piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 10

10 lipiec, Środa
     Mieszkając z chłopakami jakoś nie specjalnie przejmowałam się datami. W końcu były wakacje. Kto w wakacje przejmuje się takimi rzeczami? Jednak dzisiejszego poranka, po porannym bieganiu, spojrzałam w kalendarz. Osłupiałam, wpatrując się w datę.
     Nie byłam zdziwiona tym, że tak długo wytrzymuję z całym zespołem, chociaż to też jest odrobinę  szokujące. Byłam zaskoczona faktem, że urodziny mojej siostry wypadają już za cztery dni. Zawsze spędzałyśmy je razem na wspólnych zakupach. Starałyśmy się je zrobić szybko, bo Klara tak jak i ja, nie za bardzo lubi godzinami przymierzać różne ciuchy. Po zakupach szłyśmy do kina. Najczęściej wybierałyśmy pierwszą lepszą komedie romantyczną. Raz tylko poszłyśmy na coś innego. Moja siostrzyczka zaprosiła, wtedy swojego ówczesnego chłopaka, żeby pojechał z nami. Oczywiście on nie zgodził się na proponowany przez nas film. Wylądowaliśmy na jakimś durnym horrorze.
     W każdym razie, jej urodziny zbliżały się wielkimi krokami, a ja nie posiadałam dla niej żadnego prezentu. Po prostu świetnie. Jeśli dołożyć do tego to, że z pewnością nie wrócę do Polski tylko na jej urodziny... Czuję, że moja siostra się mnie wyrzeknie.
     Ale tak na poważnie. Muszę jej coś dać. Nie ważne, czy dostanie to dopiero we wrześniu, czy dokładnie czternastego lipca. 
     Spojrzałam na blat kuchenny, na którym leżało jakieś kolorowe czasopismo. Przyjrzałam się uważnie okładce. Znajdowała się na niej piątka uśmiechniętych od ucha do ucha chłopaków. Fotografia była podpisana słowami: "One Direction. Mają mnóstwo fanów na całym świecie. Tylko nam zdradzają ukrywane dotąd wady i zalety sławy".
     Ten nagłówek był dość głupi, za to podsunął mi pewien genialny pomysł. Mieszkam z One Direction. Moja siostra jest fanką One Direction. Czemu ja od razu na to nie wpadłam? Mogę, przecież załatwić jej ich autografy, a jak dobrze pójdzie to nawet namówię ich, żeby napisali od siebie parę słów dla niej. To był genialny plan, ale miałam jeszcze trochę czasu na jego realizację. Nie musiałam się spieszyć.
     Do kuchni wszedł Niall. Miał na sobie długie, niebieskie spodnie i biały przetarty podkoszulek. Tak, z pewnością był jeszcze w piżamie.
     - Cześć. Dopiero wstałeś? - spytałam pogodnie i czekając na odpowiedź, wyjrzałam przez okno. Słońce nadal rzucało swoje gorące promienie na asfalt. Nic nie wskazywało na to, aby w najbliższym czasie spadł deszcz i przyniósł ze sobą odrobinę chłodu.
     - Mniej więcej - potężnie ziewając, przeciągnął się. Na jego twarzy znikąd pojawił się smutek - Wygląda na to, że śniadanie jeszcze nie gotowe.
     - Nie. Radzę ci zapomnieć o tym, że ktoś ci je dzisiaj przygotuje, bo musimy już jechać na próbę - oznajmił, wchodzący do kuchni Liam.
     - Jak to? Tak wcześnie i to bez śniadania? Przecież to najważniejszy posiłek dnia - zaoponował blondynek.
     - Pozwól, że udzielę ci kolejnej rady, przyjacielu. Przebieraj się w coś normalnego, i to migiem. To nie moja wina, że zaspałeś!
     Zastanowiłam się przez chwilę. Która właściwie jest godzina? Nie ważne. Ważne za to jest to, że nie chciałam zostawać w tak wielkim domu sama.
     - A czy ja mogłabym... - nie dokończyłam pytania, bo Payne przerwał mi. Powiedział coś w stylu "Masz minutę".
     Jak strzała wbiegłam na górę, przebrałam się w krótkie szorty i biały top. W razie, jakby zrobiło się chłodniej wzięłam ze sobą też czarny sweterek. Leciałam na złamanie karku, byleby tylko zdążyć. I udało mi się.
