14 lipiec, Niedziela
- Pospieszcie się, bo spóźnimy się na samolot! - ponaglił nas wszystkich Liam.
Przyspieszyłam taszczenie mojej walizki ze schodów (co wbrew pozorom nie było takie łatwe, bo walizka była cięższa, niż się spodziewałam). Odetchnęłam więc z ulgą, kiedy znalazłam się na parterze.
Wyszłam z domu i podałam mój bagaż Lou, który szybko spakował go do swojego auta. Ja, Harry i właściciel pojazdu mieliśmy nim dojechać na lotnisko. Reszta natomiast miała dojechać na nie samochodem Nialla.
- Gdzie Harry? - spytałam mojego chłopaka, który teraz próbować upchnąć swoją torbę do bagażnika.
- Chyba jeszcze w domu - chłopak nawet na mnie nie zerknął. Za bardzo skupiony był na wepchnięciu torby.
Rozejrzałam się wokół siebie i zauważyłam Liama, który stał obok auta, które należało do Nialla. W sumie nie wiedziałam, czy należało. Możliwe było to, że je wypożyczył, albo stanowił żywą reklamę samochodu. Zresztą, co mnie to interesowało.
Payne wsiadł do środka i zajął miejsce pasażera. Po niecałej minucie Horan odpalił silnik i wyjechał z parkingu. Nim całkowicie zniknęli mi z oczu i znaleźli się poza zasięgiem mojego wzroku, zauważyłam Zayna, który siedział z tyłu i zamaszyście machał ręką w naszą stronę.
- To może... Ja pójdę go poszukać - nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, czy reakcję z powrotem weszłam do domu.
Nie miałam złudnych nadziei, że znajdę go gdziekolwiek na parterze. Oczywiste było dla mnie to, że będzie u siebie w pokoju. Brałam jeszcze pod uwagę łazienką chłopaków na piętrze, ale ostatecznie postanowiłam sprawdzić jego pokój, gdzie niestety go nie znalazłam. Jedynym śladem po jego obecności była walizka stojąca na środku pokoju.
Wróciłam więc na korytarz, po którym szybko się rozejrzałam. Nie spodziewałam się zobaczyć na nim Harry'ego, ale... Po prostu... Dobra! Oczekiwałam, że w jakiś magiczny sposób stanie tu przede mną ubrany i gotowy do podróży z walizką w ręku. Jednak jego gdzieś wcięło.
Byłam już całkowicie zrezygnowana, kiedy przypomniałam sobie o pomyśle z łazienką. Ruszyłam więc w stronę drzwi na końcu korytarza. Zapukałam do drzwi łazienki, nie usłyszałam jednak żadnej odpowiedzi. Złapałam za klamkę. Wiedziałam, że mogę go zastać nago pod prysznicem, czy też w samych bokserkach, ale byłam tak podekscytowana myślą o Włoszech, że nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, co by się stało, gdybym przez Harry'ego nie zdążyła na samolot. Nie zobaczyłabym wtedy ślicznej Werony.
Pociągnęłam za klamkę i wtargnęłam do łazienki. Muszę przyznać, że odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że Styles jest w ubraniu. Niezmiernie jednak podirytował mnie fakt, iż nie był jeszcze gotowy do wyjazdu. Już miałam na niego nawrzeszczeć, kiedy zwróciłam uwagę na jego szczoteczkę. Ona była różowa. Który normalny chłopak myje zęby różową szczoteczką? Z drugiej strony już na początku mojego przyjazdu tutaj doszłam do wniosku, że nie można ich zaliczać do w pełni zdrowych psychicznie osób. Poza tym - niektórych tematów po prostu nie powinno się poruszać.
Postanowiłam, że również dyskusję na temat koloru jego szczoteczki zaliczę do tematów zakazanych. Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
- Mógłbyś się pospieszyć? Reszta już jest w drodze na lotnisko, podczas gdy my jeszcze nawet nie ruszyliśmy.
