środa, 16 kwietnia 2014

Słowem wyjaśnienia...

Zdaję sobie sprawę, że znów przez długi czas nie dodawałam. Mam wiele wspaniałych pomysłów, jak miała się potoczyć dalej historia bohaterów, ale chyba straciłam cały zapał, a nie widzę sensu, żeby kontynuować opowiadanie na siłę. Nie mam pojęcia jeszcze, co zrobię z blogiem - czy usunę go, czy zostawię... Może kiedyś wrócę do tej historii, ale wiem, że to na pewno nie będzie w najbliższym czasie. Dlatego też nie chcę pozostawiać złudnych wizji, co do następnych rozdziałów, które się po prostu nie pojawią. Zauważyłam, że odchodzą obserwatorzy, a to też nie dodawało chęci do pisania... Nie mam pojęcia, co jeszcze powinnam napisać. Chyba po prostu PRZEPRASZAM i dziękuję wszystkim za wsparcie w postaci komentarzy ♥

poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 29

     Zaczynałam wariować, a może już nawet odchodziłam od zmysłów. Niestety nie byłam lekarzem, żeby na podstawie mojego zachowania określić, jak ciężki był mój przypadek. Ani jakie leki pomagają w walce o zdrowy rozsądek. 
     Za to potrafiłabym dokładnie opisać moje objawy. Pierwszą rzeczą, która pozwalała mi zastanawiać się nad tym, było moje obsesyjne bieganie po pokoju. Poprawiałam lekko przechylone w bok poduszki, strzepywałam niewidzialne pyłki z narzuty łóżka i przesuwałam w bok walizki, aby nie zagracały przejścia.   
     Kolejną przyczyną było moje szaleńcze zastanawianie się nad tym, jak przebiegnie nasza rozmowa. Starałam się przetestować wszystkie możliwe scenariusze, ale to chyba nie było możliwe. Ostatnim symptomem była huśtawka nastrojów. W pewnym momencie płakałam i zadawałam sobie pytania na temat mojego miejsca na tym świecie, a także ludzkiej egzystencji i wyższych celi. Zaraz potem chciałam skakać z radości, bo wiedziałam, że kiedy Louis wróci wyjaśnimy sobie wszystko i, niczym w bajce, będziemy żyć długo i szczęśliwie. Zdążyłam to wszystko przeżyć w ciągu jakiś czterech godzin. Jeśli wszystkie objawy pasowały, to byłam w stanie udać się do szpitala psychiatrycznego choćby za chwilę. O ile znalazłabym jakiś w pobliżu...
     Nie mając pojęcia, jak inaczej się opanować, wyciągnęłam z torby malutki egzemplarz jakiegoś romansidła, które udało mi się kupić na lotnisku. Kupiłam ją z myślą, że przeczytam ją w samolocie, ale nie miałam żadnych kłopotów z zaśnięciem, więc musiałam to odłożyć na później. Teraz czytanie wydawało mi się najlepszym pomysłem na przetrwanie tego czasu oczekiwania.
     Zdołałam się powoli wkręcać w historię Lucy, niedocenionej sekretarki, szaleńczo zakochanej w szefie, która postanawia odejść z firmy; i jej pracodawcy, Jacka. Byłam na etapie, kiedy Jack przychodzi do swojej sekretarki i próbuje przekonać ją do powrotu do firmy, kiedy usłyszałam odgłos podjeżdżającego auta. Zatrzymało się na żwirowanym podjeździe, ale jeszcze przez chwilę silnik pracował na pełnych obrotach. Przez okno wpadł snop światła, który pochodził z przednich lamp samochodu. W pokoju, który wcześniej oświetlony był tylko lampą, gwałtownie zrobiło się jasno. Jednak światło po chwili zgasło i dało się słyszeć mocne trzaśnięcie drzwi.
     To był właśnie moment, kiedy opuściły mnie resztki odwagi, i stchórzyłam. Zgasiłam lampkę nocną, romansidło odłożyłam na stół i dziękując sobie, że wcześniej wcisnęłam się w szorty i koszulkę do spania, wślizgnęłam się pod pościel. Może to nie był świetny pomysł, ale nie miałam zamiaru przyznawać się do tego, że boję się przeprowadzić tę rozmowę.
     Prawda była taka, że teoretycznie nie miałam się czego obawiać. Najgorsze, co mogłoby się stać, byłoby wszczęcie kłótni i powiedzenie sobie paru niemiłych rzeczy. Jednak to nie dodawało mi ani trochę odwagi, bo miałam te głupie przeczucia, że to może się źle skończyć, albo nawet jeszcze gorzej.
     Słyszałam skrzypienie starej drewnianej podłogi, a potem zgrzyt zamka, kiedy starał się go otworzyć kluczem. Przez cały ten czas leżałam cicho, mocno zaciskając powieki. Miałam nadzieję, że Louis nie wpadnie na genialny pomysł upewniania się, czy naprawdę już zasnęłam, bo wtedy od razu byłabym spisana na straty.
     Pomimo tego, że byłam przykryta puchową kołdrą aż po szyję, poczułam, że do pokoju wleciał podmuch zimnego powietrza, gdy drzwi się otworzyły. Jednak Louis szybko je zamknął. Nie zapalił światła, więc pewnie zorientował się, że śpię. Westchnął ciężko i ruszył w moją stronę, a przynajmniej tak mi się wydawało po zbliżających się krokach, bo nadal miałam zamknięte oczy.
     W duchu krzyczałam, żeby ode mnie odszedł; żeby nie podchodził do mnie za blisko. Bałam się, że jeśli przyjrzy mi się z mniejszej odległości, zrozumie, że tylko udawałam śpiącą. Tylko że on nie chciał wcale sprawdzać, czy nie udaję. Podszedł tylko po to, aby złożyć na moim czole pocałunek.
     Następnie odsunął się powoli i jeszcze chwile kręcił się po pokoju. Potem zniknął w łazience, jak się domyślałam, zapewne po to, aby wziąć prysznic. Nie pozwoliłam sobie jednak na otwarcie oczu.
     Jakoś nie potrafiłam powstrzymać się przed delikatnym uchyleniem powiek, kiedy wyszedł z łazienki w samych niebieskich spodniach w białą kratkę, które były dolną częścią jego pidżamy. Po jego odsłoniętym torsie spływały jeszcze kropelki wody, co oczywiście przyciągnęło mój wzrok. On sam był zbyt zajęty wycieraniem swoich włosów puchowym ręcznikiem, żeby zauważyć to, co robiłam. Niestety ten niesamowity widok został mi odebrany za szybko, w chwili zgaszenia światła.
