piątek, 22 marca 2013

Rozdział 3

     2 lipiec, Wtorek
     Gdy tylko się obudziłam spojrzałam na budzik. Wskazywał 6:12. Świetnie, nawet w wakacje jestem rannym ptaszkiem. Ale to, że wstawałam tak wcześnie bardzo mi pomagało. Od rozwodu rodziców codziennie (z wyjątkiem dnia po imprezie) biegałam. To mnie odprężało, ale i pomagało przetrwać resztę dnia. Nie zamierzałam zmieniać moich zwyczajów tylko dlatego, że zaczęły się wakacje, a ja byłam oddalona od domu o ponad tysiąc kilometrów.
     Wpadłam do mojej łazienki, gdzie założyłam moje stare dresy i buty Nike. Włosy związałam w wysoki koński ogon i byłam gotowa. Tak jak podejrzewałam wszyscy jeszcze spali, więc od razu wyszłam z domu.
     Okolica raczej nie była podobna do miejsc, gdzie kiedyś biegałam. Wszędzie wille z basenami, gdzie na podjazdach stały przynajmniej dwa drogie auta. Mimo tego, że mieszkałam w podobnym domu z ojczymem, mamą i siostrą, to ta okolica strasznie się od tamtej różniła. Wyglądała po prostu na zamieszkaną przez bogatszych, a może i sławnych ludzi.
     Rozejrzałam się, więc w poszukiwaniu jakiegoś parku czy jakiegoś innego miejsca, gdzie czułabym się, choć odrobinę swobodniej. Szczęście mi sprzyjało, jakiś kilometr ode mnie znajdował się mały park połączony z placem zabaw dla małych dzieci. Uśmiechnięta ruszyłam w jego stronę.    
     Wiatr rozwiewał moje długie włosy, sprawiając tym samym, że wpadały mi one do oczu. Zrobiłam trzy okrążenia wokół parku, kiedy poczułam na moim policzku krople chłodnej cieczy. Spojrzałam w niebo. Wyglądało na to, że zbiera się na deszcz. Miałam nadzieję, że zrobię jeszcze przynajmniej jedno okrążenie wokół placu zabaw, ale wtedy na moje prawe ramię spadła kolejna kropla deszczu. Zrezygnowana pobiegłam z powrotem do domu chłopaków.
     Kiedy nacisnęłam klamkę okazało się, że drzwi są zamknięte. Świetnie, nawet nie poprosiłam ich o klucze do tego domu. Zapukałam do drzwi, ale kiedy nikt nie otworzył, dotarło do mnie, że mogą jeszcze spać. Nie wzięłam zegarka, aby chociaż sprawdzić godzinę. Telefonu komórkowego też nie wzięłam. W sumie nie mam ich numerów, więc posiadanie komórki nic by tu raczej nie zmieniło. I kiedy już myślałam, że będę skazana czekać na ich pobudkę w deszczu, drzwi frontowe delikatnie się uchyliły, a moim oczom ukazał się Harry. Na szczęście był ubrany.
     - Tak, słucham? - spytał. Zgrywał debila, czy jak? Już mnie nie pamięta? Bo ja jakoś próbuje zapomnieć o nim i o tym jak się poznaliśmy. Jak na razie z fatalnym skutkiem.
     - Może mógłbyś mnie wpuścić do środka, co?
     - Sam nie wiem. Możesz mi przecież coś zrobić, prawda? - powiedział. Po chwili dodał z szerokim uśmiechem - Myślisz, że byłbym bardzo złośliwy, jeśli zacząłbym się wydzierać na ulicę, że to gwałciciel? 
     Zgromiłam go wzrokiem, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej i wpuścił mnie do środka. Kiedy tylko weszłam do kuchni dokonałam odkrycia. Mianowicie nikt już nie spał. Cały zespół był zajęty przygotowywaniem śniadania dla naszej szóstki.
     - Codziennie tak wcześnie wstajecie? - spytałam Zayna, który rozkładał talerze na stole w jadalni.
     - Jeśli uważasz - spojrzał na wielki zegar naścienny - dziewiątą za wczesną godzinę, to tak.
     - Już dziewiąta? - spytałam z niedowierzaniem.
     - Właściwie wpół do dziesiątej - odpowiedział Liam, który wszedł do jadalni z dużą miską jajecznicy z szynką i szczypiorkiem.
     - Dobrze spałaś? - spytał Louis, który podpierał się o ścianę - Nie miałaś żadnych koszmarów z nagim mężczyzną?
