Louis nerwowo spacerował po pokoju, przeczesując palcami swoje włosy; ja podeszłam do szafki nocnej i podniosłam komórkę. Miałam nieodebranych dwanaście połączeń - cztery od mojej siostry i osiem od Lou. Nie to, żebym się tym jakoś szczególnie przejęła. Jak zdążyła się zorientować już większość ludzi, ja rzadko odbieram połączenia, kiedy śpię.
     - Nie mam teraz ochoty się z tobą sprzeczać. Muszę zadzwonić do mojej siostry. Mógłbyś dać mi dosłownie sekundkę? Jak tylko skończę, porozmawiamy.
     Chciał coś powiedzieć, ale zmienił zdanie i tylko krótko skinął głową. Chyba on też nie za bardzo miał siłę, żeby się ze mną sprzeczać. Usiadł na skrawku mojego łóżka, czekając na to, aż skończę rozmowę z Klarą. Tyle tylko, że musiałam ją najpierw zacząć. Wybrałam jej numer, nie zważając na to, że w Polsce jest już po północy. A jednak Klara odebrała już po trzecim sygnale.
     - Mogłabyś wytłumaczyć mi, czemu dzwonisz tak późno? - spytała zaspanym głosem.
     - Przepraszam, nie bardzo chciałam cię budzić, ale dopiero teraz zauważyłam, że próbowałaś się do mnie dodzwonić. Zżera mnie ciekawość, z jakiego powodu dzwoniłaś. Czy to chodzi o przyjazd ojca?
     - W pewnym sensie. Nie dzwoniłabym do ciebie, gdyby sytuacja nie stała się nie do wytrzymania. Uwierz mi, że jest koszmarnie. Ojciec zatrzymał się w hotelu, który znajduje się w odległości zaledwie paru kilometrów od szpitala. Dziś siedział przy mamie, kiedy przyszłam z Filipem ją odwiedzić. Nie doszło jednak do żadnych rękoczynów, co nie zmienia faktu, że nie było przyjemnie. A potem odwiedził mnie w domu, ale na szczęście Filip był w pracy, więc babcia go wpuściła, choć zrobiła to dość niechętnie.
     Wszystkie informacje zaczynały mi się mieszać. Nie dziwiłam się ojczymowi, że nie chciałby wpuszczać do domu mojego ojca. Nie mógł się wytłumaczyć chęcią utrzymania dobrego kontaktu z córkami. Nie po tym, jak nas zostawił i bez słowa pożegnania wyjechał za granice. Mój mózg nie ogarniał też tego, czemu mój ojciec nagle przypomniał sobie o nas. Mogło chodzić o chorobę mamy, ale to nie tłumaczyło tego, że ciągle przy niej czuwał. Och, to wszystko tylko bardziej komplikowało moje życie.
     - Przepraszam, ale nie wiem, co powinnam powiedzieć. Mogłabym zadzwonić do ciebie jutro? Muszę po prostu przetrawić to, co powiedziałaś.
     - Okey. Do usłyszenia!
     Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, połączenie zostało przerwane. 
     - Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? Co się stało? - Louis zaspał mnie gradem pytań, kiedy pierwsze łzy pojawiły się na moich policzkach. Nie odpowiedziałam jednak, a on podszedł do mnie i przyciągnął do siebie. Już o nic nie pytał, po prostu mnie trzymał. To było właśnie coś, czego potrzebowałam.
     Wystarczyło mi dosłownie parę minut w jego ramionach, żeby się uspokoić i unormować oddech. Nawet się nie zorientowałam, kiedy łzy przestały lecieć.
     - Przepraszam. Nie chciałam tak się rozkleić. Chodzi tylko o to, że mój ojciec wrócił. Zatrzymał się w hotelu niedaleko szpitala i odwiedził dziś mamę. Udaje teraz troskliwego męża i ojca, choć trochę na to za późno. W dodatku... Widziałam, co się dziś stało, kiedy wychodziliście z hotelu na próbę. Nie było to z pewnością najprzyjemniejsze uczucie. Przez to zaczęłam zastanawiać się, czy nasz związek ma jakikolwiek sens. Może ja faktycznie nie do ciebie nie pasuję. W końcu ty jesteś... - Louis uciszył mnie pocałunkiem.
     - To chyba najsłodsze przerwanie mojego słowotoku.
     Louis uśmiechnął się pod wpływem mojej uwagi, ale już po chwili jego wyraz twarzy na powrót stał się poważny. Już wiedziałam, że szykuje dla mnie jakiś wywód, który miałby na celu pokazanie mi, jak bardzo się mylę. Brał już głęboki wdech, kiedy ja go pocałowałam. 
     - A to za co?
     - Próbuję uciszyć cię w równie przyjemny sposób. 
     Teraz już nie mógł powstrzymać chichotu, który wydobył się z jego ust. Była to muzyka dla moich uszu, coś pięknego. Sama uśmiechnęłam się do niego, żeby pokazać mu to, co czuje. Najwyraźniej zrozumiał moje przesłanie, bo po chwili ponownie trzymał mnie w ramionach.
     - Zostaniesz ze mną dziś wieczorem?
      - Oczywiście, że tak. Kocham cię.
     Jego wyznanie pozostało bez odpowiedzi, wiedziałam jednak, że on nie jest tym w żaden sposób urażony. Rozumiał to, że jeszcze nie jestem gotowa, aby odpowiedzieć mu tymi samymi słowami. Wiedział jednak, jak bardzo mi na nim zależy.

 Rozdział pojawia się z dużym opóźnieniem, ale nie chcę pisać na siłę, bo to ma sprawiać mi przyjemność.  Mam nadzieję, że w te święta popracuję trochę nad kolejnymi i może uda mi się coś napisać jeszcze w tym tygodniu, ale wolę nic nie obiecywać. Chciałabym też podziękować Natalii Tomlinson za nominację do LBA, bo wiele to dla mnie znaczy. Jednak wolałabym się zająć po prostu pisaniem. Przy okazji - chciałabym życzyć zdrowych, radosnych, ciepłych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia! Byłabym wdzięczna za każdy komentarz, który z pewnością byłby wspaniałym prezentem świątecznym...

