8 lipiec, Poniedziałek
Liam chrząknął, próbując zwrócić na siebie naszą uwagę. To jest naszej czwórki. Louis uparcie siedział w pokoju, chociaż Harry ze sto razy przekonywał go, żeby tamten zszedł na dół. Tomlinson jednak uparcie odmawiał. Jego strata. Dzisiejsze śniadanie przygotował sam Styles, i muszę przyznać, że wyszło mu naprawdę dobre.
Wszyscy odłożyliśmy sztućce, które trzymaliśmy w rękach, i spojrzeliśmy na chłopaka.
- No, więc wpadłem na świetny pomysł. Co wy na to, żeby dzisiejszy wieczór spędzić przy ognisku? - Liam wydawał się szczerze podekscytowany swoim pomysłem. Nie to, co my.
Każdy z nas zaczął coś marudzić z wyjątkiem Nialla. Ten spojrzał się na Liama pytająco. Sama nie rozumiałam, o co mu chodzi, ale Payne najwyraźniej zrozumiał.
- Tak, możemy usmażyć marshmallow nad ogniskiem... - odpowiedział.
Spojrzałam na Nialla. Był już całkowicie przekonany do pomysłu przyjaciela. Zresztą go nigdy nie trzeba było długo przekonywać.
Zayn też się raczej przekonał do tej propozycji. W końcu nie miał nic lepszego do roboty, skoro Perrie już wyjechała.
Harry'ego za to bardzo pochłonęła jego komórka. Z pewnością znowu pisał jakiegoś smsa. Ale on raczej też nie będzie miał nic przeciwko rozpalenia ogniska.
Ja sama również nie miałam nic przeciwko. Kiedy byłam młodsza uwielbiałam, kiedy mój tata rozpalał ognisko, a moja mama przygotowywała jakiś chleb i kiełbaski, które potem z moją siostrą smażyłyśmy na kijkach nad ogniskiem. Tęskniłam już za widokiem żarzącego się ogniska.
Pozostał jeszcze tylko Lou. Ale jego chyba nikt nie chciał pytać o zdanie. Mógłby ryzykować swoim życiem. Nie wiadomo, przecież czemu i przez kogo zamknął się w swoim pokoju i nie wychodził z niego odkąd tylko wrócił do domu. Chociaż ja miałam niejasne przeczucie, że może chodzić o mnie.
- To, co ustalone? Dziś wieczorem rozpalamy ognisko? - pytanie organizatora było zbędne. Chyba każdy z nas myślami już był, gdzie indziej. Ja, na przykład, myślami byłam przy pewnym chłopaku o ślicznych niebiesko-szarych oczach.
***
- Czy ktoś mógłby pójść po pianki? - spytał Niall. Siedział przy ognisku i stroił swoją gitarę. Namówiłam go wreszcie, żeby coś dla mnie zagrał. Trwało to dosyć długo, ale miałam pewność, że warto było czekać.
Podniosłam się z drewnianej ławy, żeby przynieść mu to, o co prosił. Wszyscy inni byli zajęci. Liam razem z Zaynem próbowali rozpalić ognisko (jak na razie z marnym skutkiem), a Harry... Znowu wpatrywał się w swój telefon, jakby to był jakiś bezcenny skarb. Zaczynałam podejrzewać, że chłopak jest od niego po prostu uzależniony.
Weszłam do kuchni, gdzie było odrobię cieplej niż na dworze. W Londynie działo się coś naprawdę dziwnego. Za dnia było naprawdę gorąco, za to wieczorem temperatura spadała poniżej 10°C.
Zaczęłam przeszukiwać półki w poszukiwaniu upragnionych przez Nialla pianek. Jak na złość przetrząsnęłam je wszystkie, a i tak nic nie znalazłam. Zganiłam się w myślach za to, że nie spytałam się chłopaka, gdzie po zakupach odłożył paczki swoich marshmallow. Zaglądałam do kolejnych półek, a gdy nic w nich nie znajdywałam, mocnym trzaskiem je zamykałam. Robiłam to tak głośno, że nie usłyszałam kroków.
Dopiero, gdy ten ktoś z impetem otworzył lodówkę, zauważyłam jego obecność. Louis zniknął za drzwiami lodówki. Po paru sekundach wyszedł za drzwi. W rękach trzymał paczki, które tak bardzo potrzebowałam.
