wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 17

17 lipiec, Środa
     Podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się wokół siebie, próbując sobie przypomnieć, jak to się stało, że tutaj zasnęłam. Kiedy w końcu zdołałam sobie, że usnęłam podczas mojej "randki" z Lou, miałam sobie po prostu ochotę zapaść pod ziemię. Albo ponownie usnąć na kanapie, na której dosyć przyjemnie mi się spało. Jednak to, że była wygoda nie zmieniała faktu, że po spędzeniu na niej całej nocy, byłam strasznie obolała.
     Zaczęłam zastanawiać się nad tym, czemu Louis nie mógł mnie zanieść do mojego łóżka. Mój mózg zdecydowanie nie najlepiej pracował dzisiejszego poranka, gdyż o tym, że śpię na górze przypomniałam sobie po dłuższej chwili. Chociaż mógł zanieść do jakiegoś pokoju na dole. Wtedy Zayn, albo Liam spędziłby tę jedną noc u mnie. Dla nich nie byłaby to taka tragedia, a ja nie byłabym tak poturbowana. W zasadzie mogli mnie nawet obudzić. Nie byłoby to takie proste, bo śpię kamiennym snem, ale...
     - Dzień dobry, śpiochu! - Louis szedł w moją stronę z wielkim kubkiem parującego napoju. Jak podejrzewałam było to kakao, które przy okazji nie było za dobre. Okej, ono nawet nie zasługiwało na miano kakao, ale co jakiś czas popijałam jego łyki, bo nie chciałam sprawić przykrości chłopakowi.
     - Śpiochu? Która właściwie jest godzina? - spytałam, próbując powstrzymać ziewanie. Z marnym skutkiem.
     Miałam zamiar dzisiaj trochę pobiegać. Ale jak widać na załączonym obrazku, los kpi sobie z moich planów, bo jakoś nigdy nie mam szans na robienie rzeczy, na które mam ochotę.
     - Dochodzi dziesiąta, ale nie przejmuj się tym. Oprócz nas na nogach jest tylko Liam. Reszta... Jakby to delikatnie ująć? Odreagowuje wczorajszą imprezę.
     - Chyba raczej walczy z jej skutkami - dodał ze śmiechem wchodzący do pokoju Liam.
     - Jest aż tak źle? - spytałam, walcząc z uśmiechem, który cisnął się na moje usta. Nie wiem czemu, ale dzisiejszego poranka ograniczałam się do pytań.
     - Jeśli nie gorzej - Payne zachichotał pod nosem. Odnosiłam niejasne wrażenie, że ich cierpienie go bawiło.
     - Nie przesadzajmy. To po prostu delikatny kac. Przeżyją.
     Wtedy jakby na zaprzeczenie jego słowom ze swojego pokoju wyłonił się Zayn, który kurczowo trzymał się za głowę.
     - Umieram. Moja głowa pęka. Czuję się, jakby wierciły w niej setki młotów pneumatycznych!
     - Nie śmiałbym wątpić w to, czy przeżyją - Liam zaniósł się śmiechem, czym spowodował grymas na twarzy mulata.
     - Nigdy nawet nie słyszałeś, jak pracują młoty pneumatyczne - wycedził przez zaciśnięte zęby mój chłopak.

***
     - Wiesz, mogłeś mnie zanieść przynajmniej do pokoju Liama. Rozumiem, że Zayn mógł być niezdolny do dotarcia do mojego pokoju, ale sądzę, że Liam dałby radę - powiedziałam, kiedy wreszcie zostałam sam na sam z moim chłopakiem.
     Już od jakiegoś czasu, a dokładniej od śniadania, siedzieliśmy u niego w pokoju. Leżeliśmy razem i uporczywie wpatrywaliśmy się w ekran laptopa. Chcieliśmy obejrzeć jakiś film, ale z tego nic nie wyszło. Nie mogliśmy się zdecydować na nic konkretnego. Dlatego też siedzieliśmy na jego profilu na Twitterze. Osobiście czegoś takiego nie posiadałam. Za dużo czasu spędzałam na buntowaniu się, żeby robić wszystko to, co robiły nastolatki w moim wieku. Dlatego też musiał mi wszystko wyjaśniać.
     Louis napisał coś głupiego, sądząc przy tym, że reakcja ludzi na jego tweet będzie przezabawna. Dosłownie po sekundzie dostał już pierwsze odpowiedzi. Niektórzy ludzie odpisywali mu również sobie żartując. Jeszcze inni pisali, że jest bardzo zabawny. A reszta po prostu pisała, że go kocha. W tym tłumie odnalazłam parę wypowiedzi w moim ojczystym języku.
     Naprawdę byłam pod wrażeniem tego, w jaki sposób Louis oddziałuje na fanki. Albo raczej tego, jak cały zespół na nie oddziałuje, bo po minucie na Niall też coś napisał, wywołując u ludzi podobne reakcje.
     - Chcieliśmy to zrobić, ale nie należysz do najlżejszych osób - dogryzł mi.
     Uniosłam się odrobinę do góry i oparłam się na moich łokciach. Już po paru sekundach pozycja wydała mi się strasznie niewygodna, ale nie miałam zamiaru jej zmieniać.
     - Sądzisz, że powinnam zacząć się odchudzać? - spytałam, podnosząc przy tym brwi do góry.
     - Strata paru kilogramów z pewnością by ci nie zaszkodziła.
     Obróciłam się do niego plecami. Wiedziałam, że chłopak sobie tylko żartował, ale chciałam się z nim odrobinę podroczyć. W końcu on sobie żartował z mojej wagi. Takie coś nie przejdzie żadnemu chłopakowi.
     - Obiecuję, że nad tym poważnie pomyślę - burknęłam pod nosem, ale byłam pewna, że dosyć głośno.
     Usłyszałam jakieś szmery. Z pewnością chłopak przewracał się z boku na bok, bo łóżko uginało się pod jego ciężarem. Zadrżałam, kiedy poczułam na swoim karku delikatne muśnięcia. Nie musiałam się nawet głowić nad tym, co on próbuje robić. Zdecydowanie to były jego udobruchania mnie.
     - Ja tylko żartowałem... Wiesz o tym, prawda?
     Powoli odwróciłam się w jego stronę i przytaknęłam głową. Swoim zachowaniem wywołam u niego szczery uśmiech, który był naprawdę piękny.
     - Mam fajny pomysł na spędzenie dzisiejszego popołudnia - powiedziałam niepewnie.