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 25

     - Louis, mylisz się - nie kochasz mnie. Jesteś pijany i nie potrafisz odróżnić prawdziwej miłości od zwykłego pożądania. Poza tym znamy się od niecałego miesiąca, nie mówiąc o tym, ile się spotykamy. O ile można to nazwać spotykaniem się, bo jakoś nigdzie razem nie wychodzimy.
     Wypowiadanie każdego pojedynczego słowa było dla mnie bolesne, bo wiedziałam, jak bardzo one go zranią. Nie chciałam jednak, żeby nazywał swoje uczucia, bo dawał mi nadzieję. Nadzieję na to, że nasz związek przetrwa dłużej niż wakacje, a ja nie byłam tego taka pewna. Dlatego wolałam cieszyć się chwilą, a o przyszłości myśleć z lekkim przymrużeniem oka.
     Czy go kochałam? A co osiemnastoletnia dziewczyna może wiedzieć o miłości? Nie miałam z tym uczuciem żadnych dobrych skojarzeń, bo moi rodzice ciągle powtarzali, jak bardzo się kochają. Jednak, pomimo tej miłości, rozstali się. Nauczyłam się, że to po prostu nietrwałe uczucie, które niesie ze sobą wiele bólu i cierpienia. Na przykładzie mojej siostry odkryłam też, że nie ma gorszego uczucia niż złamane serce.
      - Wbrew pozorom nie jestem pijany aż tak. Kto jak kto, ale ty doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Z jakiegoś nieznanego powodu wzbraniasz się przed tym uczuciem. Próbujesz wyznaczyć jakieś zasady, które polegają na tym, że nie mogę ci tego powiedzieć teraz, ale za jakiś rok będę mógł to zrobić, bo wtedy będziemy znali się lepiej. To wcale nie na tym polega, Nina. W pierwszej chwili, kiedy spojrzałem w twoje oczy i zobaczyłem ten błysk, który widzę nawet teraz... Wiedziałem, że będziesz dla mnie kimś ważnym. 
       Natomiast, jeśli chodzi o randki... Przykro mi, że nie mogę cię zaprosić na randkę do kina, tak jak robią to pary w naszym wieku. Nie mogę zaproponować ci zwykłego wyjścia na kręgle. Jestem, kim jestem i bardzo mi przykro, ale nie mogę tego zmienić. Bo nawet, jeśli są momenty, kiedy zaczynam wątpić w to, czy poradzę sobie z tą całą sławą i myślę nad tym, że znowu chciałbym być zwykłym chłopakiem, który odkłada kasę na samochód, żeby wozić swoją dziewczynę; to potem dajemy koncert i... Myślę wtedy o tym, że naprawdę kocham to, co robię i nie potrafiłbym z tego zrezygnować.
     - Nie o to mi chodzi. Naprawdę to rozumiem...
     Nie mogłam jednak wytłumaczyć, co mną kierowało, bo on uśmiechnął się delikatnie, co bardziej przypominało mi grymas, i kartą otworzył drzwi do apartamentu, w którym po chwili zniknął. Bez żadnego "dobranoc", czy innych słodkich słówek. Musiał być bardzo zawiedziony, a może nawet i zły.
     Nie widziałam sensu, żeby stać na środku korytarza, więc po chwili poszłam w jego ślady i weszłam do pokoju. Byłam zmęczona, bo był to długi dzień, ale przed snem musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Myślałam też o gorącej kąpieli, ale ten pomysł odpadał, bo łazienka posiadała prysznic.
     Szarpnęłam za klamkę drzwi prowadzących na taras, bo jak się wcześniej przekonałam miały one zwyczaj zacinać się. Z zamkniętymi oczami wyszłam na taras i zaczerpnęłam głęboki wdech świeżego powietrza. Oczyściło one umysł i uspokoiło skołatane nerwy. Od razu poczułam się lepiej.
     Czując poprawę, otworzyłam oczy i rozejrzałam się wokół siebie. Na wprost znajdował się basen, wokół którego poustawiana była duża ilość leżaków. W tafli wody odbijało się światło księżyca. Zdecydowanie był to przepiękny widok.
     Kiedy odwróciłam głowę w prawo, zorientowałam się, że na balkonie obok ktoś stoi i obserwuje mnie od dłuższego czasu. Było dosyć ciemno, bo jedynym źródłem światła był księżyc, który jaśniał nad naszymi głowami. Zdołałam jednak rozpoznać chłopaka, który jeszcze parę minut temu wyznawał mi miłość.
      Louis wpatrywał się we mnie, jakby oczekując na to, aż coś powiem. Nie pospieszał mnie jednak, tylko spokojnie czekał na to, aż ja wykonam jakiś ruch. Problemem było to, że nie miałam zielonego pojęcia, co powinnam w tej sytuacji zrobić. Nie wystarczyło powiedzenie zwykłego "przepraszam". On naprawdę poczuł się zraniony tym, że w żaden sposób nie odpowiedziałam na jego wyznanie.
      Przeczuwając, że zapowiada się na to, że będę długo opowiadać, dlaczego postąpiłam tak, a nie inaczej; podsunęłam sobie leżak, który stał oparty o ścianę budynku. Przysiadłam na nim i z przymrużonymi powiekami, zaczęłam opowiadać. Starałam się nie zwracać uwagi na to, jak uważnie jestem obserwowana.
      - Wystraszyłam się. Nawet nie wiesz, jak mocno wystraszyłeś mnie swoim wyznaniem. Nigdy nie byłam zakochana, więc chyba za bardzo nie wiem, co oznacza to uczucie. Wiem tylko, że twoim wyznaniem zrobiłeś mi nadzieję, że będziemy razem nawet, kiedy przestaniemy się widywać codziennie. Boję się tego, że po zakończeniu wakacji nasz kontakt się po prostu urwie. A nie zniosłabym rozstania, jeśli pozwoliłbyś mi się w tobie zakochać. Już jesteś ważny w moim życiu, a nie jestem pewna, czy to, co do ciebie czuję, to właśnie miłość. Więc co się stanie, gdy przekonam się o tym, jak mocno cię kocham? Nie pozbierałabym się, jeśli musielibyśmy się rozstać.
     Poza tym nie mam dobrych wspomnień z miłością. Moi rodzice potrafili powtarzać każdego pojedynczego dnia to, jak mocno się kochają. Mój tata ciągle mówił mi i Klarze, że nie potrafiłby żyć bez nas, bo tak mocno nas kocha. A jednak zostawił nas z matką. Nie zawalczył o to, żeby mógł widywać się z nami przynajmniej w weekendy. Zostawił nas z matką i uciekł za granicę do pracy. Ale pomimo wszystkiego to nie boli najbardziej. Najboleśniejszy jest fakt, że nie rozmawiałam z nim od rozwodu. Nie próbował się nawet z nami skontaktować, żeby zapytać o to, jak sobie radzimy. To właśnie boli najbardziej.
     Dlatego właśnie się wystraszyłam. Przez to wszystko nauczyłam się, że jedyną stałą cechą miłości jest to, że jest niestała. Nie jestem pewna, więc czy i ty kiedyś po prostu nie zostawisz mnie... Dużo łatwiej byłoby mi cieszyć się tym, że jesteśmy razem bez określania uczuć. Bo ja chyba nie chcę nikogo kochać w obawie, że mogłabym kiedyś przestać...
     Otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że mój chłopak przeskakuje przez murek, który oddzielał nasze balkony od siebie.
     - Teraz już rozumiem, co czujesz. Faktycznie, mogłem odstraszyć cię swoim wyznaniem, ale nie pomyślałem o tym. Chciałem ci po prostu powiedzieć, co do ciebie czuję. Ale w porządku. Rozumiem, że jak na razie nie potrafisz zaufać mi na tyle, żeby mnie pokochać. Ja też długo nie potrafiłem zaakceptować moich uczuć do Eleanor. - Słysząc jej imię zastygłam w bezruchu, Louis jednak tego nie zauważył, albo po prostu nie zwrócił na to uwagi. - Musisz jednak przekonać się o tym, że miłość nie boli. To jedno z najpiękniejszych uczuć, jakich doświadczyłem. Obiecuję ci to pokazać i udowodnić. Nigdzie mi się nie spieszy, więc mamy całkiem sporo czasu.
     To wyznanie z jego strony, akceptacja tego, że nie potrafię jeszcze pokochać go tak jak on mnie - to wszystko wiele dla mnie znaczyło. Wiedziałam już, dlaczego to właśnie on został moim pierwszym chłopakiem. Był dla mnie idealny, wręcz odnosiłam wrażenie, że nie zasługuję na kogoś takiego jak on. W dodatku był we mnie zakochany, co sam przyznał.
     Zranił mnie jednak fakt, że nie byłam jego pierwszą miłością. Tak bardzo chciałam dzielić z nim to, co dzieliła z nim Eleanor - obustronną miłość. Jednak jak na razie nie byłam na to gotowa, a byłam pewna, że wspominanie na każdym kroku o jego byłej miłości, z pewnością nie pomoże mi pozwolić sobie na zakochanie się w nim.

***
 25 lipiec, Czwartek
     Po całym dniu spędzonym na opalaniu się przy hotelowym basenie, który dostępny był tylko dla gości hotelu, więc nie było możliwości, żeby przeszkodzili mi fanki One Direction; z ulgą przyjęłam wiadomość, że nadeszła pora obiadowa. Była już bardzo głodna, więc jako pierwsza wróciłam do pokoju, żeby zmienić swoje bikini na jakąś letnią sukienkę. 
     Stałam nad walizką dobre piętnaście minut zanim zdecydowałam się założyć białą sukienkę na ramiączka, która sięgała mi do kolan. Przepasałam ją czarną wstążką w pasie i założyłam na to jeansową kurtkę, bo obawiałam się, że w jej samej byłoby mi po prostu za zimno, zważywszy na fakt, że w całym hotelu klimatyzacja chodziła na dosyć wysokich obrotach. Dziękowałam sobie za to, że wzięłam ją ze sobą z domu, bo była dosyć zwiewna, więc nie musiałam obawiać się, że mimo wszystko przy obecnej temperaturze się ugotuję. Wsunęłam jeszcze stopy w czarne balerinki i wyszłam z pokoju. 
     Przez cały dzień nie widziałam się z chłopakami. Zaspałam na śniadanie, bo całą wczorajszą noc przesiedziałam na tarasie razem z Lou. Do łóżka położyłam się dopiero o szóstej rano, natomiast obudziłam się o godzinie dwunastej. Kiedy się obudziłam czekał na mnie SMS od mojego chłopaka, z którego dowiedziałam się, że chłopaki wyszli na próbę dźwiękową i wrócą do hotelu dopiero koło szesnastej. Umówiłam się z nimi, że zaczekam na nich i razem coś zjemy. 
     Miał być to pierwszy posiłek tego dnia, więc do restauracji dotarłam prawie w biegu. Na progu powitała mnie kobieta w średnim wieku, która szybko zeskanowała moją kartę i życzyła mi smacznego. Byłam pewna, że dokładnie mi się przyjrzała, ponieważ pojawiłam się dziś sama, podczas gdy jeszcze na wczorajszy obiad przyszłam w towarzystwie piątki przystojnych chłopaków. Nawet, jeśli ich nie znała, to i tak zwróciła na nich uwagę ze względu na ich wygląd.
     Rozejrzałam się po całej restauracji w poszukiwaniu któregoś z nich, ale wydawało się to praktycznie niemożliwe, bo pomieszczenie było przepełnione przez ludzi. Zrobiłam dwa okrążenia wokół sali i ludzie zaczęli się na mnie dziwnie patrzeć, nim zlokalizowałam stolik, przy którym siedział Zayn. 
     Nie chciałam podejść tam, bo z pewnością musielibyśmy wtedy przeprowadzić jakąś konwersację, a tego nie chciałam ani ja, ani już z pewnością on. Nie miałam jednak innego wyjścia, bo nie wiedziałam, kiedy do stolika wróci reszta. 
     Przybrałam pokerową twarz i szybkim krokiem ruszyłam w stronę stolika. Malik zauważył mnie dopiero w momencie, kiedy zajmowałam miejsce dokładnie naprzeciw niego. Chłopak podniósł na mnie swój wzrok, który do tej pory bacznie obserwował wzór obrusu. 
     - Cześć - powiedziałam najoschlej, jak potrafiłam. Nie chciałam być niemiła, ale nie potrafiłam ukryć tego, że jego wczorajsze słowa bardzo mnie zraniły. Byłam pewna, że nie był pijany. Zresztą to nie miało znaczenie, bo nawet jeśli było, to i tak nie powinien był tego zrobić. 
     - Hej. 
     Zapadła krępująca cisza, której prawdopodobnie żadne z nas nie zamierzało przerwać. Tak było dobrze, nawet jeśli było trochę niezręcznie. Lepsze było jednak to, niż głupia wymiana zdań o błahych rzeczach. Tak jakby wczorajsza rozmowa między nami nie miała miejsca. 
     Nie zamierzałam wyciągać telefonu, bo wiedziałam, że to by było już niegrzeczne z mojej strony. Jakoś przez tę stresującą sytuacje zupełnie ode chciało mi się jeść. Mimo tego podniosłam się z krzesła, żeby podejść do bufetu, aby coś dla siebie wybrać. Zatrzymał mnie jednak Zayn, który złapał moją dłoń. Gestem poprosił, żebym ponownie usiadła. 
     - Nie powinienem był tego powiedzieć. Zdaję sobie sprawę, że mogło cię to zaboleć. Wszyscy wiemy, jak bardzo on cierpiał przez Eleanor i żaden z nas nie chce, żeby taka sytuacja miała miejsce ponownie. Nikt nie powie jednak tego na głos, bo wszyscy za bardzo cię polubili. Czułem się w obowiązku, żeby to powiedzieć.
     - Masz na myśli, że mnie nie lubisz? - spytałam, a na mojej twarzy pojawił się grymas. Czy tego chciał, czy nie - znowu mnie ranił swoimi słowami.
     Zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał do końca, o co mi teraz chodzi. Kiedy jednak zdał sobie sprawę z tego, jak zabrzmiały jego słowa, na jego twarzy pojawił się wyraz zakłopotania. Chyba nie do końca przemyślał te "przeprosiny". Musiały być spontanicznym pomysłem. 
     - To nie miało zabrzmieć w ten sposób. Bardzo cię przepraszam. - Jego wypowiedź została przerwana przez pojawienie się Niall'a, który odłożył na stół filiżankę ciepłej herbaty i pociągnął mnie za sobą w stronę bufetu.
     Każde nas wzięło sobie biały talerz, aby na nim nałożyć sobie wszystko, na co tylko mieliśmy ochotę. Mój głód powrócił ze zdwojoną siłą i z trudem powstrzymałam się przed rzuceniem na to jedzenie, na którego widok ślina sama ciekła.
     - Wszystko w porządku? - spytał chłopak, kiedy zaczęłam nakładać na swój talerz surówkę, która wyglądała co najmniej dziwnie, ale apetycznie. W jego głosie słyszałam autentyczną troskę.
     - Co masz na myśli?
     Przesunęłam się w kolejce i zaczęłam nakładać na talerz kolejne przysmaki. Wiele z tych potraw nie potrafiłabym nawet nazwać, ale to tylko wydawało się być bardziej fascynujące. Chciałam spróbować jak najwięcej nowych rzeczy, podczas trwania tych wakacji.
     - Mam na myśli to, że wydawałaś się być strasznie spięta, kiedy rozmawiałaś z Zaynem. Dlatego chciałbym wiedzieć, czy na pewno wszystko w porządku.
     - Jak najbardziej - powiedziałam, posyłając mu słodki uśmiech. Nienawidziłam kłamać, a tym bardziej osobom, którym ufam. Jednak nie mogłam powiedzieć, co usłyszałam od jego przyjaciela. Wiedziałam bowiem, że Niall nie potrafiłby trzymać języka za zębami, kiedy wiedziałby coś, o czym powinien wiedzieć mój chłopak, i od razu pobiegłby z tą informacją do niego.
     Naprawdę go lubiłam, ale nie mogłam pozwolić na to, żeby Louis się o tym dowiedział. Byłam pewna, że nie skoczyłoby się to najlepiej, bo on mógłby się zdenerwować na Malika za jego bezpodstawne oskarżenie i w najlepszym przypadku - zakończyłoby się to tylko kłótnią. Nie chciałam być powodem ich sporu, dlatego wolałam siedzieć cicho i poradzić sobie z tą sprawą.
    
