wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 26

     26 lipiec, Piątek        
     Jedną z najtrudniejszych rzeczy następnego dnia okazało się być podniesienie z łóżka. Niestety byłam siłą rzeczy do tego zmuszona, a to wszystko przez kogoś, kto ciągle dobijał się do drzwi mojego apartamentu. Powłócząc nogami, dotarłam w końcu do źródła hałasu, który przerwał mi przyjemny sen. Moje oczy jeszcze się kleiły, więc otworzenie drzwi graniczyło prawie z cudem.
     - Och, jeszcze spałaś? Przepraszam nie chciałem cię obudzić. Myślałem, że bierzesz prysznic czy coś w tym rodzaju. - Louis wparował do pokoju, przelotnie składając na moim policzku krótki pocałunek, po czym z impetem rzucił się na łóżko.
     Podeszłam do wielkiego okna i powoli odsunęłam firanki, spodziewając się, że jak tylko to zrobię do pokoju wpadną jasne promienie słoneczne. Jednak tak się nie stało, co było dla mnie niesłychanym zaskoczeniem. Na zewnątrz było jeszcze ciemno, słońce nawet nie pojawiło się jeszcze na horyzoncie. Ten widok zmusił mnie do refleksji nad tym, co mój chłopak może chcieć ode mnie o tak wczesnej godzinie, którą wskazywał zegar naścienny.
     - Spodziewałeś się, że będę brała prysznic o piątej rano?
     - Tak. To znaczy... Wiem, że wcześnie wstajesz, więc po prostu pomyślałem, że będziesz już na nogach. Poza tym, to bez znaczenia. Jeśli byś jeszcze spała, obudziłbym cię. Chodzi o to, że chcę cię gdzieś zabrać, więc jeśli mogłabyś się odrobinę pospieszyć i ubrać, to byłbym bardzo wdzięczny.
    Kiedy początkowy szok wywołany jego słowami przechodzi i udaje mi się odzyskać rezon, zaczynam wyjmować z szafy zupełnie przypadkowe ubrania. Wybór padł na aksamitną bordową bluzeczkę i kremowe szorty, przez które przepleciony jest sznureczek, którego kolor idealnie komponuje się z kolorem bluzki. Do tego postanawiam założyć moją jedyną parę sandałek, a do ręki na wszelki wypadek biorę sweterek. Jak najszybciej przebieram się w łazience, następnie związuje swoje włosy w kucyka i wychodzę.
     - Jestem już gotowa - oznajmiam wesołym tonem.
     Chłopak ciągle leży na łóżku, a ja przez moment odnoszę wrażenie, że zasnął. Jednak moje obawy rozpływają się w momencie, kiedy podnosi na mnie spojrzenie swoich pięknych, błękitnych oczu. Na moich wargach pojawia się uśmiech, kiedy wzdycha on na mój widok i szybko podnosi się z łóżka.
Szybkimi susami pokonuje dzielącą na odległość, a kiedy staje przede mną i pochyla się w moją stronę, moje serce gwałtownie przyspiesza swoje bicie.
     Louis zaczyna całować mnie z taką namiętnością, że już po paru sekundach czuje się całkowicie rozbudzona. Moje nogi stają się jak z waty, a reszta ciała dosłownie się rozpływa pod wpływem jego objęć i pocałunku. Kiedy w końcu się od siebie odrywamy, oboje mamy zarumienione twarze, na których znajdują się szerokie uśmiechy.
     - Uwierz mi, że chętnie kontynuowałbym nasz pocałunek, ale naprawdę chciałbym ci coś pokazać. Jeśli się jednak nie pospieszymy, moje plany spełzną na niczym. Obiecuję jednak, że wrócimy do tego w najbliższym czasie.
     - Och, jasne.
     Louis łapie mnie za dłoń i prawie siłą wyciąga z pokoju hotelowego. Jestem za bardzo odrętwiała, żeby zrobić to sama, więc z ulgą przyjmuję jego pomoc w wydostaniu się z tego budynku. Nie zdążyłam się nawet zorientować, jak wyszliśmy z hotelu i wsiedliśmy do taksówki, która powoli mknęła przez ulice miasta. Z jakiegoś powodu odnosiłam teraz wrażenie, że jest opustoszałe. Z pewnością to przez wczesną godzinę, to miasto wyglądało trochę inaczej, o ile to odpowiednie słowa. Jednak ani przez chwile nie przestało być piękne.
