sobota, 14 września 2013

Rozdział 19

     Ze studia wyszłam sama, ponieważ chłopaki zostali wezwani na dywanik. Mówiąc dywanik mam na myśli gabinet ich menadżera. Tak jak podejrzewałam - nie skończy się to dobrze. Mojemu chłopakowi z pewnością oberwie się za swoją lekkomyślność. Chociaż może to i dobrze, bo wyciągnie jakieś wnioski. Na przykład, że powinien poinformować kogoś, co zamierza zrobić, a nie tak po prostu na wizji mówić, że się ze mną spotyka.
     Nie chodziło mi o to, że nie chciałam ujawnić naszego związki. Wręcz przeciwnie - chciałam chodzić z nim za rękę po parku i nie obawiać się o to, czy ktoś nas zobaczy. Pragnęłam, żeby ludzie widzieli, jak bardzo jestem z nim szczęśliwa. Bałam się tylko, że ludzie mnie nie zaakceptują. Bałam się, że fanki chłopaków będą mnie wyzywać. Bałam się jak cholera.
     Nigdy nie należałam do osób, które nie przejmują się tym, co inni sobie o nich pomyślą. Przejmowałam się opinią innych ludzi. Kiedy ktoś mi powiedział, że jestem beznadziejna, zawsze ryczałam. Starałam się to robić wieczorami, kiedy nikt na mnie nie patrzył. Nie mogłam sobie pozwolić na to, żeby ktoś zobaczył, jak bardzo mnie zranił.
     Każdy występ przed większą publicznością był dla mnie czymś okropnym. Nie stresowałam się tym, że występuję przed taką ilością osób. Bałam się tego, że ludzie będą się ze mnie śmiali. Wyśmieją mnie, bo zrobiłam coś źle; bo się pomyliłam.
     Starałam się ukrywać to, jak bardzo jestem wrażliwa. Ktoś przecież mógłby wykorzystać to przeciw mnie. Po rozstaniu rodziców i przeprowadzce do Warszawy przestałam być taka słaba. Zaczęłam obracać się w zupełnie innym towarzystwie. Moi nowi znajomi palili, pili, brali, ale szanowali moją decyzję, że ja nie chcę tego robić. Oni byli postrachem całej szkoły, a jako iż ja trzymałam się - przestałam być ofiarą.
     Doszło do tego, że byłam świadkiem ich znęcania się nad pewną dziewczyną. Była idealna, świetnie się uczyła, jej rodzicom dosyć dobrze się powodziło, więc automatycznie stała się ofiarą mojej paczki. Obserwowałam z boku, jak z niej szydzą. Nie zrobiłam nic, żeby jej pomóc. Stałam i patrzyłam na to, jak wyśmiewają się z jej nadwagi i dobrych ocen. Czułam się podle, ale nie potrafiłam nic zrobić. Nie mogłam się poruszyć.
     Dwa tygodnie później dowiedziałam się, że dziewczyna próbowała popełnić samobójstwo. Napisała list pożegnalny, w którym wszystko wytłumaczyła i zażyła garść środków nasennych. W sypialni znalazła ją matka, która szybko wezwała karetkę. Lekarze zdążyli uratować dziewczynę.
     Kiedy się o tym dowiedziałam, bez zastanowienia odeszłam z paczki i postanowiłam odwiedzić dziewczynę, która wpuściła mnie do domu i zaprowadziła do swojego pokoju, co wydawało mi się bardzo dziwne. Zaczęłam ją przepraszać za to, co zrobili moi znajomi i za to, że ja nie zrobiłam nic. Ona jednak nie wydawała się mnie obwiniać. Wysłuchała tego, co miałam do powiedzenia, ale potem powiedziała, że nie ma mi tego za złe. W taki właśnie sposób znalazłam moją jedyną przyjaciółkę. Dzięki niej wróciłam na dobrą stronę. Ponownie opinia ludzi zaczęła mieć dla mnie znaczenie. Wróciłam do punktu wyjścia.
     A teraz ważyły się moje losy. Mogłam zostać zaakceptowana przez fanki, które będą chciały, żeby Louis po prostu był szczęśliwy. Mogłam też zostać czarną owcą i żyć dalej ze świadomością, że fanki mojego chłopaka mnie nienawidzą.

***

     Kiedy usłyszałam szczęk zamka w drzwiach wejściowych, natychmiast wystrzeliłam na górę i zamknęłam się w swoim pokoju. Szczelne drzwi sypialni nie zdołały stłumić delikatnego skrzypienia podłogi w holu. Wskoczyłam pod kołdrę i przykryłam się nią aż po brodę. Wiedziałam kto zaraz pojawi się w moim pokoju, ale jakoś nie miałam ochoty go widzieć. Dlatego postanowiłam udawać, że śpię. To był jedyny sposób, żeby z nim nie rozmawiać, bez konieczności tłumaczenia się.
     - Nina? Śpisz?
     Zacisnęłam mocniej powieki, nie chcąc nawet widzieć twarzy Lou. Potrzebowałam chwili na zastanowienie się nad pewnymi sprawami i ułożenie sobie tego wszystkiego w głowie. Czemu chłopak nie mógł mi jej dać?
     - Posłuchaj mnie choć przez sekundę. Chce ci to wszystko wytłumaczyć.
     Podszedł do łóżka i przysiadł na nim na wysokości mojego brzucha. Co prawda nie widziałam tego, co robi, ale poczułam, że materac ugina się pod jego ciężarem. W dalszym ciągu udając, że śpię, obróciłam się na drugi bok.
     - Przecież wiem, że nie śpisz. Proszę, porozmawiajmy...
     Zignorowałam jego prośbę, ale otworzyłam oczy. Nie musiałam przynajmniej udawać, że śpię. Co nie zmieniało faktu, że nadal nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Dlatego ulżyło mi, kiedy podniósł się i wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami. 
     Podniosłam się z łóżka tylko po to, żeby zdjąć z siebie ciasne jeansy i nie wygodną koszulę. Szybko przebrałam się w piżamę i ponownie się położyłam. Kręciłam się dobre piętnaście minut, próbując znaleźć dla siebie jakieś miejsce wygodne miejsce, kiedy usłyszałam dźwięk sygnalizujący nowego esemesa.
     Czy byłam na niego zła? Chyba tylko częściowo, bo mi o tym nie powiedział o tym, co zamierza zrobić. Nie zamierzałam się na niego boczyć, ani nic z tych rzeczy. Potrzebowałam pobyć trochę w samotności. Dokładnie to napisałam w odpowiedzi na jego esemesa.
     Przy okazji dowiedziałam się też, że mam dwa nieodebrane połączenia. Moja siostrzyczka próbowała się do mnie dodzwonić zaraz po tym, jak wywiad się skończył. Ściślej rzecz biorąc - kiedy na jaw wyszło to, że się spotykamy.
     Zważywszy na późną godzinę, nie odzwoniłam, chociaż odczuwałam silną potrzebę porozmawiania z nią. Miałam niejasne przeczucie, że Klara mogłaby mnie zrozumieć. Właśnie z postanowieniem, żeby do niej rano zadzwonić, zasnęłam.