***
     - Moglibyście w końcu się przygotować do koncertu? Chciałbym tylko powiedzieć, że występujecie za jakieś piętnaście minut. Moglibyście wziąć przykład z Zayna. On jako jedyny siedzi na tyłku i przygotowuje się do występu.
     Paul poganiał wszystkich, żeby bardziej zmobilizowali się do pracy. Próbował też uspokoić chłopaków, którym najwyraźniej adrenalina uderzyła do głowy. Harry poruszał się na segway'u razem z czteroletnim synkiem jego przyjaciółki, którą zaprosił za kulisy. Niall i Louis stali przed lustrem, tańcząc jakiś dziwny taniec. Bardziej odpowiednie byłoby słowo, że kręcili biodrami do piosenki, która z pewnością stałaby się letnim hitem, gdyby nakręcić do niej ich taniec. Natomiast Liam... Liam próbował założyć spodnie, ale jakoś nie udawało mu się to, bo za mocno skupiony był na tym, co wyprawia Tomlinson z Horanem. Fakt, że przebiera się przy sporej ilości ludzi wydawał mu się w ogóle nie przeszkadzać. Pewnie się już do tego przyzwyczaił. 
     - Harry, nie bawisz się przypadkiem za dobrze? - Paul wydawał się być sarkastyczny, ale jakoś nie umiałam rozgryźć tego, czy jest poważny, czy bawią go występki chłopaków. 
     - Nie mogę narzekać. Jest naprawdę okej. 
     Chłopak albo nie zrozumiał aluzji, albo po postu chciał jeszcze bardziej zdenerwować Higginsa. Jednak, jeśli miałabym zgadywać, obstawiałabym opcję numer dwa.
     Mężczyzna posłał chłopakowi tak mrożące spojrzenie, że gdybym ja była na jego miejscu, natychmiast wykonałabym każde jego polecenie. Nawet jeśli wiązałoby się ono z porzuceniem tak świetnej zabawy, jaką była jazda segway'em.
     Chłopak powiedział jednak coś małemu na ucho i już po chwili uciekali oni wzdłuż korytarza. Na szczęście ostrzegali wszystkich, żeby zeszli im z drogi, więc szansa na to, że coś mogłoby się komuś stać była naprawdę minimalna. 
      Higgins przeklął pod nosem i pospiesznie ruszył za nimi. Osobiście zaczynałam mieć wątpliwości, co do tego, czy ten koncert się odbędzie, ale dla wszystkich wydawało się być to zupełnie normalnie. Nigdy jeszcze nie byłam z chłopakami zza kulisami przed koncertem, więc nie wiedziałam, czy właśnie tak jest zawsze. Poznawałam ich od zupełnie innej strony, co wydawało mi się fantastyczne. Właśnie dzięki temu, że byłam zza kulisami dowiadywałam się tak dużo nie tylko o sławie, koncercie, ale i o nich.
     Ponieważ straciłam z oczu Harry'ego, którego do tej pory obserwowałam, przeniosłam swój wzrok na Payne'a. W końcu udało mu się założyć spodnie, z czego wydawał się być bardzo zadowolony. Spojrzał na swoją komórkę, która leżała na jednym ze stolików. Odniosłam wrażenie, że chciał do kogoś napisać, czy zadzwonić, ale po chwili się rozmyślił i zagadał przechodzącą koło niego dziewczynę, która jak mi się wydawała miała coś wspólnego z oświetleniem sceny.
     Kontem oka zerknęłam na Zayna, który ciągle siedział na kanapie i trzymał w swojej dłoni pilota od wieży, z której wydobywała się do muzyka. Kiedy upewniłam się, że jest wystarczająco zamyślony i nie zwróci na mnie uwagi, spojrzałam na niego. Właśnie wtedy ocknął się z zadumy i spojrzał wprost na mnie. Czując się przyłapana na gorącym uczynku, spojrzałam w stronę mojego chłopaka.
     Ze śmiechem obserwowałam, jak pokazuje Niallowi kolejny krok, który bardzo skojarzył mi się z tańczeniem macareny. Jednak ten widok był niezapomniany. Kiedy wybuchłam śmiechem, Louis odwrócił się i podłapał moje spojrzenie. Zaczerwieniłam się, kiedy spojrzał na mnie wyzywająco i palcem nakazał mi do niego podejść. Zemsta za mój śmiech. 
     Jak poprosił, tak zrobiłam. Podbiegłam i stanęłam do niego tyłem, oczekując na moją karę. Położył swoje dłonie na moich biodrach, a mnie po plecach przeszły ciarki. Poczułam się dosłownie tak, jakbym zostałam porażona prądem i z trudem udało mi się zachowywać tak, jakby nie było to coś wielkiego.
     Rozpoczęła się kolejna piosenka, a Louis zaczął poruszać moimi biodrami na prawo i lewo. Kołysałam się tak szybko, że odnosiłam wrażenie, że znajduję się na jakiejś karuzeli. Wybuchłam śmiechem, a mój chłopak wynagrodził mi to obrotem wokół własnej osi. Po czym wrócił do swojej, jakże dla mnie przyjemnej, tortury. Tym razem jednak zaczął mnie łaskotać, a ja upadłam ze śmiechu na ziemie, ciągnąc za sobą Lou, który wylądował dosłownie na mnie. Nie znajdowałam się w wyjątkowo komfortowej sytuacji, ponieważ chłopak nie był za lekki.
      Mimo wszystko nie przestawałam się śmiać. To właśnie dzięki niemu odzyskałam świetny humor. Szkoda tylko, że właśnie tak zastał nas Paul, który prowadził ze sobą roześmianego Harry'ego. Mężczyzna pokiwał głową, jakby nic już go nie mogło zaskoczyć.
     - Macie dwie minuty - powiedział tylko, a chłopaki zebrali się w grupę. 
     Louis na odchodne pocałował mnie szybko w policzek i obiecał, że jak wróci, kontynuujemy to, na czym skończyliśmy. Ze śmiechem podniosłam się na nogi, kiedy chłopaki weszli na scenę, a fani zaczęli piszczeć tak głośno, że słychać ich było aż zza kulisami. 
     Usłyszałam dzwonek mojej komórki i rozejrzałam się po całym pomieszczeniu w jej poszukiwaniu. Leżała na krańcu stolika tuż przy misce z popcornem. Podeszłam do stolika, złapałam ją i odebrałam połączenie, łapiąc się za brzuch, który zaczął mnie boleć od ciągłego śmiechu.
     - Nina?
     Odrobinę zdziwił mnie głos Klary. Ostatni raz widziałyśmy się niecałe dwa dni temu, więc nie rozumiałam, co mogło się takiego wydarzyć, że musiała mi o tym powiedzieć. Jeśli nie brać pod uwagę pogorszenia stanu mamy, to chyba nic złego nie mogło się wydarzyć.
     - Coś nie tak z mamą?! - pisnęłam przerażona. Dziewczyna przechodząca obok mnie spojrzała na mnie dziwnie, nie rozumiejąc ani słowa z tego, co powiedziałam.
     -  Nie, z mamą wszystko w porządku. To znaczy... Tu chodzi o coś zupełnie... Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć... - jąkała. Ostatni raz kiedy to robiła, dzwoniła do mnie, żeby powiedzieć mi o chorobie mamy. O co mogło chodzić tym razem?
     - Klara, nie mam pojęcia, o czym ty mówisz. Mogłabyś mi po prostu powiedzieć... - moje pytanie zostało przerwane przez nią.
     - Tata wrócił do Warszawy. Spotkałam go dziś u mamy w szpitalu. 
     Co się właśnie dzieje? Po co mój ojciec wracałby po pół roku do Polski? Nic go tu nie trzymało. Rozwiódł się z żoną, a córki okazały się nie mieć dla niego większego znaczenia, skoro nie próbował się z nami skontaktować. Chyba że dowiedział się o chorobie matki. A nawet jeśli, to co? Nie powinno go to już obchodzić. Zdrowie mamy nie miało prawa martwić żadnego mężczyzny poza Filipem. Więc o co chodzi, do cholery, z tym jego powrotem?