Posłał mi tak mrożące spojrzenie, że moje włoski na rękach stanęły dęba. Byłam najzwyczajniej w świecie przerażona. Bałam się tego, co może wymyślić. Bałam się tego, co może powiedzieć, ale przede wszystkim... Bałam się tego, co może zrobić.
Jednak on tylko podał mi paczki, nie odzywając się przy tym do mnie ani słowem. Złapałam je i czekałam, aż odejdzie, albo coś powie. Louis jednak nieprzerywanie milczał. Atmosfera pomiędzy nami robiła się naprawdę napięta. W końcu nie wytrzymałam i mając na celu rozładowanie atmosfery zażartowałam:
- Kto normalny chowa pianki do lodówki? - Lou nie odpowiedział, a cisza pomiędzy nami, która ponownie zapadła, zrobiła się krępująca.
W myślach błagałam, żeby ktoś nam przerwał. Wystarczyłby jakiś dzwonek telefonu. Naprawdę wiele by dla mnie znaczyło, gdyby ktoś teraz do mnie zadzwonił.
Do domu nagle wtargnął szczęśliwy Zayn. Dzięki ci!
- Rozpaliliśmy! Rozpaliliśmy! - wrzeszczał, ale po chwili zauważył Tomlinsona, który stał naprzeciwko mnie. Zrobił się odrobinę zażenowany i wybąkał ciche - Przepraszam, że wam przeszkodziłem...
- Nie, wcale nam nie przeszkodziłeś - spojrzałam na chłopak, który nadal wpatrywał się w jakiś nieokreślony punkt. Zwróciłam się, więc do Malika - To pokażesz mi to ognisko?
Chłopak pokiwał głową i wyprowadził mnie z domu. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy, było wielkie i płonące ognisko. Bez zastanowienia podbiegłam do Nialla i podałam mu jego pianki.
Reszta chłopaków również usiadła na ławach, a Niall zaczął grać na gitarze. Spodziewałam się, że będzie grał dobrze, ale on... grał niesamowicie. W sumie stworzyłabym z nim świetny duet. On grałby na gitarze, a ja na pianinie. To by było coś pięknego.
Chłopaki śpiewali coraz głośniej, a na moich plecach pojawiły się ciarki. Nie, żebym lubiła taki rodzaj muzyki, ale oni mieli tak fantastyczne głosy...
Po sekundzie zorientowałam się, czemu Harry biegł. Za raz po nim wleciał Louis. On też w rękach trzymał plastikowy pistolet. Pociągnął za spust, a mała piankowa strzałka strzeliła Stylesa prosto w klatkę piersiową. Chłopak "upadł na ziemie".
Lou wydał okrzyk radości i doskoczył do pokonanego przeciwnika, aby odebrać mu jego broń. Gdy pochylił się już nad jego ciałem, Harry wycelował swoją broń. Strzałka trafiła w miejsce, gdzie z pewnością powinno znajdować się serce. Tomlinson położył się na podłodze. On chyba też musiał teraz udawać martwego.
To wszystko było jedną, wielką dziecinadą. Za to, jaką zabawną.
Chłopaki podnieśli się z podłogi i opadli na krzesła. Brakowało im tchu, więc wywnioskowałam, że musieli już długo biegać po całym domu.
- Jesteście strasznie dziecinni! - skomentowałam.
- I kto to mówi? Ty pewnie nie dałabyś rady mnie pokonać - dogryzł mi Lou. Wiedziałam, że mnie tylko podpuszcza. Ale chciałam się trochę zabawić.
- Chciałbyś się o tym przekonać? - spytałam słodko. Było to raczej pytanie retoryczne. Nie oczekiwałam odpowiedzi, bo wiedziałam, jak będzie ona brzmieć.
- Harry, daj jej pistolet! - powiedział z błyskiem w oku.
Styles bez słowa sprzeciwu podał mi swoją broń. Pokazał mi także jak się nią obsługiwać. Kiedy już mi wszystko dokładnie wytłumaczył i pokazał, byłam gotowa do starcia.
- Dam ci pięć minut przewagi - obiecał mój przeciwnik. Uśmiechnął się zadziornie i gestem pokazał mi, żebym już biegła.
Tak też, więc zrobiłam. Ale w połowie drogi na górę odwróciłam się w stronę chłopaka i powiedziałam:
- Wystarczą mi trzy.
