niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 27

 27 lipiec, Sobota
     Wiadomość o moim pierwszym wywiadzie w towarzystwie chłopaków nie była zaskoczeniem. Spodziewałam się tego po prawie calutkim miesiącu spędzonym w ich towarzystwie. Tylko jakoś ten czas za szybko zleciał, a ja nie czułam się gotowa na pytania odnoście tego, jacy naprawdę są. Nie miałam pojęcia, co powinnam powiedzieć o nich, aby jednak nie powiedzieć za dużo. Moje pierwsze spotkanie ze Stylesem raczej nie nadawało się do opowiedzenia o nim. Podobnie jak liczne "nieporozumienia" z Malikiem. I choć nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć o nich, to wolałam już ich temat niż omawianie spraw mojego związku z Tomlinsonem, który nad ranem wymknął się z mojego pokoju.
     Chłopak musiał to zrobić naprawdę cichutko, bo ja przez całą noc spałam jak zabita. Do tego stopnia, że obudziło mnie dopiero pukanie do pokoju obsługi hotelowej, która przyniosła tackę ze śniadaniem zamówioną dla mnie przez Lou. Koło soku ze świeżo wyciskanych pomarańczy, cieplutkich słodkich bułeczek i omleta, znajdowała się karta od niego z informacjami odnoście całego dnia. Och, w zasadzie było tam tylko parę słów nagryzmolonych niedbałym pismem: "Dziś udzielasz z nami wywiadu. Bądź gotowa o trzeciej. Będziemy poza hotelem". Ta oschła i jakże lakoniczna wiadomość niesamowicie zabolała. Nie zrozumiałe było dla mnie to, czemu sam nie mógł mi o tym powiedzieć. Albo czemu wymknął się ode mnie niepostrzeżenie.
    Choć powód jego zniknięcia był mi nadal nieznany, to postanowiła odłożyć to pytanie na później i zająć się czymś pożytecznym. Jak na przykład spałaszowanie przepysznego śniadanka po zjedzeniu, którego podniosłam się z nowym zastrzykiem energii.
     Po szybkim prysznicu i ubraniu się w krótkie szorty i bokserkę, wyszłam z pokoju. Nie miałam zielonego pojęcia, co ze sobą zrobić. Wiedziałam tylko, że potrzebuję trochę czasu na przemyślenie ostatnich paru dni. Ot takie przemyślenie całego miesiąca. Spacer był do tego dobrom sposobnością.
     Wymknęłam się z wielkiego i kosztownego holu hotelu na zewnątrz. Automatycznie skierowałam się w stronę posiadłości ziemskich, gdzie większość ziemi porastały drzewa pomarańczowe. Wydawało mi się to wspaniałym pomysłem - spacerowanie po Hiszpanii z możliwością wdychania powietrza przesiąkniętego zapachem pomarańczy.
    Nigdy nie miałam problemu z uczuciem samotności. Lubiłam być, choć przez chwilę sama, bo to dawało mi możliwość nabrania do wszystkiego i wszystkich potrzebnego dystansu. Dlatego tak doskonale rozumiałam Lou.
     Zastanawiałam się tylko, czy może nie poczuł się odrzucony po tym, jak nie odpowiedziałam na jego wyznanie miłości. Tyle tylko, że wydawało mi się, że zrozumiał powód, przez który to zrobiłam. Nie chciałam kłamać, a przynajmniej nie tak ważnej dla mnie osobie. Po prostu ostatnimi czasy zwątpiłam w miłość, co było całkowicie uzasadnione po tym wszystkim, przez co przeszłam.
     Kolejnym tematem, który powinnam przemyśleć były moje, delikatnie mówiąc, napięte relacje z Zaynem. Nie miałam żadnego sensownego pomysłu na rozwiązanie tego problemu. Chłopak nadal wydawał się być dla mnie zagadką, która była za bardzo zagmatwana, żeby ją rozwiązać. Próbowałam być dla niego miła, a przynajmniej tak mi się wydaje. Czemu nie mogłam mieć z nim tak dobrego kontaktu, jaki miałam z jego dziewczyną? Mimo wszystko, odnosiłam wrażenie, że jest naprawdę w porządku. Jedyne, co musiałam zrobić, żeby się o tym przekonać, to pozyskać jego sympatię, co wydawało się dość trudnym zadaniem, ale możliwym do wykonania.