***
     - Jesteś pewna, że tego chcesz? - Louis spojrzał na mnie, próbując się upewnić, czy na pewno wiem, co zamierzam zrobić. Czy zdawałam sobie sprawę, jak trwałe będzie to, co zaraz zrobię.
     Ale ja byłam pewna. Myślałam nad tym już od dłuższego czasu. Właściwie odkąd skończyłam czternaście lat planowałam to. Zastanawiałam się nad tym, co to będzie, a przede wszystkim, gdzie go umieszczę. Moi rodzice jednak wściekali się za każdym razem, kiedy tylko o tym wspominałam. Jednak niedzielna rozmowa z moim chłopakiem zachęciła mnie do tego. Zwłaszcza, że teraz już wiedziałam, co chciałabym zapamiętać.
     Mój pierwszy tatuaż. Już wiedziałam, że to będzie właśnie to słowo. "Remember". Może niektórym wydać się głupie to, że chce wytatuować sobie właśnie to. Dla mnie miało to jednak głębszy sens, bo chciałam zapamiętać. Zapamiętać te wakacje. Zapamiętać tych wspaniałych ludzi, których poznałam. Zapamiętać Londyn. Zapamiętać Lou.
     Nie byłam taka głupia. Nie oszukiwałam się, że nasza miłość będzie trwać wiecznie. Szanse na to, że będziemy parą po tych wakacjach były dla mnie naprawdę nikłe. Jeśli nie powiedzieć, że znikome. On wróci do swojego życia, a ja wrócę do swojego.
     On wróci do ciężkiej pracy; do całonocnych koncertów; do tłumów fanek. Tymczasem ja najprawdopodobniej wrócę po prostu do domu. Będę opiekować się mamą. Nie będę musiała w najbliższym czasie szukać jakiejkolwiek pracy. Mój ojczym nie należał do słabo zarabiających osób. Będę więc mogła poświęcić cały swój wolny czas mamie.
     Przestałam się już oszukiwać, że mam w ogóle jakieś szansę, żeby dostać się do Juilliarda. Nie chodziło o to, że nie wierzyłam w umiejętności Nialla. Chłopaki z pewnością byli bardzo wpływowi i znali odpowiednie osoby. Załatwienie dla mnie przesłuchania z pewnością nie należy, więc w ich przypadku, do trudniejszego zadania. Jednak nie ćwiczyłam przez tyle czasu... Poza tym miałam teraz trochę inne priorytety. Musiałam się zająć moją mamą.
     - Jak najbardziej - przytaknęłam i złapałam go za rękę. Wolną dłonią pchnęłam drzwi i weszłam do środka.
     Pomieszczenie, w który się znajdowałam, przyprawiło mnie o ciarki. Ściany były białe. Żadnych ciemnych plam. Były po prostu całe białe. Na ścianach wisiały zdjęcia, zegary i różnego rodzaju obrazy. Z pewnością to przez nie na moim ciele pojawiły się ciarki. W szczególności przez jeden z nich. Cały był utrzymany w ciemnych kolorach. Przedstawiał jakąś kobietę ubraną w łachmany. Klęczała przy wielkim i przerażającym klonie, trzymając coś w ręce. Po bliższym przyjrzeniu doszłam do wniosku, że jest to dłoń małego chłopczyk, który biegł za nią.
     - Henry ma fioła na punkcie tego obrazu - wytłumaczył Louis i delikatnie ścisnął moją dłoń. Chyba próbował mnie tym gestem pokrzepić. Szkoda tylko, że to nie za bardzo pomogło. Nadal byłam wystraszona. Nie bałam się tyle samego procesu powstawania tatuażu, ile gościa, który miał mi go wykonać. Kto normalny lubi takie obrazy?
     Moje nogi były jak z waty, ale jakimś cudem dotarłam do pomieszczenia, gdzie siedział ten facet. Z wyglądu nie przypominał żadnego przerażającego typka. Wyglądał na jakieś trzydzieści lat i nie należał do najbrzydszych mężczyzn. Miał ciemne włosy, które były w totalnym nieładzie. Ubrany był w ciemne, wytarte jeansy i i T-shirt, który odsłaniał jego liczne dziary na rękach.
     - To tobie będę dzisiaj robił pierwszy tatuaż? - rzucił w moją stronę, kiedy już przywitał się z moim chłopakiem.
     - Tak - powiedziałam z trudem, bo w gardle stanęła mi jakaś gula. Do tej pory nie myślałam głębiej nad tym, jakie będą konsekwencje wykonania tego tatuażu. W końcu będę miała go do końca życia. To znaczy, chyba będę go mogła usunąć, ale słyszałam o tym, że to strasznie bolesne. Teraz to już drżałam.
     - Hej, uspokój się. Wszystko będzie dobrze - obiecał owy Henry. Wydawał się być naprawdę sympatyczny - Może masz do mnie jakieś pytania, co?
     Nie musiał długo czekać, aż zadałam mu pierwsze z nich. Właściwie to zalałam go masą pytań, ale na każde z nich udzielił mi odpowiedzi. Kiedy już się wszystkiego dowiedziałam, znowu byłam optymistycznie nastawiona do sytuacji. Dlatego już po pięciu minutach siedziałam na kanapie i tłumaczyłam, jaki miał być mój tatuaż. Po parunastu minutach wspólnie wszystko ustaliliśmy. Śliczny napis "Remember" na karku.
     Zajęłam miejsce na krzesełku i z niecierpiętliwością czekałam, aż ten cały proces się zacznie. Louis przyklęknął koło mnie i nie puszczając mojej ręki, obserwował poczynania tatuażysty. Henry popsikał mi czymś dziwnym skórę, gdzie miała znajdować się moja pierwsza dziara. Otarł miejsce ręcznikiem papierowym i posmarował jakąś maścią, by potem przyłożyć kalkę hektograficzną. Następnie podniósł do ręki dziwną maszynę i przyłożył mi ją do karku, uprzednio zdążył mnie jeszcze uprzedzić, że mogę poczuć w tym miejscu nieprzyjemne drapanie lub swędzenie.

