piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 11

     Załamałam się. Nie potrafiłam przestać myśleć o chorobie matki. Zadręczałam się myślą, że to ja w jakiś sposób przyczyniłam się do jej choroby. Nie wiedziałam, czy to możliwe, ale nie brałam pod uwagę możliwości, że mogłoby być inaczej.
     Nie potrafiłam zrozumieć, czemu to spotyka akurat ją. W ostatnim czasie nie dogadywałyśmy się najlepiej, co nie zmieniało faktu, że nadal była moją matką, a ja nadal martwiłam się o nią. Wizja tego, że za parę lat, albo nawet miesięcy może umrzeć, uświadomiła mi to, jak bardzo za nią tęsknię.
     Od dawna nie przeprowadzałam z nią normalnej rozmowy. Dokładnie od jej rozstania z tatą. Nasze wymiany zdań zazwyczaj kończyły się sprzeczkami, które zawsze przerywał ojczym.
     Teraz uzmysłowiłam sobie, że może robił to dlatego, bo wiedział, jak kolejne kłótnie pogarszają stan mamy.
     Gdyby nie Louis pewnie wcale nie podniosłabym się z zimnej ziemi. Po prostu nie miało dla mnie znaczenia to, gdzie się znajduję. Chłopak za to pomyślał o mnie i o moim zdrowiu. Pomógł mi się podnieść, po czym zaprowadził mnie do auta, w którym rozkleiłam się na dobre. Łzy ponownie moczyły moje policzki, kiedy on mnie objął. Mocno przyciągnął mnie do siebie, pozwalając tym samym, żeby moje łzy moczyły kombinezon, który w pośpiechu zapomniał zdjąć.
***
12 lipiec, Piątek
     Było już koło południa, ale ja wcale nie zamierzałam wychodzić z łóżka. Nie przejmowałam się, więc godziną, którą wskazywał mój zegarek. 
     Leżąc w łóżku, próbowałam przyswoić do siebie myśl, że mama jest chora. Na próżno. Jak takie rzeczy mogą do nas dotrzeć?
     Podświadomie wiedziałam, że oczekuję, że to wszystko okaże się snem. Złym koszmarem, który kiedyś komuś opowiem (o ile go zapamiętam). Jak każdego poranka pójdę pobiegać, a potem zjem śniadanie z chłopakami. W ostatniej chwili wpadniemy na jakiś genialny pomysł spędzenia czasu. 
     Zasypiałam już ponad trzy razy, ale za każdym razem budziłam się i uświadamiałam sobie, że to się dzieje naprawdę. 
     Zaszyłam się w sypialni. Nie wychodziłam z niej, od kiedy wróciłam do domu. Nie jadłam, nie piłam. Pomimo tego, że chłopaki przychodzili po mnie ze dwadzieścia razy, prosząc, żebym coś zjadła. Byli skołowani, w końcu nie wiedzieli, co się dzieje. Może to i lepiej. Nie chciałabym zadręczać ich moimi kłopotami, zmartwieniami, problemami, czy jak to inaczej nazwać.
     Pukanie do drzwi przerwało moje rozmyślania. Czy nie mogliby dać mi, chociaż godziny spokoju? Nie potrzebowałam w tej chwili ich towarzystwa, tylko świętego spokoju. Musiałam pomyśleć, ułożyć to wszystko sobie w głowie. Nie potrafiłam tego zrobić, jeśli co chwila mi ktoś przeszkadzał.
     - Proszę - powiedziałam cicho, mając nadzieję, że nikt nie usłyszy mojego zaproszenia. Ale, jak zawsze, nic nie może iść po mojej myśli.
     Przez szparę między otwartymi drzwiami, do mojego pokoju, zajrzał Niall. W pewnym stopniu cieszyłam się, że to on. Miałam cichą nadzieję (a nadzieja matką głupich), że nie będzie pytał, co się ze mną dzieje.
     - Mogę wejść? - spytał delikatnie. Widać było, że nie chce naciskać.
     Gestem pokazałam mu, że może wejść. Nie miałam siły odpowiadać.