***
  19 lipiec, Piątek
   
     Jakim cudem ponownie zajmowałam miejsce w prywatnym samolocie, wynajętym przez chłopaków? Zadawałam sobie to pytanie chyba po raz setny, ale ciągle nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie.
     Więc obudziłam się rano, a kiedy Louis zaproponował mi romantyczny wypad do Paryża, zgodziłam się. Miał to być tylko dwudniowy wyjazd, bo chłopak w niedziele musiał być już w Berlinie, gdzie przed kolejne dwa dni będzie koncertował z chłopakami. 
     Szkoda tylko, że nie powiedział mi, że pojedzie z nami Harry. Dlatego kiedy się o tym dowiedziałam, zaproponowałam Horanowi, żeby z nami jechał. W innym przypadku zostałabym sama z dwójką nie do końca rozsądnych chłopaków. Raczej nie poradziłabym sobie z nimi.
     Mój idealny weekend przestał być już taki idealny, ale i tak byłam szczęśliwa, że zobaczę Paryż. Ogólnie mogło być przecież gorzej - przynajmniej tak się pocieszałam.
     - Za jakieś dziesięć minut będziemy lądować - oznajmił, wychodzący z kabiny pilota Harry.
     Wyjazd nie był planowany. Tomlinson zapewnił mnie, że wolę nie być w Londynie, kiedy rozpęta się to piekło. Fani zaczną się rozpisywać się na mój temat. Większość będzie pisać o mnie same negatywy. Tylko nieliczne będą starały się być obiektywne. Podobnie będzie ze wszystkimi mediami, które będą próbowały dowiedzieć się czegoś konkretnego o naszym związku. Przynajmniej tak to wszystko wytłumaczył mi mój chłopak, chociaż ja podejrzewałam, że w ten sposób chciał mnie przeprosić za to, że nie powiedział mi, co planuje.
     Nawet nie zdążyłam mrugnąć okiem, kiedy wylądowaliśmy. Potem zabraliśmy walizki i wynajęliśmy taksówkę, która odwiozła nas do hotelu. Ten był bardziej w stylu chłopaków. Drogi, pięciogwiazdkowy hotel w centrum Paryża. Nie zdziwiło mnie nawet to, że widok z mojego okna wychodził na wieżę Eiffla.
     Nawet nie przejmowałam się tym, żeby się rozpakowywać, byłam zbyt zmęczona podróżą. Od razu chciałam zacząć coś robić. Obojętnie co, byleby tylko nie być sama.
     Spodziewałam się, że Harry jest w pokoju hotelowym Lou. A jako iż nie miałam najmniejszej ochoty na spędzanie czasu z tą wybuchową dwójką, postanowiłam poszukać Nialla. Tylko był mały problem. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie on może być. Nie było go w jego pokoju hotelowym.
     Wróciłam do pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżko. Teraz to już kompletnie nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Przypomniałam sobie jednak o tym, że chciałam zadzwonić do swojej kochanej siostrzyczki, która odebrała już po drugim sygnale. 
     - Masz mi to wszystko natychmiast wytłumaczyć!
     Świetnie. Nawet się ze mną nie przywitała, od razu na mnie naskoczyła. Chociaż wiedziałam, że tak będzie. W końcu zachowałam w tajemnicy to, że spotykam się z jej idolem. Nie mogłam po prostu powiedzieć, że wypadło mi to z głowy. Zrobiłam, więc to, co potrafię najlepiej. Zaczęłam zgrywać głupią.
     - Co masz na myśli?
     Klara westchnęła ostentacyjnie i zaczęła mi tłumaczyć, że oglądała wczoraj wywiad chłopaków. Potem krzyczała na mnie, że nic jej nie powiedziałam, a kiedy w końcu dała mi wytłumaczyć to, że nie byłam pewna, czy to coś na poważnie, dała mi spokój.
     Pod koniec spytałam się jej, jak czuje się mama. Dziewczyna wykręcała się od odpowiedzi na to pytanie, więc automatycznie nabrałam podejrzeń. Nie udzieliła mi ona jednak żadnej konkretnej informacji, dlatego rozłączyłam się i wybrałam numer ojczyma. Włączyła się jednak automatyczna sekretarka.
     Zostałam więc sama z myślami o stanie zdrowia mamy. Zaczynałam się martwić, że mogło się stać coś poważniejszego, ale doszłam do wniosku, że z pewnością zostałabym o tym poinformowana.
     Moje przemyślenia przerwało dosyć głośne pukanie do drzwi. Odkrzyknęłam szybkie "proszę" i podniosłam się na łóżku do pozycji siedzącej. Gościem okazał się być Louis.
     - Wszystko w porządku?
     Pokręciłam przecząco głową. Rozmowa z siostrą okazała się nie być najlepszym pomysłem. Teraz nie mogłam cieszyć się pięknem Paryża, bo moją głowę całkowicie zaprzątnęła mama. Zrozumiałam, że teraz jestem gotowa na to, żeby się z nią zobaczyć.
     - Mógłbyś mnie przytulić?
     Nie musiałam dwa razy powtarzać. Chłopak w sekundzie pojawił się koło mnie i zajął miejsce koło mnie. Następnie przyciągnął mnie do siebie opiekuńczym gestem, a ja wtuliłam się w jego tors, tak jakby tylko on mógł sprawić, że jakoś przetrwam to wszystko.