     Poczułam, że się rumienię, więc spuściłam moją głowę w dół. Udawałam, że bardzo zainteresowała mnie mała ryska na podłodze.
     - A tak w ogóle, gdzie tak wcześnie wyszłaś? - zmienił temat Zayn.
     - Biegałam - odparłam krótko.
     Niall wszedł do jadalni w kolorowym fartuchu. Położył na stole masę grzanek i dzban herbaty. Zayn doniósł jeszcze dwa dzbanki soków, a Liam talerz zapełniony stosem naleśników polanych syropem klonowym. Wszyscy zasiedliśmy do stołu, a chłopaki od razu rzucili się na jedzenie. Nałożyłam sobie tylko jedną grzankę, którą posmarowałam dżemem truskawkowym.
     - Co tak mało? - zapytał Niall pomiędzy kolejnymi gryzami swojej grzanki.
     Mój dobry humor minął. No może nie był dobry, ale przynajmniej byłam dla wszystkich miła. Mój ojczym ciągle tak do mnie mówił. "Nie jesz za mało?", "Powinnaś więcej jeść". Nienawidziłam tego. W końcu to moja sprawa, ile zjem. Ale moja matka, jako kochająca żona, zawsze mu przytakiwała.
     - Jak dla mnie wystarczająco - powiedziałam oschle, na co blondynek spuścił głowę. Nie chciałam go urazić, ale każde przypomnienie mi o moim ojczymie tak na mnie działało.
     - Nie musisz być dla niego niemiła. On tylko spytał - skomentował Zayn.
     Wzruszyłam ramionami i skończyłam jedzenie. Siedziałam cicho i czekałam, aż oni skończą. Rozmawiali wesoło i głośno się śmiali, ale ja nadal nic nie powiedziałam. Kiedy skończyli, zaproponowałam, że mogę posprzątać. Skąd u mnie taki przypływ dobroci? Miałam wyrzuty sumienia, że tak potraktowałam Nialla.

***
     Wieczorem mieliśmy wyjść do klubu. Miało to być coś w rodzaju "imprezy powitalnej" dla mnie. Mieliśmy być gotowi punktualnie o dwudziestej pierwszej. Było już piętnaście po, ale najwyraźniej ktoś tu się nie mógł wyszykować na czas. Nie wyszliśmy jeszcze z domu, ponieważ Harry, Lou i Zayn nie byli jeszcze gotowi do wyjścia.
     Siedziałam w salonie z resztą chłopaków i szukałam sobie jakiegoś zajęcia. Liam włączył telewizor i cała nasza trójka zaczęła oglądać jakiś teleturniej. Nie było to specjalnie interesujące, ale co poradzić.
     Niall i Liam wydawali się być jednak zainteresowani tym programem, a ja nie miałam serca prosić ich, żeby przełączyli. W sumie nawet ich polubiłam. Na swój własny sposób. Niall był słodki i zabawny, a Liam wydawał się być jedynym normalnym chłopakiem w całym zespole. Dzięki niemu była szansa, że nie zwariuję w tym domu.
     Zayn nadal wydawał się być zły na mnie za to jak potratowałam Nialla, chociaż on sam nie potrafił się na mnie długo gniewać. Może to zasługa mojego uroku osobistego, a może paczki żelków, którą mu podarowałam. Dzięki Liam.
     Na Harry'ego nadal byłam zła, bo w końcu kto normalny chodzi po korytarzu nago, wiedząc, że za ścianą śpi dziewczyna, której on praktycznie nie zna.
      Natomiast Louis po prostu mnie irytował. Jak mogłam na początku chcieć mu pomóc? Był dla mnie nie tylko niemiły, ale i oschły. Za każdym razem, gdy coś powiedziałam on musiał mi dogryzać. Miał chłopak jakieś problemy ze sobą.
     O wilku mowa. Schodził właśnie po schodach z lokatym. Widać było, że rozmawiają ze sobą na jakiś poważny temat. Obydwoje mieli zawzięte miny, a Harry żywo gestykulował.
     Ze swojego pokoju wyszedł również Zayn.
     - To co, idziemy? - zapytał Niall.
     Złapałam małą torebkę i razem ze wszystkimi wyszłam z domu. Tym razem wynajęliśmy większą taksówkę. Chłopaki wpakowali się do auta (chyba zapomnieli o zasadzie "panie przodem"). Kiedy ja też chciałam wejść do środka, okazało się, że wolne miejsce jest tylko pomiędzy Zaynem i... o zgrozo, Lou. Siedział i wpatrywał się w okno.
