piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 13


      Louis otworzył drzwi od domu i przepuścił mnie w nich przodem. Poważnie zaczynałam zastanawiać się nad tym, czy to nie jest przypadkiem sen. Ja, zwykła nastoletnia dziewczyna z Polski, i on, członek sławnego brytyjsko-irlandzkiego zespołu. Chłopak znany na całym świecie, stał w tej chwili za mną i bezskutecznie próbował mnie do siebie przytulić, gdyż ja mu ciągle umykałam.
     Rozbawiona odwróciłam się do niego i złapałam go za rękę. On uśmiechnął się do mnie, jakby czekając na mój następny ruch. To sobie chłopak długo poczeka. Pociągnęłam go za sobą na górę. Nie było innego sposobu, żeby mi w końcu odpuścił z tym przytulaniem.
     Zresztą przytulał mnie do siebie w taksówce przez całą drogę do domu, przez co ściągnął na nas surowe spojrzenie kierowcy, który chyba nie bardzo tolerował obściskiwanie się przy nim. I chociaż tłumaczyłam Lou, że właśnie tak będzie wyglądała nasza wycieczka taksówką (taksówkarz przez cały czas patrzył na nas spod byka, jakby oczekując, aż posuniemy się dalej, żeby w końcu mógł nam przerwać), ale on nalegał, żebyśmy pojechali bez chłopaków. Jak to określił: chciał spędzić ze mną trochę czasu sam na sam.
     Kiedy wreszcie zatrzymaliśmy się na korytarzu, pomiędzy drzwiami naszych pokoi, chłopak nie wytrzymał. Przyciągnął mnie do siebie i złożył na mych ustach delikatny pocałunek. Poczułam, jak moje nogi miękną i stają się, jakby zostały zrobione z waty. Nie było szans, żebym przyzwyczaiła się do tych pocałunków. Każdy z nich różnił się od poprzedniego, choć wszystkie były równie... elektryzujące.
     Odsunęłam się delikatnie od niego, uśmiechając się przy tym, jak jakaś idiotka. On również się do mnie uśmiechnął. Tylko, że jego uśmiech był bardziej, jakby to ująć, zaczepny. Oczekiwał ode mnie, że znowu się na niego rzucę i będę go całować przez długi, długi czas. Albo czekał na coś innego...
     Położyłam swoją dłoń na klamce drzwi. Już miałam je otwierać, kiedy Louis spytał mnie na tyle cicho, że miałam pewność, że nikt go nie słyszy:
     - Nie zaprosisz mnie do twojego pokoju? - czy mi się wydawało, czy w jego głosie naprawdę słychać było nutę zawodu?
     - Śnij dalej - prychnęłam i weszłam do pokoju. Zdążyłam, jednak jeszcze zauważyć jego zawadiacki uśmiech.
     Przed zaśnięciem dostałam jeszcze od niego SMS-a. Był w pokoju naprzeciwko, ale nie chciało mu się ruszać tyłka, więc po prostu do mnie napisał. Treść wiadomości przyprawiła mnie o szeroki uśmiech na twarzy - "Może jednak masz ochotę na moje towarzystwo? ☺"