Po tych słowach, nie czekając na odpowiedź, pokonałam resztę schodów i ruszyłam do pokoju Lou. Panował w nim straszny bałagan. Pokój diametralnie różnił się od tego, który ostatnio widziałam. Wszędzie walały się brudne skarpetki, spodnie i koszulki. Zastanawiałam się jak w takim bałaganie można znaleźć cokolwiek.
Usłyszałam kroki. Bez zastanowienia schowałam się za kanapą. To był impuls, bo wcześniej planowałam ukryć się za łóżkiem. Ale spanikowałam.
W drzwiach stanął Tomlinson we własnej osobie. Rozejrzał się po pokoju, ale mnie nie zauważył. Szepnął więc:
- Wiem, że tu jesteś. Radzę ci wyjść już teraz, bo inaczej źle się dla ciebie to skończy - dwie strzałki wylądowały w okolicach łóżka. Może to i lepiej, że wybrałam tę kanapę.
Moja noga zaczynała już drętwieć. Poruszyłam nią delikatnie. Kolejne dwie strzałki trafiły tym razem w kanapę. Nie mogłam tego dłużej odwlekać, teraz znał miejsce mojej kryjówki.
Wyskoczyłam za kanapy i wycelowałam pistoletem w klatkę piersiową Lou. Parę strzałek poszybowało w jego stronę. On też wystrzelił kilka w moją stronę, ale z piskiem zdążyłam uciec za kanapę. Kolejne punkty dla mnie.
Nagle przestał strzelać, wychyliłam się za kanapy i zauważyłam, że sprawdza stan swojej amunicji. Wyszłam z ukrycia i kolejne strzałki trafiały w jego pierś, ręce i nogi. Nie miałam jeszcze dopracowanego trafiania do celu.
Jednak jego amunicja chyba się skończyła, bowiem rzucił swoją broń na łóżko, jakby była mu już niepotrzebna, i doskoczył do mnie. Objął mnie silnymi ramionami. Moje serce przyspieszyło swoje bicie. Miałam wrażenie, że zaraz wyleci z mojej piersi.
Poczułam jego mocne perfumy, które odbierały mi zdolność logicznego myślenia. Przełknęłam głośno ślinę, bojąc się tego, co mogło za chwilę nastąpić.
Chłopak pochylił się w stronę mojej szyi. Do mojego ucha dotarł jego zmysłowy szept:
- Teraz mogę spełnić swoją obietnicę. Chcesz tego?
Czy chciałam tego?! On pytał poważnie, czy żartował sobie ze mnie?
Pokiwałam lekko głową. Z mojej ręki wypadł pistolet i z hukiem wylądował na podłodze. Louis obrócił mnie w swoją stronę. Staliśmy teraz twarzą w twarz. Spojrzałam w jego oczy. Pojawiły się w nich iskry.
Zaczął się pochylać w moją stronę, gdy... Drzwi od pokoju się otworzyły. W progu sypialni stanął Niall.
- Usłyszałem huk i... - spojrzał na nas i zdał sobie sprawę, w jakiej sytuacji nas zastał - Och! Ja przepraszam, że przeszkodziłem...
- W zasadzie nic się nie stało - wyrwałam się z uścisku. Wyszłam z pokoju w drzwiach mijając Nialla.
Kto wie, co mogło się stać, gdyby blondynek nam nie przeszkodził.
No i kolejny rozdział. Miałam go dzisiaj komuś zadedykować, obiecałam to pewnej osobie, ale wyszedł mi rozdział, który raczej nie jest wart dedykacji. Jeśli jednak się podoba... W takim razie chciałabym go zadedykować Tobie, Emilko. Nasze "nocne rozmowy" zdecydowanie utwierdzają mnie w przekonaniu, że jesteś wspaniałą osobą. :) Nie przedłużając mam nadzieję, że rozdział się podobał. Dziękuje za komentarze i gorąco zachęcam do pisania następnych :)
Weszłam do kuchni, gdzie było odrobię cieplej niż na dworze. W Londynie działo się coś naprawdę dziwnego. Za dnia było naprawdę gorąco, za to wieczorem temperatura spadała poniżej 10°C.
Zaczęłam przeszukiwać półki w poszukiwaniu upragnionych przez Nialla pianek. Jak na złość przetrząsnęłam je wszystkie, a i tak nic nie znalazłam. Zganiłam się w myślach za to, że nie spytałam się chłopaka, gdzie po zakupach odłożył paczki swoich marshmallow. Zaglądałam do kolejnych półek, a gdy nic w nich nie znajdywałam, mocnym trzaskiem je zamykałam. Robiłam to tak głośno, że nie usłyszałam kroków.