     Blondynek wszedł do pokoju i usiadł na moim łóżku. Spojrzał na mnie krytycznie i zaniepokojony pokręcił głową.
     - Co się dzieje? - tak, nadzieja matką głupich.
     - Nic - wzruszyłam ramionami. Spodziewał się, że akurat mu powiem, co się dzieje?
     - Nina, przecież widzę. Nie ufasz mi? - jego głos zadrżał.
     - Ufam ci, ale to nie jest coś, o czym chciałabym mówić...
     - Czyli przyznajesz, że coś się stało?
     No i wpadłam. Powiedziałam mu, że nie wszystko jest w porządku. Teraz z pewnością nie przestanie dociekać, co się takiego wydarzyło.
     Nie miałam siły walczyć. Najzwyczajniej w świecie postanowiłam się poddać.
     - Moja mama jest chora...
     Niall chyba nie zrozumiał, o co mi chodzi, ponieważ odetchnął z ulgą.
     - Nie widzę problemu, jeśli potrzebuje dobrego lekarza, mogę wykonać parę telefonów, a wtedy...
     - Ona ma białaczkę - przerwałam mu. Wiedziałam, że chciał dobrze, ale musiałam postawić sprawę jasno.
     Nagle między nami zapadła cisza. Strasznie mi ona doskwierała, ale nie z powodu tego, że jej nie lubiłam. Wręcz przeciwnie, bardzo lubiłam przebywać w ciszy. Ale ta cisza, która panowała między nami, była nienaturalna. On nie wiedział za bardzo, co powiedzieć. Zdawał sobie sprawę, że zwykłe "Wyzdrowieje, zobaczysz. Wszystko będzie dobrze" mi nie wystarczy. Przy tym to byłoby jawne oszustwo. Szanse na to, że moja matka w pełni wyzdrowieje, były raczej marne. Życie po chemioterapii z pamięcią, że musi brać codziennie masę leków, było by dla niej bardzo ciężkie. Wierzyłam jednak, że będzie się starać. W końcu miała dla kogo żyć.
     - Nie wiem, co powinienem powiedzieć - przyznał szczerze Niall. Właśnie za to go lubię: potrafi być szczery.
     - Rozumiem. Ale i tak doceniam to, że tu przyszedłeś...
     Myślałam, że nasza rozmowa dobiegła końca, dlatego przewróciłam się na lewy bok i wtuliłam swoją twarz w poduszkę. Chciałam jeszcze raz spróbować zasnąć i odpłynąć w błogą nieświadomość.
     Nie usłyszałam, jednak odgłosu charakterystycznego dla zamykania drzwi, dlatego podniosłam głowę. Irlandczyk ciągle siedział na moim łóżku i wpatrywał się we mnie, jakbym była czymś, co może się zaraz rozsypać, a on nie może do tego dopuścić.
     - Zdaje sobie sprawę, że może ci się wydawać, że to koniec świata, ale zapewniam cię, że tak nie jest. Twoja mama jest chora, ona nie ty! Musisz ją wspierać i pomagać, a użalając się nad sobą z pewnością nie dasz rady tego zrobić! Dlatego zbieraj się do kupy, dzwoń do niej. Albo nie... Twoja mama ma kogoś? - kiwnęłam głową i już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, ale on nie czekając na moją odpowiedź, kontynuował - To dzwoń do niego. Spytaj się, czy możesz coś zrobić, i spytaj się o jej stan - jego słowa w jakiś sposób mnie otrzeźwiły i przywróciły zdolność racjonalnego myślenia.
     Wyskoczyłam z łóżka, wyjęłam z szafy jakieś spodenki (podejrzewałam, że na dworze wciąż jest ciepło), złapałam nowy top i weszłam do łazienki, gdzie w miarę szybko się ogarnęłam.
     Kiedy z niej wyszłam, znowu napadły mnie wątpliwości. Horan, który przez cały czas czekał na moje wyjście, od razu to zauważył i podszedł do mnie. Przytulił mnie do siebie i wyszeptał ciche:
     - Pomożemy ci... - te krótkie słowa wystarczyły.