***
     - W sumie nie było to takie straszne, jak sobie wyobrażałam. Chociaż strasznie denerwuje ten papier, który jest na tatuażu - poskarżyłam się. To naprawdę było strasznie irytujące. Zwłaszcza, że miałam świadomość, że muszę wytrzymać z nim jeszcze dwie godziny, bo inaczej może się wdać jakaś infekcja, czy coś w tym rodzaju. 
     Dodatkowo w najbliższym czasie nie mogłam się opalać, czy chodzić na basen. Tatuaż mógłby po prostu wyblaknąć. Do tego wszystkiego musiałam go smarować maścią, ale pomóc mi w jego pielęgnacji obiecał mi Louis. On był w tym wszystkim trochę bardziej obeznany.
     - Nie przesadzaj i tak nie jest tak źle, bo masz go nosić tylko dwie godziny. Na pocieszenie mogę cię zaprosić na jakieś ciastko, czy kawę. Na co masz ochotę?
     - Na lody czekoladowe. A może truskawkowe? Nie chyba jednak czekoladowe...
     Roześmiani ruszyliśmy w stronę samochodu, który stał zaparkowany po przeciwnej stronie ulicy. Louis powiedział, że musi jeszcze załatwić coś w okolicy i spytał, czy mogłabym na niego poczekać jakieś dwadzieścia minut w samochodzie. Zaproponowałam mu, że pójdę z nim, ale on szybko odmówił. Pospiesznie wręczył mi klucze od auta i podał mi je. W tym momencie zostaliśmy zaczepieni przez jakieś dwie dziewczyny.
     - Hej! Louis zrobisz sobie z nami zdjęcia?! - powiedziała jedna z nich. Miała długie ciemne włosy, które falami spływały po jej ramionach. Miała na sobie brązowe legginsy i beżowy sweter, który był na nią przynajmniej o dwa rozmiary za duży. Całej stylizacji dopełniały botki, których kolor idealnie pasował do sweterka, i brązowa torba z frędzelkami.
     Ta dziewczyna z pewnością była odrobinę odważniejsza od tej drugiej, która stała z boku. Albo była onieśmielona towarzystwem swojego idola, albo była po prostu nieśmiała. Ona jednak była równie ładna, co jej przyjaciółka. Miała krótkie miedziane włosy, które nie dosięgały jej nawet do ramion. Ubrana była w białą sukienkę przed kolano i czarną skórzaną kurtkę. Do tego założyła czarne balerinki. Normalnie taka stylizacja nie spodobałaby mi się, ale u niej wspaniale to wszystko współgrało.
     - Umm... Jasne - odpowiedział i już pozował z nimi do zdjęć, a ja stanęłam po drugiej stronie aparatu. Po paru pstryknięciach nadeszło nieuniknione, bowiem dziewczyny zapytały się chłopaka, o mnie. Kim ja właściwie dla niego jestem.
     Zastanawiałam się, jak na to pytanie odpowie. Byliśmy parą, ale Louis nie chciał, aby media się o tym dowiedziały. Właściwie to wytwórnia i reszta bandy nie pozwalała nam ujawnić się światu. Mogliśmy się pokazywać razem, bo wygrałam konkurs. Nie mogliśmy powiedzieć, że się spotykamy, bo to mogłoby źle wpłynąć na wizerunek chłopaków. Dlatego byłam zaskoczona, że ścisnął moją dłoń i odpowiedział:
     - Spotykamy się od niedawna.
     Dziewczyny wydawały się być odrobinę zaskoczone, ale życzyły nam szczęścia, co było z ich strony bardzo miłe. Potem spytały się, czy mogą o tym powiedzieć swoim przyjaciółką, które też są fankami One Direction. Mój chłopak jednak nie zgodził się i poprosił o dyskrecję. To on chciał o tym powiedzieć. Obiecał jeszcze dziewczyną, że zrobi to w najbliższym czasie. Potem się rozstaliśmy. 
     - Powiedziałeś to... 
     Chłopak uśmiechnął się w moją stronę i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Zdążył jeszcze powiedzieć, że zaraz wraca, i już go nie było. A ja stałam na środku chodnika i nie mogłam się poruszyć. Nadal byłam zaskoczona tym, że on to powiedział. Nie było to jeszcze "oficjalne oświadczenie", ale i tak znaczyło dla mnie bardzo dużo.

***
     Drzwi od strony kierowcy się otworzyły i miejsce koło mnie zajął Louis. W rękach trzymał jakiś mały pakunek. Byłam ciekawa, co znajduje się w środku, ale odrobinę wstydziłam się zapytać o to. Nie chciałam, żeby zaliczył mnie do wścibskich dziewczyn.
     W samochodzie panowała cisza, jak makiem zasiał. Chłopak nie odpalał samochodu i staliśmy wciąż pod jakimś supermarketem. Ludzie przechodzili koło auta, ale nie zwracali na nas najmniejszej uwagi. Nerwowo kiwałam się na siedzeniu. 
     - Mam coś dla ciebie - przerwał tę nieznośną ciszę chłopak - Wiem, że zepsułaś swoją komórkę...
     - Ty mi ją popsułeś - przerwałam mu ze śmiechem.
     - Kazałaś mi ją podać do ciebie, więc ci ją podałem - odbił piłeczkę.
     - Nie kazałam ci nią rzucać! 
     Oboje byliśmy przez cały czas uśmiechnięci. Nie potrafiliśmy być po prostu poważni przy tak błahej sprawie. No może nie takiej błahej, bo komórka kosztowała mojego ojczyma trochę kasy, ale jakie to ma za znaczenie.
     - To ty jej nie złapałaś. Zresztą nie ważne. Chodzi o to, że mam dla ciebie nowy. Chcę, żebyś go przyjęła.   
     Nie czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony, wyjął z pudełeczka czarny telefon. Nie musiałam długo myśleć nad tym, jaki to jest model. Mój ojczym miał ten sam telefon, więc od razu go rozpoznałam. Kto nie poznał był najnowszego modelu iPhone'a?
     - Nie mogę tego zrobić... 
     - Twierdzisz, że to ja zepsułem ci twoją starą komórkę. Potraktuj to po prostu jako zadośćuczynienie. 
     Zaprzeczyłam ruchem głowy. Nie mogłam tego zrobić. Nie wystarczyło mu to, że zaledwie parę dni temu kupił mi tę śliczną sukienkę, której nie miałam jeszcze okazji założyć? Czułabym się głupio przyjmując od niego kolejny podarunek.
     - Nie chcę, żebyś myślał, że jestem z tobą ze względu na to, co robisz. Czy przez wzgląd na to, ile masz pieniędzy. Jestem z tobą, bo cię lubię.
     - Wiem to - odrzekł Louis i zbliżył się do mnie. Do ręki wepchnął mi opakowany w przeróżne folie telefon i nachylił się, żeby wyszeptać mi do ucha - Dlatego też chcę, żebyś przyjęła ten głupi telefon.

