niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 8

    7 lipiec, Niedziela
     Obudziłam się z wielkim bólem i straszną suchość ust. Czułam, że moja głowa pęka i jeśli zaraz czegoś nie zrobię wybuchnie tykająca w jej środku bomba.
     - Trzymaj - Liam podał mi podejrzanie wyglądającą szklankę z jakimś białym płynem.
     Wystraszona tym, że ktoś znajdywał się w moim pokoju, a ja nie zdawałam sobie z tego sprawy, podniosłam się i zaczęłam przykrywać puchatą kołdrą. Ale przez nagły zryw moja głowa była bliska eksplozji. Delikatnie położyłam ją na mięciutką poduszkę i wzięłam szklankę od Liama. Szybko wypiłam całą jej zawartość, próbując się przy tym nie skrzywić.
     - Już ci lepiej? - spytał Liam z troską. Siedział na krańcu mojego wielkiego łoża, trzymając w rękach czarną tacę.
     Pokiwałam głową, starając się przy tym nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów.
     - Co to? - mój własny głos przyprawił mnie o dreszcz. Był strasznie zachrypnięty i cichy.
     - Przyniosłem ci śniadanie. Wszyscy już dawno zjedli.
     Przyjrzałam się bliżej owej tacy. Dostrzegłam na niej gofry z truskawkami, bitą śmietaną i polewą czekoladową; a także dużą szklankę soku pomarańczowego.
     Kiedy Liam zauważył, że przyglądam się bliżej gofrom, podał mi tackę. Usiadłam wygodnie na łóżku i zaczęłam pałaszować moje śniadanie.
     Chłopak podniósł się z łóżka z wielkim trudem (jest naprawdę wygodne) i ruszył w kierunku drzwi. Zanim wyszedł wyszeptał tylko ciche:
     - Smacznego.
***

     Założyłam na siebie krótkie spodenki i biały top. Moje włosy strasznie się kręciły, dlatego też związałam je w grubego warkocza.
     Najchętniej w ogóle nie podnosiłabym się z łóżka, ale było już po jedenastej, a ja nie chciałam spędzić całego dnia w moim wygodnym i cieplutkim łóżeczku (może tylko połowę).
     W żółwim tempie zwlekłam się po schodach. Na dole panowała cisza jak makiem zasiał.
     Weszłam do salonu, gdzie zauważyłam drzemiącego na kanapie Nialla. Podeszłam do niego najciszej jak potrafiłam i delikatnie potrząsnęłam jego ręką. Oburzony i przerażony sturlał się z kanapy i wylądował na podłodze.
     - Przepraszam, przepraszam, przepraszam... Nic ci się nie stało? - mówiłam strasznie wysokim głosem.
     - Wszystko w porządku - odpowiedział Niall i posłał mi blady uśmiech. Usiadł na kanapie i włączył telewizor. 
     Zajęłam miejsce koło niego i zadałam nurtujące mnie od kilku sekund pytanie:
     - Gdzie są wszyscy?
     Blondyn oderwał swój wzrok od telewizji tylko po to, żeby wzruszyć ramionami.
     - Nie wiesz? - dociekałam.
     Chłopak westchnął ostentacyjnie i wytłumaczył:
     - Zayn odwozi Perrie na lotnisko. Perrie dziś wraca do pracy. Liam... Szczerze mówiąc, nie wiem, ale chyba mówił coś o spotkaniu z Danielle. A Harry i Lou... Louis gdzieś wyszedł, gdzie nie wiem, ale miałem ci coś od niego przekazać - Niall podrapał się po głowie, próbując przypomnieć sobie treść wiadomości, którą miał mi powiedzieć.
     - Nie ważne - machnęłam ręką.
     - Już wiem - oznajmił triumfalnie chłopak - Miałem ci powiedzieć, że ktoś od rana próbuje się do ciebie dodzwonić. I Lou chciał z tobą pogadać, jak tylko się obudzisz.
     Zadowolony Niall znowu całą swoją uwagę skupił na telewizorze, a ja przełknęłam moją ślinę. Bałam się tego, o czym chciał pogadać ze mną Louis. Nie za dobrze pamiętałam, co się wczoraj działo.
     - Niall?
     - Hmm...?
     - A ty pamiętasz wszystko? No wiesz, z wczorajszej imprezy?
     Niall posłał mi szczery uśmiech i rozbawione spojrzenie.
     - Nie wszyscy wypili tyle, co niektórzy - spojrzał na mnie znacząco.
     Przegryzłam moją wargę, prawie doprowadzając ją tym samym do krwawienia. 
     - Chyba, więc powinnam z nim porozmawiać... - miałam nadzieję, że chłopak mnie powstrzyma, ale on tylko dalej oglądał jakiś durny program telewizyjny.
     - Miło, że pamiętałeś przekazać wiadomość - skomentował Lou.
     Odwróciłam się za siebie. Stał niedbale oparty o ścianę, jakby obserwował nas już od dłuższego czasu. Podszedł do nas i zajął miejsce na fotelu.
     Skrępowany Niall ulotnił się do kuchni, pod pretekstem "przyniesienia przekąsek na film". Spryciarz wiedział, co się szykuje.
     - Tak, więc nie pamiętasz, co się działo? - spytał poważnie Tomlinson. Nie wiem dlaczego, ale zawsze kiedy tak mówił zaczynałam się go bać.
     - Podsłuchiwałeś? - chciałam, żeby mój głos zabrzmiał wyzywająco, ale on spłatał mi psikusa, i to krótkie pytanie wychrypiałam.
     - Być może - westchnął. Podniósł się z fotela i przysiadł koło mnie.
     - Posłuchaj - jego głos był już zwyczajny - Wczoraj wieczorem powiedziałaś parę niemiłych rzeczy Eleanor...
     - Na przykład? - przerwałam mu.
     - Wolałbym ich nie powtarzać - uśmiechnął się, ale od razu spoważniał - Eleanor chciałaby, żebyś ją za to przeprosiła...
     - Chyba sobie żartuje?! - wybuchłam - Nie mam zamiaru jej przepraszać!
     Chłopak zrobił się smutny, spuścił głowę i po głębokim wdechu powiedział:
     - Proszę cię, zrób to dla mnie... Eleanor powiedziała, że nie odezwie się do mnie ani słowem, dopóki ty jej nie przeprosisz... - głos mu się załamał.
     Rozczulona złapałam go za rękę. Próbując ignorować przyspieszone bicie serca i falę gorąca, która mnie zalała, szepnęłam:
     - Dobrze, zrobię to.
     Z trudem puściłam jego dłoń i podniosłam się z kanapy, uważając tę rozmowę za zakończoną. Stałam już w progu salonu, kiedy Louis odezwał się ponownie:
     - Spotykam się z nią o siódmej w restauracji Hibiscus. Mogłabyś pojechać ze mną, przeprosić ją i wrócić do domu. I jeszcze jedno... Nate ciągle do ciebie wydzwania.
     Wyszłam z salonu, myślami będąc już, gdzie indziej.
     W pokoju złapałam mój telefon i wybrałam numer.
     - Halo? - usłyszałam w słuchawce strasznie zachrypnięty głos Nate'a.
      Ze swoimi pocałunkami jechał coraz wyżej, niebezpiecznie zbliżając się tym samym do moich ust. Najpierw jednak złożył paręnaście pocałunków na moich policzkach. Jego dłonie zsunęły się niby przypadkiem na moje pośladki. Zbliżył swoje usta do moich i nachylił się, aby wreszcie mnie pocałować. 
     Nagle opuściła mnie cała odwaga. Po przypomnieniu sobie, co się wczoraj stało, nie miałam już najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Tchórz - zganiłam się w myślach. Ale taka była prawda. Nie miałam odwagi powiedzieć, co myślę o jego zachowaniu. Nie miałam odwagi postawić sytuacji jasno.
     - Nina? To ty? - ponownie odezwał się głos w słuchawce - Jeśli to ty, to chciałbym, żebyś wiedziała, że naprawdę taki nie jestem... Ja chciałbym cię przeprosić, ale wolałbym to zrobić osobiście...
     Czy ktoś tu mówi o przepraszaniu? W mojej głowie zaświtał genialny, ale szatański plan. Nate, jakby to powiedzieć, nie miał już u mnie szans. Był spalony. Ale Louis powinien oberwać za swoje dzisiejsze zachowanie. Co, gdyby troszeczkę wykorzystać Nate'a i odpłacić Lou pięknym za nadobne?
     - Będę dzisiaj w restauracji Hibiscus, tak koło siódmej...
***
     Czas do wieczora strasznie mi się dłużył. Z nudów obejrzałam film z Niallem, który rzeczywiście przygotował masę przekąsek. Kłopot w tym, że za każdym razem, kiedy chciałam sięgnąć po garść popcornu, czy żelków, Niall posyłał mi smutne spojrzenie. Zdziwiona zawsze cofałam rękę, nie biorąc sobie niczego. Blondynek uśmiechał się, wtedy promiennie i powracał do filmu.
     Potem Niall poszedł do swojego pokoju, zostawiając mnie samą w salonie. Chciałam obejrzeć kolejny film, ale zauważyłam Lou, który zszedł ze schodów i kierował się w stronę salonu. Przybierając poważną minę, wyłączyłam telewizję i uciekłam do pokoju Zayna.
     Zszokowany chłopak prawie spadł ze swojego krzesła. On spokojnie robił coś na komputerze, a ja niegrzecznie wtargnęłam do jego pokoju. Przyjrzałam się bliżej ekranie laptopa. Widać chłopak przeglądał Twittera.
     Krótko przeprosiłam za wtargnięcie i wyszłam z jego pokoju. Nie wiedziałam, gdzie się podziać. Było dopiero wpół do trzeciej, czyli do kolacji miałam jeszcze sporo czasu.
     Ruszyłam, więc do mojego pokoju. Na korytarzu napotkałam Harry'ego, który zażarcie pisał coś na telefonie. Nie zwrócił na mnie uwagi.
     Gdy dotarłam do mojej sypialni, wygodnie rozłożyłam się na łóżku. Bezczynnie leżałam przez jakieś trzy minuty. Nie jestem typem leniwca, ja zawsze muszę coś robić.
     Z braku lepszego pomysłu postanowiłam zacząć się przygotowywać. Weszłam pod długi, zimny prysznic, podczas którego dokładnie umyłam moje włosy. Owinęłam się szczelnie ręcznikiem i wyszłam z łazienki.
     Później złapałam mu jedyny lakier do paznokci. Nie potrzebuję ich więcej, bo nie za często maluję paznokcie. Tylko przy ważniejszych okazjach. A czy to nie jest ważna okazja? Moja pierwsza udawana randka, żeby wzbudzić w kimś zazdrość? Tak, to zdecydowanie bardzo ważna okazja.
     Kiedy moje paznokcie przybrały już śliczny fiołkowy kolor, zadowolona odłożyłam lakier i weszłam do łazienki. Uważając, żeby nie rozmazać lakieru spojrzałam krytycznie na moje odbicie w lustrze. Wbrew pozorom nie wyglądałam tak źle. Delikatnie wysuszyłam moje włosy, aby następnie je wyprostować.
     Spojrzałam na zegarek w moim telefonie. Ze zdziwieniem zauważyłam, że jest dopiero po czwartej. Zanudzę się na śmierć do siódmej.
 