     Chłopak ścisnął delikatnie moją rękę, co zupełnie oderwało mnie od podziwiania uroków Hiszpanii. Moje oczy zerknęły na nasze splecione dłonie i mimowolnie się uśmiechnęłam. Ten widok oddziaływał na mnie w jakiś dziwny sposób, którego chyba nie potrafiłabym opisać.
     Kiedy podniosłam spojrzenie w górę, dostrzegłam, że Louis również się uśmiecha. Było to takie słodkie, że nie mogłam się powstrzymać, żeby się do niego nie przytulić. Każdy normalny człowiek odwzajemniłby po prostu uścisk, ale nie Louis. To po prostu nie byłoby w jego stylu. On wolał się roześmiać, a potem mocno do siebie przytulić. To zdecydowanie bardziej do niego pasowało. Jednak z pewnością nie zmieniało to faktu, że scena była bardzo słodka i romantyczna. Jakby wyjęta z filmu.
     Nie potrafiłabym określić, ile czasu jechaliśmy samochodem, zanim zatrzymaliśmy się na jakimś górzystym terenie. Dla mnie po prostu w tamtej chwili czas się zatrzymał, bo nie chciałam, żeby upływał. Chciałam, żeby chwila trwała wieczność. W dodatku zegar przestał być moim wyznacznikiem czasu. Stały się nimi kolejne uderzenia serca chłopaka, w którego byłam wtulona.
     Gdy taksówka się zatrzymała, chłopak powoli i delikatnie wysunął się z mojego uścisku. Wysiadł z samochodu, który okrążył w dosyć szybkim tempie, a to wszystko po to, żeby pomóc w tym mnie. Tylko, że ja wysiadając z auta, prawie się potłukłam. Od wypadku uratowała mnie tylko jego szybka reakcja. Tak jakby jeszcze ktoś miał wątpliwości, co do tego, czy nie jestem pechowcem.
     Na wszelki wypadek zostałam objęta w pasie, żeby się przypadkiem nie przewrócić. Choć muszę przyznać, że taki obrót spraw mi w zupełności odpowiadał, bo bardzo przyjemnie spacerowało się, czując ciepło jego ciała tak blisko mojego.
     - Mógłbyś mi przynajmniej powiedzieć, gdzie idziemy? - spytałam, podnosząc głowę odrobinę do góry, tak żebym mogła dostrzec jego twarz.
     - Nie jestem rannym ptaszkiem, ale muszę przyznać, że zawsze lubiłem być na nogach o wczesnych godzinach. Chyba to trochę zamieszałem, ale mam nadzieję, że rozumiesz, co mam na myśli - zaczął opowiadać, kompletnie ignorując moje pytanie. - Czujesz się tak, jakby nikogo poza tobą nie było. Wszyscy jeszcze śpią, a ty możesz spokojnie odpocząć od przebywania z ludźmi. Teraz jednak zacząłem nieco bardziej to doceniać, bo przez większość czasu jestem przez nich otaczany. Stylistki, makijażystki, cała ekipa, fanki... Czasem wydaje mi się, że jest ich po prostu za dużo. Właśnie wtedy muszę pobyć odrobinę sam, a jak się okazuje, takie pory są do tego idealne.
     - Chciałeś pobyć sam, a mimo to zabrałeś mnie dziś ze sobą. Chyba nie do końca to rozumiem. - Nie wiem, jakim cudem udało mu się odwrócić moją uwagę.
     - To po prostu nie jest jeszcze taki dzień, a ja bardzo chciałbym pokazać ci coś wspaniałego. Poza tym, lubię twoje towarzystwo.
     Wtuliłam się w niego odrobinę bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Przez następne parę minut spacerowaliśmy w ciszy, jeśli nie liczyć cichego ćwierkania ptaków. Słońce zaczynało już powoli pojawiać się na horyzoncie, dzięki czemu podziwianie krajobrazu stało się nieco bardziej możliwe. Jeśli miałabym go opisać jednym słowem, byłoby to chyba "pięknie".