     Tylko on nie chciał iść na tę głupią imprezę, ale Harry jakimś cudem go przekonał argumentami typy: "Rozerwiesz się", "Musisz spróbować o tym zapomnieć". O co z tym chodziło nie zrozumiałam, ale Lou najwyraźniej zrozumiał, bo zaraz po tej rozmowie, zaczął przygotowywać się do imprezy.
     I dobrze, może mu to pomoże. Nie to, żeby mnie to obchodziło, ale gdy był smutny zachowywał się wobec mnie jak dupek. Cóż może to nie wina jego humoru. Może jest dupkiem.
     W końcu usiadłam między chłopakami, z którymi krótko mówiąc miałam delikatnie na pieńku.
     Samochód ruszył, a my po jakiś dwudziestu minutach (podczas których nikt nie powiedział ani słowa), dotarliśmy na miejsce.
     Harry powiedział coś ochroniarzowi, ten przytaknął głową i wpuścił nas do środka. Klub był pełen ludzi. Cały parkiet był zapełniony ludźmi, którzy kiwali się do remix'u jakiegoś nowego kawałka Davida Guetta. Inni siedzieli przy małych stolikach w rogach lokalu, śmiejąc się i popijając drinki.
     Podeszliśmy do baru i zamówiliśmy drinki.
     - To jak zaczynamy naszą imprezę? - spytał Harry i spojrzał na tyłek przechodzącej koło nas brunetki. Fuj.
     - Jeśli dobrze zrozumiałam moją siostrę, to trójka z was ma dziewczyny - powiedziałam i spojrzałam znacząco na Liama, Zayna i Lou - A właśnie, wasze dziewczyny nie martwią się tym, że mieszkacie pod jednym dachem z dziewczyną, której one nie znają?
     - Właśnie, dlatego Zayn i Liam mają pokoje na dole. To był warunek ich dziewczyn - wyjaśnił mi Niall.
     - Twoja dziewczyna się o ciebie nie boi, Lou? - spytałam.
     Harry rzucił się do zamawiania kolejnych drinków, chociaż ja jeszcze tego nie skończyłam. Zayn szepnął do blondynka, że ten powinien się czasem ugryźć w język. Louis odszedł od baru bez słowa i ruszył w kierunku parkietu.
     Złapałam swojego drinka i jednym haustem wypiłam go do dna. Barman podał mi następnego, a potem następnego...
     
***
      Było jakoś koło drugiej. W klubie zostaliśmy tylko my, DJ i barman. Plus jakaś szatynka, która przyczepiła się do Harry'ego na początku imprezy.
     Zamówiliśmy sześć kolejnych drinków i siedzieliśmy w kółku na środku parkietu. Sama postanowiłam już nie pić. Nie chciałam obudzić się rano z wielkim bólem i kacem jak z Londynu do Warszawy.
     Graliśmy w prawdę i odwagę z butelką. Poprzednio wypadło na ową szatynkę, która miała zaśpiewać jakąś piosenkę. "My heart will go on" w jej wykonaniu bardziej rozśmieszało niż wzruszało, ale chłopaki nie chcąc robić jej przykrości powiedzieli, że zaśpiewała to lepiej niż Celine Dion. Harry wyszedł z klubu bez koszuli i zdobył numer, wracającej z pracy kobiety. Pod ten numer zadzwonił potem Niall i ze swoim irlandzkim akcentem przeprowadzał ankietę na temat:. "Zabezpieczania się przed nieplanowaną ciążą".
     Teraz wypadło na mnie.
     - Odwaga - odpowiedziałam Lou, zanim on zdążył mnie o to zapytać.
     - Pocałuj...
     - Nie zamierzam nikogo całować - przerwałam mu.
     - A co, nigdy się nie całowałaś? - spytał Zayn ze śmiechem. Nadal był na mnie zły. No, ile można?
     Miał racje, nigdy się nie całowałam. Nigdy nawet nie miałam chłopaka. Miałam paru kolegów, ale nigdy nie odczuwałam potrzeby, żeby się z nimi obściskiwać. Nie to, żebym wolała dziewczyny. Byłam zainteresowana chłopakami. Ale nie widziałam sensu zakochiwać się w chłopaku, który potem złamałby mi serce. To bolesne, bezcelowe i przereklamowane. Ale nie chciałam, żeby mój pierwszy pocałunek wyglądał tak... Po paru drinkach i to z chłopakiem, do którego nic nie czuję. Myślałam o czymś romantycznym. Ale przecież im tego nie powiem.
     Ale jak się okazało chłopaki odpuścili mi, a Louis dla świętego spokoju dał mi inne zadanie. Miałam zatańczyć przed nimi taniec brzucha. No cóż, było to trochę lepsze niż pomysł z całowaniem.