Dopiero, gdy ten ktoś z impetem otworzył lodówkę, zauważyłam jego obecność. Louis zniknął za drzwiami lodówki. Po paru sekundach wyszedł za drzwi. W rękach trzymał paczki, które tak bardzo potrzebowałam.
Posłał mi tak mrożące spojrzenie, że moje włoski na rękach stanęły dęba. Byłam najzwyczajniej w świecie przerażona. Bałam się tego, co może wymyślić. Bałam się tego, co może powiedzieć, ale przede wszystkim... Bałam się tego, co może zrobić.
Jednak on tylko podał mi paczki, nie odzywając się przy tym do mnie ani słowem. Złapałam je i czekałam, aż odejdzie, albo coś powie. Louis jednak nieprzerywanie milczał. Atmosfera pomiędzy nami robiła się naprawdę napięta. W końcu nie wytrzymałam i mając na celu rozładowanie atmosfery zażartowałam:
- Kto normalny chowa pianki do lodówki? - Lou nie odpowiedział, a cisza pomiędzy nami, która ponownie zapadła, zrobiła się krępująca.
W myślach błagałam, żeby ktoś nam przerwał. Wystarczyłby jakiś dzwonek telefonu. Naprawdę wiele by dla mnie znaczyło, gdyby ktoś teraz do mnie zadzwonił.
Do domu nagle wtargnął szczęśliwy Zayn. Dzięki ci!
- Rozpaliliśmy! Rozpaliliśmy! - wrzeszczał, ale po chwili zauważył Tomlinsona, który stał naprzeciwko mnie. Zrobił się odrobinę zażenowany i wybąkał ciche - Przepraszam, że wam przeszkodziłem...
- Nie, wcale nam nie przeszkodziłeś - spojrzałam na chłopak, który nadal wpatrywał się w jakiś nieokreślony punkt. Zwróciłam się, więc do Malika - To pokażesz mi to ognisko?
Chłopak pokiwał głową i wyprowadził mnie z domu. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy, było wielkie i płonące ognisko. Bez zastanowienia podbiegłam do Nialla i podałam mu jego pianki.
Reszta chłopaków również usiadła na ławach, a Niall zaczął grać na gitarze. Spodziewałam się, że będzie grał dobrze, ale on... grał niesamowicie. W sumie stworzyłabym z nim świetny duet. On grałby na gitarze, a ja na pianinie. To by było coś pięknego.
Chłopaki śpiewali coraz głośniej, a na moich plecach pojawiły się ciarki. Nie, żebym lubiła taki rodzaj muzyki, ale oni mieli tak fantastyczne głosy...
But if I do it's you, oh it's you they add up to.
I'm in love with you and all these little things.
Nagle zapanowała cisza. Wywnioskowałam z niej, że teraz powinien śpiewać Louis, którego z nami nie było. Jednak Niall grał dalej, nawet nie zauważając, że nikt nie śpiewa.
Usłyszałam cichy głos. Ktoś, stojący za moimi plecami, śpiewał dalszą część piosenki. Odwróciłam się. To był Lou.
Chłopak przysiadł na ławie koło mnie, jednak zachowywał się tak, jakby w ogóle nie zauważył mojej obecności. Posłał uśmiech reszcie zespołu i dołączył się do nich ze śpiewaniem. Gdy skończyli obowiązkowo smażyliśmy nasze pianki nad ogniskiem. Mimo tego, że podzieliliśmy się nimi po równo, cały czas odnosiłam wrażenie, że Niall ma ich jednak więcej.
***
9 lipiec, Wtorek
Rozpoczęłam żmudne mycie moich zębów. Jednak było to bardzo nudne, więc włączyłam radio, które miałam zamontowane w mojej łazience. Tak się jakimś dziwnym trafem złożyło, że leciała piosenka, którą rozpoznałam z koncertu chłopaków. Piosenka nie była jakoś bardzo ambitna, ale melodia była bardzo chwytliwa, a słowa dość proste.
Szybko wyplułam pastę, a buzię przepłukałam wodą z kubka. Zaczęłam tańczyć do piosenki i śpiewać wersy, które już znałam.