     Wokół nas roztaczały się drzewa w niewiarygodnej ilości. Po prawej stronie był rozrośnięty las, który porośnięty był drzewami o imponującej wysokości. Na przeciwko lasu, po naszej lewej stronie, znajdował się sad. Nie zauważałam tu innych owoców niż pomarańcze i mandarynki, które były w zasadzie znane i popularne chyba na całym świecie. Przed nami rozciągała się dróżka, którą spacerowaliśmy. Był to chyba nasz jedyny ratunek w razie zgubienia się, bo szczerze wątpiłam, że znaleźlibyśmy tutaj zasięg.
     - Louis, jesteś pewien, że to legalne? Mam na myśli... Czy my możemy tu być?
     Chłopak wybuchł śmiechem na zadane przeze mnie pytania. Poczułam się tym odrobinę urażona tym, ale jeśli się nad tym zastanowić, to naprawdę zabrzmiało to głupio. Niestety ja nic już nie mogłam poradzić na to, że byłam tą rozważną. Nawet w czasie mojego "buntu" przeciwko rodzicom, kiedy to zaczęłam spotykać się z ludźmi, którzy pili i palili. Pomimo tego, że robili oni to na swoją odpowiedzialność, to martwiłam się o nich. Nie byli mi jakoś specjalnie bliscy, ale spędzałam z nimi większość mojego wolnego czasu. To zazwyczaj ja odprowadzałam wszystkich po imprezie, ponieważ bałam się, że może im się coś stać podczas drogi powrotnej. To ja wybijałam im z głowy wszystkie głupie pomysły. W tym ten, żeby skoczyć do jeziora na rowerach. 
     Drzewa zaczęły się przerzedzać, a sad pomarańczy zniknął gdzieś za nami. Jedyną rzeczą w przyrodzie, która się nie zmieniła, była nasza ścieżka. Ale nagle wszystko się zmieniło. Nie było ani sadów, ani ścieżki. Zostały tylko pojedyncze drzewa i słońce. Już rozumiałam, dlaczego Lou chciał zabrać mnie właśnie w to miejsce, choć nie wiedziałam, skąd on je zna.
     Wschód słońca oglądany z miejsca, w którym staliśmy był magiczny. Naprawdę nie przesadzam z tym słowem, ponieważ widziałam już wiele wschodów słońca, ale nigdy takiego pięknego. Może to przez to, że byłam w Hiszpanii, które w jakiś sposób słynie z tego, że jest słoneczna. Albo to przez to, że stałam koło Lou i byłam wtulona w jego bok. Nie jestem tego pewna, ale z pewnością nigdy nie zapomnę tego momentu.
     Powoli wysunęłam się spod jego ramienia i stanęłam naprzeciwko niego. Obserwowałam jak promienie wschodzącego słońca odbijają się na jego twarzy. Było to coś niesamowitego, moja dłoń sama odnalazła drogę na jego policzek i dotknęła miejsca, gdzie odbijał się jeden z nich. Dotyk dłoni wydawał się być bardzo przyjemny dla chłopaka, który przymknął powieki, tak jakby rozkoszował się tą chwilą przyjemności. Nie mogłam się powstrzymać od złożenia na jego ustach słodkiego pocałunku.
     - Dziękuję ci, że mnie tu ze sobą zabrałeś. To jest naprawdę coś niesamowitego.

***
     Wyszłam z łazienki po dość krótkim, ale za to odprężającym, prysznicu. Miałam na sobie frotowy szlafrok z emblematem hotelu na piersi, przez co czułam się odrobinę niekomfortowo, i ręcznik na głowie. Mimo wszystko czułam się wyjątkowo dobrze, zapewne dzięki temu, że mój organizm ochłodził się odrobinę podczas prysznica.
     Miałam wreszcie odrobinę czasu dla siebie, bo chłopaki zaraz wychodzili na próbę dźwiękową. Nie do końca rozumiałam, z jakiej przyczyny te próby musiały odbywać się zawsze przed koncertem, ale postanowiłam po prostu nie ingerować w takie sprawy. Wątpiłam, czy wynikłoby z moich pytań cokolwiek dobrego. Dlatego chyba po prostu wolałam pogodzić się z faktem, iż muszą się one odbywać.
     Podniosłam pilot ze stolika, na którym stał jeszcze mój nietknięty lunch. Zdecydowanie nie miałam ochoty schodzić na dół do restauracji sama, więc zamówiłam sobie coś do pokoju. Z tego co się orientowałam był to jakiś hiszpański przysmak i, jeśli się nie mylę, miało to coś wspólnego z kurczakiem. Niestety z moim hiszpańskim było kiepsko.