    ***
     Tym razem, jakiś gościu ze studia przyniósł mi nowe nuty. Czułam się świetnie ponownie grając. Były to raczej utwory klasyczne, chociaż trafiła się jakaś nowa melodia.
     Chłopaki spokojnie sobie nagrywali nowe piosenki, podczas gdy ja grałam na fortepianie. Nie odczuwałam tego jak szybko płynął mi czas, kiedy grałam. Nie liczyło się dla mnie nic poza tym      instrumentem. 
     Ktoś wszedł do pomieszczenia. Machinalnie przerwałam granie, przesunęłam się odrobinę w bok i zrobiłam tej osobie trochę miejsca. Okazało się, że ową osobą jest Niall.
     - Już skończyliście próbę? - spytałam rozkojarzona. Naprawdę czas tak szybko zleciał?
     - Dosłownie minutę temu - posłał w moją stronę uśmiech, ale po chwili spoważniał. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go tak poważnego - Mam do ciebie pytanie. Nie musisz, oczywiście odpowiadać, jeśli nie chcesz. Po prostu chciałem spytać z ciekawości.
     Posłałam mu pytające spojrzenie. Nie miałam kompletnego pojęcia, o co może mu chodzić. Miałam w głowie pustkę.
     - Wiesz już, co będziesz robić w przyszłości? No wiesz, kiedy skończą się wakacje. Bo skończyłaś już szkołę, prawda?
     Teraz to dopiero miałam pustkę w głowie. Jeszcze nie tak dawno temu, podobne pytanie zadał mi Liam. Wtedy nie wiedziałam, co na nie odpowiedzieć. Szkoda tylko, że nadal nie znałam na nie odpowiedzi. Mogłabym walnąć teraz jakąś głupią i oklepaną formułkę w stylu "Żyję chwilą i nie przejmuję się tym, co będzie jutro", ale nie chciałam. Prawda była taka, że faktycznie chciałam odłożyć na bok myśli o tym, co będę robić po wakacjach. Ale cały czas się bałam tego, co będzie, kiedy tylko się skończą ostatnie, błogie chwile słodkiego relaksu z chłopakami przez, co nie potrafiłam cieszyć się chwilą.
     - Skończyłam, ale prawdę mówiąc... Nie wiem, co będę robiła - zacięłam się. Ta chwila doskonale zdawała się nadawać na wspominki - Wiesz, że kiedy byłam młodsza moja nauczycielka namawiała mnie, żebym złożyła podanie do Juilliard School of Music, kiedy tylko skończę szkołę? Kiedyś naprawdę wierzyłam, że wyjadę do Nowego Jorku, zamieszkam tam i będę chodziła do tej szkoły, żeby doskonalić sztukę gry na pianinie.
     - To, dlaczego faktycznie nie złożysz tam podania? - wydawało mu się to takie oczywiste.
     - Niall, to tylko dziecięce marzenie. Nie przyjęliby mnie tam.
     - Zawsze można spróbować - namawiał mnie chłopak - Nie masz nic do stracenia. A tak poza tym, to świetnie grasz na fortepianie. 
     Mimowolnie się zarumieniłam. Chociaż już parę razy mówiono mi, że jestem świetna w grze, ale i tak za każdym razem doceniałam pochwałę. Nie wierzyłam tak naprawdę w to, że jestem dobra. Uważałam po prostu, że jestem przeciętna. A przeciętni nie dostają się do Juilliarda. 
     - Wątpię w to, że zdołasz mnie namówić. Jestem naprawdę uparta.
     Niall zrobił coś, czego bym się po nim nie spodziewałam. Zrobił do mnie takie maślane oczy, że miałam ochotę skoczyć z mostu tylko po to, żeby się tak na mnie nie patrzył. Zawsze działały na mnie takie spojrzenia. To było nie fair. 
     - W sumie, co mi szkodzi - wzruszyłam ramionami. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że ta decyzja nie wyjdzie mi na dobre.
     - Poszukam jutro coś na temat składania podań do tej twojej szkoły - obiecał blondynek. 
     - Byłabym ci naprawdę wdzięczna - przynajmniej nie będę z tymi wszystkim papierami sama.
***
11 lipiec, Czwartek
     Chłodniejsze powietrze wiało wprost na moje rozpalone policzki, które ogrzewały gorące promienie słoneczne. Było mi tak dobrze, że wcale nie spieszyło mi się z powrotem do domu. Było ciepło, ale delikatny wietrzyk dawał wrażenie przyjemnego chłodu. A do tego oczyszczał mój umysł i pozwalał mi się skupić.