***
     Nie wiem, jakim cudem wytrzymałam do wpół do szóstej, kiedy mogłam się wreszcie zacząć naprawdę szykować.
     Założyłam jedną z przywiezionych przeze mnie sukienek. Chodziło o to, abym wyglądała ślicznie, ale nie za bardzo elegancko. Dlatego właśnie wybrałam tę sukienkę.
     W uszy włożyłam małe wkrętki, na nogi założyłam fiołkowe baleriny z kokardką (mam słabość do tych butów). Popsikałam się perfumami, po ustach przejechałam błyszczykiem i już byłam gotowa. Prawie. Do kopertówki, w kolorze podobnym do koloru moich paznokci, wpakowałam mój błyszczyk i telefon. Teraz byłam gotowa.
     Powoli zeszłam po schodach. Tak, jak się spodziewałam, Louis czekał na mnie na dole. Jego reakcja na mój wygląd była niesamowita. Otworzył szeroko usta, a jego oczy prawie mu wyleciały. Uśmiechnęłam się dyskretnie i przegryzłam wargę.
     Ominęłam go, żeby wyjść z domu. Od razu wsiadłam do jego auta. Nie czekając na to, żeby otworzył mi drzwi, czy coś takiego.
     Lou dosłownie po kilku sekundach również siedział w samochodzie. Ruszył autem tak gwałtownie, że moja głowa najpierw poleciała do przodu, po czym mocno zderzyła się z zagłówkiem fotela. Świetny początek wieczoru.
     Po jakiś dziesięciu minutach ciszy byliśmy na miejscu. Tym razem chłopak wybiegł z auta, tak szybko, że nie zdążyłam mrugnąć okiem, a on już otwierał mi drzwi.
     Wysiadłam i razem weszliśmy do restauracji. Rozejrzałam się po całej sali. Eleanor już siedziała przy czteroosobowym stoliku, który stał prawie na środku sali. 
     Chłopak mnie wyprzedził, aby pierwszy podejść do swojej dziewczyny. Tamta chłodno go uściskała i wskazała mu miejsce koło siebie, które miał zająć. Zaraz to oczywiście zrobił.
     Skinęłam krótko głową i zajęłam miejsce naprzeciwko szatynki. Wzięłam do ręki kartę dań, którą natychmiast się zasłoniłam. Udawałam, że pochłonęła mnie menu, chociaż w rzeczywistości czekałam na wybuch. Było mi obojętne, kto pierwszy wybuchnie Lou, czy Eleanor. Zdawałam sobie sprawę, że to niegrzeczne, ale musiałam grać na zwłokę. Tylko tak mogłam przedłużyć czas do moich "przeprosin", ale także tylko tak mogłam czekać na Nate'a.
     Usłyszałam głośne chrząknięcie. Uśmiechnęłam się do siebie zadowolona. Odłożyłam kartę na bok, żeby sprawdzić, komu pierwszemu puściły nerwy.
     Tomlinson spojrzał na mnie z wdzięcznością, po czym dyskretnie wskazał mi swoim wzrokiem w stronę Eleanor. Udając głupią, posłałam mu pytające spojrzenie. Ten jeszcze bardziej starał się skierować mój wzrok na pannę Calder. Ale ja uparta nadal udawałam, że nie wiem o co mu chodzi.
     Podniosłam swoje oczy i zobaczyłam wchodzącego do restauracji Nate'a. Miał na sobie delikatnie sprane jeansy, białą koszulę i niebieską marynarkę. Wyglądał... zabójczo.
     Pomachałam mu delikatnie ręką, dając mu znak, aby podszedł do naszego stolika. Kiedy już to zrobił, podniosłam się z gracją i uścisnęłam go, mówiąc tak cicho, żeby tylko on usłyszał:
     - Spotkaliśmy się tu przypadkiem, rozumiesz? - odsunęłam się od niego i spojrzałam wyzywająco na Lou. Odwróciłam się z powrotem w stronę Nate'a - Co tutaj robisz?
     - Ja... przecież ty... - mówił skołowany.
     Chyba powinnam go wcześniej uprzedzić, co planuję, ale wtedy on mógłby nie chcieć przyjść. Posłałam mu lodowate spojrzenie, próbując przywołać go do porządku. Podziałało.
     - Przechodziłem akurat tędy i troszeczkę zgłodniałem. Pomyślałem, że może wpadnę tu coś zjeść, a  tu taka niespodzianka - posłałam mu wdzięczny uśmiech.
     - Moglibyśmy zjeść coś razem, co ty na to? - zaproponowałam.
     - Jasne, z chęcią. Poczekaj, zaraz poproszę dla nas o jakiś stolik.
     - Nie! - zaprotestował szybko Lou. Po czym się zreflektował - Po co? Przecież możemy zjeść wszyscy razem. Prawda, kochanie?
     Eleanor chyba próbowała zaprzeczyć, ale jej chłopak nie zwrócił na to uwagi. Już siedział z powrotem na krześle koło niej.
     My również zajęliśmy miejsca, tak więc siedzieliśmy razem we czwórkę przy jednym stole. Panowała niezręczna cisza, którą oczywiście przerwałam ja.
     - Czym się zajmujesz? - zwróciłam się do Eleanor. Louis spojrzał na mnie z błyskiem w oczach. Chyba zrozumiał, co próbuję zrobić.
     - Studiu... - nie zdążyła dokończyć. Jej odpowiedź przerwał jej chłopak, zwracając się w stronę mojego towarzysza.
     - A ty, czym się zajmujesz?
     - Jestem początkującym aktorem, ale dorabiam sobie trochę jako model.
     Nie chciałam zachowywać się jak rozhisteryzowana dziewczyna. Dlatego też nie przerwałam kolejnych pytań Lou. Po prostu patrzyłam, jak dosłownie wariuje wiedząc, że Nate'a jest idealny.
     Czy to nie był mój zamiar? Przecież był to główny cel mojego planu. Więc czemu czułam się tak... parszywie? Czerpałam satysfakcję patrząc na to, jak Eleanor dostaje szału, bo jej romantyczna kolacja skończyła się podwójną randką. Do tego jej chłopak wypytuje kandydata na chłopaka dziewczyny, która pomogła jej chłopakowi wyjść z dołka po rozstaniu z nią. To takie skomplikowane.
     A ja czułam się coraz gorzej. Wykorzystałam Nate'a, żeby zranić Lou, tak jak on mnie zranił, wracając do swojej byłej dziewczyny. To była po prostu zemsta. A ja przecież nigdy nie byłam mściwa.
     Gwałtownie podniosłam się z krzesła, zwalając przy tym ze stołu komplet sztućców, a także pozwalając zsunąć się serwetce z moich kolan. Wszyscy popatrzyli na mnie zszokowani.
     W moich oczach zaczęły gromadzić się łzy. Błagałam się w myślach, aby tylko nie spłynęły z moich policzków w tym momencie. Nie przy nich... Nie chciałam, żeby ktokolwiek widział mnie taką.
     Wybiegłam z restauracji. Desperacko próbowałam złapać jakąkolwiek taksówkę. Zdawałam sobie sprawę, że za chwilę ktoś może chcieć mnie zatrzymać.
     Tak, jak podejrzewałam, Lou wybiegł za mną. Złapał mnie za rękę. W tym samym momencie zatrzymała się taksówka.
     - O co ci chodzi? - spytał chłopak. Pociągnął mnie za rękę, aby spojrzała się na niego.
     Z moich oczu poleciały długo wstrzymywane łzy. Skapywały po moich policzkach, następne zlatując na moją sukienkę. Nie miałam siły ich dłużej zatrzymywać dla siebie. Pozwalałam im rozmazywać mój tusz do rzęs. Pozwalałam im brudzić moje policzki rozmazanym tuszem. Pozwalałam im płynąć.
     - To wszystko przez ciebie! Rozumiesz?! - krzyczałam wyładowując wreszcie swoją złość - Nie chcę taka być, ale działasz na mnie w taki sposób, że...
     Wyrwałam się z jego rąk i wsiadłam do taksówki. Zatrzasnęłam drzwi i podałam kierowcy adres. Po raz kolejny pozwoliłam słonym kroplą płynąć.
     Nagle przed moimi zamglonymi oczami pojawiły się obrazy z wczorajszego wieczoru. Kiedy już wiedziałam, co się wczoraj wydarzyło, ponownie wybuchłam płaczem.
     [muzyka]