     Jednym z moich kolejnych zmartwień była mama. Nie chodził tylko o tę głupią chorobę. Bałam się o to, jak radzi sobie w sytuacji, w której się znalazła. Jakby nie wystarczyło to, że leży w szpitalu, a jej córka podróżuje po całym świecie, podczas gdy młodszej musi patrzeć codziennie w oczy i kłamać, że z każdym dniem czuje się coraz lepiej. Powrót jej byłego męża, a mojego ojca, na pewno w niczym jej nie pomagał. Raczej przysparzał kolejnych problemów.
     Właściwie, czemu postanowił wrócić? Czyżby nagle przypomniał sobie o istnieniu swoich córek? A może chciał wspierać byłą żonę w tym trudnym momencie? To wszystko było tak bardzo absurdalne, że wybuchłam śmiechem, który przerwał niczym niezburzoną ciszę.
     Zdałam sobie sprawę, jak daleko zawędrowałam i z westchnieniem ulgi zawróciłam w stronę, z której przyszłam. Teraz jakoś wszystko wydawało mi się odrobinę łatwiejsze. Mało tego, czułam się gotowa na udzielenie tego wywiadu.
     Kiedy wróciłam do hotelu, z rozczarowaniem dowiedziałam się, że chłopaki jeszcze nie wrócili. Teraz nie miałam pojęcia, co ze sobą począć. Jednak mój dobry humor mnie nie opuścił, z czego byłam niezwykle zadowolona. Rozważałam opcje powrotu do pokoju i obejrzenie jakiejś telenoweli, kiedy mój wzrok przykuła ulotka hotelowej kręgielni. Nie mogłam jednak iść tam sama. Wyciągnęłam komórkę z tylnej kieszeni szortów i wybrałam numer Danielle, która mieszkała z grupą taneczną w hotelu oddalonym od tego jakieś piętnaście minut. Nie musiałam jej jakoś specjalnie przekonywać, zgodziła się zaskakująco szybko.
    
***
   
     - Teraz twoja kolej! - oznajmiła Danielle pogodnym głosem oddalając się od toru po kolejnym strike.
     - Gdybym wiedziała, że jesteś taka dobra z pewnością nie zadzwoniłabym po ciebie. Nie mam szans, żeby cię pokonać - powiedziałam z udawanym zarzutem.
     - Najwyraźniej zapomniałam wspomnieć o tym, że jeszcze niedawno każdy weekend spędzałam ze znajomymi w miejscowej kręgielni. Upss...
     Ze śmiechem wybrałam sobie jedną z lżejszych kul, którą i tak po chwili wypuściłam z prawej dłoni. Z pewnością nie byłam tak dobra jak Dan, choć jeszcze pół godziny wcześniej myślałam, że gram naprawdę nieźle. Najwyraźniej gra z nią wywarła spory wpływ na moją samoocenę.
     Kula przetoczyła się przez cały tor i zbiła jedną pinę. Za drugim razem nie poszło mi o wiele lepiej, bo przewrócił raptem dwie. Tak, z pewnością nie byłam tak dobra jak Dan, ale mówi się trudno.
      Z miną zbitego psa wróciłam do stolika, o który opierała się moja przeciwniczka, która roześmiała się na widok mojej miny. Zajęłam miejsce przy stoliku i napiłam się łyka wody. Zaczęłam przekomarzać się z Dan, kiedy poczułam wibracje w kieszeni szortów. Pospiesznie wyjęłam z niej komórkę i sceptycznie spojrzałam na ekran.
     Wiadomość przysłał mi Niall. Tyle tylko, że nie rozumiałam, czemu nawiązuje do naszej rozmowy sprzed jakiegoś tygodnia. Dlatego niemal błyskawicznie odpisałam na nią i ze zniecierpliwieniem czekałam na odpowiedź. Nie zauważyłam nawet, że Dan usiadła koło mnie i wpatrywała się w komórkę, którą kurczowo trzymałam w dłoniach. Kiedy przeczytałam treść otrzymanej kolejnej wiadomości, chciałam skakać ze szczęścia. Wprost nie mogłam uwierzyć w to, że Julliard rozważa przyjęcie mnie na uczelnie.