- You don't know, you're beautifu-u-ul! That's what makes you beautiful! - wymyślałam jakieś dziwne ruchy, które wykonywałam patrząc w lustro. Moją szczoteczkę traktowałam, jakby była mikrofonem. Po prostu krzyczałam do niej słowa refrenu.
Moim następnym pomysłem na fantastyczny ruch było kręcenie pupą. Nie było to za bardzo oryginalne, ale przynajmniej zapewniałam sobie świetną zabawę i mnóstwo śmiechu.
Byłam tak skupiona na muzyce i na ruchach tyłka, że nie zauważyłam, kiedy ktoś wszedł do pokoju. Tańczyłam dalej. Piosenka dobiegała już końca, więc wykonałam mój popisowy obrót. Zrobiłam to w taki sposób, że wylądowałam w kogoś ramionach. Podniosłam głowę, aby zobaczyć twarz mojego "wybawcy". Oczywiście, kim się okazał?
Louis z całych sił próbował się nie roześmiać. Widziałam to w jego oczach.
- Nie wiedziałem, że tak bardzo spodobała ci się nasza muzyka - jego wargi drżały, aż w końcu nie wytrzymał i wybuchnął głośnym śmiechem.
- Nie wiedziałem, że tak bardzo spodobała ci się nasza muzyka - jego wargi drżały, aż w końcu nie wytrzymał i wybuchnął głośnym śmiechem.
Wyrwałam się z jego ramion, rzuciłam szczoteczkę na blat i wbiegłam do mojego pokoju. Od razu rzuciłam się do łóżka, skąd zabrałam dużą, puchową poduszkę. Spojrzałam się na chłopaka, zachowując całkowitą powagę.
Louis chyba się wystraszył. Zaczął wycofywać się z mojego pokoju. Najostrożniej, jak potrafił. Podniósł nawet swoje ręce do góry. I chociaż w duchu śmiałam się z niego, na zewnątrz zachowywałam powagę.
- Dobra, przepraszam. Nie powinienem był. Przepraszam - po tych słowach wybiegł z mojego pokoju.
Swoją drogą to dziwne. Jeszcze wczoraj, nie chciał odezwać się do mnie ani słowem. A teraz najzwyczajniej w świecie przychodzi do mojego pokoju.
Swoją drogą to dziwne. Jeszcze wczoraj, nie chciał odezwać się do mnie ani słowem. A teraz najzwyczajniej w świecie przychodzi do mojego pokoju.
***
Zbiegłam na dół po schodach i od razu skierowałam się do kuchni. Sięgnęłam do koszyka z owocami i wyjęłam z niego czerwone jabłko. Od razu ugryzłam kawałek. Było twarde i kwaśne, czyli takie jakie lubiłam najbardziej.
Dopiero po minucie zauważyłam Liama, który siedział przy stole w jadalni i czytał poranną gazetę, której nie skończył czytać przy śniadaniu. Zajęłam miejsce koło niego. Spojrzał na mnie przelotnie, po czym odłożył gazetę.
- Nudzi ci się? - spytał mnie, martwiąc się pewnie, że nie mam, co robić w domu pełnym chłopaków.
- Nie! - zaprzeczyłam szybko. Nie chciałam mu przysparzać żadnych problemów. W sumie nie było tak źle. Zawsze mogłam iść do któregoś z nich iść i namówić go, żeby coś ze mną porobił. Poza tym, nie miałam pięciu lat, w każdej chwili mogłam wyjść z domu i sama się sobą zająć.
- W takim razie, o co chodzi? Masz jakiś inny problem, a może pytanie?
- Dlaczego sądzisz, że skoro do ciebie przyszłam, to mam jakiś problem? - byłam szczerze zdziwiona. Nikt jeszcze nigdy nie pytał mnie, czy mam jakiś problem. W takim pozytywnym sensie, że się o mnie martwi. To było... miłe.
- Przyzwyczaiłem się już, że chłopaki przychodzą do mnie z prawie każdym problemem. Myślałem, że ty też... - Liam zatrzymał się, jakby szukał odpowiednich słów, które wyrażą to, co dokładnie chciał powiedzieć.
- Nie, ja nie... - przypomniałam sobie o czymś ważnym - Chociaż właściwie. Pamiętasz, jak w piątek zwiedzaliśmy Londyn?
Liam przytaknął głową, a ja spróbowałam się skupić. Jak dobrze dobrać w słowa to, co chciałam mu powiedzieć?
- Chciałabym wiedzieć, dlaczego kiedy Eleanor przyjechała, posyłałeś mi takie spojrzenia. Rozumiesz, o co mi chodzi?