     - Nie zrobisz tego? - powtórzyła swoje pytanie Eleanor. Z jej policzków spadła pojedyncza łza, ale szybko starła ją rękawem swojej bluzki. 
     Louis wypuścił mnie i postawił na ziemi. Upewniwszy się, że ustoję o własnych siłach, podszedł do swojej dziewczyny. 
     - Pogadamy o tym, kiedy indziej. To nie jest odpowiednia pora na takie rozmowy, ok? - powiedział do niej i spróbował ją objąć. Ona jednak go odepchnęła.
     - A kiedy będzie? - rzuciła oskarżycielsko - Spytałam, czy coś cię z nią łączy, ale zaprzeczyłeś...
     - To nie jest tak, jak wyglądało... - próbował się tłumaczyć chłopak.
     To wszystko było takie zabawne, przynajmniej dla mnie. Drinki, które wypiłam bardzo wpłynęły na mój świetny humor. Zachichotałam rozbawiona. Nie mogłam się już dłużej powstrzymywać.
     - Co cię tak śmieszy? - warknęła wściekła dziewczyna. Nie powinnam z nią zaczynać żadnej dyskusji. W końcu ona była zła jak osa, a ja raczej nie myślałam trzeźwo.
     - Powiedział ci o tym przed, czy po próbie rozmowy ze mną o "nas".
     - Wiedziałaś, o czym chciałem z tobą porozmawiać? - Louis nadal był spokojny, ale w jego głosie można już było wyczuć powoli rosnącą złość.
     - Domyśliłam się - wdrapałam się na krawężnik. Zaczęłam spacerować po jego krawędzi. Krok po kroku, uważając, żeby się nie wywrócić.
     Wszystko wydarzyło się w ciągu minuty. Zachwiałam się, a Tomlinson w sekundzie do mnie doskoczył i złapał mnie, tym samym chroniąc mnie przed upadkiem. Złapałam się jego szyi. Naprawdę wystraszyłam się tego, jakie mogły być konsekwencje mojego głupiego pomysłu. Mogłam wylądować w szpitalu z jakimś zwichnięciem, skręceniem, albo co gorzej złamaniem.
     Chłopak poklepał mnie po plecach uspokajająco. Przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej i zaczął szeptać do mnie jakieś słowa. Nie do końca docierała do mnie ich treść. Jego zapach przyprawiał mnie o zawroty głowy. Jego dotyk odbierał mi możliwość racjonalnego myślenia. Jego głos przyprawiał mnie o ciarki. 
      Usłyszałam dosyć głośne chrząknięcie. Odwróciłam się w stronę Eleanor.
      - Nie przeszkadzam? - już nie była wściekła. Była bezradna i zrozpaczona, ale chyba pogodzona z tym, co się działo.
     Chłopak odsunął mnie od siebie. Posadziwszy mnie na krawężniku, podszedł do swojej dziewczyny. Usłyszałam tylko parę urywków jego wypowiedzi, ale wystarczająco, żeby zrozumieć treść jego słów. 
     - Możemy... jutro... przyjadę do ciebie... rano... taksówkę...
     Zaczęłam się kiwać do przodu i do tyłu. Z pewnością wyglądałam, jak nie do końca zdrowa psychicznie osoba. Ale takie kiwanie pomagało mi skupić się na tym, co się dzieje wokół mnie. 
     Podjechała taksówka, do której wsiadła Eleanor. Teraz już nie kryła swoich łez. Jakby ich nie zauważała.
     Louis zamknął drzwi od taksówki i pozwolił jej odjechać. Przez chwilę wpatrywał się w odjeżdżające auto. Spuścił głowę, po czym podszedł do mnie.
     Znowu się rozpogodziłam. Chciałam, żeby na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech. Powiedziałam coś zabawnego, ale on nawet nie zareagował. Pomógł mi się podnieść i ruszył w nieznanym mi kierunku. Bez zastanowienie ruszyłam za nim. 
     Zdałam sobie sprawę, jak bardzo mu ufam. Szłam za nim, chociaż nie wiedziałam, gdzie idziemy. Czułam, że za nim potrafiłabym dojść nawet na koniec świata. Wystarczyłoby tylko, żeby się uśmiechnął.
     - To może teraz mnie pocałujesz? - spytałam z nadzieją. To pytanie wyszło z moich ust, zanim zdałam sobie sprawę, że przed chwilą mógł zerwać ze swoją dziewczyną. Nie będzie całował kogoś innego, zdając sobie sprawę, że i tak już dosyć zranił pewną osobę.
     Louis gwałtownie się zatrzymał. Zrobił to tak nagle, że prawie na niego wpadłam.
     Chłopak odwrócił się w moją stronę. Złapał mnie za rękę. Jak to jest, że zawsze kiedy tak robi, moje serce zaczyna szybciej bić? 
     Przegryzł swoją wargę, a potem posłał mi zdecydowanie najsłodszy uśmiech, jakim kiedykolwiek zostałam obdarowana. 
     - Obiecuję ci, że niedługo to zrobię. Ale chciałbym, żebyś to zapamiętała na zawsze, dlatego nie zrobię tego teraz.
     Nie puszczając mojej ręki, ruszył przed siebie. Teraz byłam szczęśliwa.
     
    Rozdział pojawia się dzisiaj, czyli prawie po tygodniu od dodania ostatniego. Podejrzewam, że to dzięki Waszym komentarzom, za które przy okazji chciałabym bardzo podziękować. Wiele dla mnie znaczą i dają mi mocnego kopa na pisanie następnego rozdziału. Z pewnością drugim czynnikiem, który wpłynął na dzisiejszy rozdział była moja przyjaciółka (mam nadzieję, że mogę Cię już tak nazywać, Edytko), która była bardzo ciekawa, co wydarzyło się owego wieczoru. Mam nadzieję, że wszystkim rozdział się spodobał. Jeśli nie: proszę pisać, co powinnam poprawić :) Zachęcam do komentowania!
     
     
   
    