 Z drobnym poślizgiem, ale najważniejsze jest to, że się pojawia. Trochę się przy nim napracowałam, więc mam nadzieję, że uszanujecie to, ile pracy w niego włożyłam, i  napiszecie mi, co sądzicie ;)

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 24

 24 lipiec, Środa
     Jak dla mnie taksówka jechała zdecydowanie za wolno. Ona wręcz się wlokła... Ja jednak nie mogłam nic na to poradzić, ponieważ język niemiecki był dla mnie dosłownie czarną magią, chociaż przez parę lat próbowano mnie go nauczyć. Jednak ja - krnąbrna uczennica - uczyłam się go tylko w takim stopniu, żeby zdawać do kolejnych klas. Wyszło na to, że nie umiem powiedzieć słowa "szybciej". Co z tego, że potrafiłam powiedzieć "Pochodzę z Polski. To piękny kraj, a ludzie są tu bardzo mili dla siebie. Mieszkam w dużym mieście - Warszawa.", skoro nie potrafiłam poprosić taksówkarza o przyspieszenie. Kolejny przykład tego, że wiedza zdobyta w szkole raczej się nie przydaje. W dodatku nie rozumiał on, co mówię, gdy przerzuciłam się na angielski. Do kitu.
     Wszystko jakby zwróciło się przeciwko mnie. Nie dość, że musiałam dłużej czekać na samolot, to okazało się, że chłopaki wylatują z lotniska, które znajduje się po drugiej stronie miasta. Miałam jeszcze jakieś dziesięć minut na dotarcie tam. W przeciwnym razie chłopaki wylecą z Niemiec beze mnie, Louis będzie wściekły (chociaż teoretycznie już i tak był), a ja będę zmuszona czekać kolejne godziny. Jakbym nie straciła już ich wystarczająco dużo.
     Nagle zatrzymaliśmy się w korku, który obejmował chyba całe centrum Berlina, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wyjrzałam przez okno w poszukiwaniu lotniska, które powinno się już pojawić w zasięgu mojego wzroku. Nic jednak nie dostrzegłam. Kiedy wolno przesuwaliśmy się do przodu, mijaliśmy tylko coraz wyższe biurowce, drapacze chmur, pary nastolatków spacerujących po chodniku, samolot, który podchodził do lądowania; staruszka z pudelkiem, który... Samolot, który podchodził do lądowania?!
     Dostrzegłam lotnisko w odległości niecałych dwóch kilometrów ode mnie, a moje serce przyspieszyło swoje bicie. Podpowiadało mi, że to właśnie tam czeka na mnie Louis. No może nie dosłownie czeka, ale chodzi o sam fakt, że tam jest.
     Pospiesznie wyciągnęłam z mojej torebki portfel i wyszukałam w nim dziesięciu euro, które wręczyłam kierowcy. Na szczęście walizka leżała na fotelu koło mnie, dzięki czemu nie musiałam wyciągać jej z bagażnika. Oszczędziłam sporo czasu. Pociągnęłam ją i wyskoczyłam z auta.
     Zaczęłam biec, ile sił w nogach, taszcząc za sobą walizkę, która bardzo mi zawadzała. Nie mogłam jej jednak zostawić na środku ulicy, żeby później po nią wrócić. To by było bardzo nierozsądne zachowanie, bo oczywiste jest to, że ktoś by mi ją ukradł.
     Ludzie patrzyli na mnie, jak na wariatkę, co w zasadzie mi już nie przeszkadzało. Po prostu mnie nie znali, ale również nie znali powody mojego biegu. Gdyby tylko zdawali sobie sprawę, że biegnę do Lou... Zrozumieliby. Zresztą zdążyłam się już chyba przyzwyczaić.
     Przyspieszyłam bieg, uporczywie ignorując ból w klatce piersiowej. Odnosiłam wrażenie, że ona płonie, ale nie mogłam przestać biec. Ból stawał się już nie do zniesienia, jednak biegłam dalej. Dobiegnięcie tam na czas stało się celem, który musiałam za wszelką cenę osiągnąć.
     Z każdą chwilą traciłam coraz większą cześć nadziei. Nadziei, że do niego dotrę przed wylotem tego głupiego samolotu. Właśnie, kiedy straciłam ostatnie resztki nadziei, dotarłam na lotnisko. Momentalnie dostrzegłam go, pomimo panującego chaosu.
     Stał z resztą zespołu, kiedy Liam podawał swój bilet uroczej blondynce. Louis rozglądał się wokoło, jakby kogoś poszukiwał w całym tłumie ludzi. Chciałam mu pomachać i zwrócić na siebie jego uwagę. Wtedy stałoby się to, co zazwyczaj działo się w komediach romantycznych. Tłum rozstąpiłby się, tworząc dla mnie przejście, a my rzucilibyśmy się sobie w ramiona. Potem Louis przyklęknąłby na jedno kolano, wyznał mi miłość, a następnie wyciągnął pierścionek zaręczynowy z kieszeni spodni. Nie rozpędzajmy się jednak tak bardzo.
     Zresztą na moim palcu już znajdował się pierścionek, co prawda nie zaręczynowy, ale i tak pierścionek to pierścionek. Poza tym życie to niestety nie jest śliczną komedią romantyczną, która zawsze kończy się happy endem. To by było za proste.
     Zauważyłam, że mój chłopak trzyma w swojej dłoni dwa bilety. Jeden jak mogłam się domyślić był dla mnie. W jakiś sposób poruszyło mnie to, bo pomyślałam, że czeka na moją osobę. Wierzy, że go nie zawiodę i pojawię się na czas.
     Kiedy Niall podał swój bilet, a otaczająca cały zespół chmara paparazzi i fanek dała sobie spokój z robieniem zdjęć, bo najwidoczniej nie działo się nic wartego udokumentowania; ruszyłam biegiem w stronę chłopaków. Rozpychałam się łokciami, desperacko próbując przyśpieszyć, co wydawało się głupie, bo ludzie nie chcieli mnie przepuścić. Nie wiem, jakim cudem przedarłam się do nich.
     Zostawiłam moją walizkę i rzuciłam się na szyję Louis, który na początku wydawał się być odrobinę zaskoczony. Rozbłysły flesze parunastu aparatów, ale starałam się tym nie przejmować. Zamiast tego wtuliłam się mocniej w ramiona chłopaka, który czule mnie obejmował. Pisnęłam, kiedy podniósł mnie on do góry i wykonał popisowy obrót wokół własnej osi. Następnie postawił mnie na ziemi i złożył na moich ustach słodki pocałunek.
     Kto wie, może czasami życie wygląda jak w bajkach, czy nawet komediach romantycznych. Nie musi być takie przez cały czas, bo wystarczą takie krótkie momenty, które uświadamiają nam jak bardzo jest piękne. Pokazują i udowadniają, jak wiele radości można czerpać z życia. Trzeba tylko umieć doceniać takie chwile, a to nie wydaje się dla wszystkich takie proste.

***
     - Louis, próbuję czytać! - pisnęłam, kiedy zaczął mnie łaskotać, próbując tym samym zwrócić na siebie moją uwagę.
     Lubił, kiedy skupiałam się tylko na nim i nic innego nie miało dla mnie znaczenia. Po prostu kochał momenty, kiedy znajdował się w centrum zainteresowania. W tym przypadku można by było porównać go do małego dziecka, które potrzebuje tego, żeby całą uwagę skupiać tylko na nim.
     Mi wystarczyło tylko jego towarzystwo i świadomość, że jest blisko mnie. Jednak widząc w jego oczach niemą prośbę o to, żeby z nim porozmawiać - schowałam książkę do torby.
     Kiedy to zrobiłam, zapanowała pomiędzy nami cisza. Najwyraźniej Louis nie przemyślał do końca tego, o czym mamy rozmawiać. Albo nie do końca wiedział, jak zacząć. W każdym razie nie zamierzałam mu niczego ułatwiać, skoro to on oderwał  mnie od fascynującej lektury.
     - Um... Nigdy nie miałem takich problemów z wysłowieniem się, jakie mam, kiedy próbuję powiedzieć coś tobie. Może to przez to, że się tak stresuję. - Wyznanie zostało przerwane przez wiązankę przekleństw.
     - Próbuję tylko powiedzieć, że byłem strasznie zły, że nie dotrzymałaś swojej obietnicy. W woli ścisłości byłem zły i rozczarowany...
     - Wytłumaczyłam ci już to, że przekładali godziny odlotu samolotu. Spędziłam tam całą noc, zanim powiedziano, że odlecimy dopiero rano. Na początku w ogóle nie myślałam o tym, żeby do ciebie zadzwonić, bo łudziłam się, że spóźnię się tylko trochę. Potem nie chciałam do ciebie dzwonić, bo bałam się, że mogłabym cię obudzić.
     - Wiem to i doskonale cię rozumiem. Nie chcę jednak, abyś ty była zła na mnie za to, że zamiast zadzwonić do ciebie i spytać, o co w tym wszystkim chodzi, to śmiertelnie się na ciebie obraziłem.
     Zamiast wyznać mu, że ja też doskonale rozumiem, co nim kierowało, pocałowałam go. Był to słodki pocałunek, który jednak nie trwał tyle, ile chciałabym, żeby trwał. Powodem było pojawienie się Harry'ego.
     - Zmiana planów. Nie lecimy do Londynu.
     - Słucham? Co masz na myśli?
     - Mam na myśli to, że lecimy do Hiszpanii. W końcu i tak dajemy tam jutro koncert, musielibyśmy rano wystartować rano. W ten sposób zaoszczędzimy sporo czasu. Poza tym Dan akurat tam jest, więc jest to powód, dla którego Liam chce lecieć tam jak najszybciej. Chce spędzić z nią trochę czasu.
     - Hiszpania?
     Nie dało się ukryć, że byłam naprawdę zaskoczona tym, że po raz kolejny dają koncert w Europie. Miałam nadzieję, że wrócimy do Londynu, gdzie mogłabym na spokojnie opowiedzieć Lou o moim pobycie w domu. Chciałam się z nim podzielić tymi wszystkimi uczuciami. Opowiedzieć mu o mamie, siostrze, a nawet babci i ojczymie.
     Bałam się, że w Hiszpanii nie uda mi się tego zrobić. Takie wyjazdy wiązały się z całonocnymi koncertami chłopaków, którzy rano odsypiali zarwane noce, a popołudniami rzadko mieli wystarczająco siły, żeby zrobić cokolwiek.
     Nie mogłam jednak narzekać. Nie miałam nawet takiego prawa, zważywszy na to, że nie musiałam płacić za nic. Wszystko dostawałam za darmo. W zamian, za co? W najbliższym czasie miałam zacząć udzielać z nimi wywiadów, żeby przekonywać wszystkich, że ciągle są zwykłymi chłopakami. Miałam zostać żywym przykładem tego, że czasem zwyczajnej nastolatce udaje się spotkać idoli. To, że nie byłam bezgranicznie zakochana w całym zespole i jego muzyce, nie wydawało się mieć najmniejszego znaczenia.
     Zdziwiło mnie to, że po raz pierwszy myślę o tym wyjeździe w taki sposób. Mogłoby się wydawać, że jestem w jakiś sposób wykorzystywana, ale przecież nie tylko ja dawałam coś od siebie. Cały zespół musiał ciężko pracować na te wszystkie pięciogwiazdkowe hotele. W dodatku oni pracowali praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę, bo ludzie nawet na środku ulicy mogli poprosić ich o autografy, a oni stanęliby na głowie, żeby tylko zadowolić fanów. Nawet, jeśli oznaczałoby to przerwanie zakupów w towarzystwie dziewczyny, czy rodziny.
     - Hiszpania - potwierdził Louis i spojrzał na mnie, jakby chciał się upewnić, czy wszystko ze mną w porządku. Och, czyli nie można zadać głupiego pytania?
     - Fajnie. Jeszcze nigdy tam nie byłam. Chociaż w zasadzie mało jest miejsc na świecie, które widziałam. Zresztą nie ważne. Może lepiej powiedzcie mi, co będziemy robić przez cały dzień, skoro nie dajecie dziś koncertu?
     - Muszę przyznać, że czekałem, aż mnie o to zapytasz. Przegapimy niestety pierwszy punkt, którym miała być kąpiel w hotelowym basenie i opalanie się w gorących promieniach hiszpańskiego słońca. Sądzę jednak, że zdążymy na punkt drugi mojego genialnego rozkładu dnia - przerwał nieoczekiwanie, a ja myśląc, że zaraz kontynuuje dałam mu trochę czasu.
     - To znaczy? Może mógłbyś bardziej rozwinąć tę myśl? - spytałam, kiedy zorientowałam się, że nie zamierza powiedzieć nic więcej.
     - Myślałem, że to oczywiste. No wiesz, siesta i fiesta. A wieczorem wizyta w jakimś klubie.
     Moja głowa bezwładnie opadła na wezgłowie fotela na myśl, że następnego dnia z pewnością będzie pękać z bólu, który niechybnie wiązał się z imprezowaniem. Czego mogłam się spodziewać? Chyba nie powinnam się oszukiwać, że wpadnie na pomysł zabrania nas do jakiegoś teatru, a potem restauracji na pyszną kolację. Impreza była bardziej w stylu Harry'ego Stylesa.
     - Ej, obiecują ci, że nie będzie tak źle. Z pewnością będziesz się świetnie bawić, a my spróbujemy zachowywać się bez zarzutu - przyrzekł mi Louis.
     O to raczej się nie martwiłam. Bardziej chodziło mi o to, że kiedyś nie wyobrażałam sobie, żeby prawie, co tydzień w środku tygodnia wychodzić na imprezy. Nawet, jeśli byłoby to w wakacje. Towarzystwo chłopaków naprawdę zaczynało mnie zmieniać. Choć rozumiałam, że oni w ten sposób odreagowują stres. nie byłam jednak przekonana, czy taki sposób spędzania czasu był dobry i dla mnie.
     - Proszę, chodź z nami. Jeśli się nie zgodzić, to oczywiście zostanę z tobą w pokoju i pooglądamy razem jakiś film. Moglibyśmy też zamówić coś do jedzenia do pokoju...
     Spojrzał na mnie niemal błagalnie, a ja zdałam sobie sprawę, że mój chłopak naprawdę potrzebuje odreagować ostatnie dni, które pewnie były dla niego okropnie stresujące. Musiałam się, więc zgodzić, chociaż propozycja zostania w pokoju była bardzo kusząca.
     - W porządku. - Po wypowiedzeniu tych słów niemal od razu zaczęłam ich żałować. Dlaczego to ja musiałam się poświęcić? Jednak ulga i wdzięczność, jakie pojawiły się na jego twarzy, były warte tego poświęcenia.
     Zostałam obdarowana parunastoma pocałunkami, które wydawały się być miłą nagrodą pocieszenia. Bo czym jest parę godzin udręki, jeśli w zamian za nie dostaję takie pocałunki od Lou? Kiedy w końcu odsunęliśmy się od siebie, Harry'ego już nie było.