***
     Czas pomiędzy obiadem, a kolacją spędziłam z chłopakami, a wszystko to przez paskudną pogodę. Nie mogliśmy się ruszyć z hotelu, bo na dworze oprócz tego, że było straszliwie zimno, wiał strasznie mroźny wiatr. Dlatego też nasz wolny czas spędziliśmy w hotelowym basenie. Okazało się, że dobrym pomysłem było zabranie ze sobą kostiumu. 
     Pomysł wyjścia na basen wydawał mi się być dość głupi, zważywszy na fakt, że mogły tam być fanki One Direction. Ale w recepcji zapewniono nas, że wstęp na basen mieli wyłącznie goście. Nie było możliwości, żeby jakimś cudem weszła tam setka dziewczyn z myślą, że zaraz zobaczą swoich idoli w kąpielówkach. Chyba, że byłyby zameldowane.
     Na szczęście nie było dużej ilości ludzi. Paru staruszków, paręnaście osób dorosłych i znikoma liczba dzieci. Rozdzieliłam się z chłopakami, którzy planowali wypróbować wszystkie zjeżdżalnie - a było ich tu sporo. Sama udałam się na poszukiwanie jakiś saun. 
     Po trzech godzinach przemieszczania się pomiędzy saunami i jacuzzi zostałam znaleziona przez Nialla, który poprosił mnie, żebym namówiła mojego chłopaka i jego przyjaciela do wyjścia z basenu. Kiedy spytałam o powód, chłopak wyjaśnił mi, że musi jeszcze się przebrać przed kolacja. Jako iż ja też zrobiłam się głodna, pomogłam mu to zrobić.
     Musiałam zaszantażować Lou, że nie odezwę się do niego ani słowem, jeśli zaraz nie wrócimy do pokoi, żeby zdążyć na kolacje. Harry nie widział sensu, żeby zostawać, jeśli nie było przy nim przyjaciela, więc również ruszył w stronę szatni.
     Po szybkiej kolacji wydarzył się cud. Mój chłopak przypomniał sobie, że miał to być romantyczny wyjazd i zaprosił mnie na nocny spacer po ulicach Paryża. Czy może być coś bardziej romantycznego niż stolica Francji wieczorem?
     Na mój biały T-shirt założyłam ciepły, wełniany sweter. Na szczęście pogoda się poprawiła, ale wolałam nie ryzykować. Nie chciałam przecież się przeziębić.
     - Jesteś już gotowa?
     Tomlinson wychylił się zza drzwi i dyskretnie zlustrował całe pomieszczenie wzrokiem. Tak jakby bał się, że mogę stać na środku w samej bieliźnie. Kiedy się już upewnił, że jestem ubrana, wszedł do środka i stanął koło mnie.
     - Daj mi jeszcze chwilkę. Muszę coś zrobić z włosami.
     Zwinnie wyminęłam go i przeszłam do łazienki. Przeszukałam całą kosmetyczkę, zanim udało mi się znaleźć gumkę do włosów. Szybko przeczesałam je szczotkę. Jednym ruchem złapałam włosy w kucyk, aby następnie związać je gumką.
     - Dodzwoniłaś się do ojczyma? - Jego głos wydawał mi się być dziwnie stłumiony. Zwaliłam to jednak na odległość, która nas dzieliła.
     - Napisał do mnie, że jest teraz bardzo zajęty i zadzwoni, kiedy tylko znajdzie chwilę czasu.
     Po tych słowach wyszłam z łazienki i wykonałam spektakularny obrót. Oczekiwałam komplementu, ale skończyło się na tym, że wylądowałam na podłodze. Miałam wrażenie, że potłukłam sobie kość ogonową. Mój chłopak okazał się być bardzo wyrozumiał, bo nie roześmiał się, chociaż widziałam, że wkłada w to dużo wysiłku.