     Teraz musiałam się zdać na zmysł słuchu, żeby ustalić, co robi. Oszczędził sobie tym razem długich spacerów i od razu położył się koło mnie. Byłam zszokowana, kiedy przyciągnął mnie do siebie tak blisko, że moje plecy dotykały jego klatki piersiowej. Wplótł swoje zmarznięte nogi pomiędzy moje, a dłońmi objął mnie w tali. Moje serce dostosowało swoje bicie do jego. Pozycja była zaskakująco wygodna, ale ciągle myślałam tylko o tym, że gdy się obudzę, wszystko już nie będzie takie piękne.
     Wtedy za oknem zagrzmiało i lunął okropny deszcz, który uderzał o dach i okiennice z taką siłą, że straciłam jakiekolwiek nadzieje na sen. Leżałam cała spięta; nigdy nie byłam za wielką fanką burzy. Co prawda nigdy nie piszczałam ze strachu, ale też nie były to najmilsze przeżycia.
     Na zewnątrz rozległy się kolejne grzmoty i całą silną woli powstrzymywałam się nie tylko przed drżeniem, ale i przed wtuleniem się w ramiona Lou. Jednak kiedy trzasnęło, a pokój rozświetliło światło spowodowane błyskawicą, wystraszyłam się nie na żarty i mimowolnie zadrżałam.
      Chłopak leżący obok mnie przycisnął mnie do siebie jeszcze bliżej, co nie było dla mnie zaskoczeniem. Nigdy nie wątpiłam w to, że zawsze będzie starał się być dla mnie opoką.
     - Hej, wszystko jest w porządku. Nie musisz się obawiać, nie walnie w nasz pensjonat. Tu nam nic nie grozi.
     Pogoda z każdą sekundą stawała się coraz gorsza, a ja coraz bardziej przerażona. Nawet nie zdałam sobie sprawy, kiedy zaczęłam cicho łkać. Louis podniósł się do pozycji siedzącej i jednym ruchem przygarnął mnie do siebie w taki sposób, że znalazłam się pomiędzy jego udami, wsparta na jego boku i dokładnie objęta przez jego dłonie. W takiej pozycji mieliśmy doskonały widok na sytuację za oknem.
     Nie odzywaliśmy się. Powód jego milczenia był mi niestety nieznany. Sama milczałam przez wzgląd na to, że byłam zbyt zdezorientowana przez to, że on nie wydawał się być wcale zdziwiony tym, że nie śpię. Musiał wiedzieć, że tylko pozoruję sen. Tylko, czemu w takim razie nie powiedział tego wprost i pozwolił mi ciągnąć dalej to przedstawienie?
     - Uświadomiłem sobie, że za bardzo naciskam. Nie chcesz ze mną o tym rozmawiać, bo nie wiążesz ze mną żadnych planów na przyszłość. Zrozumiałem przesłanie - mam nacieszyć się tym czasem, który mamy teraz, prawda?
     Byłam niemal pewna, że swojego pytania nie wypowiedziałam na głos, co mogło oznaczać tylko tyle, że znał mnie on już praktycznie na wylot.
     Choćbym wiedziała, co powiedzieć to nie potrafiłabym wykrztusić z siebie nawet słowa. Dlatego, pomimo że było to ciągle przerażające, byłam wdzięczna za kolejną serię grzmotów, bo przez ten czas zdołałam sobie wszystko poukładać w głowie.
     - Kompletnie mnie nie zrozumiałeś. Zależy mi na tobie, nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Boję się rozczarowania, tego, że mogłoby ci przestać na mnie zależeć, a ja zostałabym sama ze złamanym sercem. Wiem, że to samolubne, ale chcę sobie oszczędzić takiego bólu. Jednak chcę, aby to trwało jak najdłużej. Nasze wakacje, nasze wspólne chwile... Wiem, że to nie będzie trwać wiecznie.
     - Rozumiem. Nie obwiniam cię o to, ale chciałbym, żebyś postarała się przestać o tym myśleć, dobrze?
     Zdobywam się na lekkie skinięcie głową na znak zgody, choć wiem, że będzie to trudne. Zbyt długo zadręczałam się takimi myślami, żeby teraz najzwyczajniej wyrzucić je z głowy.
     - Świetnie. W takim razie, powiedz mi, czemu nie wspomniałaś o tym Julliardzie? Może i ja potrafiłbym ci w jakiś sposób pomóc.
      - To i tak nic pewnego. Mogą jeszcze odrzucić moją kandydaturę po przesłuchaniu. Jednak to i tak bez znaczenia, bo jeśliby mnie przyjęli, to i tak nie pojechałabym tam. Nie zostawiłabym mamy.
     - Ma przy sobie twoją siostrę, babcię, tatę i ojczyma. Poza tym teraz też jesteś od niej daleko.
     - To co innego. Nie pozwoliłaby mi zostawić was i zmarnować szansy zobaczenia sporego kawałka świata przez wzgląd na nią. Właśnie dlatego nie mogłabym powiedzieć jej o Julliardzie.
      - Zamierzasz w ogóle iść tam na przesłuchanie? Powiedziałaś o tym w wywiadzie, co jeśli twoja mama go obejrzała?
     - Ma teraz za dużo na głowie, żeby się mną przejmować. Jeśli już to pewnie Klara jej coś o tym wspomni, muszę tylko poprosić ją, żeby niektóre sprawy pominęła. I tak, zamierzam iść na przesłuchanie. Jeśli mnie przyjmą, to przełożę naukę na później. Pojadę tam, jak tylko wyzdrowieje.
     "Jeśli wyzdrowieje". Po raz kolejny to zdanie zawisło w powietrzu. Tym razem podczas rozmowy z nim, a nie z mamą. Byłam jednak wdzięczna, że nie zostało wypowiedziane na głos. Nie wiem, czy poradziłabym sobie z tym.
     - Czyli między nami wszystko w porządku? - zręcznie zmienił temat. Kolejny powód, dla którego byłam nim tak bardzo zauroczona. Doskonale wiedział, kiedy temat naszych rozmów stawał się niewygodny.
     Nie odpowiedziałam. Odpowiedź na to pytanie była dla mnie zbyt oczywista - teraz wszystko było w porządku, ale miałam wrażenie, że nie będzie to trwać za długo. To tak jakbym nie mogła być szczęśliwa przez dłuższy czas, bo coś na mnie spada.
     Podparłam się dłońmi o jego klatkę, żeby go pocałować. Chwilowo wszystko naprawdę było w porządku. Należało się tym cieszyć, bo nie wiedziałam jak długo ten spokój potrwa.