***
     Klub w całości przepełniony był ludźmi, którzy ocierali się o swoje spocone ciała w czymś, co chyba można nazwać tańcem. W powietrzu unosił się dym i ciężki zapach cygar oraz potu, co utrudniało mi oddychanie. Liczyłam jednak na to, że moje płuca zdołają się przyzwyczaić i w końcu mój oddech się unormuje. Bas, wydobywający się z głośników porozstawianych w kilku odrębnych miejscach, zagłuszał moje myśli.
     Szum w mojej głowie nie miał nic wspólnego z alkoholem. Zwłaszcza, że jak do tej pory nie wypiłam ani kropli. Jeśli nie liczyć dietetycznej coli, którą zamówiłam.
     Miałam już dość siedzenia na tej głupiej imprezie. Miałam do tego prawo, bo siedziałam tu od jakiś trzech godzin. Najzwyczajniej na świecie nie podobało mi się, ani to miejsce, ani jego klimat. Chciałam wrócić do pokoju hotelowego, wziąć gorący prysznic, żeby następnie położyć się w aksamitnej pościeli.
     Nie mogłam jednak zostawić chłopaków, którym najwyraźniej bardzo zależało na tym, żebym przyszła tu z nimi, bo dość długo musieli jeszcze przekonywać mnie do tej imprezy. Tymczasem zniknęli mi gdzieś, gdy oznajmiłam im, że muszę skorzystać z toalety i za chwilę wrócę. Zresztą Danielle też zniknęła mi z oczu. Martwiłam się o nich, ale moje próby poszukiwawcze zakończyły się niepowodzeniem. Nie przeżywałabym tego tak bardzo, gdybym przynajmniej potrafiła porozumieć się z tymi ludźmi. Pech chciał, że nie znalazłam jeszcze nikogo, kto znałby język angielski. Wielka szkoda.
     Napiłam się kolejnego łyka dietetycznej coli i rozejrzałam się po tłumie ludzi, po raz setny tego wieczoru szukając znajomej twarzy. Szczerze wątpiłam, że któryś z nich tańczy w taki sposób, ale warto było spróbować. Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl o takiej możliwości. Mimowolnie poczułam, że wszystko, co zjadłam popołudniu, cofa się.
     Nie mogłam powstrzymać odruchu wymiotnego, kiedy zobaczyłam, jak jakiś facet obmacuje swoją partnerkę. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby tylko robił to w jakimś ustronnym miejscu, a nie na środku parkietu na moich oczach.
     Powinnam stąd wyjść, jak najszybciej. Najlepiej w tej chwili. Odstawiłam pustą już szklankę na blat baru i podniosłam się z krzesełka barowego. Niestety zachwiałam się i z pewnością upadłabym na tyłek ze skręconą kostką, gdyby w odpowiednim momencie nie złapały mnie w pasie mocne dłonie jakiegoś mężczyzny.
     Poczułam się jak jakaś dama w opałach, której zawsze na pomoc przychodzi jakiś książę w białej zbroi. Powinnam była założyć baleriny, a nie popisywać się butami, na co najmniej sześciocentymetrowych szpilkach. 
     Facet nie puścił mnie, a ja spróbowałam w tej jakże niewygodnej pozycji poprawić sukienkę, która bezwstydnie odsłoniła moje uda. Była wyjątkowo krótka, więc poprawienie jej i tak na niewiele się zdało.
     - Powinnam ci podziękować, ale nie zamierzam tego zrobić, dopóki mnie nie puścisz - powiedziałam z mocą, jakiej nigdy bym się po sobie nie spodziewała.
     Ten jakby otrząsnął się z jakiegoś szoku i zdał sobie sprawę, że ciągle mnie obejmuje. Zdjął jedną dłoń z mojej talii i wyciągnął w moją stronę, w geście przywitania.
     - Mam na imię... - zaczął się przedstawiać, ale ktoś mu przerwał. Nie do wiary. W końcu znalazłam kogoś, z kim mogłabym się dogadać, ale ktoś nam przerywa?!
     - Hej, puść ją! Ona jest tutaj ze mną.
     Odwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos, który z pewnością nie należał do mojego chłopaka. Moim tajemniczym opiekunem okazał się... Zayn stał prosto w bojowej postawie, jakby miał zaraz rzucić się na faceta, którego dłoń wciąż mnie obejmowała. Żywiłam jednak nadzieję, że nie skończy się żadną bójką.
     Nowo poznany przeze mnie mężczyzna zabrał swoją rękę, a zanim odszedł, burknął coś pod nosem, co chyba miało na celu pokazanie jego niezadowolenia z takiego obrotu spraw.
     Malik przysunął się do mnie bliżej i gestem zachęcił, żebym ponownie usiadła. Rozważałam jeszcze opcje zostawienia go tu, ale postanowiłam wybaczyć mu to, że mnie zostawili. Przysiadłam na krzesełku i zerknęłam na niego kontem oka. Nie do końca wiedziałam, jak powinnam się przy nim zachowywać. Na początku nie układało nam się najlepiej. Teraz niby między nami było okej, ale nie spodziewałabym się, że zareaguje tak.
     - Lepiej, żeby Louis się o tym nie dowiedział. Nie powinnaś dawać mu żadnych kolejnych powodów do zazdrości. Uwierz mi, że to nie jest uczucie, z którym twój chłopak radzi sobie dobrze.
     O co mu teraz chodziło?! Pogubiłam się, a nigdy nie zachowywałam się jak stereotypowa blondynka. Miał ma myśli tego faceta, który uratował mnie przed skręceniem kostki i stłuczeniem kości ogonowej? Czy też miał na myśli swoją reakcję? To wszystko wydawało mi się naprawdę skomplikowane.
     - Nie rozum mnie źle. Koleś z pewnością coś od ciebie chciał, a ponieważ mojego kumpla nie ma w pobliżu, to zamierzam cię przypilnować, żebyś nic nie zrobiła nic głupiego. Chyba nie przeżyłby, jeśli zostałby kolejny raz skrzywdzony w taki sposób.
     Powinnam się na niego wydrzeć, czy też może zaśmiać się z jego jakże głupiego pomysłu? Nie mogłam się zdecydować, jaka reakcja byłaby lepsza, więc postanowiłam zrobić coś pomiędzy.
     - Chyba nie myślisz, że jestem pijana? Poza tym doceniam to, że troszczysz się o przyjaciela, ale nie mogę uwierzyć, że choć przez chwilę pomyślałeś, że mogłabym zrobić coś takiego Lou.
     Podniosłam się z krzesła i posłałam mu ostatnie pełne pogardy spojrzenie. Automatycznie ruszyłam na środek parkietu, gdzie wtopiłam się w tłum. Starałam się ignorować fakt, że ludzie wokół mnie praktycznie się obmacują. Skoncentrowałam się raczej na odnalezieniu mojego chłopaka.
     Wypatrzyłam go jednak po dłuższej chwili. Stał w towarzystwie Niall'a i Harry'ego. Kiwali się w rytm muzyki, a raczej próbowali to robić. Domyśliłam się, że są pijani. Jakimś cudem nie przeszkadzało mi to, bo zobaczyłam na twarzy Tomlinsona uśmiech, kiedy mnie zobaczył. Jeszcze nigdy nie zostałam obdarowana tak ślicznym uśmiechem, który równie mocno przyśpieszyłby bicie mojego serca.