     Dziewczyna, wciąż siedząca koło mnie, chyba rozumiała, jak wielki jest to zaszczyt, bo delikatnie mnie przytuliła, pogratulowała i życzyła powodzenia na nadchodzącym przesłuchaniu. Właśnie w tym momencie spanikowałam. Nie wiedziałam, co powinnam na nim zagrać. Z pewnością jakąś klasykę. Tylko, że "Dla Elizy" wydawało mi się zbyt banalne, a to była jedna z nielicznych melodii klasycznych, którą byłam w stanie słuchać w kółko. Na szczęście miałam jeszcze trochę czasu na wybór repertuaru.
     Byłam tak bardzo szczęśliwa, choć to miało być dopiero przesłuchanie. Tylko, że mogło sprawić, że dostanę propozycję uczenia się w tej szkole. To samo w sobie wydawało się niemożliwe. Byłam tylko młodą dziewczyną z Polski, a zaczynałam podbijać świat.
     Nagle problem mojej przyszłości się rozwiązał, tak jakby nigdy nie istniał. Jakby przesądzone było dostanie się tam przeze mnie od zawsze. Jakbym przez całe życie wiedziała, ze to właśnie tam dotrę. Choć poniekąd tak było. Tylko po prostu było to dziecięce marzenie i nigdy nawet nie pomyślałabym, że rzeczywiście może się spełnić. Naprawdę powinnam zacząć wierzyć, że czasami marzenia się spełniają.
     - Możesz w to uwierzyć?  - spytałam trzęsącym głosem po chwili. Ciągle nie wydawało mi się to możliwe.
     - Tak. Z tego, co mówił mi o tobie Liam jasno wynika, że nieźle grasz na tym całym pianinie - powiedziała z miłym uśmiechem - A ty możesz uwierzyć, że właśnie zdobyłam trzeci strike z rzędu?
     Zapadłam się w fotelu z kwaśną miną. Jak to możliwe, że ktoś jest tak bardzo dobry? Poza tym, zostawałam teraz daleko za nią w punktacji. Szanse na to, że ją wyprzedzę były nikłe, jeśli w ogóle były. Jednak to była Danielle, która jest tak uroczą osobą, że zaakceptowałam fakt, że nie wygram. Następnym razem upewnię się, jak dobrze gra osoba, którą zapraszam na kręgle.

***

     Dokładnie o godzinie czternastej piętnaście przyjechała po mnie taksówka, która miała zawieźć mnie do studia, gdzie nagrany miał zostać program. Żaden z chłopaków nie pofatygował się do mnie zadzwonić i poinformować mnie o tym. Zamiast tego dostałam SMS od Lou, którego przekaz był dość jasny. Mieli czekać na mnie na miejscu. Jedynym wysiłkiem, jaki włożył, było zadzwonienie po taksówkę dla mnie.
     Przez cały czas zastanawiałam się, czy to z mojej winy tak nagle się ode mnie oddalił. Nie wydawało mi się jednak, że w jakikolwiek sposób przekazałam mu, że już mi nie zależy. No i ponownie wracałam do przemyśleń na temat jego wyznania miłości. Zataczałam tylko błędne koła.
     Po wejściu do studia błyskawicznie zostałam skierowana w stronę własnej garderoby. To było coś niewyobrażalnego, bo w końcu posiadają je tylko wielkie gwiazdy, którą ja nie byłam. Zaczęła się jednak obrać w ich towarzystwie. Nie miałam jednak zamiaru się do takich rzeczy przyzwyczaić.
     Ta cała garderoba nie była jakoś strasznie wielka, co nie zmieniało faktu, że nie myślałam nawet o tym, że będę ją posiada, jednak to nie to było najbardziej zdumiewające. Po niecałej minucie weszły dwie kobiety, które poprosiły, żebym zajęła miejsce na obrotowym krześle przed lustrem. Kiedy to zrobiłam, bez słowa jedna z nich zajęła się moją fryzurą, podczas gdy druga otworzyła wielką torbę pełną rozmaitych kosmetyków i zaczęła nakładać podkład.