- Skąd wiem, że Lou - zniżył swój głos do szeptu - zaczyna ci się podobać?
Dziwnie brzmiały te słowa, kiedy chłopak wypowiedział je na głos. Zawsze uważałam, że jeśli ktoś powie takie rzeczy na głos, to stają się one prawdą. Są nieodwracalne. W tym przypadku musiałam się przyznać sama przed sobą, co czuję.
Nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego słowa. Mój głos uwiązł w gardle, dlatego tylko pokiwałam krótko głową. Miałam nadzieję, że tyle wystarczy.
- Widzę to w twoich oczach, kiedy na niego patrzysz. Widzę to w twoich ruchach, które stają się trochę nerwowe, ale jednocześnie bardziej swobodne, w jego towarzystwie. Widzę to po sposobie, w jakim napinasz mięśnie, kiedy on wspomina o Eleanor. Widzę to w sposobie wypowiadania przez ciebie kolejnych słów, kierowanych do niego. Widzę, jak zerkasz na niego dyskretnie, myśląc, że nikt nie widzi. Widzę, jak przegryzasz wargę, kiedy zauważasz, że on ci się przygląda. Widzę to w uśmiechu, który jest zasługą jego żartu.
Zatkało mnie. Po prostu nie wiedziałam, co powiedzieć, ani jak zareagować. To było dla mnie zdecydowanie za dużo. Zwłaszcza, że nie byłam na coś takiego przygotowana. Te wszystkie słowa, które wypowiedział Liam, były dla mnie samej zaskoczeniem. To wszystko było takie oczywiste, że byłam zdziwiona, że Louis do tej pory nie zorientował się, co do niego czuję. A może zorientował się? Może właśnie, dlatego chciał porozmawiać o "nas"? Ale czy w ogóle byliśmy jacyś "my"? On miał dziewczynę (o ile ona nie zerwała z nim podczas pamiętnej kolacji) A ja? Ja byłam tylko zwykłą zauroczoną nastolatką, która żyła nadzieją, że zdoła o nim zapomnieć. Zdoła zapomnieć o swoim pierwszym zauroczeniu.
Zdałam sobie sprawę, że obydwoje milczymy już bardzo długi czas. Pogrążyliśmy się we własnych myślach i zapomnieliśmy o konieczności podtrzymania rozmowy. Spróbowałam przełknąć gulę w moim gardle. Byłam zaskoczona, gdy mi się to udało. Spróbowałam, więc wydobyć z mojego gardła głos. O dziwo to też mi się udało.
- Jestem pod wrażeniem. Jesteś dobrym obserwatorem - przyznałam odrobinę niepewnie, ale i tak byłam zadowolona z tego, że udało mi się to powiedzieć.
- Wiele osób mi o tym mówiło - Liam uśmiechnął się do mnie delikatnie.
Przerwaliśmy rozmowę. Nie chciałam mówić nic więcej. Bałam się, że sam zainteresowany mógłby coś usłyszeć. Dlatego zmieniliśmy temat naszej rozmowy na całkiem inny. Spytałam Liama o Danielle. Opowiadał mi o niej, starając się nie powiedzieć zbyt dużo, ale jednak odpowiedzieć na moje pytania. Niestety rozmawialiśmy przez krótki czas, gdyż ktoś nam przerwał.
Harry wbiegł do jadalni z prędkością światła. W jednej sekundzie dobiegł do krzesła, na którym siedział Liam, i oparł się o nie. Przy okazji desperacko próbował złapać oddech. Zauważyłam, że w rękach trzymał jakiś duży, plastikowy pistolet. Czy takimi rzeczami nie bawią się tylko mali chłopcy?Zatkało mnie. Po prostu nie wiedziałam, co powiedzieć, ani jak zareagować. To było dla mnie zdecydowanie za dużo. Zwłaszcza, że nie byłam na coś takiego przygotowana. Te wszystkie słowa, które wypowiedział Liam, były dla mnie samej zaskoczeniem. To wszystko było takie oczywiste, że byłam zdziwiona, że Louis do tej pory nie zorientował się, co do niego czuję. A może zorientował się? Może właśnie, dlatego chciał porozmawiać o "nas"? Ale czy w ogóle byliśmy jacyś "my"? On miał dziewczynę (o ile ona nie zerwała z nim podczas pamiętnej kolacji) A ja? Ja byłam tylko zwykłą zauroczoną nastolatką, która żyła nadzieją, że zdoła o nim zapomnieć. Zdoła zapomnieć o swoim pierwszym zauroczeniu.