***
     - Nie ma szans, żebyśmy wyszli stąd głównymi wyjściem. Jest w całości oblężone paparazzi.
     Louis objął mnie w tali i przyciągnął bliżej. Chyba był to jakiś dziwny sposób na pokazanie mi, że nie dopuści do tego, żeby mi się coś stało. Przyznaję, że było to słodkie, ale wolałabym jednak, żeby zajął się czymś innym. Na przykład obmyślaniem planu, jak się stąd wydostać bez sesji zdjęciowej.
     - Zaraz wracam - poinformował Liam i pociągnął za sobą Danielle, która zachichotała. Zatrzymali się przy barze i zadali barmanowi parę pytań, na które ten chyba odpowiedział zadowalająco, bo zaraz wrócili do naszego grona.
     - Barman powiedział, że pokaże nam tylne wyjście. Najlepiej by było, gdybyśmy zamówili dwie taksówki - zdał relacje Liam.
     - Ja się tym zajmę - powiedział Harry, wyjmując z kieszeni czarnych jeansów swoją komórkę.
     Wtedy podszedł do nas barman i gestem nakazał, żebyśmy szli za nim. Tak też zrobiliśmy i wylądowaliśmy w jakimś ciemnym zaułku, gdzie barman kazał nam czekać na taksówki. Powiedział, że dotrzymałby nam towarzystwa, ale musi wracać do pracy.
     Na zewnątrz było dosyć ciepło, ale i tak założyłam sweterek, który podczas całej imprezy był schowany w torebce. Następnie przytuliłam się do Lou, który przez cały czas obejmował mnie. Czekanie strasznie nam się wlekło, ale żadne z nas nie miało zamiaru zaryzykować spotkania z błyskami fleszów i iść do hotelu na pieszo. Nawet, jeśli znajdował się on jakieś półtora kilometra od klubu.
     Wszyscy z westchnieniem ulgi powitaliśmy nadjeżdżające taksówki. To całe oczekiwanie na nie było naprawdę stresujące, bo w każdej chwili mogli to przyjść fotoreporterzy. Do pierwszej załadował się Payne ze swoją dziewczyną, Harry i Niall. Natomiast w drugiej wylądowałam ja z moim chłopakiem. No i oczywiście Zayn. Tylko tego mi brakowało.
     Jazda okazała się istnym koszmarem. Tomlinson przez całą drogę plótł trzy po trzy, kompletnie ignorując, albo nie wyczuwając napięcia pomiędzy mną, a Malikiem. Wolałam jednak, żeby nie zapadła krępująca cisza, dlatego udawałam, że bardzo mnie interesuje, co Louis ma do powiedzenia.
     Taksówka w końcu się zatrzymała, a ja wybiegłam z niej jak poparzona. Pożegnałam się z Zaynem krótkim skinieniem głową i złapałam za dłoń drugiego chłopaka. Jak dobrze, że mieliśmy pokoje nie tylko na tym samym piętrze, ale i obok siebie.
     Zrezygnowaliśmy z korzystania z windy i pomknęliśmy na trzecie piętro po schodach. W jakiś sposób przekształciło się to w wyścig, w którym jedyną zasadą był brak zasad. Chłopak złapał mnie na pierwszym piętrze, przytulił do siebie i namiętnie pocałował. Zostawił mnie samą i pobiegł na górę. Niestety bieg na miękkich nogach raczej nie jest dobrym sposobem na wygraną. Zmobilizowałam się jednak i dogoniłam go w połowie trzeciego piętra. Louis złapał mnie za dłoń i na metę dobiegliśmy razem.
     Objęłam go za szyję, a on przytulił mnie do siebie mocno. Zaczęłam chichotać, kiedy poczułam, że chłopak mnie łaskocze. Uciekłam od niego, a on podniósł dłonie na znak, że nie zamierza mi nic zrobić. Ponownie wtuliłam się w niego, ale tym razem jeszcze mocniej.
     - Kocham cię - wyszeptał wprost do mojego ucha.
     To było jak grom z jasnego nieba, bo nic przecież nie zapowiadało tego, że usłyszę dziś takie słowa. Usłyszałam je, co prawda już paręnaście razy, ale nigdy nie wypowiedział ich nikt spoza mojej rodziny. Nigdy nie usłyszałam takich słów od chłopaka, który byłby dla mnie tak bardzo ważny. Przeraziło mnie to, bo nie wiedziałam, co powinnam zrobić w tej nowej dla mnie sytuacji. On z pewnością wiele razy mówił to Eleanor, ale ja... Nie próbowałam nigdy dokładnie określać, co do niego czuje. Po prostu założyłam, że mi się podoba i nie wgłębiałam się w moje uczucia. Powinnam odpowiedzieć mu tym samym, skoro nie byłam tego taka pewna?
     - Louis...

 Mam nadzieję, że chcecie wiedzieć, co wydarzy się dalej i będziecie komentować, co zmobilizuje mnie do napisania kolejnego. Och, przepraszam też, że przerwałam w takim momencie, a notka pojawiła się po długiej nieobecności. Nie miała jednak pomysłu i wyszło, jak wyszło :) 

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 23

23 lipiec, Wtorek
     Przez to, że wczoraj nie mogłam zasnąć, obudziłam się dopiero o dziesiątej. Fakt, że kiedy udało mi się zasypiać, to i tak budziłam się po przespaniu jakiejś godziny sprawił, że nawet o dziesiątej nie byłam wyspana. Wczoraj Louis nie oddzwonił do mnie, nawet nie odpisał, ale tłumaczyłam to sobie tym, że był z pewnością zmęczony po koncercie. Pomimo tego, że starałam się to wszystko zrozumieć i zaakceptować, to nie potrafiłam tego zrobić.
     Zwlokłam się z łóżka i ruszyłam w stronę kuchni. To właśnie tutaj natknęłam się rano na mojego ojczyma. Było wtedy jakoś koło szóstej, a ja po raz setny tej nocy obudziłam się. Tym razem jednak byłam bardzo spragniona, więc podniosłam się z łóżka i ruszyłam do kuchni, gdzie natknęłam się na Filipa. Popijał kawę z porcelanowej zastawy, którą dostała mama dostała od babci, kiedy przeprowadzaliśmy się do niego. Jednocześnie jadł kanapki i czytał gazetę. 
     - Hej - Nie za bardzo wiedziałam, jak powinnam do niego mówić. Mój stosunek do niego uległ gwałtownej zmianie. Oczywiście, na lepsze. To było dla mnie dziwne, bo zazwyczaj nie musiałam się z nim witać, ani żegnać. Jeśli to robiłam to przyciągałam jego uwag, a wtedy najczęściej kończyło się na kłótni. Teraz już nie chciałam tego robić, bo jakimś cudem staliśmy po jednej stronie.
     - Och, cześć - powiedział, odkładając swoją gazetę na bok. Tym samym dał mi znak, że chce ze mną porozmawiać o czymś poważnym. Był jednak zdenerwowany - było to widać już na pierwszy rzut oka. Tak jakby to moja obecność go krępowała. 
     - Unikasz mnie? - wypaliłam. Nie zdążyłam się ugryźć w języka, ale prawda była taka, że myślałam nad tym od przyjazdu. Nie spotykałam go ani razu, czy to rano w domu, czy w szpitalu. Tak jakby specjalnie wychodził wcześniej, żeby mnie nie spotkać. - Przepraszam za to pytanie, ale po prostu...
     - Nie, doskonale cię rozumiem. Masz rację, że to robię. Nie wiem, jak powinienem się teraz w stosunku do ciebie zachowywać. Myślę, że ty też masz podobnie. Nie chcę ci uprzykrzać tego przyjazdu. Zwłaszcza, że już niedługo wyjeżdżasz, prawda?
     - Tak, to znaczy... Tęsknię za tymi chłopakami, ale nie chcę zostawiać jej tutaj samej. Chociaż ona twierdzi, że powinnam wrócić do nich, bo ona sobie poradzi. Poza tym ma was. Nie wiem jednak, czy naprawdę tak myśli, czy też nie chce mnie zatrzymywać, bo wie, że bardzo bym chciała do nich wrócić.
     - Zwłaszcza do jednego z nich...
     - Słucham? - Nie zrozumiałam, o co mu chodziło. Podejrzewałam, że może wiedzieć coś o Lou. Tylko kto mógłby mu o tym powiedzieć?
     - Przepraszam, głośno myślę. Miałem przyjemność z nim rozmawiać. Wydaje się być naprawdę fajnym chłopakiem. Och, ale chyba nie interesuje cię to, co o nim myślę...
     Wydawał się być smutny. Odniosłam wrażenie, że mu na mnie naprawdę zależy. Mama jednak nie wybrała sobie takiego złego męża, a dla nas ojca. Właśnie tak teraz powinien zachowywać się mój tata, który był chyba za bardzo zajęty układaniem swojego życia za granicą.
     - Nie! Obchodzi mnie, co o nim myślisz. Jestem zaskoczona, bo nic o tym nie wiedziałam. Ale w końcu jesteś moim ojczymem, zastępujesz mi tatę i powinieneś przeprowadzi z nim tę rozmowę. 
     Na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech, a w jego oczach pojawiły się łzy, które za wszelką cenę próbował powstrzymać przed spłynięciem. Był naprawdę wzruszony, a ja zastawiałam się, czy to właśnie to, co powiedziałam doprowadziło go do tego.
     - Czyli nie będziesz miała mi za złe, że już ostrzegłem go, że jeśli cię zrani, to powyrywam mu nogi z... - przerwał, kiedy do kuchni weszła zaspana Klara. Miała przymrużone powieki, a ja odniosłam wrażenie, że lunatykuje.
     - Nawet się nie waż go skrzywdzić! Jak mógłby dawać koncerty bez nóg? Poza tym Louis nigdy cię nie skrzywdzi. Jest na to za dobry.