     DJ puścił jakąś pasującą muzykę, a ja wyszłam na środek naszego koła i wykonałam to głupie zadanie. W normalnych warunkach nie zrobiłabym czegoś takiego, ale alkohol robił swoje.
     Kiedy skończyłam, zakręciłam butelką i wypadło na Lou. Czas na słodką zemstę, kotku. Prawda.
     - Co się stało pomiędzy tobą, a twoją dziewczyną?
     - Pokłóciliśmy się - to się nazywa lakoniczna odpowiedź.
     On przesunął butelkę w moją stronę. Nie przejmowaliśmy się zasadami. To była jakaś chora gra. Prawda.
     - Czemu się nigdy nie całowałaś?
     - Nie poznałam nikogo odpowiedniego. Jestem wymagająca.
     Teraz ja przekręciłam butelkę w jego stronę. Prawda.
     - O co wam poszło? - spytałam zaciekawiona, ale nie dostałam odpowiedzi, bo Liam przerwał nam mówiąc:
     - Chyba już wystarczy- wezwał taksówkę, która odwiozła nas do domu.
***
     Za oknem słońce powoli wschodziło, a w mojej głowie dosłownie szumiało. Nie mogłam usnąć. Kiedy wróciliśmy z klubu wszyscy udali się do swoich pokoi. Żaden z nich nie odezwał się do mnie nawet słowem. A mnie ciągle dręczyły wyrzuty sumienia. W końcu znałam powód podłego humoru Lou. I chociaż (znowu) chciałam mu pomóc, nie wiedziałam, co mogłabym zrobić.
     Normalnie nie przejmowałabym się czymś takim. W końcu takie kłótnie zdarzają się każdej parze. Ale przez to, co zobaczyłam w jego oczach pierwszego dnia, po prostu... Chciałam mu pomóc przez to przejść. Nie znałam powodu ich kłótni, ale chciałam mu pomóc.
     Tym razem nie miałam problemu ze znalezieniem moich kapci. Szybko wsunęłam je na stopy i wyszłam z mojego pokoju. Alkohol dodał mi na tyle odwagi, że otworzyłam drzwi od pokoju Louisa.
     Jego pokój był odrobinę większy od mojego. Na samym środku stało duże łoże. W prawym rogu pokoju stała komoda, a po lewej kanapa i telewizor plazmowy. Podeszłam do łóżka Lou i szepnęłam:
     - Śpisz? - cisza. Czyli chyba jednak śpi. Zawiedziona ruszyłam w stronę drzwi. I kiedy już miałam wyjść...
     - Nie - usłyszałam cichy szept.
     Znowu podeszłam do jego łóżka i usiadłam na jego krańcu.
     - Przyszłam Cię przeprosić... Tak mi się wydaje... Nie chciałam, no wiesz... Nie chciałam Cię zranić przez to wypytywanie o twoją dziewczynę - mówiłam nieskładnie.
     - Ja też nie chciałem naciskać - pomimo, że było ciemno, widziałam, że się uśmiechał.
     - Zgoda? - spytałam i wyciągnęłam rękę.
     - Zgoda - on zamiast uścisnąć moją rękę, jak normalny człowiek, przytulił mnie całą.
     - Aua, Lou. Dusisz - wysapałam.
     Rozluźnił trochę uścisk, ale nadal mnie przytulał. I nie powiem, że mi się to nie podobało...





wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 2

     1 lipiec, Poniedziałek 
     Kiedy tylko zajęłam miejsce, rozejrzałam się po limuzynie. Siedziałam koło uśmiechniętego blondynka. Zlustrował mnie wzrokiem i rzucił ponaglające spojrzenie chłopakowi, który siedział po lewej stronie auta. Ten też posłał w moją stronę szeroki uśmiech i zaczął:
     - Cześć, jestem Liam. Ten obok - pokazał chłopaka z wielkimi słuchawkami, na co ten je zdjął i pomachał mi ręką - to Zayn. Ten szczerzący się blondynek to Niall. A tu siedzi Louis - powiedział cicho i wskazał chłopaka, którego wcześniej nie zauważyłam.
     Chłopak wyglądał na bardzo zdołowanego. Siedział i wpatrywał się w bliżej nieokreślone miejsce. Był tak zamyślony, że pewnie nawet nie zauważył, że weszłam do limuzyny. Ale coś tu się nie zgadza. Liam, Zayn, Niall, Louis...