     W pokoju rozległ się hałas, który spowodowany był za głośnym głosem jednego z prezenterów. Rozmyśliłam się i wyłączyłam telewizję. Zdjęłam mokry już ręcznik z głowy i próbując odrobinę okiełznać moje włosy, wyszłam na balkon. Kiedy dostrzegłam przed hotelem tłumy wrzeszczących dziewczyn, już wiedziałam, o co chodzi. Nie trudno było dodać dwa do dwóch, choć jakoś nigdy nie byłam specjalnie dobra z matematyki. 
     Byłam już świadkiem zachowania tłumu fanek na koncercie idoli, tylko że nigdy nie widziałam takiej ilości nastoletnich dziewczyn, które wyczekiwałyby na swoich idoli, poza areną koncertową. To było coś, co dosłownie zwaliło mnie z nóg.
     Nastoletnie fanki piszczały, krzyczały, płakały. Niektóre z nich trzymały w dłoniach transparenty łudząco podobne do tych, które widziałam na koncertach One Direction. Z tą różnicą, że te przede mną były większe i bardziej okazałe. Szczerze mówiąc, byłam pod wrażeniem pomysłowości tych dziewczyn. Nie rozumiałam, co prawda większości z nich, ale na szczęście nieliczne hasła były w języku angielskim.
     Czytając je, co jakiś czas, uśmiechałam się sama do siebie. Dla postronnej osoby mogłabym wyglądać dosłownie nienormalnie, jednak jakoś się tym nie martwiłam. Było to swego rodzaju ciekawe uczucie, bo wypełniała mnie dziwna duma. Te dziewczyny szalały za moim chłopakiem, a jakaś 1/5 z nich skandowała jego imię. Wtedy do mnie dotarło, jak wiele on osiągnął.
     I nagle rozpętało się dosłowne piekło. Głównym wyjściem wyszła piątka rozczochranych głów w towarzystwie ochrony, która za wszelką cenę próbowała powstrzymać fanki przed rzuceniem się na nich. Było to coś niesamowicie szalonego, a przynajmniej dla postronnego obserwatora, który widzi coś takiego po raz pierwszy w życiu.
     Jedna z fanek coś krzyknęła, ale ja nie dosłyszałam, o co jej chodziło. Jednak już po chwili zrozumiałam, kiedy połowa z dziewczyn zaczęła skandować, jak bardzo jestem beznadzieja. Nie rozumiałam, czemu one to robią. Czemu tak bardzo mnie chciały urazić, przecież ja im nic nie zrobiłam.
     Ostatnią rzeczą, którą zdążyłam zauważyć przed zamknięciem balkonu i powrotem do środku, była mina Lou. Jak to możliwe, żeby z takiej odległości mogła dostrzec właśnie jego twarz? Widać było, że poczuł się w pewien sposób zraniony, choć próbował zachować kamienną maskę. Ona jednak przestała na mnie już działać, bo on już nie mógł ukrywać przede mną swoich uczuć. Pomimo tego, że byliśmy parą przez naprawdę krótki okres, to już stał się dla mnie otwartą księgą.
     W jednej chwili osunęłam się na drzwiach balkonowych, lądując przy tym na chłodnej podłodze. Jednak, co dziwne, nie płakałam. To tak jakbym w ciągu tego całego miesiąca wyczerpała całe zapasy łez, które posiadałam. Stałam się tak bardzo obojętna. Nie miało dla mnie znaczenia to, że na zewnątrz wykrzykują właśnie, jak bardzo nie zasługuję na Lou. Wisiało mi to, choć to tak bardzo bolało. Czemu uważały, że nie jestem dla niego odpowiednia? A co jeśli faktycznie tak było?
     To było takie głupie. Zastanawianie się, czy mój związek z nim ma w ogóle szanse. Jeszcze wczoraj chciałam nie martwić o takie rzeczy. A jednak te wszystkie słowa, które usłyszałam, sprawiły, że zaczęłam się nad tym zastanawiać. Zwątpiłam w nas. To właśnie było najgorsze.