***
29 lipiec, Poniedziałek
     - Dzień dobry, śpiochu!
     To były pierwsze słowa, które usłyszałam po przebudzeniu. Moje nogi były gdzieś w plątaninie nóg i białej pościeli, podczas gdy moja lewa dłoń leżała bezwiednie na łóżku, a prawa na szyi chłopaka, którego to ruch mnie obudził.
     - Jest już tak późno?
     Zaśmiał się, kiedy podniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby głowa gwałtownie nie opadłaby z powrotem na jego tors. Choć udawałam naburmuszoną z tego powodu, to naprawdę byłam rozbawiona.
     - Jest już po dziewiątej, ale przecież nigdzie się dziś nie spieszymy. Zresztą nie budziłabym cię, tylko muszę pilnie skorzystać z łazienki.
     Teraz to ja się cichutko zaśmiałam i nie chcąc go już dłużej torturować, zsunęłam się z jego klatki piersiowej. On szybko podniósł się z łóżka i niemal biegnąc ruszył w kierunku łazienki. Był to dość zabawny widok, tak więc dużo trudu kosztowało mi nie skomentowanie tej sytuacji, jak i nie zaśmianie się.
     Nie miałabym nic przeciwko temu, aby każdego poranka budzić się właśnie w taki sposób. Każdego poranka budzić się przy jego boku. To by było coś niesamowitego. 
     Podczas kiedy on korzystał z toalety, ja postanowiłam wybrać sobie jakieś ubranie na dzisiejszy dzień. Podniosłam się z łóżka i przyklęknęłam przy walizce. Zdołałam przegrzebać ją całą, zanim udało mi się znaleźć jasne jeansy i beżową tunikę. Potem z bocznej kieszeni wyciągnęłam jeszcze świeżą bieliznę.
     Słysząc, że Louis wyszedł już z łazienki, odwróciłam się w jego stronę. Spodziewałam się, że będzie on już przebrany, ale on ciągle miał na sobie spodnie od pidżamy. Sam wydawał się być zaskoczony stosem ubrań, który trzymałam w rękach. 
     - Myślałem, że spędzimy resztę dnia w łóżku. - Starając się być poważny, przybrał smutny wyraz twarzy, który stał się dla mnie powodem do uśmiechu.
     - Przykro mi, ale jutro wylatujemy, a ja chciałam jeszcze zobaczyć choćby kawałek Irlandii. - Ja również starałam się zachować powagę, choć kiedy Lou zrobił kolejną zawiedzioną minę, nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
      Podniosłam się z klęczek i ruszyłam do łazienki. Po drodze przelotnie go pocałowałam w policzek. 
     Wychodząc z łazienki już przebrana, zastałam go przy laptopie. Półleżąc na łóżku wpatrywał się w ekran laptopa. Uśmiechnęłam się pod nosem i schowałam w walizce pidżamę.
     - Co robisz? - spytałam naprawdę tym zainteresowana. Przysiadłam na łóżku za nim i wychyliłam się przez jego ramię, żeby spojrzeć na ekran.
     Jednak nie było to nic ciekawego. Po prostu otworzył on swoją pocztę mailową i przeglądał jej zawartość, co wydawało mi się strasznie nudne i nużące. 
      - Poróbmy coś. 
     Oderwał wzrok od laptopa i spojrzał na mnie pytająco, jakby nie miał zielonego pojęcia, o czym ja do niego mówię. 
     - Spakujmy nasze walizki do auta i jedźmy gdzieś. Możemy pojeździć po Dublinie albo po okolicy. Bylebyśmy się czymś zajęli.
     - Wiesz co? Mam świetny pomysł. Niall wspominał mi coś o wesołym miasteczku.

***

     - Nie mogę uwierzyć, że zabrałeś mnie do wesołego miasteczka! - powiedziałam, próbując przekrzyczeć gwar piszczących dzieciaków.
    Teren miasteczka był całkiem spory, choć nie mogłabym dokładnie powiedzieć, jaka była jego całkowita powierzchnia. Nie było tu za dużo nastolatków, czy osób w naszym wieku, ale może to z powodu tego, że stali oni w kolejkach do bardziej przerażających rzeczy niż kręcące się filiżanki, jak się później zorientowałam. Większość klientów była w wieku od pięciu do dziesięciu lat, którym musieli towarzyszyć rodzice lub starsze rodzeństwo, którzy byli zdecydowanie mniej podekscytowani. Rodzice byli za starzy na tego typu zabawy, a rodzeństwo wolałoby bawić się w swoim towarzystwie znajomych.
     Atrakcje były różnorodne, gdyż niektóre przeznaczone były głównie dla starszych tak jak np. kolejka górska, diabelny młyn, a inne dla młodszych jak karuzele. Byłam niezmiernie zadowolona, że namówiłam Lou, żeby najpierw coś zjeść. Dzięki temu przyjechaliśmy później, co dało mi szansę zobaczenia tych wszystkich niesamowitych atrakcji podświetlonych. Miało to jednak również i wady, bo nie mogliśmy spędzić w tym lunaparku za dużo czasu, bo za jakąś godzinę miał się pojawić na miejscu koncertu.
     - Jesteś strasznym niedowiarkiem. Poza tym, nie rozumiem, co w tym takiego dziwnego.
     Louis naciągnął na głowę swoją ciemną czapkę z daszkiem, kiedy jakaś dziewczyna rzuciła mu spojrzenie, jakby go skądś kojarzyła. Założył też ciemne okulary, ale po tym jak sceptyczne spojrzenie mu posłałam, zrezygnował z nich.
     - Wybacz, ale nie wyobrażam sobie ciebie podczas jazdy kolejką górską. Nie wyglądasz mi na takiego, co lubi tego typu atrakcje.
     - A na jakiego ci wyglądam? - spytał, podnosząc pytająco brew. 
     - Na kogoś, kto raczej nie lubi tego rodzaju rozrywek.
     - W takim razie będę musiał ci udowodnić, jak bardzo się mylisz, kochanie. - W jego oczach zalśniły te przerażające iskierki, które nie mogły zwiastować niczego dobrego.
     - Od czego zaczynamy?
     - Masz rację, wiesz? Sądzę, że kolejka górska nie jest dla mnie. Ale to z powodu tego, że nie przyniesie mi ona żadnej frajdy. Mam dużo lepszy pomysł. Co powiesz na diabelski młyn?
     Czy powinnam się przyznać, że zawsze byłam śmiertelnie przerażona na myśl, że miałabym przejechać się czymś takim? Nie chodziło o wysokość, choć z pewnością nie byłam jej wielką fanką. Chodziło raczej o to, co by się stało, gdyby koło się nagle zatrzymało, a ja zaczęłabym panikować. Sto razy bardziej wolałam przejechać się kolejką górską.
     - Czyżbyś ty była się przejechać na diabelskim młynie? - Louis zdawał się doskonale bawić. Zdałam sobie sprawę, że tylko mnie podpuszcza, bo wiedział, że nigdy na coś takiego się nie zgodzę, co jeszcze bardziej mnie irytowało.
     - Nie.
     Bez żadnych zbędnych słów pociągnęłam go za rękaw kurtki tak, że już chwilę potem staliśmy przed tym młyńskim kołem i przed gościem, którego poprosiłam o dwa bilety, za które zapłacił Lou.
     - Jesteś pewna? Możemy się jeszcze rozmyślić i stanąć w kolejce do czegoś innego. - On nie bał się przejażdżki, widać to było po nim. Bał się raczej o mnie. Chciałabym powiedzieć, że nie potrzebnie, ale wolałabym nie kłamać.
     - Jestem przerażona, ale chcę to zrobić - szepnęłam mu do ucha, bo nie chciałam nikomu pokazać mojego strachu, bo wiedziałam, że z pewnością by mnie wyśmiał. Jednak byłam pewna, że on nigdy by tego nie zrobił. Nie przeliczyłam się.
     - Wszystko będzie w porządku. Przez cały czas będę trzymał cię za rękę, więc nie będziesz miała się czego bać. Będę tuż obok ciebie.
     Czemu wydawało mi się, że nie mówił tylko o chwili teraźniejszej. Odniosłam raczej wrażenie, że mówi on o czasie bardziej rozległym, ale chyba nie byłam gotowa, żeby w jakikolwiek sposób na to odpowiedzieć, więc po prostu się uśmiechnęłam i mocniej ścisnęłam jego dłoń.