     - Czy was nie powinno być pięciu? - wpadka. Miałam być fanką tego zespołu, a fanka wie ilu jest członków. Mój mózg pracował na wysokich obrotach. Błagam, wymyśl coś. To nie może się tak skończyć. Dopiero, co tu przyleciałam i już zawiodłam. Olśnienie, po prostu odwrócę ich uwagę - I czy Louis nie jest zabawny i bardzo pogodny? - spytałam. Moja siostra byłaby ze mnie dumna. Ze wszystkich chłopaków najbardziej lubiła właśnie tego błazna. Raz nawet wygłosiła mi kazanie na temat jego związku z Ele... coś tam. Słuchałam jej jednym uchem, ale wpadły mi do głowy takie słowa jak: "pogodny", "zabawny" i oczywiście "przystojny". Jak na razie mogłam się zgodzić tylko z jednym. Serio był przystojny.
     Trójka chłopaków zaśmiała się na moje pytania, przerywając tym samym moje przemyślenia. Oni śmieją się ze mnie? Zrobiłam naburmuszoną minę i rzuciłam im pytające spojrzenie, więc Niall wyjaśnił:
     - W formularzu napisałaś, że nic o nas nie wiesz. Napisałaś, że zastanawiasz się, czy naprawdę jesteśmy tacy wyjątkowi, jak wszyscy mówią. Teraz masz całe wakacje, żeby się o tym przekonać, nie? W sumie właśnie, dlatego Cię wybraliśmy. Wyróżniałaś się...
     - Siostra... jest... fanką - wyjąkałam. Ulżyło mi. Myślałam, że Klara opisała mnie, jako ich wielką fankę, która zna teksty wszystkich piosenek itd. Zwariowałabym, jeśli przez calutkie wakacje musiałabym ją udawać. Ale na szczęście moja siostra była wspaniałomyślna i w pewnym sensie napisała prawdę.
     Wszyscy mówią, piszą i myślą o nich, jako wspaniałych, bogatych i przystojnych gwiazdkach. Są tacy idealni. Wychodzą na scenę w idealnie dobranych ciuchach, dają idealny występ, a potem idealnie bawią się za kulisami i świętują występ. Chciało mi się śmiać. Przecież ciuchy dobiera im stylistka czy ktoś taki, piosenki lecą z playbacku, a oni jak każdy lubią imprezować. A to, że przy okazji są rozpieszczeni, zadufani w sobie i zarozumiali to już inna sprawa. Zaraz, co moja mama powiedziała mi jako ostatnie słowa przed wyjazdem. "Nie osądzaj, nie oce­niaj innych, gdy nie wiesz jak byś zacho­wał się będąc na ich miejscu." Teraz nie mogłam się powstrzymać, wybuchłam śmiechem.
      Niall spojrzał na mnie jakbym popełniła jakiś wielki błąd, Zayn rzucił pocieszające spojrzenie, a Liam gwałtownie wciągnął haust powietrza. I wtedy to się stało... Chłopak o kasztanowych włosach odwrócił się w moją stronę i spojrzał w moje oczy. A ja? Ja odpłynęłam. Miał piękne niebieskie oczy, które delikatnie wpadały w szarość. Teraz były przepełnione wielkim bólem. Czułam to, po prostu to czułam. Chciałam podejść do niego i go przytulić. Tak jak robiła to moja mama, kiedy byłam mała i coś poszło nie po mojej myśli. Kiedy zaczynałam płakać, przyciągała mnie do siebie jeszcze bliżej i czekała, aż jej powiem, co się stało. W tej chwili chciałam odegrać moją matkę i mu pomóc. Chociaż tak naprawdę go nie znałam. Teraz nie chciałam do niego podejść... Chciałam do niego podbiec. Jego oczy mnie przyciągały, wołały o pomoc. Tak bardzo chciałam mu pomóc. Wie­działam, kiedy tylko spoj­rzałam w je­go oczy, że On będzie moim problemem.
     Zabawne. Nigdy nie myślałam, że istnieje coś takiego. Nie była to "miłość od pierwszego wejrzenia." To było coś delikatniejszego, ale mocniejszego jednocześnie. Chciałam, żeby przestał się tak na mnie patrzeć. Proszę... To bolało. Jego ból mnie bolał. Nie wiem, jak to się działo, ale kiedy patrzyłam jak on cierpi, cierpiałam i ja. Błagam... Już nie proszę, ja błagam. Przestań...
     Wtedy ku mojej uciesze lub ku mojej rozpaczy, odezwał się:
     - Co Cię tak rozbawiło? - po moim ciele przeszły ciarki. Jego głos był taki lodowaty. Był wyprany z emocji. Nie było w nim tych uczuć, które widziałam w jego oczach. Chciał mnie do siebie zrazić.