 
***
     Zeszłam po schodach w odrobinę lepszym nastroju, ale wciąż pamiętałam o mamie. Postanowiłam, że zadzwonię do ojczyma, jak tylko zjem śniadanie.
     Dopiero teraz zaczęłam odczuwać głód, który wcześniej mi tak bardzo nie doskwierał. Za to teraz miałam prawie stu procentową pewność, że mogłabym zjeść konia z kopytami. 
     Kiedy poczułam zapachy dochodzące z kuchni, bez zastanowienia tam pobiegłam. To, co tam zastałam przyprawiło mnie prawie o zawał serca. 
     Na blatach walały się przeróżne miski. Widać było także ślady po rozlanym mleku, a na podłodze leżała rozsypana mąka i cukier. Nie do końca rozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi, ale postanowiłam się tym za bardzo nie przejmować.
     W środku tego całego bałaganu stał Harry, który miał na sobie biały fartuch, i Louis, który ubrany był w podobny kolorowy fartuch. 
     - Co wy robiliście? - spytałam, starając się zachować spokój.
     - Mamy coś dla ciebie. Tak na poprawę humoru - powiedział tajemniczo Styles i podniósł z blatu mały, biały talerzyk. Następnie mi go podał.
     Wzięłam go do ręki i przyjrzałam mu się bliżej. Na talerzyku leżała wieża ciasteczek z cukrem. Z zadowoleniem odkryłam, że ciastka mają kształty serduszek. 
     - Tyle zamieszania o zwykłe ciastka? - spytał zdziwiony Niall, który najwyraźniej wszedł do kuchni za mną. Złapał jedno z nich i ugryzł kawałek - Ale za to jakie dobre!
     Złapał jeszcze jedno i w podskokach udał się do salonu. Harry z Lou przybili sobie piątki. 
     Nie mając lepszego pomysłu, sama spróbowałam jednego ciasteczka, które faktycznie okazało się być wyśmienite. 
     - I jak? - spytał mnie Louis. Nie wiem, na ile był ciekawy mojej opinii, a na ile cały czas się o mnie martwił.
     - Pyszne - powiedziałam z uśmiechem. Chciałam, żeby zrozumiał, że mówię to też, aby przekazać mu, że już mi jest lepiej. 
     - To, co chcesz więcej? - spytał Styles, który stał już przy piekarniku i wyjmował następną porcję ciasteczek.
     - Może zaraz, na razie jeszcze mam.
     - Jak chcesz, więcej dla mnie - powiedział lokaty i nałożył sobie parę ciasteczek na talerz, po czym wyszedł do salonu. Zostawił mnie samą z Lou.
     - Mamy jakieś plany na dzisiejszy dzień? - spytałam. Postanowiłam, że ze wszystkich sił będę się starała uniknąć z nim sytuacji: sam na sam. A tu proszę... Stoimy sobie razem w kuchni. W dodatku sami.
     - Żadnych... Chyba, że liczy się oglądanie telewizji i lenistwo przez cały dzień. Za to jutro idziemy na bankiet!
     - Jaki bankiet!?
     - Ups... Chyba zapomniałem ci o tym powiedzieć - chłopka wydawał się odrobinę zażenowany zaistniałą sytuacją.
     - Najwyraźniej tak! Co to będzie za bankiet? - uspokoiłam się.
     - Przepraszam, musiało mi to wypaść z głowy. To będzie coś w rodzaju bankietu. Taki trochę bal charytatywny. Mamy założyć galowe stroje...
     - Ale ja nie mam żadnego galowego stroju! - przerwałam mu.
     - W takim razie pójdziesz na zakupy po obiedzie. Co ty na to, żeby zamówić pizzę?
     Przytaknęłam krótko głową. Nie byłby to taki zły pomysł. Ale w sumie nie myślałam o tym za bardzo. Za bardzo byłam zajęta dochodzeniem do wniosku, że czekają mnie nowe wydatki.
     
***
     - Nigdy więcej w życiu nie zjem pizzy - złapałam się za mój brzuch, który był już pełny. Miałam wrażenie, że zaraz pęknę.
     - Teraz tak mówisz! - zaśmiał się Zayn. Sam zajadał kolejny kawałek.
     - Nie śmiej się! 