piątek, 17 maja 2013

Rozdział 7

6 lipiec, Sobota
     Uff. Po raz pierwszy byłam świadkiem tak wysokiej temperatury w Londynie. Było tak gorąco, że po moim godzinnym bieganiu, z mojego ciała dosłownie płynął pot.
     Weszłam do domu i odetchnęłam z ulgą. Było tu tak przyjemnie chłodno.
     Jak zawsze udałam się do kuchni po butelkę zimnej wody, którą wyciągnęłam z lodówki. Szybko wypiłam jej całą zawartość, po czym wyrzuciłam pustą już butelkę do kosza. Rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś, co mogłabym zjeść. Po biegu w takim słońcu, byłam nie tylko zmęczona, ale i bardzo głodna.
     Do kuchni wszedł Liam. Uśmiechnął się do mnie i zaczął przygotowywać śniadanie. Wyjął z lodówki jajka, szynkę i szczypiorek. Wygląda na to, że będzie jajecznica. Pychota.
     - Rozmawiałem z Zaynem i wpadliśmy na pomysł, abyśmy przed koncertem, urządzili sobie taki mały turniej w piłkę nożną. Może chciałabyś zaprosić tego Nate’a? – zaproponował.
    Pomysł spędzenia z nim trochę czasu, bardzo mi się podobał. Zresztą sam Nate bardzo mi się podobał. Był miły, zabawny i przystojny. Tak zdecydowanie był przystojny. Mimo tego, że poznałam go dopiero wczoraj, skutecznie odsuwał moje myśli od Lou. Z czego byłam bardzo zadowolona.
     - Myślę, że to fajny pomysł. Zaraz do niego zadzwonię…
     - Do kogo zadzwonisz? – spytał zaspany Harry, wchodząc do kuchni. Mocno przecierał oczy, jakby dopiero przed chwilą podniósł się z łóżka.
     - Do Nate’a – odpowiedział za mnie Liam, krojąc przy tym szczypiorek.
     - To ten gościu, którego poznałaś wczoraj?! – spytał z wyrzutem lokaty. Podszedł do lodówki i wyciągnął z niej jogurt. Napił się łyka, ale skrzywił się i odstawił butelkę na blat.
     - Przeszkadza ci to? – zapytałam wściekła. Nie będzie się tak do mnie odzywał, a tym bardziej nie będzie decydować o tym, z kim mam się spotykać, a z kim nie. Poza tym nie powinno go to w ogóle interesować.
     Spuścił głowę zażenowany, a w odpowiedzi na moje pytanie burknął coś niezrozumiałego pod nosem. Podszedł do Liama i zaczął pomagać mu przy śniadaniu.
     - Perrie też przyjedzie? – zmieniłam temat po chwili. Nie mogłam pozwolić, żeby coś lub ktoś zepsuł tak świetnie zapowiadający się dzień.
     - Mhm. Danielle i Eleanor też… - Liam mówił coś dalej, ale ja się kompletnie wyłączyłam.
     Czyli Eleanor też będzie? I koniec ze świetnie zapowiadającym się dniem. Jeśli Louis albo Harry przypomni sobie o tym pomyśle z przyjaźnią, będzie nie ciekawie. Chociaż z drugiej strony, jeśli Nate przyjdzie nie będzie tak źle. Zamiast skupiać się na Lou i Eleanor oraz ich publicznym okazywaniu, zajmę się nim. Jeśli przyjdzie...
     Wyciągnęłam telefon z kieszeni moich spodni i pospiesznie wybrałam niedawno dodany numer. Nate odebrał już po drugim sygnale.
     - Cześć. Właśnie o tobie myślałem - powiedział, a ja po jego słowach zarumieniłam się delikatnie. W końcu nie codziennie myśli o mnie takie ciacho.
     Streściłam mu szybko to, co powiedział mi Liam. Dodałam od siebie, że bardzo bym się ucieszyła, gdyby się pojawił. Kiedy spytałam, czy się zgadza, przytaknął. Spytał, gdzie dokładnie ma przyjechać. Wytłumaczyłam mu, gdzie znajduje się dom chłopaków i rozłączyłam się.
     - Przyjedzie? - spytał Styles. Widać było, że jest bardzo ciekawy odpowiedzi. Wiercił się niespokojnie na krześle i wpatrywał się we mnie z niecierpliwością.
     - Pójdę się przebrać - powiedziałam i spojrzałam na Liama. Uśmiechał się pod nosem, prawie niezauważalnie.
***
     Popsikałam się jeszcze raz moim ulubionymi perfumami. Pachniały prawdziwym latem... Malinami, morską bryzą i poranną rosą. Po ustach delikatnie przejechałam błyszczykiem i już byłam gotowa na "spotkanie" z Natem.
     Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, od razu wybiegłam z pokoju i zbiegłam na dół. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazała się trójka dziewczyn. Perrie, Eleanor, a tej trzeciej nie znałam... Chociaż podejrzewałam, że to dziewczyna Liama. Nie myliłam się.
     Panna Calder minęła mnie i weszła do domu. Koło mnie stanęła owa nieznajoma. Podała mi rękę.
     - Danielle - powiedziała i posłała mi szeroki uśmiech. Uścisnęłam delikatnie jej rękę i również się
przedstawiłam.
     Danielle zaraz poszła w ślady Eleanor i skierowała się w stronę wielkiego ogrodu na tyłach domu.
Natomiast do mnie podeszła Perrie.
     - To będzie długi dzień, prawda? - spytała mnie, raczej nie oczekując odpowiedzi. Mimo tego kiwnęłam głową.
     Zaprowadziłam ją do kuchni, gdzie podałam jej szklankę zimnej wody. Zaczęłyśmy rozmawiać o dzisiejszym dniu. O tym jak będzie wyglądał koncert i co będziemy robić po nim. Po jakiś dziesięciu minutach do kuchni wszedł Zayn, który porwał swoją dziewczynę i zaprowadził w bliżej nieokreślone miejsce (czytaj: do ogrodu).
     Złapałam czerwone jabłko i przeszłam do jadalni. Kiedy wzięłam pierwszy gryz, ktoś stanął koło mnie. Podniosłam głowę, a mój wzrok zatrzymał się na tęczówkach Lou.
     - Możemy porozmawiać? - spytał niepewnie. Był zdenerwowany.
     - Mamy o czym? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Nie chciałam być nie miła, ale na zewnątrz czekała jego dziewczyna.
     - Chciałbym pogadać o n... - jego słowa przerwał dzwonek do drzwi. Rzuciłam Lou lodowate spojrzenie, które miało świadczyć o tym, że już raczej nie porozmawiamy. Wcale. Poszłam otworzyć.
     - Cześć. Jak widzisz jestem - powitał mnie Nate i wręczył mi malutki bukiet kwiatów.
     Podziękowałam mu i złapałam go za rękę, żeby zaprowadzić go do wszystkich. Zerknęłam jeszcze przez ramię, żeby sprawdzić, czy Lou nadal stoi w jadalni. Już go tam nie było, dlatego wyszłam z Natem na dwór.
     Tak na prawdę nie był to ogród. Chłopaki postarali się o to, aby zamiast rosnących drzewek i kwiatów, znajdowało się tam pole do gry.
     Wszyscy przywitali się z Natem. Nawet Louis powiedział ciche "hej". Zawsze coś.
     Podczas, gdy chłopaki dzielili się na drużyny, razem z Perrie rozłożyłyśmy wielki koc piknikowy, na którym usiadłyśmy my, Eleanor i Danielle. Oczywiście zbiegiem okoliczności było to, że siedziałam pomiędzy Perrie, a Eleanor.
     Jedną drużynę tworzyli Liam, Nate i Niall, drugą natomiast Louis, Zayn i Harry. Bramkarzami zostali Liam i Harry.
     Gra się rozpoczęła. Za każdym razem, gdy Louis spektakularnie przechwycił piłkę lub był blisko strzelenia bramki, El zaczynała głośno klaskać i wiwatować. Natomiast, gdy robił to Nate, to ja biłam brawo i ja wiwatowałam. Poniekąd chciałam utrzeć nosa El i zdenerwować Lou. Ale Nate nie był taki zły. Widać było, że umie grać w piłkę nożną. 
     Kiedy Nate strzelił pierwszego gola, podniosłam się z mięciutkiego kocyka i rzuciłam się mu na szyję. Był zdziwiony, ale i tak mnie przytulił. Zresztą dosyć mocno.
     - Boisko nie służy do obściskiwania - powiedział przez zaciśnięte zęby Tomlinson. Nie wiedziałam, czy mówi serio, czy żartuje. Dla pewności odsunęłam się i wróciłam na koc.
     Zaczęła się ostrzejsza gra. Louis zaczął dosyć mocno faulować Nate'a. Pomimo tego, że Liam zwrócił mu parę razy uwagę, nic sobie z tego nie robił. Nie popychał go ani nie uderzał, były to po prostu nie czyste zagrania. Mój nowy znajomy nic nie mówił, przecież nie działa się mu jakaś prawdziwa krzywda. Do czasu...
     Kiedy chłopaki rozpoczęli grę, po drugiej strzelonej przez Williams'a bramce, widać było, że Lou jest bardzo wkurzony. Dlatego w momencie, w którym Nate znowu przejął piłkę od Nialla, zrobił wślizg. Nate wylądował na ziemi i nie podnosił się.
     Wystraszona podniosłam się i podbiegłam do niego. Miał zamknięte oczy.
     - Wszystko w porządku? - spytałam przejęta.
     - Tak, ale wydaje mi się, że skręciłem kostkę - odpowiedział po chwili.
     Pomogłam mu wstać. Nate oparł się na mnie i razem ruszyliśmy do kuchni, gdzie przyłożyłam mu do bolącej kostki lód.
     - Jak on może być taki nieodpowiedzialny... Nie zdawał sobie sprawy, że może Ci coś zrobić - mruczałam pod nosem.
     - Nic mi się nie stało - przekonywał mnie.
     Do kuchni wbiegł Liam, który trzymał coś w ręku. Poszedł do Nate'a, włożył mu coś do ręki i wytłumaczył:
     - Jeśli chciałbyś przyjść, to zapraszamy - szybko odszedł do Danielle, która stała przy drzwiach prowadzących do jego pokoju.
     Spojrzałam na otwartą rękę chłopaka. Tak jak myślałam, były to bilety na koncert One Direction.
     - Musisz przyjść - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego szeroko.