***
     - To było straszne! Nigdy więcej nie pójdę z tobą do lunaparku!
     Wsiadłam za jego przykładem do taksówki, która odwieźć miała nas pod sale koncertową, gdzie za ponad godzinę miał rozpocząć się występ chłopaków. On przesunął się trochę, żeby zrobić mi miejsce, ale i tak siedzieliśmy ściśnięci koło siebie. 
     - Przepraszam, naprawdę nie miałem pojęcia, że akurat kiedy my będziemy jechać, to ten diabelski młyn będzie miał awarię. Uwierz mi, że naprawdę tego nie planowałem. 
     - Wierzę ci, ale wiesz, że nie o to chodzi. Nigdy więcej nie dam ci się na coś takiego namówić. 
      Uśmiechnął się delikatnie, żeby choć odrobinę rozładować napięcie. Ja ciągle byłam przerażona tym, co się działo, kiedy ta maszyna się zatrzymała. Ta "mała" awaria trwała wystarczającą ilość czasu, żeby odebrać nam możliwość skorzystania z innych atrakcji. 
     Choć ciągle byłam wściekła na tę całą sytuację, to nie potrafiłam nie odwzajemnić jego uśmiechu. Była to głównie moja wina, bo niepotrzebnie chciałam coś sobie udowodnić. Muszę zapamiętać, że takie udowadnianie braku strachu w moim przypadku nie kończy się nigdy dobrze.
      Naszą małą wymianę uśmiechów przerwał dzwonek mojego telefonu. Początkowo zamierzałam go zignorować; nie miałam specjalnej ochoty na jakiekolwiek rozmowy, szczególnie z kimś poza Lou. Zostałam jednak obrzucona takim spojrzeniem przez kierowcę, że byłam niemal zmuszona by odebrać połączenie.
     - Halo? - Z przyzwyczajenia zaczęłam rozmowę po angielsku, choć byłam prawie pewna, że nie będę rozmawiać właśnie w tym języku. Jeśli to chłopcy niepokoiliby się o naszą nieobecność, zapewne zadzwoniliby do Tomlinsona. 
     - Córeczko!
     To jedno słowo potrafiło sprawić, że mój cały świat odwrócił się do góry nogami. Zdawanie sobie spawy, że mój ojciec wrócił do mojego życia, było czym innym niż zmierzenie się z tym w rzeczywistości przez rozmowę z nim.
     Nie byłam na to przygotowana, na rozmowę z nim. Nie przygotowałam sobie przemowy pt.: "Ojcze, jak dobrze cię słyszeć, ale wszystko zawaliłeś, także wypad z mojego życia". Musiałam przygotować się na czystą improwizację. Nie miałam innego wyjścia.
     - Mogę wiedzieć, czemu zawdzięczam tę przyjemność? 
     Louis spojrzał na mnie zaskoczony tym, że znowu przerzuciłam się na swój ojczysty język. Przyznał mi się do tego, że tego nienawidzi, bo nie rozumie w takich chwilach, o czym mówię, co go strasznie frustruje. Ale i tak nabijał się ze mnie, kiedy powiedziałam mu, żeby w takim razie zaczął się uczyć polskiego.
     - Wierzyłem, że Klara powiedziała ci, że wróciłem do Polski. Przynajmniej na najbliższe parę tygodni. 
     - Powiedziała. Ciągle jednak nie rozumiem, czemu do mnie dzwonisz.
     - Chciałem z tobą porozmawiać. O mamie.

 Przepraszam, że nie dodawał tu nic od jakiś 4 tygodni O.o Tym razem chęci i pomysł były, ale jakoś czasu brakowało. Nawet teraz nie mam za wiele czasu, bo jeszcze się nie nauczyłam, bo przez cały dzień kończyłam rozdział, żeby już go dodać. Za wszystkie błędy przepraszam, sprawdzę jutro. Chciałabym jeszcze podziękować tym, którzy skomentowali rozdział. Pojawiło się, aż 9 komentarzy, co naprawdę bardzo mnie ucieszyło. DZIĘKUJĘ :)

sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 28

 28 lipiec, Niedziela
     Po wczorajszej rozmowie, poprawka - kłótni, z Lou nie miałam siły na nic. Dosłownie po powrocie do pokoju rzuciłam się na łóżko, a po sekundach już spałam. Byłam zadowolona z tego, że obyło się bez płaczu, choć mnie to przerażało. Moje "idealne" wakacje były pełne ciągłego płaczu, ale było to całkowicie uzasadnione, jeśli wziąć pod uwagę rewelacje, które spadały na moje barki na każdym kroku.
     Mój błogi sen nie trwał jednak wystarczająco długo, bo około czwartej nad ranem do mojego pokoju zapukała pokojówka z oznajmieniem, że za godzinę wylatuje mój samolot do Irlandii. Stałam tam z szeroko otwartą buzią, nie mając pojęcia, o czym ta kobieta do mnie mówi. Kojarzyłam, że w najbliższych dniach mamy się wraz chłopakami pojawić w ojczyźnie Horana, lecz byłam przekonana, że przed tym pojawimy się jeszcze w Londynie. To się grubo pomyliłam.
     Podziękowałam serdecznie za "przypomnienie" i, zamknąwszy uprzednio drzwi, zaczęłam się pakować. Plusem było to, że nie zdążyłam rozpakować nawet połowy rzeczy, więc nie zajęło mi dużo czasu ułożenie rzeczy w walizce. Kiedy to zrobiłam, powróciły do mnie wszystkie wspomnienia z poprzedniego wieczoru. Jednak nawet teraz nie miałam siły na płacz. Byłam już za bardzo zmęczona tym, co się wokół mnie działo. Jedyną rzeczą, na którą miałam ochotę, był sen, bo tylko on przynosił mi jakąś ulgę. Z pewnością to dlatego, że przestawałam myśleć o wszystkich problemach. Szkoda tylko, że nie mogłam po prostu spać i przestać być świadkiem rozwijania się choroby mamy i uczestnikiem tak paskudnych rozmów z Lou.
     Zegarek wskazywał godzinę czwartą piętnaście, gdy zamknęłam za sobą drzwi pokoju hotelowego i ruszyłam przez korytarz, ciągnąc za sobą ciężki bagaż. Widząc schody, po których jeszcze parę dni temu biegłam, co sił w nogach, powróciły wspomnienia z tamtej nocy. Wtedy też przeszłam przez coś koszmarnego, bo tak przyjęłam wyznanie miłości Lou. Teraz potrafiłam się uśmiechać do tego wspomnienia.
     Może za jakiś czas też będę potrafiła bez bólu wspominać to, jak teraz cierpię. Najpierw musiałam jednak wszystko wyjaśnić. Nie tylko z moim chłopakiem, ale i z moim ojcem, jednak do tego drugiego nie posiadałam wystarczająco odwagi. Nie zapowiadało się też, żebym w najbliższej przyszłości jej nabrała.
     W holu czekał już Liam, który przysiadł na kanapie w wygodnej pozycji i wpatrywał się przed siebie. Byłam niemal pewna tego, że najzwyczajniej odpłynął gdzieś myślami. Kiedy nie zwrócił uwagi na moje przybycie, byłam tego pewna już w stu procentach. Nie miałam najmniejszego zamiaru wyrywać go z tych rozmyślań, więc po cichu zajęłam miejsce koło niego.
     Po jakiś pięciu minutach siedzenia w martwej ciszy chłopak w końcu się poruszył i przeprosił mnie za swoje chwilowe zamyślenie. Jednak dalsza rozmowa nam się nie kleiła, a próby jej podtrzymania spełzły na niczym. Jakoś nie potrafiłam się zmusić do włożenia w rozmowę większej ilości energii. Wiedziałam też, że Liam był z pewnością również bardzo zmęczony, więc nie miało sensu robienie czegokolwiek na siłę.
     Moja głowa zaczynała opadać bezwładnie na wezgłowie kanapy, kiedy usłyszałam głosy dochodzące z głębi korytarza, z którego już po chwili wychyliła się trójka muszkieterów. Nie mam pojęcia, czemu to skojarzenie pojawiło się w mojej głowie, ale wydawało się w jakimś stopniu pasować do trójki przemierzającej hol. Kiedy w końcu dotarli do nas, Niall rzucił się na kanapę, sadowiąc się na jej środku. Harry przysiadł na kanapie obok, a Zayn stał ciągle w miejscu z przymrużonymi oczami. Najwyraźniej wciąż jeszcze nie przyzwyczaił się do takiego światła, pewnie przed chwilą dopiero podniósł się z łóżka.
     - Wie ktoś, gdzie jest Louis? - spytał Liam, próbując przy tym zrobić sobie trochę miejsca na kanapie - Powinniśmy już być w drodze na lotnisko. Nina?
     - Hmmm?
     - Nie wiesz może, czemu nie pojawia się on tu tak długo? Może powinniśmy iść po niego?
     - Nie mam pojęcia, ale my... No wiesz, bo my wczoraj... Pokłóciliśmy się wczoraj, więc nie sądzę, że dobrym pomysłem byłoby moje pojawienie się przed jego drzwiami.
     Zdążyłam tylko wypowiedzieć te słowa, kiedy w zasięgu mojego wzroku pojawił się on. Miał na sobie czarne spodnie i ciemną bluzę o parę rozmiarów za dużą. Kiedy w końcu pojawił się przy nas mogłam się mu przyjrzeć, choć musiałam to zrobić dyskretnie, bo nie chciałam, żeby mnie na tym przyłapał.
     Jego włosy były w strasznym bałaganie, choć to mało powiedziane. Jego oczy były otoczone przez fioletowe cienie, co mogło świadczyć o tym, że nie spał za długo. Jednak po za tym wyglądał nienagannie. Nie było żadnego większego śladu, jakoby bardzo przeżył wczorajszą kłótnię. Podczas gdy ja wyglądałam pewnie jak chodząca śmierć, czego nie byłam jednak pewna, bo za bardzo bałam się spojrzeć w lustro.
     - Przepraszam za spóźnienie, ale pakowanie zajęło mi trochę więcej czasu - powiedział z czarującym uśmiechem. Co za dupek. Podczas kiedy ja zamartwiam się o to, że się pokłóciliśmy, on się tym wcale nie przejmuje. Albo doskonale ukrywa prawdziwe uczucia, albo faktycznie jest dupkiem.
    - W porządku, teraz skoro już jesteśmy już wszyscy, to możemy się chyba zbierać.
    