*** 
14 lipiec, Niedziela
     - Już schodzę! - odkrzyknęłam. Ile razy można wołać mnie na obiad? Wołanie Nialla, który kazał mi się pospieszyć, bo on jest głodny, usłyszałam już za pierwszym razem. Musiałam, jednak przed obiadem zmyć jeszcze zupełnie zdarty lakier z moich paznokci. O czym nie omieszkałam go poinformować. Oczywiście, on nie mógł przyjąć do wiadomości tego, że muszą na mnie poczekać raptem dziesięć minut.
     Odłożyłam zmywacz do mojej kosmetyczki, a brudne już waciki wyrzuciłam do kosza. Wyszłam z pokoju, bo nie miałam już serca, żeby kazać im czekać na siebie jeszcze dłużej. Wylądowałam w jadalnii, gdzie przy stole zajęłam miejsce koło Nialla.
     - Nina przyszła. Możemy już jeść? - spytał blondynek resztę zespołu. W rękach trzymał już widelec. Z pewnością był głodny... A ja mu kazałam tyle czekać.
     - Możemy - odpowiedziałam za nich i spojrzałam na mój talerz. Znajdowała się na nim ogromna porcja spaghetti, która wyglądała smakowicie. Zanurzyłam swój widelec w makaronie. Nie pomyliłam się. Spaghetti było wyśmienite.
     - To jak, spakowałaś się już? - spytał mnie Zayn, kiedy skończyliśmy jeść. Wytarł swoją twarz serwetką, którą następnie zmiął w ręce. Następnie oparł łokieć o kant stołu i spojrzał na mnie. Chyba czekał na odpowiedź.
     Tylko, jak ja mogłam mu odpowiedzieć, jeśli nawet nie rozumiałam, o co on mnie pyta?
     - Nie rozumiem... - powiedziałam w końcu skołowana.
     - Przecież jutro z samego rana wylatujemy do Włoch - powiedział Niall, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
     - Jak to? Gdzie do Włoch? - teraz to już naprawdę byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam, o czym oni do mnie mówią.
     - No, do Werony na koncert...
     Teraz moje skołowanie się ulotniło. Zaczynało mi świtać coś, że miałam z nimi wyjeżdżać na koncerty. W końcu to był kolejny czynnik, który wpłynął na moją decyzję. Byłam zła, że nie powiedzieli mi o tym. Przecież nie kosztowało by ich to jakieś fortuny. Mogli mi o tym powiedzieć trochę wcześniej, a tak... Jutro wyjeżdżam, a nie jestem nawet spakowana. Z drugiej strony: powiedzieli mi o tym dziś, a nie jutro, w dniu wyjazdu.
     - Zachowujecie się strasznie dziecinnie! Nie mogliście powiedzieć mi tego wcześniej?!
     - Nie dostałaś od naszego menadżera e-maila z rozpiską, kiedy i gdzie dajemy koncerty? - spytał Harry.
     - Dostałam - prychnęłam. Nagle zrobiło mi się strasznie głupio - Ale moglibyście mi czasem przypomnieć!
     Nagle wydarzyło się coś dziwnego. Chłopaki posłali jakieś takie dziwne spojrzenie Lou. Nie do końca wiedziałam, co ono ma oznaczać, jednak sam zainteresowany zdawał się doskonale je rozumieć. Podniósł się ze swojego krzesła i podszedł do mnie. Zajął krzesło koło mnie i dał mi znak, żebym usiadła mu na kolanach, co też niechętnie zrobiłam.
     Zawsze, kiedy siadałam na kolanach u mojego taty wydawały mi się one naprawdę niewygodne. Strasznie się wierciłam, próbując znaleźć sobie jakąś wygodną pozycję. Jednak i tak po jakiejś minucie schodziłam z jego kolan, żeby pójść pobawić się.
     Jednak kolana Lou wydały mi się niezwykle... wygodne. Bez jakikolwiek podtekstów. Wtuliłam się w jego pierś, nie zwracając wcale uwagi na to, że siedzimy przy stole z innymi chłopakami. Nie obchodziło mnie, co sobie pomyślą. Chociaż znając życie mój chłopak (jak to fantastycznie brzmi) pewnie wygadał się z tym, że jesteśmy parą.
     - To z pewnością napięcie przedmiesiączkowe - skomentował Harry do reszty chłopaków.
     - Słyszałam - syknęłam w jego stronę. Na chwilę odwróciłam się, żeby posłać mu wściekłe spojrzenie, ale potem ponownie wtuliłam się w pierś Tomlinsona.
     Styles wybuchnął śmiechem, co chyba miało rozładować napięcie. Wszyscy poszliśmy w jego ślady i również wybuchliśmy śmiechem.
     - Który tak właściwie dzisiaj mamy? - spytałam, będąc nadal wtuloną w mojego chłopaka (to serio fajnie brzmi).
     - Czternasty - westchnął Liam, który odezwał się po raz pierwszy odkąd zasiedliśmy do obiadu.
     Szybko zeskoczyłam z kolan Tomlinsona i biegiem rzuciłam się w stronę salonu. Zaczęłam przetrzepywać cały salon. Sprawdziłam kanapę - nic. Stolik też okazał się czysty (jeśli nie liczyć ilości kurzu, którą na nim znalazłam). Nie mówiąc już o innych miejscach. Nigdzie nie mogłam znaleźć mojej...
     - Czego tak właściwie szukasz?
     - Mojej komórki - powiedziałam i upewniłam się, czy na pewno nie wpadła pod kanapę.
     - Kochanie... - usłyszałam ciepły głos mojego chłopaka.
     Moje ciało ogarnęło strasznie przyjemne ciepło, a w brzuchu pojawiło się stado motyli. Nie wiedziałam, jak opisać to, co poczułam, gdy wypowiedział to słowo. Nikt nigdy nie zwracał się do mnie w taki sposób... Jednak w tej sytuacji musiałam zachować trzeźwość umysłu:
     - Nie przeszkadzaj mi!
     Wpadłam na genialny pomysł, gdzie może się znajdywać. Ostatnie miejscem, gdzie widziałam mój telefon, była moja sypialnia. Byłam już w połowie schodów, kiedy Louis znowu spróbował mnie zatrzymać. Jednak ja już byłam na górze i przeszukiwałam cały pokój. Nie znalazłam jednak telefonu. Ponowie zeszłam na dół, żeby jeszcze sprawdzić kuchnię. Tomlinson ponownie spróbował mnie zatrzymać, jednak ja się nie dawałam. Mój cel był jasny.
     Sprawdzałam właśnie szafki kuchenne (może trochę głupi pomysł na zostawienie komórki, ale po mnie można się wszystkiego spodziewać), kiedy Lou nie wytrzymał i powiedział:
     - Masz go w kieszeni!
     Zaraz sprawdziłam wszystkie kieszenie moich spodni. Komórkę znalazłam w prawej, tylnej kieszeni. Tak...
     - Faktycznie!
     Zastanawiałam się, jak mógł się tam znaleźć, ale jakoś nie miałam żadnego pomysłu. Zresztą nie było to tak ważne. Teraz najważniejsze było wykonanie pewnego, bardzo ważnego telefonu.
     - Nina? Ty to? - usłyszałam dobrze mi znany, odrobinę piskliwy głos mojej kochanej siostrzyczki. Jak dobrze było ponownie rozmawiać w moim ojczystym języku.
     - Ciągle liczysz na to, że to któryś z chłopaków z One Direction do ciebie zadzwoni? - spytałam pół żartem, pół serio. Gdy Louis usłyszał, że wypowiadam nazwę jego zespołu, posłał mi pytające spojrzenie.
     Odsunęłam od siebie na sekundę moją komórkę, by mu odpowiedzieć:
     -  Today is my sister's birthday.
     Chłopak wyrwał mi z mojej ręki komórkę i mówiąc coś do mojej siostry, wyszedł do jadalni. Czekałam na niego z dobre dziesięć minut, nim wrócił i oddał mi moją komórkę. Gdy ją odzyskałam, nie mogłam normalnie porozmawiać z Klarą, bo ona ciągle nie mogła uwierzyć w to, że rozmawiała z Louisem. 
     Uspokojenie jej zajęło mi kolejne dziesięć minut. Dopiero po ich upłynięciu mogłam z nią porozmawiać, a przede wszystkim mogłam jej złożyć życzenia. Obiecałam jej również, że jak przyjadę do Polski (nie byłam jeszcze gotowa, aby podać jej dokładną datę) to dam jej prezent ode mnie. 