Lokaty przepłukał buzię wodą, opłukał szczoteczkę, którą następnie spakował do czegoś, co chyba miało służyć za kosmetyczkę. Wrzucił do niej jeszcze jakieś perfumy, pastę i dezodorant, po czym wyszedł z łazienki. Podążając za nim, wylądowałam na korytarzu przed jego pokojem. Chłopak schował kosmetyczkę do walizki, następnie podniósł ją i wyszedł z pokoju. Ruszyłam za nim.
Nim się spostrzegłam, siedziałam już w samochodzie cała naburmuszona. Chyba nie muszę wyjaśniać powodu mojego złego humoru. Nie, nie było to ten czas w miesiącu. Tym razem chodziło mi o to, że pan Styles zajął miejsce pasażera, chociaż dla mnie oczywiste było to, że to ja, jako dziewczyna kierowcy powinnam je zajmować. Harry jednak się uparł, że to on chce siedzieć z przodu, żeby w razie czego mógł pokierować Lou.
Przyznaję, że ten argument do mnie dotarł, ale i tak byłam zła, bo mój chłopak nie stanął w mojej obronie. Spokojnie sobie czekał, aż wsiądziemy do auta i zajmiemy miejsca. Nie miało dla niego znaczenia to, gdzie usiądziemy. Więc choć byłam wściekła, zła i naburmuszona to usiadłam z tyłu.
Payne wsiadł do środka i zajął miejsce pasażera. Po niecałej minucie Horan odpalił silnik i wyjechał z parkingu. Nim całkowicie zniknęli mi z oczu i znaleźli się poza zasięgiem mojego wzroku, zauważyłam Zayna, który siedział z tyłu i zamaszyście machał ręką w naszą stronę.
- To może... Ja pójdę go poszukać - nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, czy reakcję z powrotem weszłam do domu.
Nie miałam złudnych nadziei, że znajdę go gdziekolwiek na parterze. Oczywiste było dla mnie to, że będzie u siebie w pokoju. Brałam jeszcze pod uwagę łazienką chłopaków na piętrze, ale ostatecznie postanowiłam sprawdzić jego pokój, gdzie niestety go nie znalazłam. Jedynym śladem po jego obecności była walizka stojąca na środku pokoju.
Wróciłam więc na korytarz, po którym szybko się rozejrzałam. Nie spodziewałam się zobaczyć na nim Harry'ego, ale... Po prostu... Dobra! Oczekiwałam, że w jakiś magiczny sposób stanie tu przede mną ubrany i gotowy do podróży z walizką w ręku. Jednak jego gdzieś wcięło.
Byłam już całkowicie zrezygnowana, kiedy przypomniałam sobie o pomyśle z łazienką. Ruszyłam więc w stronę drzwi na końcu korytarza. Zapukałam do drzwi łazienki, nie usłyszałam jednak żadnej odpowiedzi. Złapałam za klamkę. Wiedziałam, że mogę go zastać nago pod prysznicem, czy też w samych bokserkach, ale byłam tak podekscytowana myślą o Włoszech, że nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić, co by się stało, gdybym przez Harry'ego nie zdążyła na samolot. Nie zobaczyłabym wtedy ślicznej Werony.
Postanowiłam, że również dyskusję na temat koloru jego szczoteczki zaliczę do tematów zakazanych. Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
- Mógłbyś się pospieszyć? Reszta już jest w drodze na lotnisko, podczas gdy my jeszcze nawet nie ruszyliśmy.
Lokaty przepłukał buzię wodą, opłukał szczoteczkę, którą następnie spakował do czegoś, co chyba miało służyć za kosmetyczkę. Wrzucił do niej jeszcze jakieś perfumy, pastę i dezodorant, po czym wyszedł z łazienki. Podążając za nim, wylądowałam na korytarzu przed jego pokojem. Chłopak schował kosmetyczkę do walizki, następnie podniósł ją i wyszedł z pokoju. Ruszyłam za nim.