     - Wybacz mu. Ma gorszy dzień - próbował ratować sytuacje Liam.
     Ale ja tylko starłam z mojego policzka jedną łzę, wzięłam duży wdech i odpowiedziałam spokojnym i opanowanym głosem:
     - Przypomniałam sobie zabawną historię - skłamałam z łatwością, ale po chwili zastanowienia dodałam z jadem - Chcesz posłuchać?
     Widać było, że mnie nie docenił. Posłał mi półuśmiech i delikatnie zaprzeczył ruchem głowy. Po czym odwrócił się i znowu zaczął wpatrywać się w okno limuzyny. Uśmiechnęłam się szeroko. Może nie będzie tak źle.

***
     Limuzyna po jakiś dwudziestominutowej jeździe zatrzymała się. Przez ten czas chłopaki wyjaśnili mi, że ostatniemu członkowi, Harry'emu czy jak mu tam, coś wypadło i przyjedzie dopiero późno wieczorem. Wspólnie, więc postanowiliśmy, że z "imprezą powitalną" poczekamy do jutra. Poza tym wyjście do klubu, kiedy jeden z chłopaków przechodził jakiś kryzys nie było raczej dobrym pomysłem.     
    Najpierw z samochodu wysiadł Louis, a za nim po kolei Liam, Zayn i Niall. Ten ostatni jak prawdziwy dżentelmen podał mi rękę i pomógł wysiąść. To, co zobaczyłam trochę przerosło moje oczekiwania, co do tego domu. Był wielki i nowoczesny, co przykuło moją uwagę, gdyż nigdy nie widziałam niczego podobnego. W dodatku miał całkiem spory basen. Nie to, że mi się to nie podobało. Kiedy blondyn zobaczył moją reakcję (czytaj: kiedy zobaczył, że moja szczęka dosłownie opadła) zaśmiał się na tyle głośno, że zwrócił uwagę Louisa. Ten delikatnie się uśmiechnął i powiedział złośliwe:                     
      - Zamknij buzię, bo ci coś jeszcze wleci...                      
      - Dzięki za troskę - powiedziałam słodko i uśmiechnęłam się fałszywie.
      Liam, który chyba wyczuł, że zaraz mogę coś zrobić z buźką jego kolegi zaproponował, żebyśmy weszli do środka, na co chętnie przystałam. Zayn szybko wyjął moje walizki z bagażnika. Limuzyna odjechała, a my weszliśmy do budynku. W środku dom był jeszcze większy niż wydawał się być na początku. Kuchnia połączona z jadalnią była utrzymana w różnych kolorach brązu, a salon był kremowy z elementami czekoladowego brązu. Wszystko było po prostu wspaniałe. Ale kto chce tracić czas na salon, gdy nie może się doczekać widoku sypialni. Liam znowu mnie rozszyfrował i zaprowadził mnie na górę. Gdy już dotarliśmy na piętro powiedział, że sypialnie jego i Zayna są na dole. W takim razie pokój na górze ma też Niall, Louis i Harry. Świetnie. 
   Chłopak podszedł do przed ostatnich drzwi na korytarzu, uchylił je delikatnie i gestem zaprosił mnie do środka. Okazało się także, że jako jedyna mam własną łazienkę. I po raz kolejny dochodzę do wniosku, że może nie będzie tak źle.          
***           
 Kiedy się obudziłam zegarek koło łóżka wskazywał 3:35. Strasznie zaschło mi w gardle. Podniosłam się z łóżka i po omacku szukałam swoich kapci, których nie znalazłam. Zrezygnowana postanowiłam zejść do kuchni bez nich.                                          
     Poprzedniej nocy siedzieliśmy do jakiejś 21:00 w salonie i oglądaliśmy jakąś komedię. Louis chciał się położyć wcześniej, więc od razu po kolacji, którą zrobił Niall, położył się spać. Zayn chciał iść z nim pogadać, ale Liam powiedział, że na razie muszą mu dać trochę czasu. O co chodziło? Nie rozumiałam tego, ale postanowiłam, że nawet nie będę próbowała zrozumieć.
     Cicho otworzyłam drzwi i na palcach zaczęłam wychodzić z pokoju. Na korytarzu mignął mi jakiś cień, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Dopóki się nie okazało, kto był tym cieniem. Wyobrażasz to sobie? Wychodzisz z pokoju, bo chcesz się napić, a tu na korytarzu stoi goły mężczyzna. Co robisz? Jeśli jesteś opanowana pewnie każesz mu coś założyć, a potem on wyjaśni Ci, co robił nago na korytarzu. Ale jeśli spanikujesz, jak ja, zaczynasz krzyczeć na cały dom, że to gwałciciel. Tak...