***
     Siedząc w taksówce, która mknęła po głównych ulicach Dublina, starałam się za wszelką cenę zapamiętać te widoki. Na pewno było to jedno z najpiękniejszych miast, jakie do tej pory zobaczyłam. Przede mną było jednak jeszcze dużo miast do zobaczenia, choć miałam wrażenie, że i tak nigdy nie zapomnę o urokach Irlandii.
     Koło mnie siedział Harry, który zawzięcie próbował wytłumaczyć Lou coś, co miało chyba związek z osobistym życiem Stylesa. Starałam się jednak nie słuchać tego, o czym rozmawiają. Nawet nie chodziło o to, że nienawidziłam podsłuchiwać czyiś rozmów. Słuchanie miękkiego głosu Lou sprawiało mi ból, bo przez cały czas nie zwracał się za jego pomocą do mnie. On wręcz uparcie mnie ignorował, co bolało jeszcze bardziej.
     Westchnęłam ciężko i zatopiłam się głębiej na siedzeniu taksówki. Ciągle byłam jeszcze odrobinę zaspana, choć w samolocie udało mi się zdrzemnąć jakąś godzinę lub nawet półtorej. Obserwując nadal krajobraz za oknem, zaczęłam ziewać. Moje powieki stały się ciężkie, a ja mimowolnie je przymknęłam.
     - Nina, obudź się. Proszę, musimy już wysiadać.
     Kiedy otworzyłam oczy, Harry delikatnie potrząsał moim ramieniem. Louis patrzył wprost przed siebie, jednak dostrzegłam, że zerka on na mnie kątem oka. Nie odważył się jednak spojrzeć na mnie. Nie dość, że dupek, to jeszcze tchórz. Kto by pomyślał, że można się tyle dowiedzieć o człowieku w ciągu niecałego dnia.
     - Przepraszam, że cię obudziłem, ale naprawdę musimy już wysiadać.
     - Nie, w porządku. Już wstaję.
     Pospiesznie poprawiłam pudrową sukienkę, która sięgała mi do kolan. W pasie przepleciona była beżowym paskiem, od którego spódnica stawała się bardziej rozkloszowana. Była to jedna z nielicznych sukienek w mojej walizce, które nadal pozostawały czyste.
     Otworzyłam drzwi taksówki i wysiadłam na zewnątrz. Tym razem jednak nie zatrzymaliśmy się pod żadnym hotelem, tylko pod jakimś studio nagraniowym. Choć byłam niesamowicie ciekawa, co tutaj robimy, to nie odważyłam się o to zapytać. Poza tym, chwilowo nie miałam kogo, gdyż Styles płacił taksówkarzowi za przejazd, a Louis, który stanął koło mnie, nie odezwałby się do mnie nawet słowem.
     Nie wiedząc, co ze sobą począć, wykonałam mały krok w stronę budynku, ale już po chwili znajoma dłoń zatrzymała mnie, łapiąc moją rękę. Wyrwałam się jednak z jej uścisku, bo wiedziałam, że nie skończy się to dla mnie najlepiej.
     - My nie wchodzimy do środka - odezwał się oschle Tomlinson i odwrócił się w stronę przyjaciela, jakby szukając u niego jakiejś pomocy.
     - Tylko ja wchodzę tam - wytłumaczył mi uprzejmie Harry, co było miłą odmianą, po tym jak zostałam potraktowana chwilę wcześniej - Muszę nagrać wokale na nowy album. Spotkamy się, więc w tej knajpce na przeciwko hotelu, tak? Lou, jesteś pewny, że wiesz, jak tam dotrzeć?
     - Tak, Niall tłumaczył mi jakieś tysiąc razy. W dodatku, dał mi nawet mapę. Ciągle jednak nie rozumiem, czemu nie wynajęliśmy czegoś w centrum, tylko wybraliście coś tak oddalonego od niego.
     - Już ci to tłumaczyłem. To mają być dwa dni wspólnego wypoczynku. Tylko my i dwa koncerty w Dublinie. Zero mediów, zero fotoreporterów.
     - Czemu więc nie mogę wziąć taksówki.
     - Po pierwsze, nie jedziesz sam. Zabierasz ze sobą Ninę. Po drugie, nikt poza nami ma nie wiedzieć, gdzie jesteśmy. Miło będzie odpocząć od tego całego galimatiasu, nie sądzisz?
     Choć to nie ja zostałam zapytana o zdanie, to po prostu nie mogłam się z nim nie zgodzić. Zdawałam sobie sprawę, że dla nich było to coś, co było częścią ich pracy. Ja byłam nadal zwykłą dziewczyną, która została wyrwana ze swojego życia na rzecz wakacji z super popularnym zespołem. Nie miałam za dużo do powiedzenia, ale szczerze nienawidziłam myśli, że przez nich, albo dzięki nim, mogę stać się w małym stopniu rozpoznawana.
     Tomlinson w ciszy przyznał rację i podniósł z dłoni Harry'ego klucz do auta. Bez słowa odszedł z nim w stronę parkingu, znajdującego się po drugiej stronie ulicy. Nawet nie obrócił się, żeby zobaczyć, czy ruszyłam za nim. Jego dzisiejsze zachowanie naprawdę działało mi na nerwy. Myśl, że jeszcze parę godzin temu chciałam rzucić wszystkie plany na wyjazd do Nowego Jorku i być z nim, wydawała się być odległa. Nie chodziło o to, że przestało mi na nim zależeć. Najzwyczajniej w świecie, nienawidziłam być traktowana jak powietrze.
     - Nie wiem, o co wam poszło, ale mam nadzieję, że rozpracujecie to jeszcze dzisiejszej nocy. Szczerze nienawidzę, kiedy jest w takim nastroju.
     - Czyżby twój kumpel ci nie powiedział? - spytałam sarkastycznie. Musiałam szybko przełknąć malutką kłótnię, bo zaczynałam być nie miła dla innych. Czym innym jest nienawiść i złość w myśli, a czym innym jest okazywanie tego wszystkim. - Przepraszam, nie chciałam być nie miła. Na mnie też nie ma to najlepszego wpływu, zresztą jak sam widzisz.
       Pokiwał głową ze zrozumieniem, posyłając mi jeden z tych swoich uroczych uśmiechów, który jednak zniknął tak szybko, jak się pojawił. A to za sprawą czegoś, co dostrzegł za moimi plecami. Odwróciłam się, jednak nie zauważyłam nic podejrzanego, co przykułoby moją uwagę na dłużej.
     - Radziłbym ci się odrobinę pospieszyć, bo za chwilę odjedzie bez ciebie.
     Dopiero po tych słowach zdałam sobie sprawę, na co patrzył Harry, co w dodatku popsuło nie tylko jego dobry humor, ale i malutkie resztki mojego. Po drugiej stronie ulicy, na parkingu, stało czerwone auto, które mogło być nawet jakimś Chevroletem, ale nie potrafiłabym tego określić, bo jakoś nigdy nie znałam się na markach samochodu. W każdym razie, pewne było to, że jego wygląd był dosyć imponujący. Jednak nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że za jego kierownicą siedział Louis. Lecz to nadal nic zaskakującego. Zaskoczeniem było dla mnie to, że wychylał się z auta, żeby podpisać jakiejś dziewczynie zdjęcie. Dziewczynie ubranej w kusą spódniczkę i bluzeczkę, która patrzyła na niego kokieteryjnym wzrokiem. Jednak mój okulista nie miał racji, że mój wzrok się pogorszył.
      - Żarty sobie ze mnie robisz? - powiedziałam pod nosem, kiedy już oddaliłam się od Harry'ego i upewniłam się, że mnie nie usłyszy.
      Przeszłam szybko przez ulicę, nawet nie sprawdzając, czy nie jedzie jakiś samochód. Nie to, żebym się tym wcale nie przejmowała. Byłam po prostu za bardzo wkurzona i zdeterminowana, żeby pokazać komuś, że zachowuje się jak dupek. 
       Bez słowa zajęłam miejsce pasażera i zapięłam pasy, dając kierowcy delikatnie do zrozumienia, że jestem gotowa, żeby ruszać w drogę. Jednak on chyba nie zrozumiał mojego przesłania, bo nadal był zbyt zajęty tą dziewczyną. Z pewnością starał się tylko zdenerwować mnie tym, że nie zwraca na mnie uwagi. Zresztą jak na razie świetnie mu to szło.
      Założyłam ręce na piersiach w geście sprzeciwu, ale nadal nie odważyłam się odezwać do niego. Nawet nie chodzi tylko o odwagę. Byłam na to zbyt dumna. Ach, ale przecież nie wszystko można zwalać na tę jedną z najgorszych cech. Dlatego dużo łatwiej powiedzieć, że okazałam się tchórzem, bo bałam się powiedzieć Lou, co naprawdę sądzę o tym, jak mnie traktuje w tej chwili.
     - Przepraszam, pewnie ty i twoja dziewczyna bardzo się spieszycie, a ja wam tylko przeszkadzam - domyśliła się dziewczyna, która nadal opierała się o to cholerne auto.
     - Nie, w porządku. Nie przeszkadzasz nam aż tak bardzo. Nigdzie się nie spieszymy - zapewnił ją Louis.
     - Jesteś pewien? Twoja dziewczyna wygląda na dosyć zniecierpliwioną.
     Przecież siedziałam obok, a oni rozmawiali o mnie, jakby mnie tu nie było.
     - Tak, jest okej. Nigdzie się jakoś specjalnie nie spieszymy, więc nie ma problemu.
     Te słowa, one przepełniły czarę. To było już dla zdecydowanie za dużo, a przecież moja cierpliwość też ma swoje granice, które właśnie zostały przekroczone. Nie mogłam już powstrzymać wybuchu, choć nie zamierzałam zrobić czegoś okropnego, bo nie byliśmy sami.
     - Właściwie trochę się spieszymy, a ja faktycznie jestem zniecierpliwiona, więc mam nadzieję, że wybaczysz nam to i zrozumiesz, że niestety musimy jechać. - Uśmiechnęłam się sztucznie i wymownie spojrzałam na Tomlinsona, który musiał odpalić to auto, jeśli nie chciał się ośmieszyć.
     Jak podejrzewałam, tak zrobił. Grzecznie przeprosił ją za to, że nie może jednak poświęcić jej więcej czasu i odpalił silnik auta. Chwilę potem w ciszy mknęliśmy głównymi ulicami Dublina. Choć przeszkadzało mi to, że prowadzi tak szybko, to też nie odezwałam się ani słowem.