Nim się spostrzegłam, siedziałam już w samochodzie cała naburmuszona. Chyba nie muszę wyjaśniać powodu mojego złego humoru. Nie, nie było to ten czas w miesiącu. Tym razem chodziło mi o to, że pan Styles zajął miejsce pasażera, chociaż dla mnie oczywiste było to, że to ja, jako dziewczyna kierowcy powinnam je zajmować. Harry jednak się uparł, że to on chce siedzieć z przodu, żeby w razie czego mógł pokierować Lou.
Przyznaję, że ten argument do mnie dotarł, ale i tak byłam zła, bo mój chłopak nie stanął w mojej obronie. Spokojnie sobie czekał, aż wsiądziemy do auta i zajmiemy miejsca. Nie miało dla niego znaczenia to, gdzie usiądziemy. Więc choć byłam wściekła, zła i naburmuszona to usiadłam z tyłu.
***
Nie mogę określić, ile dokładnie trwał lot z Londynu do Werony, bo usnęłam już po jakiś dwudziestu minutach lotu. Jeśli jednak miałabym zgadywać, obstawiałabym, że coś koło trzech-czterech godzin. Wnioskowałam to po tym, że się wyspałam.
Obudziłam się dopiero, kiedy Liam zaczął mną delikatnie potrząsać i mówić, że zaraz będziemy na miejscu. Gdy się już rozbudziłam, zaczęłam się zastanawiać, czemu to właśnie Liam mnie obudził, a nie Louis. Spojrzałam na miejsce, które powinien zajmować. Było puste. Rozejrzałam się i dopiero wtedy go znalazłam. Siedział sobie koło Nialla i rozmawiał z nim o czymś szeptem.
Nagle spojrzał na mnie i zobaczywszy, że już nie śpię, uciszył blondynka. Podszedł i zajął miejsce koło mnie, które przez całą podróż było wolne. Przytulił mnie do siebie i spytał cichutko:
- Już nie śpisz? - pocałował mnie delikatnie w czoło. Nadal miałam mu odrobinę za złe to, że nie walczył o to, żebym usiadła przy nim. Był jednak za słodki, żebym mogła się na niego długo gniewać.
Delikatnie zaprzeczyłam ruchem głowy. Wtuliłam się w niego i spokojnie czekałam, aż wylądujemy.
Nie musiałam długo czekać, bo już po dziesięciu minutach wylądowaliśmy. Wyszliśmy z samolotu, odebraliśmy swoje bagaże, a potem wsiedliśmy do jakiegoś mini busa, który odwiózł nas do hotelu.
Chyba nawet nie muszę mówić, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie hotel. Był pięciogwiazdkowy, ale nie wyglądał przy tym, jak te wszystkie surowe budynki. Była to wyremontowana stara kamienica z dużą ilością balkonów i okien. Miało się wrażenie, że właściwie każdy pokój ma balkon.
W środku też się nie rozczarowałam. Było elegancko i ładnie, ale cały hotel był utrzymany w kolorach tak przyjemnych i ciepłych, że zaczynałam żałować, że spędzę tu zaledwie dwa dni.
Po szybkim zameldowaniu i otrzymaniu kluczy do swoich pokoi, wszyscy postanowiliśmy się rozpakować, a potem przed koncertem jeszcze pozwiedzać. Właściwie to ja uparłam się na to zwiedzanie, a oni po prostu nie potrafili mi odmówić.
Mój pokój okazał się być zdecydowanie duży. Po prawej stronie pokoju znajdowało się łóżko z baldachimem, przy którym stała mała półeczka nocna i biurko z krzesełkiem. Naprzeciwko łóżka była łazienka, która cała utrzymana była w odcieniach różu. Oczywiście, nie mogła być, tak jak pokój, czyli beżowa. Oprócz tego w pokoju znajdowała się szafa i plazma. Przed plazmą stała kanapa i mały stoliczek. Oprócz tego miałam jeszcze balkonik, który nie był już tak duży, ale jak dla mnie był doskonały.