Zdałam sobie sprawę, że obydwoje milczymy już bardzo długi czas. Pogrążyliśmy się we własnych myślach i zapomnieliśmy o konieczności podtrzymania rozmowy. Spróbowałam przełknąć gulę w moim gardle. Byłam zaskoczona, gdy mi się to udało. Spróbowałam, więc wydobyć z mojego gardła głos. O dziwo to też mi się udało.
- Jestem pod wrażeniem. Jesteś dobrym obserwatorem - przyznałam odrobinę niepewnie, ale i tak byłam zadowolona z tego, że udało mi się to powiedzieć.
- Wiele osób mi o tym mówiło - Liam uśmiechnął się do mnie delikatnie.
Przerwaliśmy rozmowę. Nie chciałam mówić nic więcej. Bałam się, że sam zainteresowany mógłby coś usłyszeć. Dlatego zmieniliśmy temat naszej rozmowy na całkiem inny. Spytałam Liama o Danielle. Opowiadał mi o niej, starając się nie powiedzieć zbyt dużo, ale jednak odpowiedzieć na moje pytania. Niestety rozmawialiśmy przez krótki czas, gdyż ktoś nam przerwał.
Lou wydał okrzyk radości i doskoczył do pokonanego przeciwnika, aby odebrać mu jego broń. Gdy pochylił się już nad jego ciałem, Harry wycelował swoją broń. Strzałka trafiła w miejsce, gdzie z pewnością powinno znajdować się serce. Tomlinson położył się na podłodze. On chyba też musiał teraz udawać martwego.
To wszystko było jedną, wielką dziecinadą. Za to, jaką zabawną.
Chłopaki podnieśli się z podłogi i opadli na krzesła. Brakowało im tchu, więc wywnioskowałam, że musieli już długo biegać po całym domu.
- Jesteście strasznie dziecinni! - skomentowałam.
- I kto to mówi? Ty pewnie nie dałabyś rady mnie pokonać - dogryzł mi Lou. Wiedziałam, że mnie tylko podpuszcza. Ale chciałam się trochę zabawić.
- Chciałbyś się o tym przekonać? - spytałam słodko. Było to raczej pytanie retoryczne. Nie oczekiwałam odpowiedzi, bo wiedziałam, jak będzie ona brzmieć.
- Harry, daj jej pistolet! - powiedział z błyskiem w oku.
Styles bez słowa sprzeciwu podał mi swoją broń. Pokazał mi także jak się nią obsługiwać. Kiedy już mi wszystko dokładnie wytłumaczył i pokazał, byłam gotowa do starcia.
- Dam ci pięć minut przewagi - obiecał mój przeciwnik. Uśmiechnął się zadziornie i gestem pokazał mi, żebym już biegła.
Tak też, więc zrobiłam. Ale w połowie drogi na górę odwróciłam się w stronę chłopaka i powiedziałam:
- Wystarczą mi trzy.
Po tych słowach, nie czekając na odpowiedź, pokonałam resztę schodów i ruszyłam do pokoju Lou. Panował w nim straszny bałagan. Pokój diametralnie różnił się od tego, który ostatnio widziałam. Wszędzie walały się brudne skarpetki, spodnie i koszulki. Zastanawiałam się jak w takim bałaganie można znaleźć cokolwiek.
Usłyszałam kroki. Bez zastanowienia schowałam się za kanapą. To był impuls, bo wcześniej planowałam ukryć się za łóżkiem. Ale spanikowałam.
W drzwiach stanął Tomlinson we własnej osobie. Rozejrzał się po pokoju, ale mnie nie zauważył. Szepnął więc:
- Wiem, że tu jesteś. Radzę ci wyjść już teraz, bo inaczej źle się dla ciebie to skończy - dwie strzałki wylądowały w okolicach łóżka. Może to i lepiej, że wybrałam tę kanapę.
Moja noga zaczynała już drętwieć. Poruszyłam nią delikatnie. Kolejne dwie strzałki trafiły tym razem w kanapę. Nie mogłam tego dłużej odwlekać, teraz znał miejsce mojej kryjówki.