     Wszyscy wybuchliśmy śmiechem. Chociaż dla mnie to wcale nie było zabawne. Mój brzuch naprawdę był pełny.
     Po jakiś piętnastu minutach ból brzucha mi przeszedł. Mogłam, więc ze spokojem oglądać komedię, którą włączył Liam, i śmiać się z niej do rozpuku. Pewnie bawiłabym się dalej, gdyby nie moja komórka.         
     Usłyszałam dzwonek mojego telefonu, który zadzwonił i przerwał świetną zabawę. Niechętnie podniosłam ją ze stolika i spojrzałam na ekran. Numer, który mi się wyświetlał nie był wpisany, ale znałam go już bardzo dobrze.
     - To mój ojczym - wyjaśniłam chłopakom, którzy posyłali mi pytające spojrzenia. Podniosłam się z wygodnej kanapy. Rozejrzałam się w poszukiwaniu miejsca, gdzie nikt nie mógłby podsłuchać naszej rozmowy. Chłopaki nie znali, co prawda mojego ojczystego języka, ale i tak nie chciałam, żeby usłyszeli choćby jedno słowo. 
     Nie mając lepszego pomysłu, wyszłam na zewnątrz. Tak, jak się spodziewałam wciąż jeszcze było gorąco. Powoli taka pogoda stawała się uciążliwa.
     Wzięłam głęboki wdech i wypuszczając powietrze z moich płuc, odebrałam telefon.
     - Nina? - chyba po raz pierwszy jego głos nie wydawał mi się tak uciążliwy i denerwujący. Może to z powodu tego, że teraz wiedziałam, co robi dla mojej mamy.
     - Tak, to ja - starałam się, żeby mój głos zabrzmiał spokojnie i miło, a nie jak zawsze, gdy z nim rozmawiałam, agresywnie.
     - Wiesz już, prawda? - on również starał się być miły. Z perspektywy czasu uświadomiłam sobie, że on przez większość czasu był nienagannie miły. Zazwyczaj to ja rozpoczynałam kłótnie, ale cóż poradzić. W końcu mam odrobinę wybuchowy charakter.
     - Wiem, Klara mi powiedziała, bo wy nie mieliście odwagi - zarzuciłam.
     - To nie tak... Chcieliśmy - urwał w połowie zdania - Sądzę, że ona chciałaby ci to wszystko wytłumaczyć. Byłaby możliwość, żebyś przyjechała tu, do Polski, na parę dni?
     - Jak ona się czuje? - zmieniłam temat. Nie byłam jeszcze gotowa, żeby rozmawiać o moim przyjeździe do kraju. Był on nieunikniony, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić, żebym wyjechała od chłopaków. Za bardzo się do nich przyzwyczaiłam. 
     - Nie jest źle. Lekarze mówią, że jej stan się poprawia.
     - A co z Klarą? Czemu ona jest u babci? - zasypałam go kolejnymi pytaniami.
     - Twoja mama nie chciała, żeby Klara widziała ją w takim stanie...
     - Jakim stanie?!
     - Twoja mama przechodzi chemioterapie.
     W mojej głowie się zakręciło. Za dużo informacji musiałam do siebie przyswoić w jednej chwili. Z jednej strony była to dobra wiadomość. Mama walczyła o to, żeby żyć. Ona chciała żyć.
     Z drugiej strony zdawałam sobie sprawę, co to znaczy mieć chemioterapie. Pisałam o tym pracę na biologię. Organizm mojej mamy stawała się słabszy, jej włosy z pewnością wypadały garściami, a do tego z pewnością przez większość czasu była wykończona i spała. 
     - Zadzwonię później, dobrze? Twoja mama się właśnie obudziła.
     - Dobrze. Pozdrów ją ode mnie... - rozłączyłam się. Byłam w szoku, ale raczej pozytywnym. Radość, że mama walczy z chorobą dodała mi otuchy. 
     Usłyszałam, że ktoś wyszedł z domu. Odwróciłam się i ujrzałam Lou, który szedł w moim kierunku. Stanął o krok przede mną. Na jego twarzy pojawił się niepokój i troska. 