***
     - Tak właściwe, to co powinnam wziąć ze sobą? - spytałam Louisa, jednocześnie bawiąc się jego dłonią.
     Znajdowaliśmy się w mojej sypialni, w której teoretycznie powinnam się teraz pakować. W praktyce: leżałam razem z Lou, opierając swoją głowę o jego tors i bawiąc się jego dłonią. Poza tym... rozmawialiśmy. Dużo rozmawialiśmy...
     Nie miałam siły, żeby wyciągnąć moją walizkę i rozpocząć pakowanie. Towarzystwo chłopaka, który miał mi pomóc z pakowaniem, wcale mi nie pomagało. Wręcz przeciwnie - rozleniwiło mnie jeszcze bardziej.
     - Z pewnością jakieś ubrania - zażartował.
     Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na niego, z trudnością powstrzymując cisnący się na moje usta uśmiech.
     - Nie wpadłabym na to, gdyby nie ty! Pewnie pojechałabym do Werony bez ubrań...
     - No widzisz, jak dobrze, że masz kogoś takiego jak ja - złożyłam na jego ustach krótki pocałunek i ponownie położyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej. 
     - Muszę koniecznie zabrać ze sobą, jakieś wygodne sukienki, bieliznę i jakieś buty - myślałam na głos. Nie za bardzo lubiłam się pakować, ale lepsze już było pakowanie niż rozpakowywanie.
     - Z pewnością - powiedział Lou, który złapał pukiel moich naturalnie kręconych włosów i zaczął się nim bawić. 
     - Chodź! Jak mi pomożesz, szybciej skończę i będziemy mogli coś razem porobić...
     - Jak chcesz to mogę ci pomóc spakować bieliznę...
     Oczami wyobraźni już widziałam, jak jego oczy zaczęły się błyszczeć i pojawiły się w nich iskierki.
     - Nie, dziękuję. Z tym poradzę sobie sama - niechętnie podniosłam się z łóżka i wyciągnęłam z kąta pokoju walizkę. 
     Zaczęłam od załadowania do niej dwóch sukienek. Obydwie były dosyć krótkie i wygodne, czyli idealne na wakacyjną pogodę we Włoszech. Bo po ulicach Londynu to raczej nie mogłabym w nich paradować. 
     - Będziemy tam do wtorku, tak? - musiałam się upewnić, żebym nie zabrała przypadkiem za mało ciuchów.
     - We wtorek rano odlatujemy.
     Na wszelki wypadek do walizki zapakowałam jeszcze długie spodnie, zwykły biały T-shirt i błękitny sweterek, który doskonale pasował do spodni. Do środka włożyłam jeszcze sandałki i tenisówki. Stwierdziłam, że kosmetyczkę zapakuję z samego rana, gdyż będę jeszcze musiała myć zęby, skorzystać z dezodorantu i perfum, a nie będzie mi się chciało ich wyjmować z walizki, żeby potem wkładać je z powrotem. 
     Musiałam jeszcze zapakować bieliznę. Tylko nie za bardzo uśmiechało mi się to, przez pewną osobę, która siedziała nadal w moim pokoju.
     - Muszę teraz spakować bieliznę - miałam nadzieję, że zrozumie przesłanie, że powinien się wynieść z mojego pokoju na jakieś dziesięć minut.
     - Czyli w końcu chcesz mojej pomocy? - spytał z błyskiem w oku. Jednak podniósł się i wyszedł z pokoju, mówiąc coś o tym, że pójdzie się czegoś napić.
     Po jakiś piętnastu minutach, w ciągu których ja zdążyłam zapakować sobie jakąś bieliznę, wrócił do mojego pokoju. W ręce trzymał szklankę soku pomarańczowego, którą mi podał. Wygodnie rozłożył się na moim łóżku, co ja również zrobiłam, po tym jak wypiłam przyniesiony mi napój. 
     Złapałam go za rękę i zaczęłam ją dokładnie oglądać. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na ilość tatuaży, którą na niej posiadał. Miał ich dosyć sporo, jak na mój gust. Był duży, odrobinę przerażający ptak; cudzysłów (który nawiasem mówiąc strasznie mi się spodobał), ale także człowieczek na deskorolce; sznur i dużo, dużo więcej. 
     - Po co ci tyle tatuaży? - spytałam półgębkiem. Mówiąc szczerze, zrobiłam to zupełnie nieświadomie. Zadałam sobie to pytanie w myślach, ale nie planowałam wypowiadać go na głos.
     - Te wszystkie tatuaże są symbolem tego kim się stałem i co mnie do tego punktu doprowadziło. Przypominają mi ten jeden szczególny moment, kiedy miałem  wrażenie, że wiem kim naprawdę jestem. Chyba w tym tkwi ich urok i sedno.
     Przyjrzałam się im bliżej, ale nie szczególnie rozumiałam ich znaczenie. To, co powiedział Lou jak najbardziej dotarło do mnie tyle, że nie do końca rozumiałam, co mógł oznaczać wielki ptak na połowie jego ręki.
     - On ma przezwyciężać mój strach. Kiedyś bałem się ptaków, a ten tatuaż ma mi, za każdym razem, gdy na niego spojrzę, przypominać o tym, żeby pokonywać własne słabości - odpowiedział, jakby czytając w moich myślach. Postanowiłam, jednak nie wnikać w to, skąd wiedział, że właśnie nad tym się zastanawiałam. Czasami lepiej nie wiedzieć.