***
     Po zjedzeniu zostawionego mi przez babcie śniadania, wróciłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i przez parę minut leżałam nieruchomo, rozkoszując się błogą ciszą, która panowała w całym domu. Rzadko kiedy miałam szansę na tak beztroskie leżenie. Przed wakacjami prawie nie bywałam w domu. Zazwyczaj wracałam o późnych godzinach, żeby nie musieć spędzać czasu z moją "rodzinką". Chłopaki za to zawsze starali się coś zorganizować, więc... Chłopaki!
     Gwałtownie sturlałam się z łóżka, spadając tyłkiem na podłogę. Bolesna sprawa. Na czworaka doczłapałam się do biurka, gdzie leżała moja komórka. Złapałam ją i siadając po turecku, odblokowywałam ją. Nie miałam żadnych nowych wiadomość, a tym bardziej nieodebranych połączeń. Powiedzieć, że byłam rozczarowana to za mało.
     Zastanawiałam się już na napisaniem bardzo brzydkiego i niecenzurowanego smsa, ale w ostateczności się rozmyśliłam. W żadnym razie nie chciałam, żebyśmy się zaczęli kłócić o coś takiego. Tęskniłam za nim i chciałam, żeby się do mnie odezwał, ale nie musiałam od razy wszczynać awantury z powodu, że tego nie zrobił. Nawet pomimo tego, że byłam na niego wściekła.
     Odłożyłam komórkę na biurko i wróciłam do ciepłego łóżeczka. Byłam nie tylko wściekła, ale i zawiedziona. Wydawało mi się, że Louis tęskni ze mną w takim stopniu, co ja za nim, ale chyba się przeliczyłam. Jeśli by za mną tęsknił, zrobiłby wszystko, żeby tylko do mnie napisać.
     Nie zamierzałam wychodzić z łóżka przez najbliższe dwie godziny. Teraz i tak siedziałam z Klarą w domu, ale ona nigdy nie miała problemów, żeby sama się sobą zająć. Planowałam, że popołudniu odwiedzimy jeszcze mamę. W końcu teraz dzięki ojczymowi wiedziałam, w jakim stanie się znajduje.
     Filip powiedział, że jak na razie chemioterapia nie przynosi pożądanych efektów, ale lekarze twierdzili, że wszystko i tak okaże się dopiero w chwili, kiedy mama przejdzie ostatni zabieg z tej serii. Teraz mogli tylko spekulować na temat jej całkowitego powrotu do zdrowia.
     Zakopałam się we wściekle różowej pościeli i wtuliłam swoją twarz w puszyste poduszki. Na krótką serię pukania do drzwi, zaprosiłam mojego nieoczekiwanego gościa do środka. Moja siostrzyczka nie zraziłaby się zresztą nawet, jeślibym jej nie odpowiedziała. Tak czy siak weszłaby do mojego pokoju.
     - Hej, pomyślałam, że może chciałabyś obejrzeć ze mną jakiś film - Dopiero teraz zauważyłam, że niosła ze sobą swojego laptopa. 
     - Och, w porządku. Możesz coś wybrać. Nie czuję się zbyt dobrze, więc jest prawdopodobieństwo, że usnę w trakcie tego filmu - powiedziałam, siląc się na uśmiech. 
     - Świetnie. Właściwie to i tak nie pozwoliłabym ci zadecydować o tym, co będziemy oglądać. Słyszałam ostatnio o jakimś filmie na podstawie książki. Chyba chodziło o jakieś wzgórza, ale nie jestem pewna...
     - Masz na myśli "Wichrowe wzgórza"? - spytałam znudzona, ledwo powstrzymując ziewnięcie. 
     - Chyba tak! Tylko mi nie mów, że już to oglądałaś!
     - Nie tylko oglądałam ten film jakieś dwadzieścia razy, ale i przeczytałam książkę, którą ty też powinnaś przeczytać, bo jest zdecydowanie godna polecenia. 
     - Mówi się trudno. Będziesz musiała jakoś przeboleć to, że będziesz oglądała go jeszcze raz, bo ja nie przepuszczę.
     Skinęłam głową na znak, że się zgadzam. Klara nie potrzebowała tego, abym się zgodziła. Było to tak samo, jak z drzwiami. Sama potrafiła zadecydować o większości rzeczy, chociaż niektóre jej decyzje z pewnością nie były zgodne z moimi. Tak właśnie było z jej prośbą.
     - Zróbmy sobie razem zdjęcie, co? Wstawiłabym je na Twittera, żeby ludzie mogli podziwiać moją śliczną siostrę. Proszę!
     - Och, nie podlizuj mi się. Obydwie dobrze wiemy, że masz w tym jakiś swój własny cel. Teraz bądź taka miła i podziel się wiadomością o nim ze mną.
     - Zawsze potrafisz mnie rozszyfrować. Chodzi po prostu o to, że bardzo się za tobą stęskniłam. Chciałabym mieć jakieś twoje zdjęcie, na które mogłabym patrzeć, kiedy wyjedziesz. Pomyślałam sobie, że może to sprawi, że nie będę tak bardzo tęsknić.
     I tak wiedziałam, że stworzyła sobie tę historyjkę, żeby mnie ruszyć. Musiała mieć, jakiś dobry powód. W każdym razie, udało jej się. Namówiła mnie do zrobienia sobie z nią zdjęcia. Powinna być z siebie bardzo dumna. 
     Włączyła kamerkę internetową i zrobiła nam zdjęcie, które okazało się być bardzo ładne. Miałyśmy na sobie podobne piżamki z tą różnicą, że ja miałam błękitną, a Klara różową. Obejmowałam ją ramionami, a ona przechylała głowę tak, żeby mnie lepiej widzieć. Zerkała na mnie, podczas gdy ja wpatrywałam się w ekran laptopa. To wyglądało tak, jakby widziała we mnie jakiś autorytet. Jakbym to właśnie ja była dla niej najważniejszą osobą na całym świecie.
     Kiedy w końcu wstawiła nasze zdjęcie, wtuliła się we mnie i włączyła film. Dzielnie walczyłam z ziewaniem, bo nie chciałam usnąć już w pierwszych minutach filmu, ale i tak przegrałam ze zmęczeniem. W ostatnim czasie żyłam na wysokich obrotach i należało mi się choć trochę odpoczynku. Jakoś koło dwudziestej minuty filmu odpłynęłam.

***

     Była godzina trzynasta, kiedy wybudziłam się z mojej drzemki. Klara gdzieś zniknęła i domyśliłam się, że wróciła do swojego pokoju, kiedy film się skończył. Miałam trochę wrzuty sumienia, że usnęłam, ale z drugiej strony ostrzegałam ją, że to może się zdarzyć.
     Wstałam z łóżka i kieruję się na górę w stronę pokoju siostry. Dawno nie było mnie na piętrze. Pojawiałam się tam rzadko. Głownie wtedy, kiedy potrzebowałam czegoś od siostry, a ona nie słyszała tego, jak ją wołałam z dołu. Znajdował się tam mały salon, garderoba, pralnia, sypialnia rodziców, łazienka i pokój Klary, która też miała dostęp do własnej łazienki. Ja od razu, kiedy się przeprowadziliśmy zadeklarowałam, że chcę mieć pokój na dole. Nie wiem w sumie dlaczego. Wtedy wydawało mi się to po prostu bardzo potrzebne. Teraz nie miało to dla mnie już najmniejszego znaczenia.
     Zapukałam do drzwi, które prowadziły do jej pokoju. Czekałam na jej zaproszenie, ale kiedy nie dostałam go, wparowałam do pokoju. Obawiałam się już najgorszego, ale moja siostra siedziała odwrócona do mnie plecami, przed laptopem z słuchawkami na uszach. Pewnie właśnie dlatego nie słyszała, że pukałam.
     Podeszłam do niej i jednym ruchem zerwałam jej słuchawki. Ona jednak nie zareagowała, nadal wpatrywała się w ekran laptopa, co jakiś czas poruszając myszką. Nie wiedziałam, co się z nią dzieje i byłam przerażona. Odwróciłam jej fotel w taki sposób, że teraz patrzyłam na jej twarz, która była cała mokra. Z jej oczu wylewało się morze łez, a mnie ten widok strasznie wzruszył. Poruszył też moje serce, bo nie chciałam, żeby tak ważna dla mnie osoba cierpiała z nieznanego mi powodu.
      - Klara, co się stało? Kochana, czemu ty właściwie płaczesz?
     Nie odpowiedziała. Zamiast tego palcem wskazała mi ekranik laptopa. Spojrzałam w tamtą stronę. To był ten cały Twitter. Przysunęłam się bliżej, żeby dostrzec wpisy różnych ludzi. Były to okropne komentarze w stylu: "Ty i twoja siostra jesteście takie brzydkie. Nie wiem, co Louis w niej widzi", "Ona na niego nie zasługuje. Powinni się rozstać!", "Spotyka się z nim tylko dlatego, że jest sławny i bogaty. Zależy wam na jego kasie!", czy nawet "Przekaż siostrze, że jeśli z nim nie zerwie, to źle się to dla niej skończy!". 
     Byłam zszokowana i nie wiedziałam, jak poradzić sobie z tym wszystkim komentarzami, które były wręcz przepełnione nienawiścią do mojej osoby. Jednak najgorsze było dla mnie to, że ktoś obraził moją siostrę. Niby to ja zawsze byłam bardziej wrażliwa, co jednak nie zmieniało tego, że Klarę bolało to, że ktoś obrażał ją w tak paskudny sposób. 
     - Tak mi przykro. Przeprasza to wszystko moja wina! Nie powinnam wstawiać tego zdjęcia, to tylko pogorszyło sprawę. Dostałam już parę takich wiadomości, ale teraz zrobiło się ich dużo więcej. Tak bardzo cię przepraszam! - powiedziała. Z jakiegoś dziwnego powodu to ona przepraszała mnie, a nie ja ją. 
     - To nie twoja wina! Nie obarczaj się tym, że ludzie piszą o nas takie okropne rzeczy. To kiedyś minie, bo znajdą inny i ciekawszy temat. Nie miałabym im za złe tego, że mówią coś o mnie, ale nie mogę pozwolić na to, żeby obrażali także ciebie!
     - To naprawdę miłe, ale raczej nic z tym nie możesz zrobić. Ludzie i tak zawsze wiedzą najlepiej, czy ktoś na kogoś zasługuje. Wiedzą, dlaczego ktoś się z kimś spotyka. Kiedyś się do tego przyzwyczaję.
     Nie chciałam, żeby to zrobiła, ale miała jednak racje. Nie mogłam nic na to poradzić, bo ludzie i tak będą gadać. Bolało mnie to, że jestem taka bezsilna; że nie mogę zrobić nic, aby moja siostra przestała dostawać podobne wiadomości.
     - Spróbujmy o tym zapomnieć. Babcia powinna zaraz wrócić od mamy, więc jeśli chcesz jechać ze mną do niej, to radzę ci się w coś przebrać.