     - Ty już wiesz. Mam rację? - Tomlinson pokiwał głową i przyciągnął mnie do siebie. Przytulił mnie do siebie i czekała, aż łzy wypłyną z moich oczu. Ale tym razem nie planowałam płakać.
     Chłopak zaskoczony moją reakcją, odsunął mnie od siebie, żeby się upewnić, czy nie płaczę.
     - Będzie dobrze - powiedział - Musi być.
     Pomimo tego, że ten lipny tekst był przereklamowany i głupi, to dzięki temu, że powiedział to Louis naprawdę w to uwierzyłam. Uwierzyłam w to, że będzie dobrze. Uśmiechnęłam się delikatnie. Czemu nie, skoro "wszystko będzie dobrze"?
     Chłopak nagle zaczął nachylać się w moją stronę. Wiedziałam, że teraz na pewno nam się uda. Teraz, w tej chwili przeżyję swój pierwszy pocałunek.
     Ale ku mojemu niezadowoleniu, on chciał wypowiedzieć tylko parę słów:
     - Co jest twoim marzeniem?
     Poważnie?! Teraz, gdy mamy szansę się po raz pierwszy, lecz nie ostatni raz, pocałować, on pyta się mnie o moje marzenie. Jakbyśmy nie mogli porozmawiać o tym, kiedy indziej. Przecież teraz moglibyśmy zrobić coś bardziej przyjemniejszego...
     Mimo tego, musiałam odpowiedzieć na zadane pytanie. Po głębszym zastanowieniu odparłam:
     - Chyba pocałunek podczas ogromnej ulewy, a twoim? - chciałam mu przez to delikatnie zasugerować, żeby to zrobił. Żeby mnie pocałował. Ale w sumie powiedziałam prawdę. Było to moim marzeniem, od kiedy w wieku pięciu lat obejrzałam taki pocałunek na czarno-białym filmie. Takie dziecięce marzenie.
     - By właśnie zaczęła się ta ogromna ulewa - powiedział. Wybuchłam śmiechem. Od razu poprawił mi się humor. Myślałam, że on żartuje, ale po chwili uświadomiłam sobie, że mówi całkowicie poważnie. 
     - Louis, od jakiegoś tygodnia w Londynie jest fantastyczna pogoda. Nie sądzę, żeby teraz na twoją zachciankę zaczął padać deszcz - powiedziałam pesymistycznie. Ktoś musiał uświadomić mu bolesną prawdę. 
     Nagle, jakby na zaprzeczenie moim słowom, na moje ramię spadła kropla deszczu. Podniosłam twarz ku niebu. Faktycznie, zaczynało kropić. Ponownie moje spojrzenie skierowałam na chłopaka. Wydawał się być z siebie zadowolony. 
     - To tylko mżawka - ostudziłam jego szczęście. I ponownie, jakby na zaprzeczenie moim słowom, zagrzmiało, a z nieba lunął rzęsisty deszcz. 
     - Czy to się liczy? - spytał rozradowany Lou. Unosząc twarz do góry, zamknęłam oczy i wybuchłam śmiechem. Na moją twarz spadały krople deszczu. Wiedziałam, co się stanie, gdy tylko ją opuszczę. Ale nie bałam się, wręcz nie mogłam się doczekać. 
     Nie musiałam czekać, ale nie musiałam się też spieszyć. Opuściłam moją głowę w dół. Louis od razu zareagował. Przysunął się i ujął moją twarz w swoje dłonie. Po chwili wpatrywania się w jego piękne tęczówki, nie wytrzymałam i zbliżyłam swoje usta do jego ust.
     Miał miękkie i bardzo ciepłe usta. Przez całe ciało przechodziły mnie iskry, a w okolicach serca odczuwałam przyjemne ciepło. Nie miałam innego porównania, ale widziałam, że dobrze całuje. Pewnie dużo ćwiczył z...
     Przerwałam nasz pocałunek gwałtownie.
     - A co z E... - nie czekając, aż dokończę swoje pytanie, odpowiedział:
     - Zerwaliśmy - ponownie wpił się w moje usta. Nie oczekiwałam dalszych wyjaśnień, nie potrzebowałam ich. 