Verona Arena, czyli miejsce gdzie swój występ miał dać zespół One Direction; okazała się być całkiem dużo. Zorientowałam się już, że może pomieścić aż dwadzieścia dwa tysiące widzów. Jest to trzeci, co do wielkości amfiteatr rzymski. Tego wszystkiego i jeszcze wiele, wiele więcej dowiedziałam się od jakiegoś gościa, który nadzorował, żeby nagłośnienie było idealne.
- Proszę, weź to. Nie chcę, żebyś miała mi za złe to, że nie idę tam z tobą. Nie będę się przynajmniej martwił, czy nie jesteś głodna. Jeśli nie będziesz głodna, to przynajmniej kupisz sobie coś.
- Louis, ty nie rozumiesz? Nie jestem z tobą ze względu na twoje pieniądze, dlatego też ich po prostu nie chcę! Uwierz mi, że stać mnie na jakieś jedzenie! - krzyknęłam i odbiegłam od niego na jakąś odległość.
Nie rozumiałam, jak mógł pomyśleć, że pieniądze sprawią, że nie będę zawiedziona tym, że nie pójdzie tam ze mną. Nie wiedziałam, czy na tym właśnie polegał jego poprzedni związek z Eleanor, ale nie zamierzałam mu pozwolić, żeby nasz też tak wyglądał.
W końcu przerwałam jej, zapłaciłam i powiedziałam, że strasznie mi się spieszy. Ona mi jeszcze podała karteczkę, na której zapisane było: "Anna" i cały rząd cyferek. Prosiła, żebym do niej zadzwoniła, jak tylko znajdę trochę czasu i będę potrzebowała kogoś, kto oprowadzi mnie po mieście.
Obudziłam się dopiero, kiedy Liam zaczął mną delikatnie potrząsać i mówić, że zaraz będziemy na miejscu. Gdy się już rozbudziłam, zaczęłam się zastanawiać, czemu to właśnie Liam mnie obudził, a nie Louis. Spojrzałam na miejsce, które powinien zajmować. Było puste. Rozejrzałam się i dopiero wtedy go znalazłam. Siedział sobie koło Nialla i rozmawiał z nim o czymś szeptem.
Nagle spojrzał na mnie i zobaczywszy, że już nie śpię, uciszył blondynka. Podszedł i zajął miejsce koło mnie, które przez całą podróż było wolne. Przytulił mnie do siebie i spytał cichutko:
- Już nie śpisz? - pocałował mnie delikatnie w czoło. Nadal miałam mu odrobinę za złe to, że nie walczył o to, żebym usiadła przy nim. Był jednak za słodki, żebym mogła się na niego długo gniewać.
Delikatnie zaprzeczyłam ruchem głowy. Wtuliłam się w niego i spokojnie czekałam, aż wylądujemy.
Nie musiałam długo czekać, bo już po dziesięciu minutach wylądowaliśmy. Wyszliśmy z samolotu, odebraliśmy swoje bagaże, a potem wsiedliśmy do jakiegoś mini busa, który odwiózł nas do hotelu.
Chyba nawet nie muszę mówić, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie hotel. Był pięciogwiazdkowy, ale nie wyglądał przy tym, jak te wszystkie surowe budynki. Była to wyremontowana stara kamienica z dużą ilością balkonów i okien. Miało się wrażenie, że właściwie każdy pokój ma balkon.
W środku też się nie rozczarowałam. Było elegancko i ładnie, ale cały hotel był utrzymany w kolorach tak przyjemnych i ciepłych, że zaczynałam żałować, że spędzę tu zaledwie dwa dni.
Po szybkim zameldowaniu i otrzymaniu kluczy do swoich pokoi, wszyscy postanowiliśmy się rozpakować, a potem przed koncertem jeszcze pozwiedzać. Właściwie to ja uparłam się na to zwiedzanie, a oni po prostu nie potrafili mi odmówić.