***
     Leżałam na łóżku kończąc czytanie książki Sparksa. Jedynie wątłe światło lampki nocnej oświetlało pokój, dlatego czasem z trudnością przychodziło mi odczytywanie kolejnych linijek powieści. Nie chciałam jednak zapalać normalnego światła, bo gdyby sen mnie zmorzył podczas czytania... Pokój oświetlony byłby przez całą noc, bo byłabym zbyt leniwa, żeby zgasić światło.
     Od fascynującej lektury oderwał mnie dzwonek mojego nowego telefonu. Nie zdążyłam się jeszcze przyzwyczaić do niego, a dzwonek już mnie irytował. Podniosłam jednak go ze stolika i odebrałam połączenie.
     - Sprawdzam tylko, czy umiesz obsługiwać nową komórkę.
     Cały Louis. W rzeczywistości pewnie nie chciało mu się do mnie ruszyć tyłka. Ale lepiej brzmi wyjaśnienie, że chce po prostu sprawdzić, czy umiem obsługiwać iPhone'a. 
     - Przyznaj się, że chciałeś usłyszeć mój głos, bo już się za mną stęskniłeś.
     - Nie... No może troszeczkę. Jak tam tatuaż?
     - Wszystko jest okej, od czasu kiedy posmarowałeś mi go obrzydliwą maścią.
     Zaległa krótka cisza, podczas której zaznaczyłam stronę książki i odłożyłam ją na stoliczek nocny. Przy okazji podniosłam się też do pozycji siedzącej.
     - A ty? - zapytał Lou.
     - Co ja? - nie rozumiałam, o co mu chodzi. 
     - Stęskniłaś się już za mną?
     - Przecież nie widzieliśmy się raptem... - spojrzałam na zegarek, stojący na stoliczku - Trzy godziny. Poza tym jest dwunasta w nocy. To chyba nie najlepsza pora na takie pytania.
     Ostatnie słowa zagłuszyłam ziewnięciem. Nie usłyszałam jednak odpowiedzi. Chłopak rozłączył się i tyle go słyszałam. Odłożyłam iPhone'a i schowałam się pod puszystą kołdrą. Nagle w pokoju zrobiło się jakoś tak chłodniej.
     Usłyszałam krótkie pukanie do drzwi. Zdziwiona zaprosiłam mojego nocnego gościa do pokoju. Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że to Tomlinson postanowił mnie odwiedzić. Przysiadł na skraju mojego łóżka.
     - Nie mogę usnąć - oznajmił mi spokojnym tonem.
     - Przykro mi z tego powodu, ale nie wiem, w jaki sposób mogłabym ci w ten sposób pomóc.
     Louis spojrzał na mnie i uśmiechnął się znacząco. Ja i tak nie wiedziałam, o co może mu chodzić.
     - Mógłbym spać z tobą?
     Zaśmiałam się. Myślałam sobie, że on po prostu żartuje. Jednak on był całkowicie poważny. 
     - Nie masz pięciu lat. Poza tym będziesz się rozpychać - zaprotestowałam.
     - Obiecuję, że nie będę!
     Przewróciłam oczami, ale podniosłam delikatnie kołdrę do góry. Zgodziłam się tym samym, żeby spędził ze mną całą noc. 
     - Okej.
     Nie musiałam powtarzać tego dwa razy. Louis od razu wskoczył pod kołdrę i położył się obok mnie. Przyciągnął mnie do siebie blisko i schował swoją twarz moich włosach. Automatycznie wtuliłam się w jego tors, zaciągając przy tym pięknym zapachem jego perfum.
     - Wykorzystujesz sytuacje - powiedziałam z niesmakiem.
     - Wiem, ale nie posunę się dalej, niż byś sobie tego życzyła.

  Rozdział znowu pojawia się późno. Pod poprzednim rozdziałem pojawiła się prośba, żeby rozdziały pojawiały się co tydzień. Im więcej komentarzy, tym większa motywacja, żeby się pojawiały ;) Dziękuje Natalii Małyskiej za nominacje do Libster Award. Doceniam to i dużo to dla mnie znaczy, ale raczej nie będę się w  to "bawić". Mam nadzię, że zrozumiesz :)
   