     Wczoraj wieczorem załatwiłam już prezent dla Klary. Chłopaki podpisali się na swoim wielkim plakacie, każdy nawet napisał życzenia od siebie, chociaż nie prosiłam ich o to. Potem Zayn obiecał, że skombinuje jakieś gadżety, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. I takim oto sposobem miałam już prezent dla mojej kochanej siostrzyczki. Jedno zmartwienie mniej. 
     Moim prawdopodobnie największym zmartwieniem był teraz jednak Louis. Nie chciałam myśleć o tym, do czego prawie doszło w jego pokoju. Byłam smutna i zła. Smutna z powodu tego, że nam przerwano. Zła z powodu tego, że dałam się temu chłopakowi tak omotać. Bo jak inaczej można nazwać to, co ze mną robi?
     W jednej chwili był na mnie śmiertelnie obrażony, a w drugiej zachowywał się tak, jakby nigdy nic złego nie wydarzyło się pomiędzy nami. Najgorsze było to, że nie miałam ochoty powiedzieć mu, co o nim myślę. Bałam się tego, że faktycznie nie odezwałby się do mnie ani słowem. Tak jak wczoraj. 
     Przez cały wczorajszy dzień nie zamienił słowa ani ze mną, ani z Niallem. Unikał nas jak ognia. Co prawda podpisał się na tym plakacie, kiedy go o to poprosiłam, ale zrobił to bez słowa. O co tym razem był obrażony? 
     Miał jakieś chore wahania nastrojów, trochę jak kobiety w ciąży. Raz był niezadowolony, a drugi raz tryskał radością. To stawało się powoli irytujące. 
     Przerwałam moje rozmyślania i weszłam do domu. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy była sterta papierów, wokół których siedział Niall. Podeszłam do niego i zadałam nurtujące mnie pytanie:
     - Co to są za papiery?
     Blondynek spojrzał na mnie zdziwiony.
     - To są wszystkie informacje odnośnie Juilliard School i tego, jak złożyć tam podania - powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie - Musimy tylko wypełnić tę kartę zgłoszeniową, a jeśli będą  zainteresowani przyjęciem cię, zaproszą cię na przesłuchanie. Co prawda skończył się termin składania podań, ale może będę mógł ci jakoś pomóc.
     - Pokaż mi tę kartę! - byłam już podekscytowana tym, że mogłabym się tam dalej uczyć. Chociaż starałam się nie robić sobie złudnych nadziei, żeby potem się nie rozczarować.
     Chłopak podał mi to, o co prosiłam. Od razu rozpoczęłam wypełniać wszystkie potrzebne informacje na mój temat. Zatrzymałam się na chwilę, aby się zastanowić. Czy na pewno chcę związać moją przyszłość z pianinem? To było głupie pytanie, przecież wiedziałam, że chcę to robić od dziecka. Zaznaczyłam więc program, dzięki któremu mogłabym grać na moim ukochanym instrumencie.
     Kiedy skończyłam uzupełniać kartę, oddałam ją blondynkowi, który obiecał wysłać jak najszybciej moje podanie. W końcu zdecydował, że zrobi to zaraz po śniadaniu.
     - Dziękuje - szepnęłam w jego stronę. Byłam mu ogromnie wdzięczna, bo gdyby nie on pewnie w ogóle nie pomyślałabym, żeby spełnić jedno ze swoich największych marzeń.
     ***
     Niall, tak jak obiecał, od razu po śniadaniu wyszedł z domu, żeby wysłać moje zgłoszenie. 
     Natomiast ja postanowiłam, do czasu jego powrotu, troszeczkę poleniuchować. Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Rozłożyłam się wygodnie na kanapie w salonie i włączyłam telewizję. Leciała akurat jakaś komedia romantyczna. Z braku lepszego pomysłu, zaczęłam ją oglądać. 
     - Zbieraj się. Wychodzimy - oznajmił Liam, który zajrzał do salonu. Dosłownie na chwilę, bo zaraz potem go nie było.
     Podniosłam się z kanapy i wyłączyłam telewizję. A film zapowiadał się tak świetnie.
     W sekundę dogoniłam chłopaka i spytałam, o co mu chodzi. Na to on zaśmiał się i stanowczym tonem oznajmił, że idziemy na paintball.