***

     Zaczęłam skakać w rytm kolejnej piosenki. Była to chyba piosenka "Kiss you", ale nie byłam pewna. W każdym razie była bardzo zabawna, a ludzie świetnie się przy niej bawili. Wszyscy skakali, śpiewali lub krzyczeli. Jakieś szaleństwo.
     Kiedy piosenka się skończyła, Harry zapowiedział wolniejszą piosenkę. Światła przygasły, a fanki wyciągnęły telefony i włączyły flesh. Wszystko to dawało niesamowity efekt.
     - Niesamowite, prawda? - szepnął Nate, który pochylił się w moją stronę.
     - Tak. Zdecydowanie.
     Koncert trwał jeszcze ponad godzinę, a gdy się skończył razem z Natem ruszyliśmy w kierunku kulis. Fanki pchały się na nas z każdej strony, ale jakimś cudem udało nam się dotrzeć za kulisy.
     - I jak? Podobało się? - spytał nas Niall.
     - Było świetnie! - odpowiedziałam entuzjastycznie.
     - Bardzo się cieszę, że ci się podobało - dołączył się Liam - Mamy małą prośbę. Musimy udzielić krótkiego wywiadu, a Paul mówi, że ty też powinnaś coś powiedzieć. Obiecuję, że potem zabierzemy cię na jakąś imprezę.
     - Jeśli muszę... - miałam wrażenie, że to się źle skończy. Też tak czasem macie? Wydaje Wam się, że nie powinniście czegoś robić, ale pomimo złych przeczuć i tak to robicie? Tak było i tym razem.
     Stałam z chłopakami w małym, lecz przestronnym pokoju. Obok nas na fotelu siedziała młoda prezenterka jakieś nieznanej mi stacji telewizyjnej. Miała krótkie kruczoczarne włosy, długie nogi i pełne usta. Ubrana była w śliczną, ale jak dla mnie trochę za krótką, limonkową sukienkę. Poprosiła, żebyśmy zajęli miejsca na kanapie. Tak też, więc zrobiliśmy.
     - Możemy zaczynać? – spytała prezenterka. Wszyscy zgodnie przytaknęliśmy.
     Kamerzysta włączył kamerę i skierował ją na nas.
     - Nazywam się Natalie Ross. Dzisiejszy wywiad przeprowadzam ze sławnym zespołem. One Direction to sławny brytyjsko-irlandzki boysband. Chłopaki zorganizowali konkurs, którego zwyciężczyni miała szansę poznać chłopaków. Przedstawiam  wam zwyciężczynię owego konkursy Ninę Brzozowską, a także członków zespołu, chociaż z pewnością już ich znacie. Liam Payne, Niall Horan, Louis Tomlinson, Zayn Malik oraz Harry Styles.
     Kiwnęłam delikatnie głową i wygodnie rozsiadłam się na kanapie.
     - Pierwsze pytanie kieruję do Ciebie, Louis - chłopak przeniósł swój wzrok ze ściany i skierował go na Natalie.
     - Chciałabym wiedzieć, czy to prawda, że pomiędzy tobą, a twoją dziewczyną, nie układa się najlepiej?
     Tomlinson zaczął nerwowo kręcić się na kanapie. Zayn trącił go łokciem, jakby chciał przyspieszyć odpowiedź.
     - Mieliśmy mały kryzys, ale teraz jest już dobrze - posłał swój firmowy uśmiech, ale widać było, że jest on po prostu wymuszony.
     - Rozumiem. W takim razie mam kolejne pytanie do ciebie. Co jest pomiędzy tobą, a Niną?
     Teraz to ja zaczęłam się kręcić. Próbowałam znaleźć sobie wygodniejsze miejsce, czy też próbowałam się schować? Zdecydowanie to drugie.
     Swoją drogą dobre pytanie. Nigdy (jeśli tym słowem można nazwać niecały tydzień) nie rozmawialiśmy o tym, co jest  między nami. Bo zdecydowanie nie byliśmy przyjaciółmi.
     - Nic. Kompletnie nic - odpowiedział szybko i poważnie Lou.
     Chciałam zapaść się pod ziemię. Publicznie przed tysiącami ludzi, którzy będą to oglądać, przyznał, że nic do mnie nie czuje. Zrobiło mi się strasznie słabo i gorąco. Czy na sali jest jakiś lekarz?

***
     - To, co idziemy do jakiegoś klubu? - spytał Zayn, po czym ziewnął.
     Byliśmy już po "wywiadzie", jeśli można to coś tak nazwać. Dziennikarka zadała mi parę pytań o to, jak to jest mieszkać z takim zespołem. Potem pytała chłopaków o koncerty, plany związane z przyszłością zespołu, a także o to, czy pokazali mi już Londyn. Na końcu grzecznie podziękowała i wypuściła nas z tego dusznego pomieszczenia.
     - Okay - zgodził się Harry i wsiadł do wielkiego auta. Zaraz potem w jego ślady poszła reszta zespołu, Nate i ja.
     Po jakiejś półgodzinnej jeździe znaleźliśmy odpowiedni klub. Nie był to ten, w którym byliśmy ostatnio. Ten z pewnością był większy i bardziej zatłoczony. Ludzie tłoczyli się na parkiecie tak bardzo, że przejście pomiędzy nimi do baru było praktycznie nie możliwe.
     Jakimś cudem przepchnęliśmy się do baru i zamówiliśmy sobie po drinku. Jednym haustem wypiłam całą zawartość kieliszka.
     Zamówiłam następnego drinka, którego również od razu wypiłam. Po takim dniu zasługiwałam chyba na chwilę zapomnienia, prawda?
     - Zatańczymy? - szepnął Nate prosto do mojego ucha.
     Złapałam rękę, którą mi podawał i ruszyłam z nim na sam środek parkietu. Tak impreza dopiero się rozkręca.

***
     Nate pociągnął mnie za rękę i zaprowadził w kąt klubu. Oparłam się o ścianę, która była przyjemnie chłodna. Mi samej po jakiś pięćdziesięciu przetańczonych piosenkach i jednym, trzech, sześciu wypitych drinkach było strasznie gorąco. W każdym razie po szóstym drinku przestałam liczyć.
     - Ślicznie pachniesz - wychrypiał cichutko Nate, zbliżając się do mojej szyi. 
     Złożył pocałunek na moim obojczyku, a ja zachichotałam rozbawiona. Co mnie tak bawiło? W sumie nie wiedziałam, ale wypity alkohol robił swoje.
     Chłopak złożył kolejny pocałunek na moim obojczyku, następnie na mojej szyi. Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Ze swoimi pocałunkami jechał coraz wyżej, niebezpiecznie zbliżając się tym samym do moich ust. Najpierw jednak złożył paręnaście pocałunków na moich policzkach. Jego dłonie zsunęły się niby przypadkiem na moje pośladki. Zbliżył swoje usta do moich i nachylił się, aby wreszcie mnie pocałować. 
     Ktoś jednak oderwał Nate'a ode mnie i pięścią uderzył go w szczękę. Chłopak wylądował na parkiecie klubu. Z jego ust poleciała malutka strużka krwi. Jakaś dziewczyna pochyliła się nad nim, aby mu pomóc. Ten sam chłopak, który uderzył Nate'a objął mnie opiekuńczo ramieniem i wyprowadził z klubu.
     Spojrzałam na mojego "wybawcę" i wyrwałam się z jego ramion. Louis spróbował mnie znowu objąć. Tym razem jednak zdawałam sobie sprawę, kto próbuje mnie objąć, więc odsunęłam się od niego.
     Na twarzy Lou pojawił się smutek, ale był widoczny tylko przez chwilę. Zaraz potem przybrał kamienną maskę.
     - Czemu mnie wyprowadziłeś? Świetnie się bawiłam - wybełkotałam wzburzona.
     Nie do końca zdawałam sobie sprawę do czego mogłoby dojść, gdyby nie Tomlinson. Byłam po prostu zła na niego. Za to, że mnie wyprowadził z tego klubu. Za Eleanor, a przede wszystkim za to jak mnie potraktował.
     Gdybym była trzeźwa z pewnością próbowałaby ukryć ową złość, ale... Cóż wychodzi na to, że nie powinnam była tyle pić.
     - Gdy wytrzeźwiejesz na pewno mi podziękujesz. A teraz chodź - złapał mnie za rękę. Po moim ciele przeszły nie tylko iskry, ale i pojawiły się na nim ciarki.
     Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, a kiedy on posłał mi pytające spojrzenie, wskazałam mu moje buty. Miałam na sobie buty na wysokim obcasie. Już czułam mój jutrzejszy ból z powodu wielu otarć.
     - To co mam zrobić? Mam cię zanieść? - zażartował. Tylko, że chyba nie zrozumiał, że pijany człowiek nie potrafi odróżnić, kiedy ktoś mówi serio, a kiedy ktoś żartuje.
     Wyciągnęłam w jego stronę moje ręce. Uśmiechnął się, pokiwał głową z niedowierzaniem, ale i tak wziął mnie na ręce. Zaczął iść przed siebie, niosąc mnie na swoich rękach.
    W myślach pochwaliłam się za to, że ostatecznie założyłam dzisiaj jeansy, a nie krótką spódniczkę, którą planowałam założyć.
     Podniosłam swoją głowę do góry i spojrzałam w oczy Louisa. Miał takie śliczne oczy. Prawie w nich utonęłam.
     - Pocałuj mnie - poprosiłam go cichutko. Nie panowałam nad tym, co mówię. Nie zdawałam sobie sprawy, co mówię.
     Lou nie zaśmiał się. Był całkiem poważny, gdy powiedział:
     - Nie teraz.
     - Dlaczego? - spytałam głupio. Nie byłam już na niego zła. Chciałam, żeby mnie pocałował.
     - Bo jesteś pijana...
     - Nie zrobisz tego tylko dlatego, że jestem pijana? - spytałam, delikatnie przechylając głowę na bok. Byłam zaskoczona, ale i jednocześnie zawiedziona.
     Zapanowała niezręczna cisza. Chłopak nie chciał odpowiedzieć na moje pytanie. Zresztą nie potrzebowałam odpowiedzi.
     Sama też nie wiedziałam, co powiedzieć. Nawet to, że byłam pijana, w żaden sposób nie pomagało mi w powiedzeniu czegokolwiek.
     I nagle odezwał się chrypliwy głos. Jakby właścicielka tego głosu była bliska płaczu.
     - Nie zrobisz tego? - powiedziała Eleanor, która faktycznie była bliska wypuszczenia długo powstrzymywanych łez na wolność.