     Po dość długiej chwili, która dla mnie i tak była zdecydowanie za krótka, chłopak przerwał nasz pocałunek.
     Byłam cała mokra przez deszcz, który ciągle nie przestawał padać, ale nie szczególnie mi to przeszkadzało. Kiedy przyjrzałam się Lou, okazało się, że wygląda on podobnie do mnie. To mnie trochę pokrzepiło. 
     Nagle kolejna błyskawica przecięła niebo. Zadrżałam, ale nie ze strachu. Nie bałam się burzy. Natomiast błyskawica była tak gwałtowna, że po prostu byłam zaskoczona siłą uderzenia. 
     Louis jednak objął mnie ramieniem i przyciągnął mnie do siebie tak blisko, jak tylko było to możliwe. Wtuliłam się w jego pierś, która pomimo mokrej koszulki, dawała uczucie przyjemnego ciepła.
     - Idziemy? Nie chcę, żebyś się przeziębiła - razem ruszyliśmy w stronę domu. Myślałam, że mnie puści, kiedy tylko przekroczymy próg domu. Nie byłam pewna, czy chcę, żeby reszta zespołu się o nas dowiedziała. Ale on mnie objął jeszcze mocniej (o ile to w ogóle było możliwe).
     Gdy weszliśmy do domu, wszyscy się na nas rzucili. Dosłownie. Liam kazał nam się rozbierać z mokrych ciuchów, na co Louis spytał: "Tak przy wszystkich?". Skończyło się ogólnym śmiechem. 
     Wyrwałam się z uścisku chłopaka i zażenowana nie wiedziałam, co zrobić. W końcu nie wypadało mi pocałować go przy wszystkich, a podanie mu ręki zdecydowanie odpadało. Przytulenie go też nie wchodziło w grę. W końcu pocałowałam go szybko w policzek i pobiegłam na górę. 
     Tam po ciepłym prysznicu przebrałam się w suche ciuchy. Dzisiejszego popołudnia musiałam jeszcze udać się na zakupy po sukienkę na jutrzejszy "bankiet".

     ***
     Nie miałam swojego samochodu, a nawet jeśli bym miała to nie potrafiłabym poruszać się po Londynie, gdzie panował ruch lewostronny. Mogłam poprosić któregoś z chłopaków o podwózkę, ale nie chciałam ich fatygować, a do tego wątpiłam, że któremuś będzie chciało się na mnie czekać. Ale to nie byłaby moja wina. W końcu mogli poinformować mnie wcześniej. 
     Ostatecznie jednak postanowiłam poprosić jednego z nich o pomoc. Louis odpadał. Nie wiedziała, co teraz jest między nami. Nie byliśmy już przyjaciółki, ale czy można nas było nazwać "parą"? Zayn wybył z naszej małej willi. Liam umówił się z Danielle, która również miała iść z nami na imprezę. Harry był za bardzo zajęty swoim telefonem, żeby mnie podwozić gdziekolwiek. Tak, więc wypadło na Nialla. 
     Kiedy go o to poprosiłam od razu się zgodził, chociaż i tak nie przyjęłabym odmowy. Wyciągnęłam go, więc z domu. On miał odpalić auto, a ja miałam wrócić do domu po kurtkę. Nie wiedziałam do której godziny będę szukać tej sukienki. Mogłabym znaleźć ją w pierwszym sklepie, do którego wejdę, ale również po trzech godzinach szukania. 
     Wyszłam z domu i z ulgą zauważyłam, że odrobinę się rozpogodziło. Rozejrzałam się, ale nigdzie nie zauważyłam jakiegokolwiek samochodu. Po chwili jednak podjechał czerwony samochód, którego kierowcą okazał się być Niall. 
     Zszokowana wsiadłam do auta. Nie do końca wiedziałam, co powiedzieć. Nigdy nie jeździłam takimi samochodami i byłam odrobinę wystraszona. Nienawidziłam szybkiej jazdy. 
     - Robi wrażenie, co? - spytał blondynek. Pokiwałam głową, czując, że robię się biała jak ściana. Niall chyba też to zauważył.