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 16

16 lipiec, Wtorek
     - Mógłbyś potrzymać przez chwilę moją walizkę? - zwróciłam się do Nialla. Chłopak wziął ją ode mnie, a ja wyjęłam z kieszeni moich spodni komórkę, która dzwoniła już trzeci raz. Naprawdę dzwonek, który wybrała mi siostra, zaczynał grać mi na nerwach. Na ekranie komórki zamigotał numer mojej mamy. Pospiesznie odebrałam.
     - Kochanie? - usłyszałam słaby głos mamy. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz się tak do mnie zwracała. A jednak to naprawdę była ona. W moich oczach momentalnie pojawiły się łzy. Tak bardzo cieszyłam się, że to ona.
     - Mamo - powiedziałam, kiedy pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Nie chciałam płakać. Właściwie z całych sił próbowałam to powstrzymać. Nie mogłam sobie pozwolić na pokazanie tego, jak bardzo jestem bezradna i bezsilna wobec jej choroby.
     - Tak bardzo za tobą tęsknię... Jeśli teraz tęsknię tak mocno, a nie widziałam cię zaledwie dwa tygodnie, to nie wyobrażam sobie, jak będę się czuć, kiedy się wyprowadzisz z domu - zażartowała - O ile oczywiście... 
     Niewypowiedziane słowo zawisło pomiędzy nami. "O ile oczywiście przeżyję". Nie wiedziałam, że mama bierze pod uwagę opcje, że może umrzeć. To zdarzało się ludziom chorym na białaczkę, ale nie zdarzy się i mamie. Nie pozwolę na to!
     - Nawet tak nie myśl! Nie pozwolę na to, rozumiesz? Nie pozwolę ci umrzeć! - gorące łzy moczyły moje policzki, a mój oddech stał się spazmatyczny. Był gwałtowny i niespokojny, bo za wszelką cenę chciałam wymazać z moich myśli wizję świata bez mamy. Zaczęłam nerwowo kiwać głową.
     Widziałam wzrok, z jakim patrzył na mnie Niall. Był on niezwykle troskliwy, ale chłopak nie potrafił ukryć w swoich oczach strachu. Bał się o mnie, czy mnie? Chyba jedyną dobrą stroną tej sytuacji było to, że nie było tu reszty chłopaków.
     Nigdy podczas takich kłótni nie wyglądałam dobrze. Podnosiłam głos i zaczynałam krzyczeć. Ale po raz pierwszy kłótnia nie wydawała mi się bezsensowna. Podczas tej walczyłam o kogoś. Walczyłam o mamę.
     - Weź głęboki oddech, kochanie - poprosiła mama. Tak też zrobiłam. Świeże powietrze momentalnie otrzeźwiło mi umysł - Już lepiej?
     - Tak - powiedziałam i pociągnęłam nosem. Próbowałam się całkowicie uspokoić - Mamo?
     - Hmm? 
     - Wszystko będzie dobrze. Wydobrzejesz, obiecuję ci to - powiedziałam.
     - Kochanie - była naprawdę wzruszona. Dawno nie rozmawiałam z nią w taki sposób - Widzę, że ten wyjazd bardzo cię zmienił. A może zrobił to któryś członek tego zespołu, co?
     Zaśmiałam się gorzko. Nawet w takiej sytuacji nie opuszczało jej to kiepskie poczucie humoru. 
     - Być może - powiedziałam wymijająco - Obiecuję ci, że niedługo przyjadę do ciebie. Kocham cię, mamo...
     Z jej ust wydostało się głębokie westchnienie. Może była wzruszona moją wylewnością, a może tak długo czekała, żeby to ponownie usłyszeć. Tego nie wiedziałam.
     - Ja też cię kocham, słoneczko!
  
***
     Rzuciłam się na cieplutkie łóżeczko. Miałam dosyć tego dnia i chciałam, żeby się skończył. Nie pragnęłam niczego innego. No może poza tabliczką czekolady i wielkim pudełkiem lodów. To zdecydowanie poprawiłoby mi humor.
     Jednak nie zapowiadało się na to, żeby ten dzień się kończył. Dochodziła dopiero pierwsza godzina po południu. Prędzej już dostanę to swoje upragnione opakowanie lodów, czy tabliczkę czekolady.
     Chyba powinnam się po prostu zdrzemnąć. Wstałam bardzo wcześnie, a w samolocie nie mogłam usnąć po incydencie z Lou. Do tego jeszcze rozmowa z moją matką, chociaż ona w porównaniu do tej z Lou, była bardzo przyjemna.
  
     Minęła już godzina od momentu odlotu. Godzina, którą spędziłam na bezczynnym wpatrywaniu się w mojego chłopaka. On jednak był chyba za bardzo zajęty wpatrywaniem się w to malutkie, irytujące okienko, żeby w ogóle zauważać moją obecność.
     Zaczynało mnie to naprawdę irytować. Zrozumiałabym, jeśli potrzebowałby piętnastu minut na przemyślenia. Przeżyłabym nawet te pół godziny. Ale całe sześćdziesiąt minut wydawało mi się lekką przesadą. Pomijając to, że byłam naprawdę znudzona, to miałam dość tego, że Louis nie zwraca na mnie uwagi.
     Parę razy próbowałam go jakoś zagadnąć. Kończyło się na tym, że odpowiadał zdawkowo, o ile w ogóle to robił. Ja robiłam naburmuszoną milę, a on całkowicie to ignorował, bo zaraz wracał do swojego kochanego okienka. I do przemyśleń. Dałabym naprawdę wiele za to, aby poznać mojego myśli.
     Zdenerwowana podniosłam się z mojego siedzenia i ruszyłam w stronę wolnego miejsca koło Nialla. Uznałam, że nie będzie mieć nic przeciwko, jeśli koło niego usiądę. Zwłaszcza, że on też wyglądał, jakby się nudził. 
     - Hej - przywitałam się z nim. Wtedy dopiero zauważyłam to, że ma w uszach słuchawki, a jego oczy są zamknięte. I nici z mojego planu zajęcia się czymś ciekawym.
     Schowałam twarz w dłonie i spróbowałam wymyślić, jakieś sensowne zajęcie.
     - Nina? - usłyszałam cichy i zachrypnięty głos Liama. On też siedział sam.
     Bez dłuższego zastanowienia wstałam i zajęłam miejsce koło niego. Moim wielkim planem była próba podpytania go, o co może chodzić Lou. Tylko jak by tu delikatnie zacząć temat?
     - Wiesz może, o co chodzi? - wypaliłam i skinęłam w stronę mojego chłopaka. W końcu jestem jego dziewczyną, więc mam prawo wiedzieć.
     - Nie wiem, czy to ja powinienem ci, o tym mówić - chłopak był dość zmieszany. Nerwowo kręcił się na swoim siedzeniu.
     - Może ma jakieś kłopoty - Payne pokręcił przecząco głową, a ja dodałam - Poza tym jestem jego dziewczyną, a on jest zbyt zamyślony, żeby mi cokolwiek powiedzieć.
     Wydawało mi się, że ten argument w pewnym stopniu przekonał go do powiedzenia mi czegoś, bo wreszcie przestał się kręcić. Zdawało mi się, że zachęca mnie tym samym do tego, abym dalej go przekonywała.
     - Chciałabym mu jakoś pomoc, ale jeśli nie wiem, o co chodzi, to jest to niemożliwe. Musisz mi trochę pomóc.
     Teraz byłam pewna, że go przekonałam, bo Liam westchnął i potarł dłonią czoło. Wyglądał tak, jakby jeszcze raz zastanawiał się, czy to jest dobry pomysł. Pewnie nie był pewny, jak zareaguje na to, co miał mi powiedzieć.
     - Wiesz, który dzisiaj mamy?
     Nie zrozumiałam, dlaczego tak bardzo odbiegł od tematu. Mieliśmy, przecież rozmawiać o czym innym. Właściwie to on miał mówić, a ja miałam słuchać i próbować sobie wszystko poukładać.
     - Szesnasty lipca? 
     - Dzisiaj są urodziny Eleanor...
     Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, ale zamilkłam. Nie wiedziałam do końca, co powinnam o tym myśleć. Czyli to o niej tak rozmyślał, tak? Wiem, że spędzili ze sobą dużo czasu, ale nie potrafiłam zrozumieć, jak mógł myśleć o niej, kiedy ja siedziałam koło niego. To było bolesne, że siedząc ze mną, myślał o swojej byłej. Nie mogłam mu jednak zabronić tego robić. Bolało mnie to tak bardzo, ale nie mogłam tego zrobić. 
     - Nina? - tym razem to był Louis. Spojrzał w moją stronę, posyłając mi delikatny uśmiech i gestem pokazał mi, żebym zajęła swoje miejsce. Tak też więc zrobiłam.
     - To o niej myślałeś? - spytałam, kiedy tylko usiadłam. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Jeśli bym to zrobiła... Nie potrafiłabym być dłużej na niego zła.
     - Dziś są jej urodziny, wiesz? Co roku spędzaliśmy je razem, a teraz... Dużo się pozmieniało. Zastanawiam się, czy w ogóle mogę do niej zadzwonić. Nasza ostatnia rozmowa nie skończyła się zbyt dobrze. Zresztą, czy rozstania mogą się kończyć dobrze? Para mówi, że zostaną przyjaciółki, ale chyba żadna nie potrafi tego zrobić tak naprawdę. Jeśli już zostaną tymi przyjaciółmi, to najczęściej okazuje się, że ich uczucia nie wygasły...
     - Co chcesz przez to powiedzieć? Że ty coś do niej jeszcze czujesz?! - podniosłam głos. Nie chciałam tego robić przy chłopakach. Ale jeśli to była prawda...
     - Nie to miałem na myśli. Chodzi mi o to, że to stało się tak szybko... Nie przestałem się jeszcze o nią martwić, czy troszczyć. Nie przestałem jeszcze o niej myśleć. Ale nie... - nie wiem kiedy, z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Moje pociągnięcie nosem sprawiło, że przerwał.
     - Nie kłopocz się z dalszymi wyjaśnieniami! Zrozumiałam już, że ciągle coś do niej czujesz! - nim zdążył coś powiedzieć, wstałam i zajęłam miejsce koło Nialla, który już się obudził.
     - Pożyczysz mi słuchawki?
     Krótkie kiwnięcie głową i już w moich uszach dudniła głośna muzyka. Wiedziałam, że Tomlinson otwierał, co jakiś czasu usta i mówił coś do mnie. Na szczęście nie musiałam tego słuchać. Głośna muzyka skutecznie zagłuszała jego słowa.