Mój pokój okazał się być zdecydowanie duży. Po prawej stronie pokoju znajdowało się łóżko z baldachimem, przy którym stała mała półeczka nocna i biurko z krzesełkiem. Naprzeciwko łóżka była łazienka, która cała utrzymana była w odcieniach różu. Oczywiście, nie mogła być, tak jak pokój, czyli beżowa. Oprócz tego w pokoju znajdowała się szafa i plazma. Przed plazmą stała kanapa i mały stoliczek. Oprócz tego miałam jeszcze balkonik, który nie był już tak duży, ale jak dla mnie był doskonały.
***
Po rozpakowaniu, które trwało dość długo zważywszy na fakt, że nie mieliśmy dużo rzeczy; wyszliśmy z hotelu. Uparłam się, żebyśmy najpierw poszli zobaczyć domniemany balkon Julii, ale oni zaprotestowali. Stwierdzili, że nigdzie się nie ruszą dopóki czegoś nie zjedzą. Dlatego też najpierw skierowaliśmy się w stronę jakiejś malutkiej restauracyjki.
Ustaliliśmy, że zjemy na zewnątrz, ponieważ pogoda była taka wspaniała, że szkoda było z niej nie skorzystać. Każdy zamówił coś dla siebie. Na przykład: ja zamówiłam cztery grzanki, dżem i sok jabłkowy.
Były to nasze pierwsze posiłki tego dnia (jeśli nie liczyć przekąsek, którymi napchaliśmy się w samolocie), chociaż dochodziła już godzina czternasta (o czym informował nas wielki zegar naścienny).
Kiedy skończyłam jeść śniadanie, jedzenie na talerzach chłopaków wyglądało na nietknięte. Po co oni zamawiali tyle jedzenia? Zaczęłam ich pospieszać. Było już dwadzieścia po drugiej. Zważywszy na to, że chłopaki mają koncert o wpół do ósmej, a muszą się jeszcze przygotować... W takim tempie nie zdążymy zobaczyć nic. Chociaż mi w zupełności wystarczyłoby tylko zobaczenie balkonu Julii.
To nie moja wina, że jestem niepoprawną romantyczką, a "Romeo i Julia" oglądałam z jakieś dwieście razy. Tak jak "Titanica", ale to już zupełnie inna sprawa.
Chociaż obydwoje byli bardzo młodzi, przez co słowo "miłość" nie jest za bardzo wiarygodne w ich przypadku; to film ogląda się wspaniale. Oglądałam chyba wszystkie wersje - nowsze i starsze. Kiedyś tata zabrał mnie nawet na tą sztukę do teatru. Miałam wtedy z czternaście lat i wystroiłam się w moją najlepszą sukienkę. Uważałam, że jeśli mam tyle lat, co główna bohaterka to, że może i ja spotkam swojego Romeo. Tylko, że nasza miłość nie skończyłaby się tak tragicznie.
Po piętnastu minutach skończyli jeść i zapłacili (w umowie mieliśmy podpisane, że nie płacę za jedzenie na mieście. Chyba, że sama sobie chcę coś kupić). Zeskoczyłam z wysokiego, barkowego krzesła i złapałam Lou za rękę. Miałam nadzieję, że reszta pójdzie za mną, ale oni stanęli jak kołki. Nawet Louis puścił moją dłoń i stanął przy chłopakach z nieco skrępowaną miną.
Wtedy już wiedziałam, że coś się święci. Przeniosłam ciężar ciała na prawą nogę i skrzyżowałam ręce. Czekałam.
Niall bąknął coś pod nosem, co dla mnie oznaczało tyle, że to nie on powie mi, o co chodzi. Tomlinson spuścił głowę i zaczął uporczywie wpatrywać się w swoje vansy. Zayn wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą i wydawał się być nim całkowicie pochłonięty. Harry pospiesznie wyjął komórkę i zaczął szybko stukać w dotykowy ekran telefonu. Liam rozejrzał się po twarzach chłopaków i wtedy dotarło do niego... Wypadło na niego i to on musiał mi to wszystko wytłumaczyć.