***

     - Mógłbyś mi w końcu wytłumaczyć, po co nam ten koszyk?
     Od trzydziestu minut spacerowaliśmy po Paryżu, ale ja nie mogłam się skupić na podziwianiu widoków. Zżerała mnie ciekawość, bo nie miałam pojęcia, co może znajdować się w środku wiklinowego koszyka.
     - Nie mogę ci powiedzieć, bo zepsuję efekt niespodzianki.
     Zatrzymałam się w proteście. Musiałam się dowiedzieć, bo ta niewiedza rozsadzała mnie od środka. To oczywiste, że każdy lubi niespodzianki. O ile nie wie, że ktoś ją dla niego ma. Jeśli natomiast wie - jest to dla niego niesamowicie frustrujące, że nie wie, o co chodzi.
     - Proszę... Dobrze wiesz, że nie wytrzymam już dłużej.
     Chłopak również przystanął. Posłał mi spojrzenie, które z pewnością oznaczało, że jest już zmęczony moim pytaniami. Nie chciałam na niego naciskać, ale ja po prostu musiałam się dowiedzieć.
     - Obiecuję ci, że za dosłownie piętnaście minut się dowiesz.
     - Czemu akurat za piętnaście minut?
     Tomlinson nie zwrócił nawet uwagi na moje pytanie. Po prostu ruszył przed siebie. Na ulicach spacerowały garstki ludzi, wśród których z pewnością nie było żadnych fanek zespołu. Mieliśmy szczęście, bo większość ludzi nie chciała wychodzić z domu, spodziewając się zapewne niskiej temperatury. A nie było tak źle. Można nawet powiedzieć, że było dosyć ciepło.
      Krzyknęłam za nim, żeby na mnie poczekał, ale on chyba mnie nie słyszał, bo znajdowałam się w dalekim tyle. Niewiele myśląc, zaczęłam biec. Dogoniłam go w ciągu parunastu sekund. Byłam prawie pewna, że pobiłam swój rekord.
     Dalej spokojnie szliśmy w niczym nie zmąconej ciszy. Żadne z nas nie powiedziało ani słowa. Nie chodziło o to, że byliśmy na siebie źli. Po prostu... Dobra, przyznaję, że ja byłam na niego zła. Ale to wszystko przez to, że nie chciał mi nic powiedzieć.
     Przed nami pojawiła się Wieża Eiffla. Nie widziałam o tym, że to właśnie ona jest celem naszego spaceru. Ale byłam niezmiernie szczęśliwa, że Louis  mnie tutaj przyprowadził. Oglądanie jej z okna to nie to samo, co zobaczenie jej w całej okazałości. Byłam skłonna wybaczyć mu to, że nie powiedział mi, co dla nas przygotował.
     Raptem się zatrzymał. Postawił  koszyk przy naszych stopach i nachylił się, aby coś z niego wyciągnąć. Czerwony koc. Rozłożył go na ziemi i gestem pokazał mi, żebym zajęła na nim miejsce. Kiedy jednak nie poruszyłam się, pociągnął mnie za dłoń w taki sposób, że wylądowałam tyłkiem na kocu. 
     Tutaj było dużo więcej ludzi. Jednak nikt nie zwracał na nas uwagi. Przez chwilę byliśmy po prostu zwykłą parą. Muszę przyznać, że bardzo mi się to podobało.
     - Teraz uważaj. Nareszcie dowiesz się, co schowałem do środka.
    Dłonie chłopaka zanurkowały w wiklinowym koszu. Po chwili wynurzyły się z niego. Spojrzałam z niedowierzaniem na przedmioty, które trzymał w rękach.
     - Naprawdę zabrałeś ze sobą butelkę szampana?
     - Pomyślałem, że byłoby bardzo miło napić się z moją dziewczyną - W jego oczach pojawiły się iskierki, a na ustach pojawił się zawadiacki uśmiech.
      Otworzył szampana i rozlał po trochu do dwóch kieliszków. Złapaliśmy kieliszki, a ja przesunęłam się bliżej niego, żeby mógł mnie objąć. Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie, popijając szampana. Co jakiś czas dolewaliśmy sobie, a kiedy wypiliśmy całą zawartość butelki, schowaliśmy kieliszki z powrotem do koszyka. 
     Ludzie zaczęli się rozchodzić, wkrótce zostaliśmy tylko my sami i wieża Eiffla. Chociaż ona stała w tym miejscu jakieś sto lat i postoi jeszcze przynajmniej setkę. Ciągle rozmawiałam z Lou. Buzia mi się dosłownie nie zamykała, a chłopak uśmiechał się tylko i przytakiwał.
     W pewnej chwili zapadła cisza. Nie była ona jednak wcale krępująca. Wręcz przeciwnie, była przyjemna. Mówi się, że właśnie po tym można poz­nać, że spot­kało się ko­goś wyjątko­wego. Kiedy zapadnie cisza, nie czuje się tego przymusu, że trzeba coś powiedzieć. Można milczeć. 
     Ciszę przerwał Louis, który zaczął opowiadać mi o swoim dzieciństwie. Opowiadał mi o tym, jak się czuł, kiedy jego rodzice się rozwiedli. Powiedział mi, jak bardzo poczuł się zraniony, kiedy jego ojciec założył nową rodzinę, zapominając kompletnie o synu.
     W moich oczach stanęły łzy. A ja myślałam, że to ja nie miałam łatwo. Jednak ja przez cały czas miałam świadomość, że rodzice mnie kochają. Mama i tata rozstali się, ale żadne z nich nie zapomniało o mnie. Za każdym razem, choćbym nie wiem, jak bardzo nabroiła, przypominali mi o tym, że mnie kochają.
     Louis nie miał tak łatwo. Ojciec zapomniał o nim, kiedy na świecie pojawiła się jego mała córeczka. Owoc związku jego ojca i jego nowej partnerki. Chłopak zastanawiał się, czy to przez niego. 
     - Co noc zastanawiałem się, co takiego zrobiłem. Obwiniałem się, że to ja zawiniłem. Musisz mnie dobrze zrozumieć. Nie chodziło o to, że nie podobało mi się życie z mamą. Jest wspaniałą osobą, ale potrzebowałam ojca. Potrzebowałem kogoś, kto nauczyłby mnie, jak naprawić auto. Kto grałby ze mną w nogę. Nawet jeśli powtarzałby mi, że jestem w tym do bani. 
     Nie miałam pojęcia, dlaczego jest ze mną tak szczery. Mógł mi opowiadać o jakiś bzdurach, ale on wolał powiedzieć coś, co od dawna z pewnością leżało mu na sercu.
     - Potem pojawił się Mark. To po nim dostałem nazwisko. To on stał się moim ojcem. Wiesz, czytałem kiedyś, że prawdziwym ojcem nie jest ten, kto spłodzi dziecko. Prawdziwym ojcem jest ten, który to dziecko wychowa. Chyba zgadzam się z tym. Mark jest dla mnie jak ojciec. 
     Ciągnął swoją historię, opowiadając mi pokrótce o swoich siostrach. Widziałam jego oczy, kiedy o nich opowiadał. Nie miałam wątpliwości, że bardzo mu na nich zależy. Widziałam, jak bardzo je kocha.
     - Wiesz, co jest w tym najgorsze? Wiesz, co mnie najbardziej boli? Przypomniał sobie o mnie dopiero, kiedy stałem się sławny. Dopiero kiedy coś osiągnąłem. Musiałem zajść tak daleko, żeby mój własny biologiczny ojciec sobie o mnie przypomniał.
      Z moich oczu lał się już ocean łez. Nie potrafiłam ich powstrzymać. W zasadzie nie odczuwałam takiej potrzeby, żeby je zatrzymać. Przy nim nie musiałam ukrywać łez. Właśnie w tym momencie zorientowałam się, jak bardzo mi na nim zależy.

 Dziś wyjątkowo krótko, bo mam przeczucie, że się przeziębiłam. Naprawdę chciałabym zobaczyć pod tym postem parę komentarzy. Chcę po prostu wiedzieć, czy ktoś to czyta. Także z góry dziękuje :)
  