     - Ale Niall przed chwilą wyszedł... - powiedziałam zszokowana. Na paintball poszłam raz w życiu. Ze starymi "przyjaciółmi" wpadliśmy kiedyś na ten jakże genialny pomysł. Nie skończyło się to najlepiej, bo połowa, a w zasadzie większość towarzystwa ostro zabalowała i wszystko skończyło się na tym, że odwoziłam ich do domów.
     - Ustaliłem z nim, że spotkamy się na miejscu - wytłumaczył - A teraz zbieraj się, bo taksówka już czeka.
     Uśmiechnęłam się i pobiegłam na górę. Szybko zmieniłam mój stary, ale za to jaki wygodny T-shirt na biały top. Zdecydowałam jednak, że zostanę w szarych szortach. Założyłam jeszcze tylko moje stare, delikatnie zniszczone trampki i wyszłam z pokoju.
     Wsiadłam do sześcioosobowego busa, w którym już siedzieli chłopaki. Zajęłam miejsce koło Louisa. Zrządzenie losu?
     - Cieszysz się? - spytał mnie wesoło. Czyli wracamy do sytuacji, kiedy udajemy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku?
     To dopiero początek naszej wycieczki, a on już zdążył mnie rozzłościć. Zła kiwnęłam tylko głową i spojrzałam przez okno. Znowu świeciło słońce i znowu nic nie zapowiadało na to, żeby w najbliższym czasie spadł deszcz.
     Po trzydziestu minutach, które spędziliśmy w prawie nieprzerywalnej ciszy, byliśmy na miejscu. Była to wielka, zalesiona polana. Właściwie można chyba powiedzieć, że był to las. Gdzieniegdzie stały drewniane wieżyczki i coś również drewnianego, co miało służyć za obronne, gdyby ktoś mnie zaatakował kolorową farbą. Świetnie już planuję, gdzie się ukryję, gdy ktoś mnie zaatakuje.
     Niall już na nas czekał przy kasie. Był już przebrany w specjalny kombinezon, a w ręku trzymał stroje dla nas. Każdy wziął pasujący rozmiar, a kiedy Niall wskazał miejsce, gdzie można było się przebrać, wszyscy tam się udaliśmy. Szybko wcisnęłam się w kombinezon i za namową blondynka poszłam wybrać sobie jakąś broń. 
      Zaraz po mnie z przebieralni wyszła reszta zespołu, którzy również wybrali dla siebie jakiś pistolety. Podzieliliśmy się na trzy osobowe drużyny. Jedną tworzyli Liam, Harry i Louis, za to drugą (czyli tę lepszą) tworzyłam ja z Niallem i Zaynem.
     Jakiś gościu wcisnął nam do rąk coś podobnego do kasków i okulary. Założyliśmy je na głowy i w ten oto sposób byliśmy gotowi.
     - Przegrani stawiają obiad - zaproponował Niall. Na jego słowa wybuchłam śmiechem.
     - Przecież jakieś czterdzieści minut temu jedliśmy śniadanie! - wyjaśniłam powód swojego dobrego humoru.
     - Myślę przyszłościowo - oburzył się blondynek.
     Wzruszyłam ramionami. Zaczęliśmy nasz pojedynek. Ja z moją grupą pobiegliśmy na północ, a nasi przeciwnicy na południe (przynajmniej tak mi się wydawało, bo nie za dobrze orientowałam się w nowym terenie). Ukryliśmy się za drewnianą ścianką. Gdzieś daleko przed nami zamigotał mi inny kombinezon.
     Przesuwaliśmy się do przodu, chowając za następnymi drewnianymi ściankami. Robiliśmy to tak machinalnie, że gdy chcieliśmy przejść do następnej, nie wzięliśmy pod uwagę dzielącej nas od niej odległości. W porę jednak się zatrzymałam i ruchem ręki nakazałam, aby i również chłopaki się zatrzymali. Oni zdezorientowani zrobili to, co chciałam. Półszeptem wytłumaczyłam im, że to za daleko. Jednak Zayn wyjaśnił mi, że musimy i tak się tam dostać. Zgodziłam się pod warunkiem, że zrobimy to pojedynczo.