Posłałam mu ponaglające spojrzenie. Wystarczająco dużo czasu już zmarnowaliśmy.
- Bo wiesz, my rozumiemy, że bardzo chciałabyś zwiedzić Weronę i zobaczyć ten balkon... - Liam się zaciął. Wydawał się być szczerze smutny - Przepraszamy, ale nie możemy cię tam zabrać. Za godzinę mamy mieć próbę dźwiękową przed koncertem, potem będziemy musieli się przygotować... Strasznie nam przykro!
Całą swoją siłą woli starałam się powstrzymać napływające do moich oczu łzy. Samej nie będzie tak fajnie. Z nimi wszystko robi się sto razy ciekawsze, ale bez nich... W jakiś sposób uzależniłam się od ich towarzystwa. Poza tym, kiedy miałabym zobaczyć to wszystko? Naprawdę chciałam posłuchać, jak śpiewają.
Całą swoją siłą woli starałam się powstrzymać napływające do moich oczu łzy. Samej nie będzie tak fajnie. Z nimi wszystko robi się sto razy ciekawsze, ale bez nich... W jakiś sposób uzależniłam się od ich towarzystwa. Poza tym, kiedy miałabym zobaczyć to wszystko? Naprawdę chciałam posłuchać, jak śpiewają.
- Okej... Rozumiem - powiedziałam, ale nie udało mi się ukryć zawiedzenia.
- Naprawdę nam przykro - poparł Niall.
- Nie obrazicie się, jeśli nie pójdę na wasz koncert, żebym mogła...
- Zrozumiemy to - dodał Liam.
***
Chłopaki już byli na scenie i śpiewali kolejną skoczną piosenkę.
Powiedziałam, że kiedy oni skończą próbę i pojadą do hotelu przygotować się na koncert, ja udam się na zwiedzanie. Z tego, co się dowiedziałam od gościa, który zajmuje się nagłośnieniem, balkon znajduje się jakieś pięć minut drogi od areny. Dostałam od niego dokładne wskazówki, jak tam trafić, więc były małe szanse na to, że się zgubię. Chociaż ze mną to wszystko jest możliwe.
Louis chyba miał wyrzuty sumienia, że nie pójdzie tam ze mną. Jeszcze przed wejściem na scenę wepchnął mi do ręki jakiś banknot o wysokim nominale. Nie musiałam sprawdzać, żeby się upewniać. Od razu zaprotestowałam mówiąc, że ja nie chcę od niego żadnych pieniędzy.- Proszę, weź to. Nie chcę, żebyś miała mi za złe to, że nie idę tam z tobą. Nie będę się przynajmniej martwił, czy nie jesteś głodna. Jeśli nie będziesz głodna, to przynajmniej kupisz sobie coś.
- Louis, ty nie rozumiesz? Nie jestem z tobą ze względu na twoje pieniądze, dlatego też ich po prostu nie chcę! Uwierz mi, że stać mnie na jakieś jedzenie! - krzyknęłam i odbiegłam od niego na jakąś odległość.
Nie rozumiałam, jak mógł pomyśleć, że pieniądze sprawią, że nie będę zawiedziona tym, że nie pójdzie tam ze mną. Nie wiedziałam, czy na tym właśnie polegał jego poprzedni związek z Eleanor, ale nie zamierzałam mu pozwolić, żeby nasz też tak wyglądał.
***
Po jakiejś godzinie znalazłam się wreszcie na ulicy, na której powinnam znaleźć to, co tak bardzo pragnęłam zobaczyć.
Po drodze wstąpiłam jeszcze do kawiarenki, gdzie zamówiłam sobie mrożoną kawę i ciasto, które wyglądało przepysznie. O ile kawę wypiłam całą, to ciasta praktycznie nie tknęłam. Na zdjęciu w menu nie było widać, że jest z rodzynkami, których szczerze nienawidzę.