sobota, 7 września 2013

Rozdział 18

   18 lipiec, Czwartek  
     Niedbałym ruchem zrzuciłam z siebie kołdrę, kompletnie zapominając o tym, że dzisiejszej nocy w moim łóżku nie spałam sama. O tym fakcie uświadomiłam  sobie dopiero w momencie, kiedy usłyszałam pomruk niezadowolenia. Jak przez mgłę pamiętałam to, że zgodziłam się na to dobrowolnie. Louis nie musiał mnie nawet jakoś specjalnie długo namawiać. Na dobrą sprawę chciałam, żeby został ze mną na noc.
     Podniosłam się do pozycji półleżącej, opierając ciężar swojego ciała na łokciach. Ziewnęłam cicho i spojrzałam w stronę Lou. Chłopak wyglądał strasznie niewinnie, a zarazem słodko. Jego nogi zaplątane były w puchowej kołdrze; tylko one były okryte. jego ramiona i tors były odkryte. Jego włosy były strasznie rozczochrane, ale nadal wyglądały świetnie.
     Podniosłam się z łóżka i zerknęłam na zegarek stojący na szafce nocne wskazywał godzinę szóstą pięćdziesiąt. Nie miałabym serca, jeśli obudziłabym chłopaka o tak wczesnej dla niego godzinę. Z drugiej strony z słów Harry'ego wynikało, że Louis zawsze obserwuje mnie, jak wybiegam z domu, a potem cierpliwie czeka na mój powrót. Wpadłam wtedy na pomysł, żeby zaprosić go na wspólne bieganie, chyba w ten sposób domyśliłby się, że mogę wiedzieć. Mógłby odmówić, ale ja przynajmniej nie odczuwałabym wyrzutów sumienia, że zostawiłam go rano samego po wspólnie spędzonej nocy. To mogło zabrzmieć dwuznacznie, ale do niczego między nami nie doszło. Louis dotrzymał obietnicy i w żaden sposób nie naciskał na mnie.
     Nie chodzi tylko o to, że jeśli do czegoś by doszło - byłby to mój pierwszy raz. Byłam pewna, że on zdaje sobie z tego sprawę. Mówiąc, że nigdy nie miałam chłopaka wyraziłam się chyba wystarczająco jasno. W porównaniu do Lou byłam niedoświadczona. W końcu on spotykał się z Eleonor jakieś dwa lata. Z pewnością miał już za sobą swój pierwszy raz. Wyobrażanie nich sobie razem wywołało u mnie najzwyczajniejszą zazdrość. Dlatego odsunęłam od siebie takie myśli.
     Głównie chodziło mi o to, że nie znałam go jeszcze za dobrze. Nie wiedziałam o nim takich banalnych rzeczy, na przykład - jaki jest jego ulubiony kolor, czy jakiego rodzaju muzyki słucha. Poza tym nasza znajomość nie trwała zbyt długo. Nie wspominając już o czasie naszego spotykania się. Po prostu było za wcześnie na tak wielki krok.
      Właściwie, czemu ja o tym myślę?, zagaiłam się w myślach, Nie rozmawialiśmy o tym. Postanowiłam po prostu odsunąć podobne myśli na bok. Jak na razie nie miałam powodu, żeby o tym myśleć.
      Szarpnęłam brzeg białej kołdry, powodując tym samym jej upadek na zimną podłogę. Chłopak, którego nogi jeszcze przed chwilą były nią nieszczelnie zawinięte, wydał z siebie pomruk niezadowolenia. Nie mogłam chyba liczyć na bardziej żywą reakcję. W końcu zamierzałam wyciągnąć go z łóżka.
      - Louis - jęknęłam błagalnie. Wbrew pozorom był bardzo podobny do Klary. Ona też miała problemy z wczesnym wstawaniem. A przynajmniej tak było jeszcze niedawno, kiedy wstawała z myślą, że spędzi w szkole kolejne godziny w oczekiwaniu na dzwonek, który zakończy jej męczarnie - Proszę, podnieś się!
      Kolejny pomruk niezadowolenia, ale tym razem towarzyszyły mu słowa, które po dłuższym zastanowieniu się nad nimi, brzmiały: "Zostaw mnie. Jest za wcześnie".
      - Wcale, że nie - powiedziałam twardo - Wstawałeś już o takich godzinach, żeby obserwować jak biegam.
      Louis nagle się ożywił. W sekundzie podniósł się na nogi i stanął przede mną.
      - Skąd o tym wiesz? - Kiedy zobaczył wyraz mojej twarzy, sprecyzował - Kto się wygadał?
      - Harry - bąknęłam niewyraźnie. Miałam cichą nadzieję, że Lou nie usłyszał, lub nie zrozumiał mnie. Wiedziałam jedno - jeśli w jakiś sposób nie wybrnę z tej sytuacji, to dla lokatego nie skończy się to dobrze. Z drugiej strony - nie mówił nic o trzymaniu buzi na kłódkę...
      - Posłuchaj mnie przez chwilę. Ti w jakiś sposób słodkie, że troszczyłeś się o mnie zanim jeszcze zostaliśmy parą. Harry chciał mi pomóc. Na swój dziwny i pokręcony sposób zrobił to. Przy okazji wygadał mi się, ale to nie powinno mieć większego znaczenia. To znaczy dla mnie ma znaczenie, bo wiem coś nowego, ale... Chodzi o to, że Harry nie powinien ponieść żadnych konsekwencji - dokończyłam kulawo.
      Tomlinson objął swoimi dłońmi moją twarz i przyciągnął mnie do siebie delikatnie. Czułam znajome ciepło w miejscach, gdzie jego przyjemne chłodne dłonie dotykały mojej skóry.
      - Jesteś urocza, kiedy próbujesz go bronić, ale i tak mu się za to oberwie.
      Złożył na moich ustach delikatny pocałunek, który bardzo chciałam pogłębić. Z pewnością bym to zrobiła, gdyby nie odsunął się ode mnie i rzucił na łóżko, próbując przy tym zabrać kołdrę z podłogi.
      - Wstawaj! Dzisiaj spotka Cię niespodziewany zaszczyt, bo możesz ze mną biegać.