     - Co z tobą? Zrobiłaś się strasznie blada - spytał i gwałtownie ruszył autem. Przyspieszył, żeby wyminąć samochód, jadący przed nami. 
     Pisnęłam wystraszona, a chłopak spojrzał na mnie.
     - Patrz na drogę - nakazałam. 
     Zachichotał, ale chyba zrozumiał, o co mi chodziło, ponieważ znacznie zwolnił. Mimo jego najlepszych chęci, nie miałam zamiaru więcej wsiadać z nim do jednego auta. Za bardzo mnie wystraszył na samym początku. 
     Zostawił mnie na Oxford Street, a sam odjechał do jakiegoś Nando's. Powiedział, żeby zadzwoniła po niego, kiedy skończę zakupy, a wtedy on po mnie przyjedzie.
     Po raz pierwszy miałam nadzieję, że zakupy będą trwały całą wieczność.
     Nagle naszła mnie myśl, że przeżyłam dziś wiele "pierwszych razów". Po raz pierwszy normalnie rozmawiałam z ojczymem. Po raz pierwszy się całowałam. Po raz pierwszy jechałam szybkim autem. Po raz pierwszy miałam nadzieję na wieczne zakupy. Ale z tych wszystkich "pierwszych razów" zdecydowanie podobał mi się ten, który odbył się podczas ogromnej ulewy.

 Może trochę przereklamowany pierwszy pocałunek, ale muszę się przyznać, że sama o takim marzę. Pod poprzednim rozdziałem pojawiło się mniej komentarzy, niż wcześniej. Mam nadzieję, że teraz pojawi się ich więcej, ale nie naciskam. Chciałabym jeszcze podziękować za ponad 1000 wyświetleń. To dla mnie bardzo dużo znaczy. To, jak podobał się rozdział?
     

6 komentarzy:

  1. Rozdział świetny, chyba najlepszy jak do tej pory. :) Pomysł na I pocałunek może i przereklamowany, ale mi się bardzo podobał. ;)
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Normalnie, boskie !
    Zaskakujesz mnie coraz bardziej i to najbardziej lubię. Uwielbiam relacje Louise z Niną <3 I ten pierwszy pocałunek był taki romantyczny i dobrze napisany, że czułam się w ciele dziewczyny.
    Była Lou, skreślona , yeah ;x Troszkę jest mi jej żal, ale no cóż ... Nie przepadałam za nią ;/
    Niall jest naprawdę kochany. Potrafił pocieszyć ją i zadbać ;) Jakby 1D było takie naprawdę ( mówię tak, bo ich nie znam ^^) To jeszcze bardziej chciałabym ich poznać ;p
    Tylko teraz tak myślę ? Co potem z nimi wszystkimi, gdy skończy się czas "spotkania z 1D" ? Chcesz zrobić z tego dramat ? Jak tak, to wiedz, że ja tego nie przeżyję i będziesz musiała pisać drugą część z happy endem :D

    Czekam na nn, pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. SPAM
    Przepraszam, ale nie znalazłam zakładki.

    Opowiadanie, które poruszy nawet najtwardsze serca.
    Alicja- prosta dziewczyna z Polski, zostaje zmuszona do wyjazdu za granicę. W przypadkowy sposób, poznaje kogoś kto z czasem odmienia jej życie nie do poznania.
    Właśnie dzięki niemu doznaje co to miłość, cierpienie i ból.
    Dwójka najlepszych przyjaciół, którzy kochają jedną dziewczynę- rozpoczyna się wojna. Kto ją wygra?
    Czy Harry zrozumie jak wielki popełnił błąd?
    Kogo wybierze Alicja?
    Miłość.
    Przyjaźń.
    Zaufanie.
    Ból.
    Wszystko na:
    http://hello-in-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam cię na nowy rozdział na moim blogu :)

    http://ifyoufallyouwillnevergiveup.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie mi się podoba i czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. [SPAM]
    lNa www.be-with-me-baby.blogspot.com pojawił się 11 Rozdział. Serdecznie zapraszamy i liczymy na szczerą opinię. Pozdrawiam Eve;*

    OdpowiedzUsuń