     Podniosłam się z łóżka, kiedy usłyszałam, że ktoś mnie woła. Szybko przetarłam łzy, które spływały mi po policzkach i zbiegłam na dół. To był już dzisiaj trzeci raz, kiedy płakałam. Miałam dosyć tego, że jestem tak strasznie słaba. Nie potrafiłam sobie poradzić z chorobą matki. Nie potrafiłam sobie poradzić z uczuciami Lou. Po prostu nie potrafiłam.
     - Ktoś mnie wołał?
     Rozejrzałam się po kuchni, w której stali Harry, Niall i Louis. Modliłam się, żeby to tylko nie ostatni z nich mnie wtedy wołał. Nie miałam, bowiem zamiaru odezwania się do niego. Przynajmniej nie teraz.
     - Ja cię wołałem - Harry oderwał się na chwilę od zapisywania czegoś na karteczce papieru - Chcesz jechać ze mną i Lou na zakupy?
     - Nie! - krzyknął Louis, czym zwrócił na siebie nasze spojrzenia. To nie było za miłe.
     - Powiedz mu, że nie będzie decydował o tym, czy chcę coś zrobić, czy nie chcę - zwróciłam się w stronę Harry'ego, nie spuszczając swojego wzroku z Lou. To był cios poniżej pasa, ale on sam mnie do tego zmusił.
     - To chcesz jechać? - powtórzył pytanie. Całkowicie zignorował to, co powiedziałam.
     - Chcę - odparłam. Tak naprawdę najchętniej zostałabym w domu i zakopała się w cieplutkim pokoju. Zgodziłam się tylko dlatego, że chciałam zrobić komuś na przekór.