  Rozdział pojawia się dzisiaj na prośbę mojej przyjaciółki, która nie mogłaby przeczytać go jutro. Kasiu, mam nadzieję, że Ci się spodobał :) Osobiście nie jestem z niego za bardzo zadowolona. Pojawiło się strasznie dużo powtórzeń imion, ale naprawdę starałam się to naprawić. Do tego zupełnie inaczej wyobrażałam sobie ten rozdział, ale wyszedł jaki wyszedł. Trochę się rozpisałam, więc nie przedłużając... Zachęcam do komentowania :)

sobota, 4 maja 2013

Rozdział 6

5 lipiec, Piątek
     Złapałam czarną koszulkę z napisem „SMILE”, którą kupiłam na wczorajszych zakupach z Perrie. Pospiesznie ją założyłam i wyszłam z pokoju, związując swoje gęste włosy gumką.
     I tak było już późno. Była już dziesiąta, podczas gdy zazwyczaj wstaję pobiegać o szóstej, siódmej. Ale dzisiaj tak jakby zaspałam. Wszystko przez to, że po wczorajszej wizycie Eleanor nie mogłam zmrużyć oka, a kiedy wreszcie nadszedł długo wyczekiwany sen, było już po czwartej.
     Przez całą noc myślałam o ich powrocie do siebie. Bałam się, że ona go znowu zrani. Zabawne. Nie powinno mnie to kompletnie obchodzić. Ale z jakiegoś powodu obchodziło. Szkoda tylko, że ja nie znałam tego powodu.
     Uśmiechnęłam się pod nosem i zbiegłam po schodach. W holu stał Liam, który miał na sobie szare spodnie od dresu i biały podkoszulek.
     - Dzisiaj trochę zaspałaś, co? – spytał mnie ze śmiechem. Posłałam mu szeroki uśmiech, a on dodał już całkiem poważnie – Czekałem na ciebie…
     Zlustrowałam go wzrokiem, szukając wskazówki, która wyjaśniłaby mi, czemu na mnie czeka. Chwila. Spodnie dresowe i podkoszulka?
     - Zamierzasz ze mną biegać? – spytałam prosto z mostu. Zmieszał się.
     - Jeśli się zgodzisz… Kiedyś sporo biegałem… Jeśli nie chcesz, zrozumiem – plątał się.
     - We dwójkę biega się lepiej –przerwałam mu. Pociągnęłam go za rękę i wyszliśmy z domu.
     Zaczęliśmy biec wolnym truchtem. Sama wolałabym biec szybciej, ale bałam się, że Liam by za mną nie nadążył. Nie, żebym była bardzo szybka. Jednak po dziesięciu minutach zorientowałam się, że stać go na więcej. Przyspieszyliśmy.                 
     Prawie nie rozmawialiśmy. Liam napomknął coś o dzisiejszej próbie w studiu i zaproponował mi, żebym pojechała razem z nimi, na co chętnie przystałam. Tym razem naprawdę zostałabym w domu sama, a jakoś mi się to nie uśmiechało.
     Cisza panująca między nami strasznie mi doskwierała, ale nie wiedziałam jak zacząć rozmowę, więc po prostu milczałam. W końcu Liam nie wytrzymał i rozpoczął pozornie błahą rozmowę na temat skończonej szkoły tego, co zamierzam robić po wakacjach i ogólnie o przyszłości.
     O ile pierwszy temat nie był dla mnie żadnym problemem, ponieważ ukończyłam szkołę z całkiem niezłymi ocenami, o tyle następne tematy były nieco gorsze. Nie wiedziałam jeszcze, co będę robić, kiedy nadejdzie koniec wakacji. Tym bardziej nie wiedziałam, czym będę się zajmować w przyszłości.
     Liam miał prościej. Kochał śpiewać, był w zespole i wiedział, co będzie robić przez najbliższych parę lat. Podczas, gdy ja nawet nie zaczęłam nad tym myśleć.
     Ucięłam krótko ten temat, nie chcąc wyznawać mu, że nie mam żadnego pomysłu na życie. Był to dla mnie drażliwy temat, bo kiedyś miałam wszystko tak dokładnie zaplanowane.
     Kiedy miałam około pięciu lat mój tata zaprowadził mnie na moją pierwszą lekcję gry na pianinie. Nie brałam tego na poważnie. Była to po prostu miła odskocznia od zabaw na podwórku. Gra na pianinie była dla mnie czymś niesamowitym, ale nie sądziłam, że pokocham ją aż tak bardzo.
     Moja nauczycielka powtarzała, że mam wielki talent, więc moi rodzice bardzo się zaangażowali. Na dziesiąte urodziny dostałam własne pianino. Był to najlepszy prezent urodzinowy, jaki dostałam. Nie przeszkadzał mi nawet fakt, że było bardzo stare i zniszczone. Dla mnie i tak było wspaniałe.
     Od tamtego czasu cały mój wolny czas spędzałam grając. Coraz to nowsze i trudniejsze utwory. Nawet nauczyłam moją młodszą siostrzyczkę paru melodii.
     Mając trzynaście lat zdałam sobie sprawę, że właśnie to chciałabym robić w przyszłości. Grać.