      On szybko rzucił się w moją stronę i zatkał mi usta swoją ręką. Nie zastanawiałam się nad tym, że może zatkał mi je, żebym nikogo nie obudziła moim krzykiem. Po prostu ugryzłam go, na co on pisnął. Drzwi się otworzyły i z pokoju wyszedł zaspany Lou.
     - Chcecie wszystkich obudzić? - dopiero teraz spojrzał na nas - Yyy... Co tu się dzieje? - spytał skołowany, a ja podbiegłam do niego i stanęłam za nim.
     - Chciało mi się pić, więc wyszłam z pokoju. Idę sobie spokojnie korytarzem i tu patrzę, a on - wskazałam tego chłopaka - wychodzi mi naprzeciw zupełnie nagi. To pewnie jakiś gwałciciel. Och, jak dobrze, że mnie usłyszałeś Lou...
     - Właściwie to nazywam się Harry - powiedział goły chłopak. A ja go nie poznałam. Ale było ciemno i no nie wiem. Ta jego nagość mnie zdekoncentrowała.
     Louis nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. To było, co najmniej dziwne. Przez cały dzień widziałam jak bardzo jest załamany, a teraz śmiał się... I nie był to z pewnością wymuszony śmiech. Chciałam pośmiać się z nim, ale potem zdałam sobie sprawę, że śmieje się ze mnie, a do niego przyłącza się Harry.
     - Dom wariatów! - krzyknęłam zła i weszłam do mojego pokoju trzaskając drzwiami, nie zważając na to, że niektórzy jeszcze śpią.
         
                                                                           





  

sobota, 2 marca 2013

Rozdział 1

     Wpadłam w jakiś trans. Kiedy filmik się kończył, odtwarzałam go jeszcze raz. Nie mogłam oderwać wzroku od tych chłopaków. Za każdym razem zauważałam, co raz to nowsze szczegóły. Dla przykładu: jeden z nich miał znamię na szyi, a drugi, który siedział obok niego, ciągle nerwowo poprawiał ułożenie swoich włosów. To było nie do zniesienia. Trzeci z nich, blondyn ciągle się wygłupiał z siedzącym obok niego mulatem. Ostatni członek zespołu ciągle się uśmiechał i śmiał.
     Nie oderwałam wzroku od ekranu laptopa dopóki ktoś nie wparował do mojego pokoju. Klara. I nagle oświeciło mnie. Znalazłam odpowiedź, kto mógł zgłosić mnie do tego konkursu. Wiedziałam, kto wypełnił za mnie ten formularz zgłoszeniowy. No, bo kto mógł to zrobić, jeśli nie największa fanka tego zespołu? Chciałam ją ukatrupić. Naprawdę. Zgłosiła mnie do tego konkursu. Nie liczyła się z moim zdaniem. Nie spytała mnie, czy chcę brać udział w tym konkursie. Byłam wściekła. Ale zamiast krzyczeć, powiedziałam tylko cicho:
     - Dlaczego?
     - Nina... Posłuchaj, musiałam to zrobić. Rozumiesz?
     - No właśnie, nic nie rozumiem!
     - Poczekaj, nie denerwuj się. Zgłosiłam cię do tego konkursu, bo wiedziałam, że chcesz wyjechać. Szansa na to, że wygrasz była mała... Ale wygrałaś! I teraz możesz wyjechać i spędzić cudowne wakacje... - powiedziała z naciskiem na przed ostatnie słowo.
     - Ale ja tego nie chcę!
     Nie było to do końca zgodne z prawdą. Chciałam wyjechać, gdzieś daleko... Ale Londyn? Czy to nie lekka przesada? Do tego spędzenie całych wakacji z grupą rozwydrzonych chłopaków.
     - Nina...
     Klara próbowała dalej mnie przekonywać, ale ja jej nie słuchałam. Znowu się zamyśliłam. Wizja mnie spędzającej wakacje w wielkiej willi z basenem, zwiedzającej miasta podczas, gdy oni dają kolejne koncerty. Wizja mnie w Paryżu, pod wieżą Eiffla. Wizja mnie w Rzymie, pod Koloseum. Od razu zgodziłabym się na tą "wycieczkę", gdyby nie jeden mały szczególik... We wszystkich tych miejscach będę z nimi. Z grupą rozpieszczonych i zapatrzonych w siebie idiotów.