***

     - Daj spokój! Przecież nie przebiegliśmy nawet dziesięciu kilometrów - powiedziałam i odłożyłam mokrą już ściereczkę na blat. Wreszcie po godzinnym zmywaniu uporaliśmy się ze stertą piętrzących się w zlewie brudnych naczyń.
      Louis schował ostatnie, czyste już naczynie do górnej szafki, gdzie powinny stać szklanki. Powinny, bo chłopaki nie za bardzo przejmowali się tym, czy odkładają wszystko na miejsce. Choć zdążyłam się do tego przyzwyczaić, to ciągle mnie to irytowało.
     - Jak dla kogoś, kto biega raczej okazjonalnie przebiegnięcie pięciu już jest sukcesem - posłał mi nikły uśmiech i schylił się, aby wyjąć coś z lodówki. Po krótkiej chwili  wynurzyć się z niej z butelką zimnej wody w rękach.
     - Jak na kogoś, kto biega raczej okazjonalnie poszło ci świetnie - powiedziałam słodko. Nawet nie starałam się ukryć tego, że próbuję go udobruchać. Chciałam żeby zabrał mnie ze sobą na wywiad, który miał się odbyć dziś wieczorem. Normalnie nie miałabym ochoty, ani chęci, aby w czymś takim uczestniczyć, ale podczas tego wywiadu miałam być za kulisami. Do tego program leci na żywo,  więc jeśli chłopaki coś palną, to nie będzie możliwości, żeby to wyciąć. Nie było możliwości, żebym coś takiego przegapiła.
     Louis uśmiechnął się zawadiacko i odepchnął się od blatu, o których wcześniej niedbale się opierał. Powolnym krokiem ruszył w moją stronę. Chociaż jeszcze nawet nic nie zrobił, mi już doskwierało gorąco. W sekundzie w kuchni zrobiło się strasznie duszno. Kiedy chłopak wreszcie się zatrzymał, z trudem łapałam oddech. Znajdywaliśmy się teraz parę centymetrów od siebie, a ja już czułam nieziemski zapach jego perfum. Mimowolnie wstrzymałam oddech, kiedy dotknął mojego karku. Po ciele rozeszły się delikatny iskry.
     - Jak tam twój tatuaż? - spytał, a jego głos wydał mi się strasznie zachrypnięty.
     Nie zrozumiałam o co mu chodzi ale mimo to pozwoliłam na  to żeby mnie obrócił. Teraz stałam do niego tyłem, a on miał swobodny dostęp do mojej szyi i karku. Kiedy ponownie dotknąć mojego karku, żeby sprawdzić wygląd małego napisu na nim, zadrżałam. Delikatnie pogładził nasadę tatuażu, uważając przy tym, żeby go nie uszkodzić.
     - Wydaje mi się, że wszystko w porządku.
     Po wypowiedzeniu tych słów nachylił się w taki sposób, że jego usta znajdywały się tuż koło mojego ucha. Złożył szybki pocałunek przy nim i dopiero wtedy wyszeptał do mnie:
     - Jeśli chcesz ,to zabiorę cię z nami na ten wywiad.
     Zdążyłam tylko powiedzieć krótkie "dziękuję", bo ktoś wszedł do kuchni. Louis powoli się ode mnie odsunąć i ponownie oparł się o blat. To co wydarzyło się dosłownie chwilę temu wydawało się nie wierzyć na nim najmniejszego wrażenia. W przeciwieństwie do mnie, bo ja cała drżałam.
     - Mi też wydaje się, że wszystko z twoim tatuażem jest w porządku - Odwróciłam się, aby sprawdzić kto wypowiedział te słowa. Harry.
    Nie pozabijali się podczas śniadania, to nie zrobią tego też teraz. Chociaż po spojrzeniu jakie posłał mój chłopak przyjacielowi, nie byłam już tego taka pewna. To była jedna z tych sytuacji, "gdyby spojrzenie mogło zabijać".
     - Podsłuchiwałeś? - warknęłam. Rano go broniłam, a teraz na niego warczę. Faktycznie, jako kobieta jestem strasznie zmienna, ale aż tak? Cóż, z pewnością przyczynił się do tego fakt, że właśnie przerwał mi i Lou. Miałam chyba prawo, żeby być na niego wkurzona.
     - Nie śmiałbym - na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech. Podniósł z blatu zostawioną przez Lou butelkę, odkręcił korek i wypił połowę zawartości.
     - Nie miałeś prawa - mówię zażenowana. Nie łudzę się, że to odniesie jakikolwiek skutek, i że chłopak nas przeprosi. Ale on mnie zaskakuje.
     - Dobra, przepraszam - powiedział skruszony. Louis w sekundzie się rozluźnił. Najwyraźniej jego złość już mu przeszła. 
     - Nina, zostawisz nas samych na minutkę? - spytał mnie.
     - W porządku - rzuciłam tylko i wyszłam z kuchni. Poczułam się wykluczona, ale nie mogłam nic na to poradzić, że chcieli porozmawiać na osobności. Przynajmniej wezmą mnie ze sobą na wywiad.

***

      Popędzana przez dwójkę ludzi, którzy kazali mi wejść do wielkiego, ciemnego budynku, wbiegłam tam. Przez nałożenie takiego szybkiego tempa biegu, z trudnością łapałam powietrze. Jednak, gdy prawie wpadłam do jakiegoś nieoświetlonego pomieszczenia, moje problemy z oddychaniem odpłynęły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
     Próbowałam wypatrzeć coś w tych ciemnościach, ale niestety na próżno. Ludzie, którzy przed chwilą biegli za mną, również zniknęli. Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do panujących tu egipskich ciemności, spróbowałam ponownie. Tym razem udało mi się coś wypatrzyć. Na wprost ode mnie znajdowały się drzwi. Wyciągnęłam ręce przed siebie i ruszyłam w ich stronę.
     Chwyciłam za klamkę i popchnęłam drzwi do przodu. Pod moim nogami przeleciał jakiś mały gryzoń z żółtymi ślepiami. Szczur. Pisnęłam przerażona faktem, że to coś dotknęło moich, jak się okazało, bosych stóp. Kiedy mały gryzoń zniknął z pola mojego widzenia, odważyłam się zrobić krok na przód.
     W tym pokoju było równie ciemno. Zaczynałam z resztą podejrzewać, że właśnie tak wygląda cały budynek. Nie zamierzałam jednak tego sprawdzać. Nie chodzi o to, żebym się bała ciemności. Bałam się raczej tego, kogo mogłam tu spotkać.
      Stanęłam na środku pomieszczenia, tak mi się przynajmniej wydawało. Obróciłam się parę razy wokół własnej osi, szukając kolejnych drzwi. Nie byłam bardzo zdziwiona tym, że żadnych nie było.
     Nagle oświetlił mnie wąski strumień światła. W pierwszej chwili myślałam, że oślepłam. Po jakimś czasie światło przestało mi dokuczać. Spojrzałam przed siebie i zauważyłam przed sobą trybuny ludzi. Wszyscy wpatrywali się we mnie i pokazywali mnie sobie palcami. Zachowywali całkowitą powagę, aż w pewnym momencie wybuchli śmiechem. Wszyscy śmiali się do rozpuku, a niektórzy z nich krzyczeli do mnie obraźliwe słowa.
     Z tłumu wyszła Eleonor, która jako jedyna się ze mnie nie śmiała. Spojrzała na mnie tym swoim surowym wzrokiem i ruszyła w moją stronę. Kiedy podeszła do mnie na tyle blisko, żebym mogła ją usłyszeć, powiedziała:
     - Kim ty jesteś? Myślisz, że możesz tak po prostu z nim być?
     Z moich oczu poleciały słone łzy, których nawet nie próbowałam powstrzymywać. Widok mnie w takim stanie rozbawił ją. Zaczęła się ze mnie szyderczo śmiać, a koło niej pojawił się znikąd Louis. Objął ją ramieniem, a mi posłał delikatny uśmiech. Jakby próbował mnie pocieszyć, chociaż wiedział, że nie jest to praktycznie możliwe.
      Upadłam na kolana i zaczęłam błagać ich, żeby przestali. Wtedy podeszła do mnie dziewczyna. Miała na sobie koszulkę z napisem "One Direction". Przyklęknęła koło mnie i wyciągnęła w moją stronę dłoń. Myśląc, że ona chce mnie przytulić i pomóc, rzucam się w jej ramiona i zaczynam szlochać. Dziewczyna gwałtownie mnie od siebie odpycha i krzyczy:
     - Nie zasługujesz na niego!