***

     Nie wiedzieć z jakiego powodu, jechaliśmy małymi miejskimi drużkami już od jakiejś godziny. Miałam nie jasne wrażenie, że się zgubiliśmy. Byłam jednak pewna, że Louis się do tego nie przyzna. Dlatego wolałam siedzieć cicho i nie dawać mu żadnych powodów do wszczęcia kłótni.
     - Mogłabyś wyjąć ze schowka mapę, proszę? - spytał niespodziewanie miłym tonem.
     Sięgnęłam we wskazane miejsce i wyciągnęłam mapę, którą niemal od razu otworzyłam. Zajęła w sumie większość wolnego miejsca pojazdu, więc musiała to być dość dokładna mapa okolicy. Problemem było jednak to, że nie do końca potrafiłam się nią posługiwać.
     - Więc czego powinnam szukać?
     - Miejscowość Enniskerry. Nie mam dokładnie pojęcia, gdzie to jest. Szukaj w odległości dwudziestu kilometrów na południe od Dublina.
     Jego miłe zachowanie było tak bardzo inne od poprzedniego, że to aż wydało mi się podejrzane. Nawet bardzo podejrzane.
     - Jasne, dzięki za wskazówki - powiedziałam z ironią - Mogłeś powiedzieć mi wcześniej, że nie masz pojęcia, jak tam dotrzeć!
     -  Wiem, jak tam dojechać - prychnął, ale dostrzegł w moich oczach niedowierzanie - Po prostu chcę się upewnić. A tak właściwie, to jak miałbym ci o tym powiedzieć, jeśli przez cały dzień nie odezwałaś się do mnie ani słowem?
     - Więc teraz twierdzisz, że to moja wina? To ty zachowujesz się jak idiota i mnie ignorujesz!
     - To przez ciebie, bo nie rozmawiasz ze mną! Chodzę przez to wściekły i doskonale zdaję sobie z tego sprawę!
     - Naprawdę mam tego dosyć. Zatrzymaj samochód! 
     Choć sama chciałam, żeby to zrobił, to nie byłam przygotowana na to, że faktycznie się zatrzyma. Gwałtowne hamowanie spowodował to, że, pomimo zapiętych pasów, poleciałam do przodu. Na szczęście nie zaliczyłam czołowego zderzenia ze schowkiem. Następnie z impetem wylądowałam na siedzeniu.
     - Po co miałbym to zrobić? - spytał spokojnym i wyluzowanym głosem. Uśmiechał się przy tym delikatnie, ale domyśliłam się, że nie jest to prawdziwy uśmiech.
     - Ponieważ chcę wysiąść z tego auta. - Po tych słowach wysiadłam z pojazdu i trzasnęłam drzwiami. 
     Nie miałam pojęcia, jak dna własną rękę dotrzeć do Enniskah... Ja nawet nie potrafiłam powtórzyć nazwy tej miejscowości, więc o czym ja w ogóle mówię. 
     Ale w tym momencie byłam tak strasznie uparta, żeby nie wracać do samochodu Lou. Wolałabym już chyba spędzić cały dzień i całą noc nie wiadomo gdzie, niż wracać do niego i przepraszać za to, co powiedziałam. Nie pozostawało mi zatem nic innego, jak spacerowanie w poszukiwaniu tej miejscowości, bo w jednym z tamtejszych hoteli czekali na mnie Zayn, Liam i Niall. No może nie zupełnie na mnie, ale liczyło się to, że to jedyne osoby, które by mi pomogły. Poza osobą, od której w tej chwili pomocy nie chciałam, ale i nie oczekiwałam.
     Kiedy w końcu zaczęłam iść, obok mnie jechał Louis swoim autem, choć słowo jechał to chyba za dużo powiedziane. Bardziej odpowiednie byłoby wyrażenie włóczył się. Nie przyspieszał, nie zatrzymywał się. Jechał dosłownie koło mnie, co było tak strasznie irytujące, bo przecież chciałam się pozbyć jego towarzystwa.
     - Długo będę musiał tak jeździć, zanim wsiądziesz ponownie?
     - Szczerze mówiąc, to nie musisz mnie pilnować. Jestem dorosła i poradzę sobie sama.
     Obydwoje wiedzieliśmy, że to kłamstwo. Byłam w obcym mieście, w obcym państwie i nie znałam nikogo poza nimi. Jeśli byłabym w domu, to z pewnością zaopiekowałabym się sobą na własną rękę, ale nie byłam na swoim terytorium, więc moje szanse na samotne przetrwanie były praktycznie zerowe.
     - Nie wątpię w to, kochana. Jednak nie chciałbym się upewniać, czy może się nie mylę. Tak więc mogłabyś ponownie zająć miejsce pasażera?
     - Czemu tak bardzo starasz się mnie kontrolować? Wczoraj miałeś do mnie pretensje, że mam własne plany na przyszłość, co do której nie jestem nawet pewna, czy wypalą. Teraz masz mi za złe, że próbuję sobie radzić sama. Naprawdę masz coś przeciwko niezależności innych ludzi? Czy to tylko na moją masz takie uczulenie?
     - Nie wiem, okej? Chcę spędzać z tobą jak najwięcej czasu się da, a ty za to wydajesz się unikać mojego towarzystwa za wszelką cenę. Wiem, że to wszystko nie jest dla ciebie łatwe, a nasze kłótnie są dość nie typowe, ale ja się naprawdę staram, żeby to wszystko wypaliło...
    Wciąż nie rozumiał tego, do czego dążyłam. Jakoś nie potrafiłam mu wytłumaczyć tego, że wczoraj starał się niewystarczająco mocno, tak jak i dzisiaj. Ani tego, że zachowuje się idiota i nie chce ze mną normalnie porozmawiać na temat Juilliarda. Niestety on wolał wściec się na mnie.
     Czując, że krew dosłownie buzuje w moich żyłach, odwróciłam się od niego i spojrzałam przed siebie. Nie wiedzieć, kiedy pojawił się przede mną wielki znak, który głosił, że znajdowaliśmy się już na terenie miejscowości Enniskerry.
     - Wydaje mi się, że znalazłam to, czego szukaliśmy.