***

     - Nina, pospiesz się – powiedział Harry, stojący w progu mojego pokoju.
     - Dajcie mi jeszcze tylko pięć minut – powiedziałam, wkładając w uszy parę moich ulubionych kolczyków. Miały kształt srebrnych kluczy wiolinowych. Dostałam je od mojego taty, zanim po rozwodzie z mamą wyjechał za granicę w poszukiwaniu pracy. Wolałabym chyba zostać z nim, ale tata sam przyznał, że mama zapewni mi lepsze warunki.
     Przeczesałam jeszcze moje włosy szczotką i jeszcze raz poprawiłam usta błyszczykiem, po czym wyszłam z pokoju.
     Na dole czekali na mnie chłopcy. Byli wszyscy z wyjątkiem…
     - Gdzie Zayn i Louis? – spytałam rzeczowym tonem. Mnie to pospieszają, a sami się nie potrafią naszykować na czas.
     - Zayn był już gotowy, ale doszedł to wniosku, że jednak musi się przebrać. A Louis… - Liam spojrzał na mnie niepewnie – Rozmawia z Eleanor przez telefon.
     - Oj, bez przesady rozmawiali ze sobą jakąś godzinę temu – skomentował zły Niall. Chyba naprawdę chciał już wyjść z tego domu.
     - Mógłbyś im trochę odpuścić? Nie rozmawiali ze sobą tak długo. Nie dziwię się, że teraz chcą nadrobić stracony czas – stanął w obronie kumpla Harry.
     - W każdym razie, czy ktoś mógłby ich pospieszyć? – spytałam miło. Jeszcze tego nam potrzeba, żeby Harry zaczął kłócić się z Niallem o związek Louisa i Eleanor.
     - Mnie nie trzeba – podszedł do nas Zayn, który wrócił przebrany w ciemne, delikatnie wyprane jeansy, biały podkoszulek i błękitną koszulę. Poprawiał jeszcze rękawy swojej koszuli, kiedy dołączył do nas Louis.
     Chłopak cały promieniał szczęściem. Widać było, że pogodzenie się z Eleanor dobrze na niego wpłynęło. Uśmiechnął się do wszystkich, powiedział coś zabawnego… Nie do końca zrozumiałam sens jego słów. Byłam za bardzo skupiona na tym, że teraz to ja wpadłam w delikatny dołek.
     To wszystko dzięki niej… Dzięki niej znowu się uśmiecha.
     - Hej, wszystko w porządku? – spytał szeptem Liam. Uważał, aby inni nic nie usłyszeli. Niepotrzebnie. Reszta była tak zajęta Lou i zwariowaną opowieścią, którą chłopak właśnie opowiadał, że nawet nie zwrócili na mnie uwagi.
     - Tak – skłamałam z łatwością. Co miałabym mu powiedzieć? Że denerwuje mnie to, że jego przyjaciel jest szczęśliwy z inną dziewczyną? Że jestem zła, bo dzięki niej tryska pozytywną energią?
     Wolałam odpuścić sobie skutki takiej odpowiedzi. Z pewnością dostałabym jakiś długi i nudny wykład. Tyle, że nie znałam jego treści. Co by mi powiedział Liam? Ale nie jestem, aż tak ciekawa, aby powiedzieć prawdę.
     Widać było, że Payne mnie przejrzał, ale przynajmniej nie drążył dalej tematu. Zaproponował, żebyśmy już wsiedli do taksówek. Tak też, więc zrobiliśmy.
     Przed domem stały dwa auta. Do jednego wsiedli Liam, Niall i Zayn. Do drugiego natomiast ja, Harry i Louis.
     Nie był to dobry wybór. Louis ciągle opowiadał o Eleanor, a Harry zafascynowany słuchał go, od czasu do czasu dodając coś od siebie.
     Przeżywałam jakiś koszmar, ale nie chciałam im w żaden sposób pokazać, że nie mogę słuchać o tym, jaka ona jest wspaniała. Z niecierpliwością czekałam na zatrzymanie się taksówki.
     - Wiesz, co? Powinniśmy poznać ją z Niną – zaproponował lokaty. Na samą myśl, że miałabym z nią rozmawiać lub zaprzyjaźniać się z nią, po moim ciele przeszły dreszcze.
     Louis zareagował strasznie entuzjastycznie. Zaczął wymyślać, że staniemy się z nią najlepszymi przyjaciółkami. Będziemy razem chodziły na zakupy i imprezy, rozmawiały o chłopakach. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo bolałoby mnie to, że musiałabym z nią rozmawiać o Lou.
     Taksówka się zatrzymała, a ja szybko z niej wysiadłam przez, co wpadłam na Nialla, który chciał mi otworzyć drzwi. Dżentelmen.
     Blondyn posłał mi szeroki uśmiech i złapał mnie za rękę, prowadząc w stronę studia. Otworzył przede mną drzwi i przepuścił mnie, abym szła przodem. Gdzieś za nami szła reszta zespołu, ale nie odwróciłam się, aby sprawdzić czy na pewno. Byłam zbyt zajęta oglądaniem tego budynku.
     Weszliśmy z Niallem do windy, a za nami cała reszta. Po paru sekundach winda się zatrzymała i wysiedliśmy. 
     Moim oczom ukazał się długi korytarz. Wzdłuż korytarza było jakieś siedem drzwi, a każde z nich z pewnością prowadziło do innego pomieszczenia, które było pełne przeróżnych instrumentów muzycznych. A mnie interesował tylko ten jeden.
     Niall wszedł do pomieszczenia, które znajdowało się za pierwszymi drzwiami. Było dosyć duże, całe utrzymane w barwach czekoladowego brązu. Na środku pokoju stało biurko, na którym znajdowała się spora ilość papierów, laptop i kubek po kawie. Przed biurkiem znajdowało się pięć krzeseł. A za nim na fotelu siedział mężczyzna. Na oko miał jakieś czterdzieści lat. Miał krótkie czarne włosy, a sam ubrany był w czarny T-shirt i ciemne jeansy.
     Za nami do środka weszła reszta zespołu, jednocześnie witając się z mężczyzną siedzącym za biurkiem. Wszyscy zajęli miejsca na krzesłach, ale było ich było tylko pięć, więc logiczne jest to, że dla mnie nie starczyło. Ale chyba nie miało starczać.
     Mężczyzna posłał mi spojrzenie, które zdawało się mówić, "co ty tu robisz?". Spojrzałam na chłopaków, ale żaden z nich nie odezwał się ani słowem, więc po prostu wyszłam z pomieszczenia.
     I tak czekałam na nich jakieś pięć minut, potem dziesięć, aż w końcu całe to czekanie najnormalniej w świecie mi się znudziło. Postanowiłam, więc zajrzeć do innych pomieszczeń.
     Najpierw otworzyłam drzwi na przeciwko gabinetu i zajrzałam do środka. Stało tam parę gitar elektrycznych i jakieś różne nagrody, ale nie znam się na nich za bardzo, więc nie potrafiłam określić, za co są. Zamknęłam drzwi i spróbowałam kolejnych.
     Tam znalazłam to, czego szukałam. W centrum pokoju stał wielki, czarny fortepian.
     Niepewnym krokiem podeszłam do niego, by po chwili zająć przy nim miejsce.
     Przez chwilę wahałam się, czy zacząć grać. W końcu przez długi czas tego nie robiłam. Dokładnie od momentu, w którym rodzice powiedzieli, że nie układa im się najlepiej, czyli dokładnie od września. A co jeśli zapomniałam już jak to się robi?
      Ale zaryzykowałam i delikatnie położyłam moje ręce na klawisze. Moje palce szukały odpowiednich klawiszy, aby po chwili po całym pokoju rozległy się pierwsze nuty jednej z moich ulubionych piosenek.
     "The A Team" było ostatnią piosenką, którą grałam na pianinie. A teraz stałą się pierwszą, którą grałam po tak długim czasie.
     Myliłam się. Takich rzeczy się nie zapomina. To tak, jak z jazdą na rowerze. Jeśli nauczysz się na nim jeździć, ale przez długi czas nie będziesz tego robić, kiedy ponownie na niego wsiądziesz będziesz pamiętać, w jaki sposób trzymać kierownice i pedałować nogami.
     Tak wsłuchałam się w muzykę, że nie usłyszałam, kiedy ktoś wszedł do pokoju. Zorientowałam się dopiero w momencie, w którym zaczął śpiewać słowa piosenki.
     - But lately her face seems slowly sinking, wasting, crumbling like pastries - rozpoznałam głos Nialla. W sumie ucieszyłam się, że to on mnie znalazł.
     Śpiewając dalsze słowa piosenki, podszedł bliżej i stanął koło mnie, przy ścianie. Przerwałam granie tylko na chwilę, aby posłać blondynkowi promienny uśmiech. On również uśmiechnął się do mnie, a ja grałam dalej. Kiedy skończyłam, jeszcze przez długi czas moje ręce znajdowały się na klawiszach. Tak bardzo tęskniłam za graniem.
     - Nie wiedziałem, że umiesz grać - powiedział Niall pod nosem. Zrobił to tak cicho, że ledwo go usłyszałam.
     - Umiem, ale przez długi czas nie grałam - wytłumaczyłam równie cicho. Nikomu nie powiedziałabym nic więcej, ale mu ufałam - Przestałam po rozstaniu rodziców...
     - Nie wiedziałem... Przykro mi - powiedział zmieszany. Nie chciałam wprawiać go w zakłopotanie.
     Wzruszyłam ramionami i zrobiłam mu trochę miejsca na ławie. On jednak podziękował i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie samą. Postanowiłam zagrać coś innego. "Give me love" była drugą piosenką Sheerana, którą dosłownie kochałam.
     Teraz od razu zorientowałam się, że ktoś wszedł do pokoju. Poczułam zapach mocnych, męskich perfum. Louis. Zajął miejsce, które wcześniej zrobiłam dla Nialla. Delikatnie oderwał moje ręce od klawiszy i odłożył je na moje uda, po czym sam zaczął grać. Nie rozpoznawałam tej melodii, ale bardzo mi się podobała. Zapytałam go, co to za piosenka, ale moja duma mi na to nie pozwalała.
     Po chwili zaczął również śpiewać. Miał dźwięczny i delikatny głos. Nie znałam się za bardzo na śpiewaniu, ale wiedziałam, że on zdecydowanie umie śpiewać.
     Kiedy skończył spojrzał na mnie. Patrzył mi prosto w oczu, jakby czegoś w nich szukał. Jego oczy były takie przenikliwe, że wydawało mi się, że jego spojrzenie przenika mnie na wskroś. Zażenowana spuściłam wzrok.
     Drzwi ponownie się otworzyły i do środka zajrzał Zayn. Powiedział, że mogą już zaczynać. Louis podniósł się ławy i zaczekał, aż ja zrobię to samo, po czym razem wyszliśmy z pokoju. Rzuciłam jeszcze ostatnie, tęskne spojrzenie w stronę fortepianu.
     Tym razem weszliśmy do prawdziwego studia. Zayn i Louis zostawili mnie z jakimś chłopakiem, a sami zajęli miejsca koło reszty zespołu. Obserwowałam ich przez szybę, kiedy śpiewali i doszłam do wniosku, że nie są tacy źli.
    