     Nigdy nie byłam tak bardzo rozpieszczana, więc czułam się niekomfortowo w nowej sytuacji. Jednak nie śmiałam zaprotestować, bo w końcu to była kogoś praca. Dlatego spokojnie czekałam, aż skończą ze mną. W międzyczasie ktoś przyniósł mi czarną sukienkę i pantofelki w tym samym kolorze. Od razu domyśliłam się, że wszyscy oczekują ode mnie, że właśnie w to będę ubrana. W końcu, kim byłam, żeby decydować o tym, co będę nosić?
     Dwadzieścia minut później nadal siedziałam w garderobie, tyle że już sama. Starałam się przygotować jakoś psychicznie na ten wywiad, i choć wiedziałam, że nie padnie dużo pytań skierowanych w moją stronę, to i tak nerwy zżerały mnie od środka. Nerwowym ruchem poprawiłam świeżo ułożoną fryzurę, kiedy ktoś wszedł do pomieszczenia, wywołując u mnie uśmiech.
     Cały stres gdzieś nagle zniknął, nie pozostawiając po sobie nic. Ulotniły się też wszelakie zamartwienia na temat osoby stojącej tuż przede mną i uśmiechającej się w uroczy sposób. Rzuciłam się mu na szyję i tuląc się do niego, zaczęłam wdychać niesamowity zapach jego perfum.
     - Aż tak bardzo się za mną stęskniłaś? Zawsze wiedziałem, że jestem jedyny w swoim rodzaju, niezastąpiony, zabawny i długo by jeszcze wymieniać, ale nie wiedziałem, że ludzie tęskną za mną tak bardzo po raptem paru godzinach - zażartował Louis, czym wywołał u mnie wybuch śmiechu - Uwielbiam, kiedy się śmiejesz.
     - Widzę, że potrafisz komplementować też innych. Przyznaję, że cię o to nie podejrzewałam.
     Louis prychnął tylko w odpowiedzi, po czym odzyskał dobry humor i pocałował mnie w taki sposób, że moje kolana momentalnie zmiękły. Jakby nie działo się tak za każdym razem.
     - Nienawidzę przerywać naszych pocałunków, ale naprawdę muszę to zrobić. Za dziesięć minut wchodzimy na wizje i przyszedłem, żeby cię tam zabrać.
     Z westchnieniem odsunęłam się od niego i złapałam go za rękę, pozwalając mu, żeby prowadził. Droga była tak zawiła, że byłam ogromnie wdzięczna, że Lou po mnie przyszedł, bo byłam prawie w stu procentach pewna, że sama nie trafiłabym w odpowiednie miejsce. Z moim szczęściem wylądowałabym pewnie w jakimś składziku, gdzie nikt by mnie nie znalazł, a skąd sama nie zdołałabym się wydostać.
     W końcu zatrzymaliśmy się w wielkim pomieszczeniu, którego prawie całą powierzchnie zajmowały kamery, mikrofony, lampy i inne rzeczy, których nie potrafiłabym nazwać. W środku tego całego bałaganu znajdowało się okrągłe podwyższenie, na którym stało biurko z fotelem i dwie spore kanapy. Po prawej stronie stała prowizoryczna scena, na które ustawione już były instrumenty i pięć mikrofonów na statywach. Na przeciwko tego wszystkiego stały małe trybuny z miejscami dla widzów, które w całości były już pozajmowane.
     Louis pociągnął mnie w stronę kanapy, na której siedział już Zayn, i posadził mnie pomiędzy nimi. Jak dobrze, że postanowiłam zmienić podejście do Malika, bo inaczej mogłoby być niezręcznie. Tak przynajmniej mogłam zacząć wdrążać mój genialny plan pozyskania jego sympatii w życie. 