     Pierwsza pobiegłam ja. W miarę szybkim tempie przebiegłam ten dość długi dystans. W końcu miałam całkiem niezłą kondycję. Następny wystartował mulat. Dobiegnięcie do ścianki zajęło mu trochę dłużej niż mi, ale nie było tak źle. W końcu ostatni zza poprzedniego ukrycia wybiegł Niall. Nie był tak szybki jak ja, ale dawał radę. Był już prawie przy nas, kiedy nagle... Jedna z kilkunastu wystrzelonych kulek trafiła go w pierś, rozpryskując się i brudząc kombinezon Nialla czerwoną farbą.
     - Umieram! - wychrypiał blondynek. Następnie położył się na ziemi, odłożył swoją broń na bok i przymknął oczy.
     - Nie wydurniaj się! Wstawaj w tej chwili i chodź tutaj! Musisz nam pomóc ich pokonać! - krzyczałam półszeptem. Nadal nie mogłam zdradzić miejsca, gdzie znajdujemy się ja i Zayn.
     - Nie może, takie są zasady. Dostałeś, schodzisz.
     Blondynek podniósł się z zimnej ziemi, wziął swoją broń i unosząc swoją rękę, zaczął się oddalać. Dostał parę kolejnych kulek. Zdenerwowany krzyknął:
     - Zrozumiałem, okej?! Już schodzę!
     Spojrzałam na mojego ostatniego sojusznika.
     - Będzie ciężko, ale damy radę ich pokonać. Musisz w to tylko uwierzyć! - przekonywałam go.
     - Mówisz, jak na jakimś filmie - skomentował ze śmiechem.
     - Ich jest trzech, a nas tylko dwójka. Mają przewagę liczebną.
     Ustaliliśmy, że musimy sobie poradzić bez Horana. Rozdzieliliśmy się on miał iść prawą stroną, a ja lewą.  W ten sposób mieliśmy, jakąś szansę dostać się na drugą stronę polany.
     Uważając, żeby nie nadepnąć na jakąkolwiek gałąź, która mogłaby narobić hałasu, przemieszczałam się do przodu. Zajmowało to strasznie dużo czasu, bo musiałam jeszcze obserwować otoczenie i uważać na drużynę przeciwną, która w każdej chwili mogła mnie zaatakować kolorową farbą.
     Stało się to, czego bałam się chyba w tej chwili najbardziej. Nadepnęłam na suchą gałąź, która trzasnęła pod moimi stopami. Stanęłam dęba. Pewnie, któryś z nich to usłyszał i zaraz mnie zaatakuje.
     Ale ku mojemu zaskoczeniu nikt nie strzelał. Nie, żebym była z tego powodu nieszczęśliwa, wręcz przeciwnie. Odczekawszy jeszcze chwilę ku przezorności, ruszyłam dalej.
     Przeszłam może pięć kroków, kiedy ktoś nagle zasłonił mi oczy. Wystraszyłam się, chociaż zdawałam sobie sprawę, że to musi być jeden z chłopaków. Jakby na potwierdzenie moich słów poczułam mocny zapach perfum Lou. Zagadka wyjaśniona.
     Chłopak zdjął swoje dłonie z moich oczu i gestem nakazał mi, żebym była cicho. Po czym brutalnie pociągnął mnie za rękę w kierunku przeciwnym do tego, w którym zamierzałam iść.
     Pisnęłam z bólu, a on delikatnie poluźnił swój ucisk. Jednak nie na tyle, żebym mogła się wyrwać. Nagle się zatrzymał i delikatnie puścił moją rękę. Zaczął przybliżać się w moją stronę, a ja odruchowo odsuwałam się w tył. Robiłam tak do czasu, kiedy moje plecy trafiły na drzewo. Oparłam się o nie, w duchu modląc się, aby nie zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Nie miałabym już, gdzie uciec.
     Wiedziałam, co chce zrobić. Znowu będzie chciał mnie pocałować. Tylko, że teraz nie byłam pewna, czy ja tego chcę. Nie byłam zmienna w uczuciach. Nadal mi się podobał, ale nie wiedziałam, czy to najlepszy moment na pierwszy pocałunek.
     Kora drzewa strasznie uwierała i drapała moje plecy, ale starałam się nie przejmować tym za bardzo. Tymczasem Louis przysunął się w moją stronę jeszcze bardziej. Dzieliły nas centymetry, a on ciągle się do mnie zbliżał.