     Nagle Klara przerywałą swój wywód, ponieważ zauważyła ekran mojego laptopa. I nagle w całym domu słychać dosyć głośny krzyk.
     - Aaaaaa... To ONI! To One Direction!
     Zatkałam sobie uszy podczas, gdy ona krzyczała ona na cały dom, jacy to oni są świetni, jak świetnie wyglądają, jacy to są zabawni i słodcy. Myślałam, że zwariuję, ale wtedy uświadomiłam sobie coś ważnego.
     - Dlaczego zgłosiłaś mnie, a nie siebie?
     Zatkało ją, chyba nie myślała, że o to zapytam. Na jej twarz wstąpiły rumieńce, po czym delikatnie spuściła głowę.
     - Rozmawiałam o tym z rodzicami. Mama wie o tym, że chcesz wyjechać. Sama zaproponowała, żebym ciebie też zgłosiła. Jesteś starsza, miałaś większe szanse...
     - Zaraz, ty też się zgłosiłaś? - spytałam, a ona zarumieniła się jeszcze bardziej i pokiwała twierdząco głową. Moja siostra też się zgłosiła. To ona chciała tam jechać, nie ja. Ale to ja wygrałam...
     - Nie ma mowy! Jeśli ty do nich nie jedziesz, to ja nie mam takiego zamiaru!
     Klara uniosła delikatnie głowę, a ja dostrzegłam w jej oczach łzy. Przytuliłam ją mocno do siebie, a ona szepnęła mi do ucha:
     - Jedź tam. Chociażby po to, żeby zdobyć dla mnie ich autografy.
     Nie odpowiedziałam jej. Przytuliłam ją tylko do siebie jeszcze mocniej.

* * *
     Dokładnie tydzień później, 1 lipca, stałam w pokoju z dwiema, wielkimi walizkami i sporą torbą podróżną. Czekałam na taksówkę, która odwiezie mnie na lotnisko. Byłam przygotowana na wszytko, co może mnie spotkać w Londynie.
     Klara opowiadała mi o nich. Powiedziała mi, którzy są zajęci. Wytłumaczyła mi, który to który. Powiedziała mi jak to wszystko osiągnęli itd. Nie powiem, że nie zrobiło to na mnie wrażenia. Skłamałabym. Zrobiło duże...
     - Nina! - zaczęła krzyczeć moja matka - Taksówka przyjechała!
     Złapałam walizki i torbę, po czym wyszłam z pokoju rzucając mu ostatnie spojrzenie.
     - Zobaczymy się we wrześniu - szepnęłam.
* * *
     Wysiadłam z samolotu po prawie 3 godzinnym locie. Byłam strasznie zmęczona, ale nie skarżyłam się. W samolocie siedziała koło mnie starsza kobieta, która strasznie chrapała, przez co nie mogłam odespać nocy, którą spędziłam na pakowaniu się.
     Dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej? Bo w sumie decyzję o wyjeździe podjęłam wczoraj wieczorem, kiedy to po raz kolejny poprztykałam się z matką i ojczymem. Chciałam jak najszybciej wyjechać, a wyjazd do tego zespołu był moją jedyną szansą, bo ojczym zabrał mi moje wszystkie oszczędności. Powiedział mojej mamie, że odłoży je na jakąś głupią książeczkę oszczędnościową, abym potem mogła zapłacić za studia. Nie przyjmują do wiadomości tego, że ja nie chcę się dalej uczyć. Właśnie, dlatego się pokłóciliśmy.
     Podniosłam swoje walizki z taśmy i wzrokiem zaczęłam szukać tabliczki z moim nazwiskiem. Gdzieś z tyłu zauważyłam wysokiego mężczyznę w czarnym garniturze i w okularach o tym samym kolorze. W ręku trzymał tabliczkę z napisem "Brzozowska". Powoli podeszłam do tego mężczyzny.
     - Witaj, jesteś Nina? - spytał po angielsku, a ja z niechęcią również przerzuciłam się na ten język.
     - Tak, to ja.
     - W takim razie chodźmy - powiedział i odebrał ode mnie dwie walizki.
     Wyszliśmy przed lotnisko, po czym stanął przed długą czarną limuzyną. Podniosłam brwi i spojrzałam na niego pytająco, a on tylko wzruszył ramionami i wsadził moje walizki do bagażnika. Kiedy skończył powiedział do mnie:
     - Zamieszkasz w domu z chłopakami, który wynajęli specjalnie na te wakacje... Powodzenia! - otworzył przede mną drzwi, a ja niepewnie wsiadłam do limuzyny.