Wyskoczyłam za kanapy i wycelowałam pistoletem w klatkę piersiową Lou. Parę strzałek poszybowało w jego stronę. On też wystrzelił kilka w moją stronę, ale z piskiem zdążyłam uciec za kanapę. Kolejne punkty dla mnie.
Nagle przestał strzelać, wychyliłam się za kanapy i zauważyłam, że sprawdza stan swojej amunicji. Wyszłam z ukrycia i kolejne strzałki trafiały w jego pierś, ręce i nogi. Nie miałam jeszcze dopracowanego trafiania do celu.
Jednak jego amunicja chyba się skończyła, bowiem rzucił swoją broń na łóżko, jakby była mu już niepotrzebna, i doskoczył do mnie. Objął mnie silnymi ramionami. Moje serce przyspieszyło swoje bicie. Miałam wrażenie, że zaraz wyleci z mojej piersi.
Poczułam jego mocne perfumy, które odbierały mi zdolność logicznego myślenia. Przełknęłam głośno ślinę, bojąc się tego, co mogło za chwilę nastąpić.
Chłopak pochylił się w stronę mojej szyi. Do mojego ucha dotarł jego zmysłowy szept:
- Teraz mogę spełnić swoją obietnicę. Chcesz tego?
Czy chciałam tego?! On pytał poważnie, czy żartował sobie ze mnie?
Pokiwałam lekko głową. Z mojej ręki wypadł pistolet i z hukiem wylądował na podłodze. Louis obrócił mnie w swoją stronę. Staliśmy teraz twarzą w twarz. Spojrzałam w jego oczy. Pojawiły się w nich iskry.
Zaczął się pochylać w moją stronę, gdy... Drzwi od pokoju się otworzyły. W progu sypialni stanął Niall.
- Usłyszałem huk i... - spojrzał na nas i zdał sobie sprawę, w jakiej sytuacji nas zastał - Och! Ja przepraszam, że przeszkodziłem...
- W zasadzie nic się nie stało - wyrwałam się z uścisku. Wyszłam z pokoju w drzwiach mijając Nialla.
Kto wie, co mogło się stać, gdyby blondynek nam nie przeszkodził.
No i kolejny rozdział. Miałam go dzisiaj komuś zadedykować, obiecałam to pewnej osobie, ale wyszedł mi rozdział, który raczej nie jest wart dedykacji. Jeśli jednak się podoba... W takim razie chciałabym go zadedykować Tobie, Emilko. Nasze "nocne rozmowy" zdecydowanie utwierdzają mnie w przekonaniu, że jesteś wspaniałą osobą. :) Nie przedłużając mam nadzieję, że rozdział się podobał. Dziękuje za komentarze i gorąco zachęcam do pisania następnych :)
Fajny rozdział, pisz szybko :)Szkoda, że Niall im przeszkodził.
OdpowiedzUsuńWitaj ;),
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, zazdroszczę Emilce dedykacji, bo bardzo mi się on podobał! :) Pisz szybko następny rozdział, bo już nie mogę się tego doczekać! :)
Pozdrawiam :)
Hej ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację, która z drugiej strony mi bardzo schlebia.
Miło,że już dodałaś rozdział, trzeba przyznać jest udany.
Zauważyłam,że specjalnie dodałaś wątek z Niall'em żeby wszystko nie poszło zbyt gładko. Poprawne posunięcie,nie powiem,że nie ;)
Gratuluję, nie zostaje nic innego jak czekać na kolejny rozdział ;3
Kocham to opowiadanie, naprawdę :D
OdpowiedzUsuńTa scena z Lou była boska, ale jestem ciekawa czy mówił poważnie ?
A Nina ? Jak ona się teraz musi z tym czuć ... biedna ;/
A tak ogólnie to rozdział jest boski, krótki, ale boski. Zawsze przerywasz w najlepszych momentach, ale to sprawia, że nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Nie muszę chyba już mówić, że podoba mi się sposób w jaki piszesz, bo mówiłam to już chyba z 10 razy ^^
Pozdrawiam !
Świetny rozdział , jak mogłaś myśleć że nie jest wart dedykacji jest po prostu mega . Już nie moge doczekać się kolejnego .
OdpowiedzUsuńHej :) Znowu tu jestem ^^
OdpowiedzUsuńA więc przychodzę tutaj, aby cię zaprosić na drugi rozdział If you fall you will never give up( jeśli cię to choć trochę interesuję :P ).
No więc jeszcze raz serdecznie zapraszam ! ;D
Pozdrawiam !