***
     Spędziłyśmy z mamą całe popołudnie. Zabrałyśmy ją na spacer do parku, który znajdował się na terenie szpitala. Potem wróciłyśmy na salkę i zjadłyśmy zapakowany nam przez babcie obiad. Po obiedzie włączyłyśmy telewizor i przełączyłyśmy na kanał, gdzie akurat leciały kabarety. Oglądałyśmy je razem, śmiejąc się do rozpuku i rozmawiając na luźne tematy. Nie został poruszony temat choroby.
     Kiedy mama zaczęła przysypiać, wyszłyśmy na korytarz i zostawiłyśmy ją samą. Zdawałyśmy sobie sprawę, że mama musi dużo odpoczywać i nie chciałyśmy jej za bardzo przemęczać. Wyszłyśmy, więc ze szpitala i spacerkiem ruszyłyśmy w kierunku pobliskiej lodziarni. 
     Spacerowałyśmy w ciszy, ale Klara przypomniała sobie, że chciała mnie o coś zapytać. Spytała mnie, o to jaki jest Louis. Ja jej zaczęłam opowiadać te wszystkie historyjki, które mi przekazał on sam o zespole. Od siebie dodałam opowieść o tym, jak Weronie zrobił mi niespodziankę i grał na gitarze pod moim balkonem. Na jej twarzy z każdą kolejną opowieścią pojawiał się coraz szerszy uśmiech. 
     - Warto przeczytać paręnaście niemiłych komentarzy dla choćby jednej z tej historii - stwierdziła tylko na koniec. 
     Kupiłyśmy sobie po cztery gałki lodów i zawróciłyśmy. Podczas drogi powrotnej to Klara opowiadała mi filmikach, które znalazła na YouTube z udziałem chłopaków. Obiecała, że kiedy przyjadę znowu do domu, to pokaże mi parę z nich. 
     Wróciła jej w końcu radość, która jakimś cudem zapodziała się, kiedy dowiedziała się o chorobie mamy. Musiała bardzo mocno to przeżyć. W końcu nie była już dzieckiem, wiedziała dokładnie, co się wokół niej dzieje. 
     Akurat skończyłyśmy nasze desery, kiedy zamigotał nam przed oczami budynek szpitala. Spojrzałyśmy na siebie znacząco. Kiedy byłyśmy małe często się ścigałyśmy. Czasami naszą metą był jakiś sklep, czy budynek, a jeśli nie... Biegłyśmy po prostu do mamy. 
     Wystartowałyśmy niemal równocześnie. Szanse byłyby wyrównane, gdyby nie balerinki, które tego dnia założyłam. Jak można w ogóle biec, kiedy buty co chwilę zsuwają ci się z nóg? Jednak ja się nie poddawałam. Postawiłam sobie na cel przegonienie mojej siostrzyczki i nie mogłam się tak po prostu poddać. 
     Kiedy już byłam tak blisko prześcignięcia jej... wpadłam na jakąś przeszkodę w postaci czyjegoś ciała. Odbiłam się od umięśnionego torsu i z hukiem upadłam na tyłek, który strasznie zaczął boleć. Podniosłam wzrok i kogo ujrzałam? Nate'a, który uśmiechał się delikatnie. Zorientowałam się, że najzwyczajniej sobie ze mnie drwi.
     - Przez ciebie potłukłam sobie kość ogonową! - oskarżyłam go, łapiąc się jego dłoni, którą wyciągnął w moją stronę. 
     - Nie chcę nic mówić, ale to nie moja wina, że na mnie wpadłaś. Mogłaś po prostu patrzeć przed siebie - powiedział, kiedy stanęłam już na nogach.
     - Czyli już nawet nie można mrugnąć, bo coś się może stać? - prychnęłam. 
     - Jesteś słodka, kiedy się denerwujesz.
     Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek. Dążył do tego, żeby mnie zirytować, ale ja nie mogłam sobie pozwolić na wyrządzanie scen na korytarzu szpitala. Już i tak zwróciliśmy na siebie dużą uwagę.
     Pociągnęłam go za rękę i zaprowadziłam w stronę krzeseł, gdzie zajęliśmy miejsca. Ludzie przestali w końcu zerkać w naszą stronę i oczekiwać czegoś sensacyjnego. Odprężyłam się odrobinę i zadałam pytanie, które mnie dręczyło.
     - Co tu robisz? 
     - Och, mój wujek kończy pracę za jakieś dziesięć minut i zabieram się z nim do domu. Kręciłem się dziś po mieście jego autem i muszę przyznać, że Warszawa to całkiem duże miasto. Wiesz, prawie się zgubiłem, kiedy chciałem dojechać do...
     - Twój wujek pracuje akurat w tym szpitalu? - przerwałam mu. Miałam wrażenie, że specjalnie przeciągał tę swoją opowieść. 
     - Yeap. A teraz przepraszam, ale muszę go jeszcze znaleźć. Mam nadzieję, że niedługo się znowu spotkamy. Może w bardziej przyjemnych okolicznościach. Do zobaczenia!
     Na chwiejnych nogach skręciłam w korytarz, który prowadził do sali mamy. Przed nią na krześle siedziała Klara, która uśmiechała się do mnie z wyższością. Z pewnością była bardzo zadowolona ze swojej wygranej, co było tak strasznie irytujące, bo to ja bym wygrała, gdyby na mojej drodze nie pojawił się ten pacan. 
    
 ***
     Wyciągnęłam swoją walizkę z BMW, którym jeździ mój ojczym, który odwiózł mnie na lotnisko. Kiedy w końcu walizka stanęła na ziemi, podeszłam do okna, które było uchylone. Za kierownicą siedział mój ojczym, którego pomoc w wyciąganiu walizki odrzuciłam, więc zmuszony był obserwować moje zmagania z boku.
     - Dziękuję ci za podwiezienie. Mam do ciebie prośbę. Dobrze wiesz, że nikt oprócz ciebie nie mówi mi, co się dzieje z mamą. Byłabym, więc naprawdę wdzięczna, gdybyś dzwonił do mnie, co jakiś czas i zdawał mi relacje z tego, co z nią. Mógłbyś to dla mnie zrobić?
     - Oczywiście!
     - W takim razie, dziękuję jeszcze raz i... Do zobaczenia.
     - Tak, do zobaczenia. 
     Pomachałam mu i poprawiając torbę, która zawieszona była na moim ramieniu, ruszyłam w stronę poczekalni, gdzie mogłabym pobyć chwilę przed przylotem mojego samolotu. Zajęłam miejsce pomiędzy jakimś starszym panem, a kobietą, która próbowała uspokoić swojego synka. 
     Wyciągnęłam z torby bilet na samolot do Berlina. Miałam odlatywać już za dwadzieścia minut. Spojrzałam na wielki zegar, który wisiał na ścianie naprzeciwko mnie. Jego wskazówki wolno przesuwały się w stronę wyczekiwanej przeze mnie. Już za niecałe dwie godziny zobaczę mojego chłopaka. Spędzę z nim całą noc, opowiadając mu o mojej siostrze, mamie, ojczymie, a nawet i babci. 
     Dokładnie dwadzieścia minut później zostałam poinformowana, że samolot ma opóźnienie i wylecimy dopiero za godzinę. Godzina przeciągnęła się w trzy. Natomiast trzy godziny przeciągnęły się w pięć. Mieliśmy wylecieć dopiero o siódmej rano.
     Całą noc spędziłam na krześle w poczekalni, ponieważ nie chciałam zadzwonić po ojczyma. Nie wiedziałam, przecież na którą ustalą nam w końcu lot. Poza tym na początku mieliśmy czekać tylko godzinę, więc nie opłacało mi się nawet wracać do domu. 
     Kiedy wybiła godzina szósta przebudziłam się z mojego snu. Zasypiałam, co parę minut, chociaż starałam się tego nie robić. W końcu było prawdopodobieństwo, że ktoś mnie okradnie. Skorzystałam z łazienki i kupiłam dla siebie jakąś kawę w nadziei, że postawi mnie ona na nogi.
     Wpół do siódmej zadzwoniłam do Lou, który nie odebrał. W nocy nie zadzwoniłam do niego, żeby poinformować go, że przylecę dopiero rano. Jakoś nie miałam na to sił, w zasadzie w ogóle nie myślałam o tym. Podejrzewałam, że jest na mnie obrażony za to, że nie przyleciałam, chociaż obiecałam to zrobić. 
     Zadzwoniłam, więc do kogo innego. Kogoś kto z pewnością mi pomoże zawsze. Z pewnością odbierze też ode mnie telefon.
     - Hej, Niall! Jeśli jest z tobą Louis, to błagam nie wymawiaj mojego imienia. Nie może wiedzieć, że to ja do ciebie dzwonię, rozumiesz?
     - Tak, doskonale cię rozumiem. To znaczy doskonale rozumiem, o co ci chodzi.
     - Czyli jest z tobą Louis? Jak bardzo jest na mnie zły?
     - Siedzimy sobie tu wszyscy na śniadaniu, mamo. Jestem trochę rozczarowany tym, że nie zrobiłaś tego, co miałaś zrobić.
     - Chwileczkę... Nie pytałam o ciebie, tylko o Lou! Chyba, że mówisz o nim, jako o sobie, żeby on się nie zorientował, że o nim mówimy. Ej, dlaczego nazwałeś mnie mamą?!
     - Może dlatego, żeby się nie zorientował? Myślisz, że to może mieć sens, Nina? 
     - Miałeś nie wymawiać mojego imienia!
     - Wyluzuj, odszedłem już od stolika. Nie słyszą mnie.
     Odetchnęłam z ulgą. Musiałam się dowiedzieć wszystkiego, a skoro Louis nie chciał ze mną współpracować.
     - Mój samolot miał opóźnienie. Wylatuje za jakieś piętnaście minut, więc powinnam być w Berlinie za półtorej godziny. Uda mi się z wami zabrać do Londynu, czy lepiej by było, gdybym już teraz wsiadła do samolotu, który leci do Londynu?
     - Tak, powinnaś zdążyć. Po śniadaniu wracamy do pokoi, pakujemy walizki i jedziemy na lotnisko.  Louis bardzo za tobą tęskni, a ja mam już dość patrzenia na to, jak okazuje tę swoją tęsknotę. Nie wytrzymam  nim w samolocie, jeśli dalej tak będzie. Mam nadzieję, że zdążysz.

 Rozdział nie jest sprawdzony, więc przepraszam za wszelkie błędy. Jednak są u mnie dziadkowie, a zaraz przyjeżdża wujostwo, więc nie mam za bardzo czasu na sprawdzenie, a chcę już wstawić ten rozdział. Tak, że tak... Mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu pomimo tego, że nie było tu za dużo chłopaków, ale teraz to się zmieni. I jeszcze wielka prośba. Komentujcie i wyrażajcie opinię o rozdziałach! :)