     Krótko mówiąc, chłopak wydawał się być szczerze zaskoczony, gdy spytałam go o to, jak minął mu dzień. Jednak nie dał się wybić z pantałyku i odpowiedział na zadane przeze mnie pytanie. Starając się podtrzymać rozmowę, spytałam, co słychać u Perrie. Tym razem bardziej się rozgadał i zaczął opowiadać o jej trwającej trasie. Słuchałam go z autentycznym zainteresowaniem, kiedy ktoś krzyknął, że za minutę wchodzimy na antenę. Na kanapie obok usiedli Liam, Harry i Niall, któremu przesłałam pogodny uśmiech.
     Kiedy na fotelu zajął miejsce starszy prowadzący, który uprzednio się z nami przywitał, całe show ruszyło. Jerry, bo tak się nazywał ów prowadzący, przedstawił nas, a publiczność przywitała nas gorącymi oklaskami. Następnie powiedział jakiś zasłyszany za kulisami dowcip i zapowiedział występ chłopaków z ich nowym singlem - Best Song Ever. Występ trwał jakieś pięć minut, a zaraz po nim rozpoczął się prawdziwy wywiad.
     Jerry zadał pytanie o nowy teledysk, który pobił jakiś rekord. Potem zapytał o ich perfumy i film. Chłopaki odpowiedzieli na pytania, czym zaspokoili i moją ciekawość. Potem nastąpiła zmiana zestawu pytań i już domyśliłam się, że teraz to ja padnę pod obstrzał pytań. Niestety się nie myliłam.
     - Więc, Nina, może odpowiesz na najczęściej zadawane sobie przez fanki chłopaków pytanie? Jacy naprawdę są członkowie One Direction?
     - Właśnie, Nina, jacy naprawdę jesteśmy? - spytał retorycznie Louis i spojrzał na mnie, jakby faktycznie ciekawy był, co myślę na ich temat.
     - Wiem, że to banalne, ale są dosyć normalni. Chodzi mi o to, że nie zachowują się, jakby stali ważniejsi, bo osiągnęli ogromny sukces, ciągle są zwykłymi chłopakami, którzy mają po prostu niezwykłą pracę.
     - A jak to jest z nimi mieszkać? -dopytywał się.
     - To jak mieszkanie z braćmi. Zawsze chciałam mieć choćby jednego starszego brata, a teraz mam ich nawet trochę więcej.
     - Tylko, że jeden z tych "braci" jest twoim chłopakiem.
    Komentarz dziennikarza wywołał ogólną wesołość u publiczności, a ja odniosłam wrażenie, że te słowa nie rozbawiły nikogo poza nimi. Spuściłam głowę, czując, jak moje policzki stają się czerwone. Nagły uścisk mojej dłoni przez Lou okazał się bardzo pomocny.
     Następnych parę pytań było już skierowanych w stronę chłopaków. Były to głupoty, ale przynajmniej nie naruszały one prywatności żadnego z nas. Do czasu, aż ponownie padło pytanie skierowane do mnie.
     - Nina, są wakacje, a ty w tym roku skończyłaś szkołę. Zechcesz podzielić się z nami swoimi planami na przyszłość?
     Nie miałam pojęcia, czy mogę powiedzieć o Julliardzie. W końcu, nie było to nic pewnego, bo jak na razie dostałam się tylko na przesłuchanie. Jednak znaczące spojrzenie, które posłał mi Niall, zadecydowało.
     - Być może na jesień pojawię się na uniwersytecie Julliarda w Nowym Jorku, gdzie dostałam się na przesłuchanie. Nie jest jednak jeszcze to nic pewnego.
     - Hmm, gratuluję w takim razie. Jesteś jednak pewna, że to dobry pomysł? Jak wiadomo związki na odległość kończą się najczęściej rozstaniem. Louis i Eleanor są doskonałym przykładem tego twierdzenia.
     Nie wiem, kto wściekł się bardziej na ten komentarz. Czy Louis na wzmiankę o rozstaniu, czy ja na wspomnienie o El. Przeczuwał jednak, że mój chłopak, którego jeszcze nie poinformowałam o moich planach, przez co na pewno był nieźle wkurzony.
     - Widzę, że nie jest to dla was za wygodne pytanie. W porządku, już zmieniamy temat. Nina, wiemy, że twoja mama jest bardzo chora? Możesz nam coś o tym powiedzieć?