     Raptownie podniosłam się do pozycji siedzącej. Łapczywie wciągam powietrze do swoich płuc, próbując przy tym uspokoić kołaczące serce. Myśl, że to był tylko sen dodaje mi otuchy. Przerażający, bezlitosny koszmar. Zdaję sobie sprawę, że moje policzki są mokre od łez, więc sen musiał być naprawdę rzeczywisty. 
     Odkładam na później myślenie o tym, dlaczego miałam akurat taki koszmar. Może po prostu boję się, że fanki zespołu mojego chłopaka mnie nie zaakceptują? To głupie zwłaszcza, że nigdy jakoś specjalnie nie przejmowałam się tym, co ludzie sobie o mnie myślą. Tylko, że teraz byłam w trochę innej sytuacji. Nie byłam pod obstrzałem paru starszych sąsiadek, które nie mają równie ciekawego życia jak ja, więc relacjonują sobie nawzajem moje zachowanie. Byłam pod obstrzałem tysięcy, jeśli nie milionów fanek.
     Skierowałam się w stronę łazienki, aby sprawdzić mój stan w lusterku. Moje włosy nie są w opłakanym stanie, za to moją twarz pokrywają mokre plamy. Mam napuchnięte oczy od płaczu, a na policzkach znajdują się czerwone plamy, które pojawiają się tam zawsze po dość długim płaczu. Jednym słowem wyglądałam okropnie. 
     Pochlapałam moją twarz zimną wodą i wyszłam z łazienki. Nie miałam teraz siły, ani ochoty, żeby doprowadzić się do normalnego wyglądu. Przysiadłam na krańcu łóżka i wróciłam myślami do mojego snu. Nie chciałam zastanawiać się nad tym, co on mógł oznaczać, ale jakoś nie potrafiłam przestać o nim myśleć. 
     Usłyszałam ciche pukanie do drzwi i w pokoju pojawił się Louis. Uśmiechnął się szeroko i podszedł bliżej. 
     - Widzę, że już się obudziłaś. To dobrze, bo za godzinę musimy wychodzić. Myślałem, że jeszcze śpisz, dlatego przyszedłem cię... - urwał nagle, kiedy spojrzał na moją twarz - Płakałaś?
     Szybkim krokiem podszedł do mnie i przyklęknął. Podniósł mój podbródek do góry i przyjrzał się mi bliżej. Na jego ustach pojawił się grymas, a w oczach pojawiła się troska. 
     - Co się stało? - dopytywał się dalej, ale ja nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Nie było się, przecież czym chwalić, prawda?
     - Nic, to tylko zły sen. 
     Chłopak chyba wyczuł, że nie chcę o tym rozmawiać, bo dał mi spokój. Przytulił mnie mocno do siebie i zaczął opowiadać historię, która w jego mniemaniu była zabawna. Chciał mi po prostu poprawić humor, a ja - choć niechętnie - zgodziłam się na to.