***
     - Jaki film oglądamy? - spytałam, kiedy próbowałam wygodnie rozłożyć się na kanapie z miską popcornu.
     Było już koło godziny dwudziestej, a nam zaczęło się naprawdę nudzić. Tematów do rozmowy, co prawda nam nie brakowało, ale przez ile czasu można tylko rozmawiać. Dlatego wspólnie wpadliśmy na pomysł oglądania jakiegoś filmu.
     - Mamy sporo filmów na DVD. Masz ochotę na jakąś komedię romantyczną?
     Nie specjalnie chciało mi się oglądać coś takiego. Miałam raczej ochotę na obejrzenie czegoś fajnego. Tylko nie do końca wiedziałam, jak zinterpretować to coś fajnego.
     - Nie bardzo. Masz coś innego? - Louis gestem pokazał mi półkę pełną przeróżnych płyt.
     Podeszłam do niej i zaczęłam przeglądać całą półkę. Filmy, które się na niej znajdowały, były w większości komediami romantycznymi, co odrobinę mnie zdziwiło. Byłam ciekawa, czy to oni tak bardzo lubią oglądać takie filmy, czy też po prostu przygotowali się na mój przyjazd. Nie znajdywałam nic interesującego, aż trafiłam na płytę podpisaną "One Direction. A year in the making".
     - Co to? - spytałam. Louis podszedł do mnie, zabrał mi płytę i uważnie się jej przyjrzał.
     Nie odpowiedział, ale uśmiechnął się do siebie.
     - Chcę go obejrzeć! - powiedziałam, a kiedy chłopak spytał się mnie, czy jestem tego pewna, przytaknęłam.
    Po upłynięciu dziesięciu minut siedzieliśmy już na kanapie. Leżałam wtulona w niego i objadałam się popcornem. Dosłownie, co chwilę zadawałam mu też pytania dotyczące filmu. Na większość z nich odpowiadał, ale na niektóre chyba po prostu nie potrafił.