***
     - Co będziemy teraz robić? - spytałam, kiedy tylko weszliśmy do domu. Próba trwała jakieś półtorej godziny, a kiedy tylko się skończyła, wsiedliśmy w taksówkę do domu.
     - Myśleliśmy nad tym, czy aby nie zabrać cię na zwiedzanie. W końcu jesteś w Londynie po raz pierwszy w życiu - powiedział Liam.
     Pokiwałam głową na znak zgody. Pomysł zwiedzania Londynu wydawał mi się strasznie interesujący.
     - Moglibyśmy zadzwonić po Perrie i Eleanor - zaproponował Zayn Lou.
     Louis zareagował równie entuzjastycznie, jak na pomysł Harry'ego o przyjaźni mojej i Eleanor. Od razu wyciągnął komórkę i zadzwonił do swojej dziewczyny. Po chwili to samo zrobił Zayn.
     - A ty nie zadzwonisz po swoją dziewczynę? - spytałam Liama.
     - Nie. Danielle prowadzi coś na kształt warsztatów tanecznych i tylko weekendy ma wolne od pracy.
     Harry wyszedł z domu, żeby zatrzymać taksówki. Po paru sekundach wrócił Malik, który oznajmił, że umówił się z Perrie pod Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Przekazał także miejsce spotkania Lou. Kiedy i on skończył rozmawiać przez telefon, wsiedliśmy do taksówek, które dowiozły nas na miejsce.
     Pod muzeum już czekała na nas Perrie. Miała na sobie czarne legginsy, śliczną czerwoną bluzkę i skórzaną, białą kurtkę. Do tego założyła czarne buty na obcasie z paskami i odkrytymi palcami. Wyglądała prześlicznie.
     Rzuciłam się w jej stronę i przytuliłam ją delikatnie, a potem moje miejsce zajął Zayn, który zaczął przytulać i całować blondynkę.
     - Nie ma Eleanor? - spytał Louis. Był zawiedziony.
     - Nie, jeszcze nie - zaprzeczyła Perrie i zabawnie potrząsnęła głową.
     Czekaliśmy na nią pięć minut, a ona nadal się nie pojawiała. Po kolejnych pięciu minutach wszyscy mieliśmy dość czekania, ale Lou uparł się, że bez niej on nigdzie nie idzie. Po upływie piętnastu minut panna Calder pojawiła się koło nas. Rzuciła się swojemu chłopakowi na szyję i zaczęła go całować.
     - Możemy już wchodzić? - spytał znudzony, a zarazem delikatnie wkurzony Niall. Sam mu się nie dziwiłam, czekaliśmy na nią prawie pół godziny.
    

***
     Po godzinnym zwiedzaniu, każdy z nas miał chyba dosyć. Poza Lou i Eleanor, którzy świetnie się bawili. Cały czas tuląc się do siebie, oglądali wystawy, śmiali się i całowali. Chyba nie tylko ja miałam dość tego okazywania uczuć. Perrie za każdym razem, kiedy zaczynali się całować, wywracała oczami i mocniej wtulała się w Zayna. Natomiast Liam był jakiś podejrzany. Ciągle posyłał w moją stronę pocieszające spojrzenie. Chyba będę musiała z nim pogadać.
     Kolejnym miejscem, które odwiedziliśmy, było National Gallery. Oglądaliśmy tam chyba z tysiąc dzieł sztuki. Osobiście najbardziej podobały mi się obrazy Vincenta van Gogha.
     W galerii sztuki byliśmy kolejną godzinę, chociaż ja mogłabym zostać tam jeszcze trochę dłużej, ale Niall stwierdził, że jest głodny. Liam obiecał blondynkowi, że pojedziemy do jakiejś restauracji zaraz po tym, jak zobaczymy Big Ben i London Eye.
     Wieża zegarowa zrobiła na mnie nie małe wrażenie, ale London Eye... Kiedy zobaczyłam ten diabelski młyn, zaniemówiłam.
     Niall rzucił się do zamawiania biletów. Eleanor zrezygnowała, zresztą tak samo jak Harry. Niall zamówił, więc sześć biletów.
     Całą szóstką wsiedliśmy do kapsuły. Widok z niej był po prostu niesamowity.
     Spędziliśmy w tej kapsule już trzydzieści minut. Słońce zaczynało powoli zachodzić.
     Zachód słońca idealnie komponował się z panoramą Londynu.
     Perrie wtuliła się w Zayna, a on delikatnie pocałował ją w czoło. Ona zauważyła to, że się im przyglądam i posłała mi promienny uśmiech.
     Liam zaczął rozmowę z blondynem na temat tego, gdzie możemy iść na wczesną kolację.
     Spojrzałam na Lou. Wpatrywał się w zachodzące słońce, delikatnie mrużąc przy tym swoje oczy. Nagle odwrócił się i spojrzał na mnie. Szybko skierowałam moje oczy w stronę panoramy Londynu, ale nie dość szybko. Louis zdążył zobaczyć to, jak mu się przyglądam.
     Przesunął się w moją stronę. Delikatnie dotknął mojej ręki, którą trzymałam na barierce. Po moim ciele rozeszły się iskry, a moje serce przyspieszyło. Co się ze mną dzieje?
     - Piękny widok, prawda? - spytał mnie cicho. Położył swoją rękę na barierce blisko mojej tak, że prawie stykaliśmy się palcami.
     - Tak - przytaknęłam cichutko. Bałam się, że jeśli powiedziałabym to głośniej, mój głos spłatałby mi figla.
     - Nie lubisz Eleanor, prawda?
     - To nie tak, że jej nie lubię. Po prostu boję się, że... - w porę ugryzłam się w język. Nie chciałam go stawiać w głupiej sytuacji.
     - Czego się boisz? - spytał zdziwiony chłopak.
     Raz się żyje. 
     - Że ona znów cię zrani, a ty będziesz cierpieć. Nie potrafiłabym znieść twojego cierpienia...
     Kapsuła zwolniła, a ludzie zaczęli z niej wychodzić. Przepchnęłam się między ludźmi i wyszłam z kapsuły pierwsza.
     Eleanor i Harry już na nas czekali. Siedzieli w taksówce i rozmawiali. Do ich auta wsiadł Lou i Niall. Natomiast do drugiej taksówki wsiadłam ja, Liam, Zayn i Perrie.
     - Wszystko w porządku? - spytał mnie Liam.
     Pokiwałam głową. Nie mogłam nic innego zrobić, bo wybuchłabym płaczem.
     Jak mogłam sobie na to pozwolić? Jak mogłam pozwolić, aby Louis stał się dla mnie taki ważny? Jak mogłam pozwolić na to, żeby zaczęło mi na nim tak bardzo zależeć?
***
     Zajęłam miejsce przy stole koło Perrie. Zajęliśmy okrągły stolik dziesięcioosobowy, dzięki czemu miejsce koło mnie pozostało wolne. Byłam z tego bardzo zadowolona.
     Kiedy wszyscy już zajęli swoje miejsca, zaczęliśmy szukać kelnera. Czekaliśmy już dziesięć minut, a on się nie pojawiał.
     Zdenerwowana podniosłam się z wygodnego krzesła i sama poszłam go poszukać.
     Zauważyłam dosyć młodego chłopaka, który ubrany był w garnitur. Od razu wiedziałam, że to kelner. Tak, więc go zaczepiłam i spytałam wkurzona:
     - Przepraszam, ale czy mógłbyś przynieść do stolika moich przyjaciół menu?
     Uśmiechnął się do mnie, ukazując tym samym delikatne i ślicznie dołeczki w policzkach.
     - Powtórzę twoją prośbę kelnerowi, jak tylko go spotkam - powiedział z silnym brytyjskim akcentem.
     Na moich policzkach pojawiły się mocne rumieńce. Chciałam zapaść się pod ziemię.
     - Przepraszam. Głupio wyszło - pomyślałam chwilę. Był bardzo przystojny. Od razu uzmysłowiłam sobie, że mógłby sprawić, że zapomnę o Lou - Chcesz się do nas przysiąść?
     - W sumie czekałem na kogoś. Miałem dzisiaj umówione spotkanie, ale ten ktoś mnie wystawił... Chętnie.
     Złapałam go za rękę. Była przyjemna w dotyku i bardzo ciepła. Zaprowadziłam go do naszego stolika, przy którym stał już kelner.
     Wszyscy spojrzeli w naszą stronę zdziwieni. Z pewnością byli ciekawy, kto stoi koło mnie.
     - Przedstawiam wam... - zacięłam się. Nie wiedziałam, jak się nazywa, a zaprosiłam go do stolika.
     - Nathaniel, ale wszyscy mówią mi Nate. A ty jesteś? - spytał się mnie, uroczo się przy tym uśmiechając.
     - Nina - uścisnęłam mu krótko rękę, po czym przedstawiłam mu całą resztę.
     Nate zajął wolne miejsce koło mnie. Pomimo, że każdy chciał z nim zamienić parę zdań, on i tak, kiedy temat się kończył, wracał do mnie.
     Wymieniliśmy się numerami, a potem cały czas gadaliśmy, a reszta już z nami nie rozmawiała. Z resztą byliśmy tak zajęci sobą, że pewnie nawet nie zauważylibyśmy, że ktoś coś do nas mówi.
     Kątem oka widziałam, że Lou posyła mojemu nowemu znajomemu piorunujące spojrzenie. Nie chciałam się tym jednak przejmować.
     Eleanor próbowała zwrócić na siebie uwagę swojego chłopaka. Bez skutku. On cały czas przyglądał się nam.
     Było miło, nawet bardzo. Nate okazał się fantastycznym chłopakiem. Był zabawny, przystojny i bardzo uroczy. Był początkującym aktorem i zawodowym modelem. A co najlepsze, dzięki niemu mogłabym zapomnieć o Lou i o tym, co zaczynałam do niego czuć.
     
     
    Rozdział pojawił się w terminie, co jest moim osobistym sukcesem, bo wydawało mi się, że nie dam rady. Jak już pewnie zauważyliście, pojawiła się nowa postać. W stronie "Bohaterowie" znajduje się już jej krótki opis. Kolejny raz gorąco zachęcam do komentowania.