     Czegoś takiego się nie spodziewałam. Nie chciałam opowiadać przy wszystkich ludziach o białaczce mamy. Nie jest to coś, o czym tak po prostu opowiedzieć bez żadnych emocji.
     - Sądzę, Jerry, że jest to za bardzo prywatne pytanie, nie zgodzisz się ze mną? - niespodziewanie stanął w mojej obronie Zayn, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna.
     Kiedy tylko program się skończył, a my mogliśmy wreszcie zdjąć fałszywe uśmiechy z naszych twarzy, Louis bez słowa porwał mnie zza kulisy. Otworzył pierwsze lepsze drzwi i wciągnął mnie do pomieszczenia, które z pewnością było czyimś biurem. Zapalił światło i wziął głęboki oddech, dopiero wtedy zaatakował.
     - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że chcesz się dostać do Julliarda? Czemu nie powiedziałaś, że będziesz miała tam przesłuchanie?
     - To było takim nierzeczywistym marzeniem. Dopiero Niall uświadomił mi, że jest możliwe do spełnienia i namówił mnie, żebym...
     - Niall?! Powiedziałaś mu, a przede mną to ukrywałaś? Wybacz, ale jakoś nie potrafię tego zrozumieć. Spotykamy się, a ty nie mówisz mi o tym, że startujesz na uniwersytet Julliarda? 
     - To było zanim zostaliśmy parą, a potem jakoś o tym zapomniałam...
     - Zapomniałaś o tym, że chcesz się przenieść do Nowego Jorku? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
     - O co ci tak właściwie chodzi?! - wybuchłam.
     Nagle zapadła całkowita cisza, która nie zwiastowała nic dobrego. Byłam tego pewna. Louis rozczesywał włosy palcami, co najwyraźniej było jego tykiem nerwowym, i przechadzał się po całym pomieszczeniu, podczas gdy ja stałam na środku i wpatrywałam się w niego, czekając na jakąś reakcje. 
     - Po prostu nie potrafię zrozumieć tego, dlaczego nic mi o tym nie powiedziałaś. Czemu wszyscy o tym mogą wiedzieć, tylko nie ja? To takie niesprawiedliwe i samolubne, jeśli wziąć pod uwagę to, że to właśnie ze mną się umawiasz! Nie uważasz, że jest to trochę nie fair wobec mnie? Poza tym, jeśli ty będziesz tam, a ja będę tu... Wiesz o tym, że Londyn i Nowy Jork dzieli jakieś trzy i pół tysiąca mil? On ma racje, to nam się nie uda. Może powinniśmy zerwać ze sobą już teraz? To byłoby mniej bolesne.
     - Czego ode mnie oczekujesz? Że rzucę wszystko, żeby być z tobą w Londynie? Dobrze wiesz, że ty nie skończyłbyś z byciem w zespole. Szczerze mówiąc, nie winię cię za to, bo ja też nie potrafię zrezygnować z moich marzeń. Dlatego proszę, nie oczekuj ode mnie, że zrobię coś, na co ty byś się nie zdobył! Wiesz przecież, że mi na tobie zależy, ale nie mogę zrezygnować z siebie i moich własnych pragnień.
     Louis przystanął, posłał mi lodowate spojrzenie, jakbym powiedziała o parę słów za dużo, a następnie wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Chyba właśnie za nami nasza pierwsza i prawdziwa zarazem kłótnia.
 Tak na szybko... Rozdział z dedykacją dla dziewczyny, która chciała kłótni Niny i Lou. Mam nadzieję, że zrozumie, że to o niej mowa. W razie czego - PAMIĘTAJ, CO MI OBIECAŁAŚ! <3 Dziękuję za (kolejną) nominację do LBA Paulinie Nadzwyczajnej, bo wiele to dla mnie znaczy. Jeszcze raz napiszę wyjaśnienie, że wolałabym się zająć po prostu pisaniem. Liczę na jakieś komentarze, kochani! Chyba nie muszę (znowu) pisać, że one są strasznie motywujące. Nawet zwykłe "świetne" sprawia, że chcę mi się pisać kolejny rozdział :)