     Oglądanie filmu upływało w względnym spokoju. Do czasu, gdy na ekranie pojawił się moment z ich pierwszym występem na żywo z piosenką "What makes you beautiful". Zadawałam właśnie kolejne pytanie, ale momentalnie umilkłam, gdy Harry zaczął mówić o tym, jak czytał komentarze o swoim występie. W moich oczach pojawiły się łzy.
     Potem Harry powiedział coś, co z pewnością zapamiętam do końca życia - "Zawsze chciałem być jedną z tych osób, których niezbyt obchodzi to, co ludzie o nich myślą. Ale nie sądzę, że taki jestem."
     Przez dłuższy czas panowała jeszcze cisza, którą ja sama bałam się przerwać. Nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć. Na szczęście odezwał się Lou:
     - Ludzie nas nie znają, ale usilnie próbują udowodnić to, że jesteśmy tacy jak wszystkie gwiazdy. Zazdroszczą nam tego, że osiągnęliśmy coś, czego oni nigdy nie osiągną. Inni natomiast na starcie nas oceniają. Wyrabiają sobie o nas opinię, której nawet po głębszym poznaniu nie zmienią. Bo tacy właśnie jesteśmy.
     Zastanawiałam się nad tym. Czy ja też taka byłam? Nie chodziło mi o zazdrość, ale o ocenianie. Chodziło mi o wyrabianie sobie opinii na czyiś temat zanim go dobrze poznałam. Chyba każdy widząc osobę, która w jakiś sposób przyciąga uwagę, wyrabia sobie zdanie na jej temat. Każdy poznając nową osobę wyrabia sobie opinię na jej temat. To przecież takie ludzkie, że kiedy w centrum handlowym widzimy młodą kobietę z dzieckiem, naszą pierwszą myślą jest to, że musiała zajść w ciążę jeszcze jako nastolatka. Nasza wyobraźnia również ma w tym wszystkim swój udział. Od razu zaczyna wymyślać różne scenariusze. Chłopak ją zostawił, przecież był taki młody, nie chciał marnować swojego życia na wychowanie dziecka. Matka dziewczyny kazała radzić jej sobie samej, bo sama miała jeszcze trójkę dzieci do wykarmienia i ledwo wiązała koniec z końcem.
     Nie zastanowimy się nad tym, że może ten mały chłopczyk idzie za rękę ze swoją siostrą, która musi zajmować się nim po śmierci matki. Wymyślamy scenariusze, które są bardziej sensacyjne. Takie, które z pewnością są dla nas pewnego rodzaju pocieszeniem, bo drugi człowiek ma gorzej.
     Ja też oceniłam chłopaków, chociaż wcale ich nie znałam. Tu niestety zadziałały stereotypy. Bo przecież teraz większość gwiazdek, gdy stają się sławne wariują. Jak to mówią: "uderza im woda sodowa do głowy". Wychodzą z założenia, że są lepsi od zwykłych, przeciętnych ludzi, bo oni przecież są sławni. Bo to przecież o nich się mówi. Chwalą się pieniędzmi, których niektórym po prostu brakuje. Myślą tylko o sobie, zapominając o tym, że na świecie są ludzie, którzy potrzebują pomocy.
     Teraz zadawałam sobie pytanie, czemu myślałam, że chłopaki tacy będą. Oni byli zwykłymi chłopakami, którym się udało przebić, bo mieli talent. To było niezaprzeczalne. Do tego pozostali sobą. Wiadomo, że sława ich zmieniła. Tylko, że w ich przypadku z pewnością nie na gorsze.
     - Przepraszam... - powiedziałam, opierając swoją głowę o jego ramię.
     - Za co? - Lou wydawał się być szczerze zdziwiony.
     - Bo ja też was oceniłam, ale nie miałam racji - chłopak objął mnie i przyciągnął bliżej do siebie. Następnie delikatnie pocałował mnie w czoło.