***

     - Przepraszam panią. Czy mogłaby pani nam pomóc? - spytał Louis, kiedy przekroczyliśmy próg niewielkiego hotelu, w którym mieliśmy spędzić dwie noce, i przeszliśmy przez hol do recepcji. 
     - Słucham państwa. W czym mogę pomóc?
     - Moje nazwisko Tomlinson. Moi znajomi zarezerwowali dla nas sześć pokoi na dwie doby. Chciałbym wziąć dwa klucze dla mnie i dla mojej... dziewczyny - zająknął się przy ostatnich słowach, jakby nie był do końca pewny, na jakim etapie znajdowały się obecnie nasze relacje. 
     Młoda dziewczyna, która pewnie była tu dopiero początkującą recepcjonistką, zaczęła grzebać w komputerze w poszukiwaniu dokładniejszych informacji na ten temat. Co chwila jej twarz przybierała jakieś dziwne wyrazy, aż w końcu wyjaśniła:
    - Wydaje mi się, że zaszła jakaś pomyłka. Faktycznie mamy rezerwację, ale tylko na jeden pokój, który został w całości opłacony tylko za dzisiejszą noc. Znajdują się już tam wasze walizki. Oczywiście, jeśli pan chce możemy przedłużyć tę rezerwację. Tak się składa, że ten apartament z łożem małżeńskim nie został jeszcze zarezerwowany na najbliższe noce. 
     Jeden pokój? Apartament z łożem małżeńskim? Jedna noc? Nie miałam pojęcia, co się dzieje teraz wokół mnie. Louis zaczął gorączkowo wypytywać młodziutką recepcjonistkę, jak mogła zajść taka pomyłka. Ja jednak wiedziałam, że nie było mowy o żadnym błędzie z jej strony. Nagle słowa Stylesa "Mam nadzieję, że rozpracujecie to dzisiejszej nocy" nabrały bardziej sensownego znaczenia niż zboczonego.
     Oddaliłam się od tej pary, która ciągle dyskutowała na ten temat, i zajęłam miejsce na kanapie. Ja już miałam pewność, że to nie jest to wina tego hotelu. To wszystko było ukartowane. Zastanawiałam się tylko nad tym, jak zdołali to tak szybko zaplanować. Musieli to zrobić podczas lotu, kiedy spałam, a Louis był zajęty czymś w takim stopniu, że nie zauważył, że coś knują.
     Po chwili zostałam wyrwana z moich zamysłów, bo Louis rzucił się na kanapę obok mnie. Wydawał się być szczerze zmęczony całym dzisiejszym dniem, ale szczerze mu się nie dziwiłam, bo sama również nie byłam w najlepszej formie. 
     - Przysięgam, że ich za to zabiję, jak tylko się z nimi zobaczę.
     Jego słowa wywołały u mnie niewielki uśmiech, który jednak szybko zniknął, gdy tylko przypomniałam sobie, w jakiej sytuacji się znajdujemy. Skłócona para, która ma spędzić noc w jednym łóżku. Lepiej po prostu być nie mogło. 
     - Lepiej mi powiedz, co teraz zrobimy?
     - Jak to co? Za jakieś dwie godziny muszę być z powrotem w Dublinie, bo dajemy koncert. Pokój jest opłacony, więc nie chciałbym, żeby ta kasa poszła w błoto, dlatego spędzimy tutaj noc. Choć jeśli chcesz wrócić do Dublina i tam znaleźć coś na noc, to nie ma problemu.
     - Nie jest w porządku. Myślę, że przeżyję tutaj jakoś tę noc. Tylko uważam, że nie ma sensu,
żebyś wracał tu znowu po koncercie. Spokojnie mógłbyś spędzić noc w hotelu z chłopakami i przysłać kogoś po mnie z samego rana.
     - Nie ma mowy. Nie zostawię cię tutaj samej. Zaraz po koncercie wsiadam w samochód i przyjeżdżam tutaj, a kiedy wrócę to będziemy mieli sporo czasu, żeby wszystko obgadać. Tkwimy w tym razem, nieprawdaż? - spytał z zadziornym uśmiechem, na który ja nie mogłam zareagować inaczej, niż przytaknąć głową.

 WIELKIE PRZEPRASZAM!!! Wiem, że nie dodawałam już tutaj nic, o zgrozo, miesiąc, ale straciłam zapał i motywacje. Mam nadzieję, że pomożecie mi ją odzyskać, bo naprawdę chciałabym tą historię doprowadzić do końca. Nie wiem, czy ktoś w ogóle czyta te moje notki, ale chciałabym jeszcze tylko napisać, że postaram się popracować teraz nad kolejnym rozdziałem, a ponieważ mam ferie, to z pewnością znajdę na to trochę czasu. W każdym razie, do następnego rozdziału! <3