     Teraz nasze twarze dzieliły centymetry. Opuścił mnie zdrowy rozsądek. Serce przyspieszyło swoje bicie. Dosłownie jak dwa dni temu, kiedy to też prawie się pocałowaliśmy. Tylko, że wtedy przeszkodził nam Niall. Ale teraz nie zapowiadało się na to, żeby ktoś nam przerwał.
     Chłopak zbliżył się do mnie minimalnie. Czekał na mój ruch. W każdej chwili mogłam to przerwać, ale ja również się do niego przybliżyła. Obróciłam już moją głowę w bok, abyśmy mogli się pocałować. A wtedy... Zadzwoniła moja komórka.
     Louis odsunął się ode mnie z opuszczoną głową. Westchnęłam. Znowu nam się nie udało. Teraz, kiedy byłam już pewna, że chcę go pocałować. Odebrałam komórkę.
     - Nina? - usłyszałam w słuchawce zapłakany głos Klary. Wystraszyłam się. W końcu to dzielna dziewczyna. Rozstanie rodziców znosiła lepiej niż ja, a teraz płakała. Musiało się stać coś poważnego.
     - O co chodzi? - spytałam najdelikatniej jak potrafiłam.
     - Nina, ja naprawdę przepraszam... Chciałam ci to powiedzieć wcześniej, ale ona - jej głos się załamał. Po jednym pociągnięciu nosem mówiła dalej - Ona mi zabroniła...
     - Spokojnie. Jaka ona?
     - Ja przepraszam. Powinnam powiedzieć ci wcześniej - powtórzyła się.
     - Ale co? - nadal starałam się być spokojna, ale moja złość wzbierała na sile. Nie dość, że mi przerwała taki moment, to jeszcze nie chciała mi powiedzieć, o co chodzi.
     - Ona mi zabroniła, rozumiesz? Ale teraz już nie mogę tego przed tobą ukrywać - kolejne pociągnięcie nosem.
     - Ale czego?! - wybuchłam. Nie mogłam już dużej wytrzymać. Denerwowało mnie jej zachowanie. Jeśli chciała, żebym jej w czymś pomogła, musiała powiedzieć mi, o co chodzi.
     - Mama jest chora - zdołała wypowiedzieć te trzy słowa przez łzy.
     - Przeziębiła się? - spytałam z kpiną. Robi tak wielkie zamieszanie tylko, dlatego że mama kaszle i ma katar?
     - Nie - zaprotestowała - Ona ma białaczkę...
     Komórka wypadła z mojej ręki i upadła na ziemię. Moje serce zatrzymało swoje bicie. Zsunęłam się po drzewie. Siedziałam teraz na zimnej ziemi. Nie przejmowałam się tym, jednak wcale. Z moich oczu zaczęła lecieć słona ciecz. Gorące łzy moczyły moją brodę i spadały na mój top.
     Nie mogłam w to uwierzyć. Mój umysł nie chciał przyjąć tej informacji. Przecież moja mama nie może być chora. Nie może mieć białaczki.

 Wyszło jak wyszło, ale jestem z niego dosyć zadowolona. Wiem, że mogę dostać opieprz od Was za to, że znowu im przerwałam, ale obiecuję, że już niedługo :) Planowałam tę chorobę matki od samego początku. Zaczęłam nawet o tym czytać. Boję się, że mogę nawalić z chorobą, bo raczej nie znam się na takich rzeczach za bardzo, ale mam nadzieję, że będzie dobrze. Liczę na szczerą opinię :)

3 komentarze:

  1. WItaj,
    Ten rozdział mi się naprawdę podobał ;), wierzę, że sobie poradzisz z tą chorobą ^^ (bynajmniej trzymam za to kciuki) :). Nie mogę się doczekać ich pierwszego pocałunku, ale mam nadzieję, że masz to dokładnie zaplanowane i że będzie to moment, który stanie się jednym z najlepszych momentów w opowiadaniu, ale nie najlepszym. :)
    Gratuluję pięknego opowiadania, naprawdę bardzo mi się podoba. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju, jak ja cie uwielbiam dziewczyno ! Ciebie i twojego bloga <3
    Sposób w jaki opisujesz sytuacje jest genialny. Opis sytuacji świetny ! I nie wiem co dalej. Te sceny z Louisem, choroba matki ... Ty masz łeb, dziewczyno ! I to chyba całkiem spory jak masz takie pomysły !



    Pozdrawiam ! I chce następny ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział, pisz dalej. Znowu ktoś im musiał przerwać ? :D

    OdpowiedzUsuń