 Na początku chciałabym życzyć wszystkim udanych wakacji! Żebyście wszyscy choć trochę odpoczęli od nauki, ale i od nauczycieli ;)Niestety muszę poinformować, że następny rozdział pojawi się dopiero za dwa tygodnie, gdyż już w poniedziałek wyjeżdżam na kolonie i nie będę miała możliwości na napisanie go. Jak zawsze - zachęcam do komentowania! :)

6 komentarzy:

  1. Oj pięknie napisane :)
    Trochę smutne, ale cóż sama prawda. To, że kogoś muzyka nam się nie podoba, nie oznacza, że możemy ich oceniać. Nienawidzę, gdy ktoś mówi, że lubi jakiś zespół, a inny gnoi. A jak ktoś cos powie o jego faworycie, wyjeżdża z paszczą i wygłasza wielką mowę ;/ Ludzie to debile i tyle ...
    No, ale rozdział świetny :D Nina przynajmniej się zdobyła na słowo ":przeprasza", a to naprawdę dużo ;)
    Najlepsza scena z komórką <33

    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. [SPAM]
    Na www.be-with-me-baby.blogspot.com pojawił się 12 rozdział. Serdecznie zapraszamy i liczymy na szczerą opinię. Pozdrawiam Eve;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega ;D
    Podoba mi się.
    Świetnyy rozdział.
    Coraz bardziej jestem ciekawa co się jeszcze wydarzy ;p
    Pozdrawiam Bella♥

    Zapraszam na;
    http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale SUPER!
    No po prostu bomba xdxd
    Liczę, że następny rozdział będzie równie wciągający ;)

    Zapraszam do sb
    najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. ojapierdolekurwamać..*.* genialny rozdział, życzę dalszej weny i pomysłów. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału..
    Pozdrawiam
    Aniaa

    OdpowiedzUsuń