***

     Ja i Harry mieliśmy kupić coś na obiad. Louis pojechał po zakupy na kolacje sam. Nie wiem, czy takim zachowaniem chciał mnie upokorzyć, ukarać, czy ośmieszyć. W każdym razie z pewnością mu się udało.
     Zakupy okazały się prawdziwą udręką. Harry prosił mnie, żebym coś znalazła, a ja nie znałam sklepu, więc szukanie zajmowało mi sporą ilość czasu. Kiedy już w końcu znalazłam, okazywało się, że mamy już to w koszyku, ponieważ to stało koło czegoś, czego szukał on. Myśląc, że zajęłam się czymś ciekawszym, wkładał to do koszyka.
     Kiedy w końcu znaleźliśmy się przy kasie, zegarek w moim telefonie wskazywał godzinę trzecią. Znaczyło to, że nasze zakupy zajęły dobre czterdzieści pięć minut. Harry zapłacił za zakupy i wyszliśmy za zewnątrz. Zapakowaliśmy zakupy do bagażnika i wsiedliśmy do środka.
     - Nie lubię tego, że to wy za wszystko płacicie. Czuję się przez to jak... - zastanowiłam się, jak po angielsku jest "darmozjad", ale za nic nie mogłam sobie tego przypomnieć. Dokończyłam więc kulawo - Źle się z tym czuję.
     - A my byśmy się źle czuli, jeśli byś za siebie płaciła - powiedział ze śmiechem - Poza tym jesteś naszym gościem, więc wybacz, ale nie masz za dużo do powiedzenia.
     Nie odpowiedziałam. Zamiast tego uśmiechnęłam się w jego stronę i włączyłam radio. Leciała piosenka, którą z pewnością skądś kojarzyłam, Nie mogłam sobie tylko przypomnieć skąd.
     - Zaraz, czy to niej jest wasz piosenka? - spytałam, próbując przekrzyczeć muzykę.
     W odpowiedzi Styles zaczął śpiewać. Doskonale znał słowa, więc uznałam, że mam rację.
     Dwadzieścia minut później byliśmy już w kuchni i rozpakowaliśmy zakupy. Harry obiecał mi, że będę mogła mu pomóc w przygotowaniu obiadu, jeśli tylko pomogę mu to wszystko rozpakować. Wracanie do pokoju nie mogło się w moim przypadku skończyć dobrze, bo z pewnością skończyłoby się na tym, że wylewałabym kolejne łzy w poduszkę. Dlatego się zgodziłam.
     Poza tym będę mogła nauczyć się nauczyć czegoś nowego. A kurczak z ricottą cannelloni należał do tych potraw, których już sama nazwa sprawiała, że człowiek robił się głodny.
     Po półtora godzinnym gotowaniu byłam z siebie dumna. Wyszło nam naprawdę coś niesamowitego. Co prawda nie mogłam być taka pewna, bo jeszcze nie spróbowałam, ale już sam wygląd potrawy mówił sam za siebie. Musiała być przepyszna.
     Jak najszybciej nakryłam do stołu, bo wprost nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu spróbuję tego, co wspólnie z Harrym przyrządziłam.
     Musiałam jednak jeszcze poczekać kolejne dziesięć minut, które wydawały się dla mnie trwać wieczność, bo chłopaki nie mogli się zebrać.
     Kiedy w końcu zsiedliśmy do stołu wręcz rzuciłam się na jedzenie. Nie tylko ja byłam głodna, bo pozostali też to zrobili.
     Po skończonym posiłku spytałam, czy mamy jakieś plany na wieczór.
     - Właściwie to wychodzimy do klubu - odpowiedział Liam, który składał nasze talerze.
     - Świetnie! O której mam być gotowa?
     Louis głośno odchrząknął, a ja spojrzałam na niego spod byka. Nie mogłam pozwolić, żeby zniszczył mi resztę dnia.
     - Bo to ma być męskie wyjście - powiedział z załopotaniem Niall.
     - O! - tylko na tyle mnie było stać - W takim razie życzę dobrej zabawy!
     Mówiąc to patrzyłam na Lou. On odwzajemnił moje spojrzenie i uśmiechnął się szelmowsko. Następnie przybrał pokerową twarz i oznajmił:
     - Ja chyba sobie odpuszczę to wyjście. Nie czuję się najlepiej.
     - Ale wszystko w porządku? - spytał zaniepokojony Zayn.
     - Tak, jak najbardziej. Położę się po prostu wcześniej spać.
     Czyli dzisiejszego wieczoru będziemy tylko my. Biorąc pod uwagę, że ja byłam na niego wściekła, mogło się to skończyć naprawdę źle... Zapowiada się ciekawy wieczór.

***
     Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos tłuczonego szkła. Co kilka minut rozlegały się podobne dźwięki. Zazwyczaj odbywały się one w akompaniamencie wiązanki przekleństw. 
     Parę razy miałam już zamiar podnieść się z łóżka i sprawdzić, co się dzieje tam na dole, ale za każdym razem szybko rezygnowałam z takich pomysłów. Nie chciałam wykazywać zainteresowania tym, co robi Tomlinson. Czekałam, aż to on przyjdzie mnie przeprosić. Czekałam już godzinę, ale on nie pofatygował się do mnie. Dlatego też leżałam sobie na łóżeczku i czytałam jedną z nowszych książek Nicholasa Sparksa. 
     Wprost kochałam tego autora. Przeczytałam większość jego książek, bo jego styl pisania był dość przejrzysty i ciekawy. Chyba jedynym minusem było to, że w prawie każdej książce ktoś był bardzo poważnie chory... 
     Wróciłam do książki. Teraz to główna bohaterka dowiedziała się, że przyjaciel jej chłopaka podpalił kościół, a wszyscy myśleli, że to jej ojciec to zrobił. Ona się wściekła i zrywała z chłopakiem, bo tamten to wszystko wiedział i jej nie powiedział. Ach, te problemy.
     Tak się wczytałam, że nie usłyszałam pukania do drzwi. Przestraszyłam się, więc kiedy drzwi się otworzyły, a w moim pokoju pojawił się Louis. Nie podszedł jednak do mnie. Stanął przy drzwiach, które zostawił uchylone. 
     - Mogłabyś zejść na dół za jakieś dziesięć minut? Przygotowałem dla nas coś do jedzenia - powiedział niepewnie. Pewnie nie wiedział, jak mogę zareagować na jego propozycję.
     Kiwnęłam tylko krótko głową, a on wyszedł z pokoju. Szybko uwolniłam się z objęć kołdry. Może trochę za szybko, bo spadłam z łóżka i wylądowałam tyłkiem na zimnej podłodze. Po domu rozległ się głośny huk.
     Do pokoju wparował wystraszony Louis, który wyglądał, jakby właśnie przebiegł dziesięć kilometrów. Pewnie bardzo się spieszył, żeby sprawdzić, czy żyję. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia.
     - Wszystko w porządku? - spytał, próbując złapać oddech. 
     Nie mogłam jednak pozwolić, żeby domyślił się, że spadłam z łóżka. Moja duma mi na to nie pozwoliła. Podniosłam się pospiesznie z podłogi, wytrzepując spodnie od piżamy. Zdecydowanie muszę założyć coś innego.
     - Muszę się przebrać - powiedziałam przez zęby. Louis z trudem powstrzymywał śmiech, a ja nie lubię, kiedy ktoś się ze mnie śmieje.