     Z tego otępienia wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. Starałam się go po prostu zignorować, bo nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę. Zwłaszcza, że podejrzewałam, kto może się próbować do mnie dodzwonić. Jeśli to faktycznie Louis, to wolałam zignorować to połączenie. Bynajmniej nie miałam ochoty z nim rozmawiać, a przynajmniej w tej chwili. Musiałam chyba ochłonąć.
     Ignorując dzwoniący telefon, podniosłam się z podłogi i na chwiejnych nogach podeszłam do łóżka. Nie zdjęłam z siebie ubrania, żeby go nie wygnieść za bardzo. Najzwyczajniej położyłam się na łóżku z zamiarem odpoczęcia choć chwili. Nawet nie potrafię określić, w którym momencie zasnęłam. Ostatnią rzeczą, która zapamiętałam, był dzwoniący telefon.

***

     Cały ten dzień był bez sensu. Pukanie do drzwi obudziło mnie o piątej rano, a teraz budziło mnie jeszcze teraz. Byłam rozkojarzona i nie do końca wiedziałam, co się działo. Chwile zajęło mi ogarnięcie sytuacji i zdanie sobie sprawy, że powinnam otworzyć drzwi. Jednak rozleniwiłam się i nie bardzo chciało mi się podnosić z łóżka, żeby otworzyć. Miałam nadzieję, że osoba się odczepi i zostawi mnie w świętym spokoju.
     Jednak donośne pukanie do drzwi nie ustawało. Ktoś ciągle próbował się dostać do mojego pokoju. Sapnęłam zdenerwowana i podniosłam się z łóżka. Podeszłam do drzwi, zahaczając małym palcem u stopy o kant szafki. Z moich ust wydobyło się przekleństwo, kiedy ból dał o sobie znać. Z trudem dotarłam do drzwi i je otworzyłam.
     Po raz kolejny tego dnia Louis wparował do pokoju, jak gdyby nigdy nic. Nie przejmował się tym, że może nie mam ochoty na rozmowy. To było bez znaczenia, bo on chciał, albo potrzebował, żeby ze mną pogadać.
     - Mogłabyś mi powiedzieć, czemu nie odbierałaś swojego telefonu?! Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się o ciebie martwiłem?!
     Och, czyli zaczynamy się kłócić. Niezbyt miła odmiana po naszym wspólnym poranku, kiedy nie potrzebowaliśmy słów, aby się zrozumieć. Nie miałam najmniejszej ochoty na kłótnie, a tym bardziej nie posiadałam na to siły. Chciałam pobyć sama i przemyśleć pewne sprawy.
     Kiedy Louis nerwowo spacerował po pokoju, przeczesując palcami swoje włosy; ja podeszłam do szafki nocnej i podniosłam komórkę. Miałam nieodebranych dwanaście połączeń - cztery od mojej siostry i osiem od Lou. Nie to, żebym się tym jakoś szczególnie przejęła. Jak zdążyła się zorientować już większość ludzi, ja rzadko odbieram połączenia, kiedy śpię.
     - Nie mam teraz ochoty się z tobą sprzeczać. Muszę zadzwonić do mojej siostry. Mógłbyś dać mi dosłownie sekundkę? Jak tylko skończę, porozmawiamy.
     Chciał coś powiedzieć, ale zmienił zdanie i tylko krótko skinął głową. Chyba on też nie za bardzo miał siłę, żeby się ze mną sprzeczać. Usiadł na skrawku mojego łóżka, czekając na to, aż skończę rozmowę z Klarą. Tyle tylko, że musiałam ją najpierw zacząć. Wybrałam jej numer, nie zważając na to, że w Polsce jest już po północy. A jednak Klara odebrała już po trzecim sygnale.
     - Mogłabyś wytłumaczyć mi, czemu dzwonisz tak późno? - spytała zaspanym głosem.
     - Przepraszam, nie bardzo chciałam cię budzić, ale dopiero teraz zauważyłam, że próbowałaś się do mnie dodzwonić. Zżera mnie ciekawość, z jakiego powodu dzwoniłaś. Czy to chodzi o przyjazd ojca?
     - W pewnym sensie. Nie dzwoniłabym do ciebie, gdyby sytuacja nie stała się nie do wytrzymania. Uwierz mi, że jest koszmarnie. Ojciec zatrzymał się w hotelu, który znajduje się w odległości zaledwie paru kilometrów od szpitala. Dziś siedział przy mamie, kiedy przyszłam z Filipem ją odwiedzić. Nie doszło jednak do żadnych rękoczynów, co nie zmienia faktu, że nie było przyjemnie. A potem odwiedził mnie w domu, ale na szczęście Filip był w pracy, więc babcia go wpuściła, choć zrobiła to dość niechętnie.