***

     Chłopaki zostali zabrani przez ich stylistkę do garderoby, gdzie mieli się przebrać i przygotować do wywiadu. Zostałam zostawiona i byłam zdana tylko na siebie. Pozostawiona w wielkim studiu nie orientowałam się nawet, gdzie powinnam iść. 
     Ludzie kręcili się wokół mnie, ale żaden z nich nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Byłam tak sfrustrowana tym, że miałam ochotę krzyknąć im, żeby w końcu zwrócili na mnie uwagę. Nie należałam raczej do nieśmiałych osób, więc wykonanie tego nie stanowiło dla mnie trudu. Nie chciałam tylko, żeby mnie wyrzucono ze studia, więc trzymałam buzię na kłódkę i nie odzywałam się ani słowem.
     Po jakiś pięciu minutach, które dla mnie wydawały się wiecznością, podeszła do mnie niska szatynka. Wyjaśniła mi, że przysłał ją Louis, który się o mnie martwił. Z wdzięcznością przyjęłam jej propozycję, że zaprowadzi mnie do miejsca, gdzie będę mogła spokojnie na nich poczekać. 
     Miejscem tym okazał się być coś w rodzaju cafeterii, która znajdowała się niedaleko pomieszczenia, gdzie nagrywany miał być program. Owa szatynka zamówiła dla nas dwie mrożony kawy. Dostała polecenie, że ma się zająć podczas dzisiejszego nagrywania.
     Dziewczyna miała na imię Emily, a jako iż była bardzo miła, nie mogłam narzekać. Okazało się, że mamy trochę wspólnych tematów, więc nie siedziałyśmy w niezręcznej ciszy, kiedy wrócił mój chłopak z resztą zespołu. 
     Louis powiedział, że chciałby ze mną przez chwilę porozmawiać przed nagrywaniem programu, dlatego przeprosiłam nową znajomą i odeszłam z nim na bok. Chłopak nie przeciągał i powiedział prosto z mostu:
     - Jesteś gotowa na to, żeby dowiedział się o nas cały świat? Zrozumiem, jeśli nie będziesz na to gotowa. W końcu jesteśmy parą od niedawna...
     Nie zrozumiałam, o co mu chodzi. Za chwilę chłopaki mieli udzielać wywiadu, a on wyskakuje mi z czymś takim. Nie mógł zapytać mnie o to potem? Poza tym myślałam, że odpowiedź na to pytanie jest oczywista.
     - Wydaje mi się, że tak. Masz, co do tego jakieś wątpliwości? A tak w ogóle skąd to pytanie?
     Louis spojrzał na mnie i uśmiechnął się, ale nie był to za szczery uśmiech. Był bardziej wymuszony, tak jakby próbował mnie nim uspokoić. Chyba zorientował się, że nie wydał za wiarygodnie, bo powiedział:
     - Czasami zapominam o tym, jak bardzo różnisz się od Eleanor. Ona nienawidziła sławy...
     Nie byłam pewna, czy zdawał sobie sprawę, że właśnie mnie uraził. To zabrzmiało tak, jakby mówił, że mi zależy na tym, żeby stać się dzięki niemu sławna. Jakbym spotykała się z nim tylko dlatego, że jest sławny. 
     - Nie zależy mi na tobie ze względu na to, że jesteś sławny. Zależy mi na tobie, nie na twojej sławie. To jest po prostu coś, co próbuję akceptować, bo jeśli nie będę tego robić, to mogę cię stracić. A nie mogę dopuścić do tego, żebym cię straciła! Nie mogę, rozumiesz?
     Nie wiem, czemu w moich oczach pojawiły się łzy. Może ten sen miał coś w sobie? Może był jakiegoś rodzaju snem proroczym, czy coś takiego? Nigdy nie wierzyłam w takie rzeczy, ale w tej chwili mogłam uwierzyć nawet w to, że biały jest czarny, a czarny jest biały.
     Jego twarz pojawiła się nagle lawina emocji, których nie potrafiłam odczytać, chociaż bardzo się starałam. Nie wiedziałam, czy go uraziłam moim wyznaniem, czy też dzięki niemu zacznie mi bardziej ufać. Czemu ten dzień nie może się po prostu skończyć?
     - Chyba się nie zrozumieliśmy. Nie miałem tego na myśli. Chodziło mi o to, że... - przerwał mu głos dobiegający z głośników, który informował, że za dziesięć minut program wchodzi na antenę - Dokończymy później, bo muszę coś jeszcze załatwić.
     Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Lou pocałował mnie szybko i odbiegł ode mnie w nieznaną stronę. Stałam, jak wmurowana i czekałam nie wiadomo na co. Nie potrafiłam się po prostu poruszyć. Byłam za bardzo zszokowana tym, co powiedział.
     W takim właśnie stanie znalazła mnie Emily jakiś czas później. Poinformowała mnie, że powinniśmy iść do pokoju, gdzie będę mogła oglądać ich wywiad w telewizji. Ruszyłam za nią bez słowa. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zajęłam miejsce na puszystej kanapie i nerwowo spoglądałam na ekran telewizora, na którym leciało już logo programu. Byłam pewna, że jeśli kazaliby mi wrócić samej, to z pewnością bym się zgubiła. Nie starałam się nawet zapamiętać drogi. Za bardzo pochłonięta byłam własnymi myślami. 
     Na ekranie pojawiła się piątka dobrze znanych mi twarzy. Przywitali się z prowadzącą, która przyjęła ich w sposób, który sugerował, że znają się już od jakiegoś czasu. Następnie zajęli miejsca i show się rozpoczęło.
     Na początku zostali zapytani o trasę koncertową po stadionach, która miała odbyć się już w przyszłym roku. Rozmawiali o kolejnej książce zespołu One Direction. Potem mówili o filmie, który premierę miał mieć za jakiś miesiąc. Przeszli do tematu płyty, która powinna ukazać się jeszcze przed świętami. Zostało też wspomniane coś o perfumach, które miały pojawić się w sklepach już pod koniec wakacji. 
     Nie miałam pojęcia o żadnej z tych rzeczy. Zastanawiałam się, czy jako dziewczyna Lou powinnam wiedzieć takie rzeczy. Doszłam do wniosku, że chyba tak. Postanowiłam, że zapytam o te wszystkie rzeczy w domu, kiedy zostaniemy sami. 
     Jak dotąd Louis nie mówił za wiele. Powiedział tylko, że nie może doczekać się, aż fani będą mogli obejrzeć film i posłuchać ich nowego kawałka, który niedługo poleci po raz pierwszy w radiu. Zdawał się być pochłonięty swoimi rozmyślaniami. 
     Dziennikarka zadała w końcu kluczowe pytanie. Na ekranie pojawiło się zdjęcie zrobione, kiedy ja i Lou spacerowaliśmy razem po Weronie, trzymając się za ręce. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że ktoś nas może obserwować.
     - Moglibyście odpowiedzieć nam na pytanie, kim jest ta śliczna blondynka? - w jej głosie brzmiała czysta ciekawość.  
     Myślałam, że akurat na to pytanie odpowie sam zainteresowany. Jednak ponownie zostałam zaskoczona przez Harry'ego, który wyręczył przyjaciela. Powiedział o konkursie, który wygrałam i zdradził, jak wyglądają nasze wspólne wakacje. Przyznał, że jestem wspaniałą osobą, z którą naprawdę dobrze się dogaduję. Nie spodziewałam się od niego tylu komplementów, ale było mi bardzo miło.
     Kiedy dziennikarka zamierzała sprecyzować swoje pytanie, czyli z pewnością zapytać, czemu w takim razie trzymam za rękę członka zespołu, mój chłopak odchrząknął.
     - Jest także moją dziewczyną. To dosyć świeża sprawa i nie chciałbym nic zapeszać - powiedział i uśmiechnął się delikatnie. 
     Blondynka podziękowała za szczerość i sprawnie zmieniła temat.  Ja jednak nie potrafiłam się skupić na dalszej części wywiadu. Nie docierał do mnie fakt, że teraz już nie ma odwrotu. Teraz będę już znana, jako "dziewczyna członka One Direction". Nie byłam do końca pewna, czy to na pewno był dobry pomysł. Ale teraz nie można już było nic odkręcić.
     Cały dzisiejszy wieczór złożył się w jakąś całość. Rozmowa z Tomilnsonem i jego porównanie mnie do jego byłej dziewczyny. Pytanie, czy jestem gotowa na to, żeby wszyscy dowiedzieli się, że jesteśmy razem. Jego słowa, które może zrozumiałam opacznie. Ogłoszenie całemu światu tego, że jesteśmy razem. Nagle mój sen nabrał dla mnie odrobinę znaczenia.

 Chyba nie muszę pisać kolejny raz, że rozdział pojawia się późno. Na pocieszenie mogę powiedzieć, że planuję, żeby rozdziały pojawiały się ponownie, co sobotę. Mam nadzieję, że rozdział wynagrodził Wam długi czas oczekiwania. Liczę na szczerą opinię! :)