***
     Wyszłam z pokoju ubrana w czarne spodnie i białą bluzeczkę, która wokół linii dekoltu miała czarne perełki. Nie chciałam się ubierać jakoś specjalnie ślicznie. Robiłabym sobie tylko złudną nadzieję, że to będzie jakaś romantyczna kolacja, czy coś. Nie wiem, czy zniosłabym rozczarowanie. 
     Schodząc po schodach zauważyłam, że dziś wieczorem jest jakoś ciemniej niż zwykle. Pewnie chłopcy zapomnieli wymienić żarówki. Wcale bym się tym nie zdziwiła.
     Będąc w salonie cała sytuacja się wyjaśniła. Na parterze zamiast światła świeciły się malutkie świeczki. Nie wiem, czy zdołałabym je wszystkie policzyć, bo stały dosłownie wszędzie. Parę na schodach (jak mogłam ich nie zauważyć?), paręnaście na stoliku, jeszcze inne na komodach i szafkach. Już z tej odległości widziałam, że jadalnia i kuchnia wyglądają podobnie. Zaczynałam żałować, że jednak nie założyłam jakiejś sukienki.
     Nagle przy moim boku pojawił się mój chłopak. Delikatnie złapał mnie za rękę, jakby bał się, że mogę mu ją wyrwać. Ja jednak nie zamierzałam tego robić. Ciągle byłam na niego zła, ale to co przygotował sprawiło, że przynajmniej na chwilę, o tym zapomniałam.
     - Jak... - wyjąkałam z trudem. Nie mogłam uwierzyć, że coś takiego wykombinował. Nie należał do romantycznych osób, jak zdążyłam się zorientować. Całą tę szopkę z balkonem i gitarą pomógł mu wymyślić Niall. Zastanawiałam się, kto pomógł mu wymyślić to.
     Nachylił się w moją stronę i wyszeptał mi do ucha te słowa:
     - Pytania dopiero po kolacji - ruszył w stronę jadalni, ciągnąc mnie za sobą.
     Na stole stały dwa świeczniki, w których znajdowały się waniliowe świeczki zapachowe. Były płatki róż, a nawet wazonik z czerwonymi różami. Na talerzach znajdowały się dwie duże porcje spaghetti.
     Chłopak odsunął mi krzesło, a kiedy na nim usiadłam, delikatnie je przysunął bliżej stołu. Następnie on zajął miejsce koło mnie i zaczęliśmy jeść. Jedzenie okazało się naprawdę pyszne. 
     Kiedy już najedliśmy się do syta, chłopak pozbierał talerze i wyniósł je do kuchni. Wrócił po jakiś pięciu minutach, niosąc w ręku jakieś tajemnicze pudełeczko. Postawił je przede mną i poprosił, żebym je otworzyła. Niechętnie to zrobiłam.
     W środku znajdował się śliczny srebrny pierścionek ze znakiem nieskończoności. Nie rozumiałam, co miał on oznaczać w stosunku do nas, ale nie zapytałam o to Lou.  
     - Mam nadzieję, że ci się podoba, bo wybierałem go bardzo długo.
     - Nie mogę go przyjąć - powiedziałam. Był naprawdę śliczny, co oznaczało też, że musiał być drogi.
     - Spokojnie, to nie jest pierścionek zaręczynowy. Obiecuję ci, że zaręczyny będą wyglądały zupełnie inaczej - zażartował. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech - Proszę, zrób to dla mnie.
     Podniosłam na niego mój wzrok, który do tej pory skupiony był na pierścionku. Popełniłam ten błąd i spojrzałam mu w oczy. Z miejsca byłam na przegranej pozycji, bo nie potrafiłam długo opierać się temu spojrzeniu. Dlatego kilka nanosekund później pierścionek już znajdował się na serdecznym palcu lewej ręki. Muszę przyznać, że wyglądał na mojej dłoni dosyć ładnie.
     ***
     Zajęliśmy miejsca na kanapie. Odgarnęłam włosy na lewy bok, abym mogła widzieć twarz Lou, kiedy będzie odpowiadał na moje pytania. On odwrócił się w moją stronę.
     - Kto to wszystko wymyślił? - spytałam patrząc na niego spod przymrużonych powiek.
     - Nie wierzysz, że sam mógłbym wymyślić coś takiego? Jestem urażony - mówił, ale pod wpływem mojego spojrzenia spoważniał - Zaleta posiadania sióstr. Wystarczyło, że zadzwoniłem do Lottie, a ona wszystko zaplanowała. Musiałem tylko postępować zgodnie z jej wskazówkami. Dlatego też nie chciałem, żebyś jechała na zakupy. Musiałem kupić świeczki i pierścionek, no i jeszcze produkty na kolacje. Umówiłem się też z chłopakami, że gdzieś wyjdą.
     - Podziękuj jej. Wszystko było idealne - przyznałam.
     - Nie zapominajmy o tym, że ja to przygotowałem - powiedział i uśmiechnął się słodko - Mnie możesz podziękować już teraz.
     - Może później. Zostało nam jeszcze coś do obgadania - liczyłam na to, że sam się domyśli na temat tego, że mam na myśli Eleanor.
     Kiedy głośno przełknął ślinę, wiedziałam już, że się zorientował.
     - Miałem, co innego na myśli. Chodziło mi o to, że wciąż jest dla mnie ważna, ale ty jesteś ważniejsza. Nie czuję już do niej tego, co czuję do ciebie... Co nie zmienia faktu, że bardzo chciałem dzisiaj zadzwonić i złożyć jej życzenia. Nie wiedziałem tylko, czy mógłbym to zrobić przez wzgląd na to, co się wydarzyło. Potem jeszcze ty byłaś na mnie zła za to, że...
     - Zadzwoń do niej teraz - przerwałam mu. Już zaczynałam to sobie wszystko układać. 
     - Zaraz wracam - Louis wybiegł do kuchni, gdzie złapał swoją komórkę.
     Czyli nie chciał schodzić się z Eleanor. Nie przez to tak długo o niej rozmyślał. Chciał jej tylko złożyć życzenia, bo wciąż była kimś ważnym w jego życiu. Nie potrafił ot tak o niej zapomnieć, bo spędzili razem sporo czasu. Tego się nie da wymazać. 
     Zrobiłam się strasznie senna. Moje powieki same się zamykały, a ja nie potrafiłam długo powstrzymywać się przed zaśnięciem.

 Rozdział ponownie pojawia się po mojej długiej nieobecności, za co bardzo przepraszam. Przepraszam również za błędy, bo z pewnością jest ich sporo. Dziękuje za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Zachęcam również, żeby ten także skomentować, bo to nieźle motywuje do dalszego pisania. Na koniec chciałabym podziękować za nominację do The Versatile Blogger Aniołkowi (trochę późno, ale cóż ;), Mary Anne oraz Alex. Te nominacje naprawdę dużo dla mnie znaczą, bo oznaczają, że ktoś docenia moją pracę. Wolę jednak zajmować się dalszym pisaniem ;) Mam nadzieję, że to zrozumiecie.