     Wszystkie informacje zaczynały mi się mieszać. Nie dziwiłam się ojczymowi, że nie chciałby wpuszczać do domu mojego ojca. Nie mógł się wytłumaczyć chęcią utrzymania dobrego kontaktu z córkami. Nie po tym, jak nas zostawił i bez słowa pożegnania wyjechał za granice. Mój mózg nie ogarniał też tego, czemu mój ojciec nagle przypomniał sobie o nas. Mogło chodzić o chorobę mamy, ale to nie tłumaczyło tego, że ciągle przy niej czuwał. Och, to wszystko tylko bardziej komplikowało moje życie.
     - Przepraszam, ale nie wiem, co powinnam powiedzieć. Mogłabym zadzwonić do ciebie jutro? Muszę po prostu przetrawić to, co powiedziałaś.
     - Okey. Do usłyszenia!
     Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, połączenie zostało przerwane. 
     - Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? Co się stało? - Louis zaspał mnie gradem pytań, kiedy pierwsze łzy pojawiły się na moich policzkach. Nie odpowiedziałam jednak, a on podszedł do mnie i przyciągnął do siebie. Już o nic nie pytał, po prostu mnie trzymał. To było właśnie coś, czego potrzebowałam.
     Wystarczyło mi dosłownie parę minut w jego ramionach, żeby się uspokoić i unormować oddech. Nawet się nie zorientowałam, kiedy łzy przestały lecieć.
     - Przepraszam. Nie chciałam tak się rozkleić. Chodzi tylko o to, że mój ojciec wrócił. Zatrzymał się w hotelu niedaleko szpitala i odwiedził dziś mamę. Udaje teraz troskliwego męża i ojca, choć trochę na to za późno. W dodatku... Widziałam, co się dziś stało, kiedy wychodziliście z hotelu na próbę. Nie było to z pewnością najprzyjemniejsze uczucie. Przez to zaczęłam zastanawiać się, czy nasz związek ma jakikolwiek sens. Może ja faktycznie nie do ciebie nie pasuję. W końcu ty jesteś... - Louis uciszył mnie pocałunkiem.
     - To chyba najsłodsze przerwanie mojego słowotoku.
     Louis uśmiechnął się pod wpływem mojej uwagi, ale już po chwili jego wyraz twarzy na powrót stał się poważny. Już wiedziałam, że szykuje dla mnie jakiś wywód, który miałby na celu pokazanie mi, jak bardzo się mylę. Brał już głęboki wdech, kiedy ja go pocałowałam. 
     - A to za co?
     - Próbuję uciszyć cię w równie przyjemny sposób. 
     Teraz już nie mógł powstrzymać chichotu, który wydobył się z jego ust. Była to muzyka dla moich uszu, coś pięknego. Sama uśmiechnęłam się do niego, żeby pokazać mu to, co czuje. Najwyraźniej zrozumiał moje przesłanie, bo po chwili ponownie trzymał mnie w ramionach.
     - Zostaniesz ze mną dziś wieczorem?
      - Oczywiście, że tak. Kocham cię.
     Jego wyznanie pozostało bez odpowiedzi, wiedziałam jednak, że on nie jest tym w żaden sposób urażony. Rozumiał to, że jeszcze nie jestem gotowa, aby odpowiedzieć mu tymi samymi słowami. Wiedział jednak, jak bardzo mi na nim zależy.

 Rozdział pojawia się z dużym opóźnieniem, ale nie chcę pisać na siłę, bo to ma sprawiać mi przyjemność.  Mam nadzieję, że w te święta popracuję trochę nad kolejnymi i może uda mi się coś napisać jeszcze w tym tygodniu, ale wolę nic nie obiecywać. Chciałabym też podziękować Natalii Tomlinson za nominację do LBA, bo wiele to dla mnie znaczy. Jednak wolałabym się zająć po prostu pisaniem. Przy okazji - chciałabym życzyć zdrowych, radosnych, ciepłych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia! Byłabym wdzięczna za każdy komentarz, który z pewnością byłby wspaniałym prezentem świątecznym...