Wykłóciłam się jeszcze o to z kelnerką, co musiało dziwnie wyglądać, bo ona nie za dużo rozumiała po angielsku, a ja nie rozumiałam po włosku nic poza: "per favore" i "arrivederci". To drugie słowo znałam z jakiegoś głupiego filmu, gdzie koleś odjeżdżając na motorze, krzyknął: "Arrivederci Roma!"
Nadziałam na mój malutki widelec rodzynkę i zaczęłam nią wymachiwać przed nosem dziewczynie. Nie powiem, że ona się wcale nie zdenerwowała. Zaczęła panikować i pokazywać coś, że jestem nienormalna.
Zdenerwowana nie wytrzymałam i przeklęłam (co mi się rzadko zdarza). Do tego zrobiłam to po polsku.
- O, Polka! - wykrzyknęła niezwykle uradowana i zaczęła mnie ściskać. Potem dostała słowotoku. Zaczęła mówić, jak to świetnie rozmawiać znowu w swoim ojczystym języku, bo ona też jest Polką. Tylko przyjechała tu, jak tylko skończyła studia, bo jej ówczesny narzeczony zdradził ją i ona bardzo cierpiała. Wszystko jej o nim przypominało, ale matka jej powiedziała, że jej wujek na kawiarenkę w Weronie i może do niego wyjechać. Więc ona wyjechała. I tak słuchałam historii jej życia przez dwadzieścia minut.
Balkon okazał się być zwykłym balkonem, który znajdował się w budynku, który porośnięty był bluszczem. Na placyku przed balkonem była piękna rzeźba Julii.
Właśnie zastanawiałam się nad tym, czy był jakiś sposób, żeby Romeo mógł dostać się na balkon do pokoju Julii. W końcu mógłby wdrapać się po tym bluszczu. Z drugiej strony - mogłoby to się okazać niebezpieczne. Z tego, co pamiętałam z lekcji historii, lekarze w tamtych czasach nie byli za dobrzy.
Dopiero po jakiś pięciu minutach zwróciłam uwagę, że pod balkonem, na ścianach, znajdują się jakieś kartki. Jedne były poprzyklejane taśmą, inne był powkładane w miejsca, gdzie ściany się skruszyły i w murach powstały dziury.
Po przeczytaniu paru kartek zrozumiałam. Były to listy miłosne. Kobiety pisały w nich z prośbami do Julii o pomoc. Jedne były nieszczęśliwie zakochane, jeszcze inne były w toksycznych związkach. Wydawało mi się to odrobinę irracjonalne, w końcu ona nie mogła im odpowiadać. Ale może w pewien sposób pomagało to tym kobietom.
W każdym razie nie żałowałam, że tu przyszłam.
***
Byłam tak strasznie zmęczona. Okazało się, że jednak to nie był najlepszy pomysł, żebym wracała na piechotę. Przeszłam kilkanaście kilometrów, zabłądziłam z dziesięć razy i nadłożyłam drogi. Czułam, że moje nogi zaraz mi odpadną. Do tego byłam jeszcze strasznie głodna, bo w zasadzie nie jadłam nic od śniadania, a było już po dziesiątej.
Dotarłam do mojego pokoju. Od razu rzuciłam się na łóżko z baldachimem, które okazało się być bardzo wygodne. Marzyła już tylko o gorącej kąpieli, kolacji i śnie. Niestety byłam zbyt leniwa, żeby iść się wykąpać. Zdawałam sobie również sprawę z tego, ile kosztuje room service. Pozostawało mi tylko leżeć i czekać, aż sen mnie zmorzy.
Zadrżałam pod wpływem zimnego wiatru, który musnął moją skórę. Rozejrzałam się w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, skąd bierze się ten wiatr. Drzwi prowadzące na balkon były otwarte. Nie przypominałam sobie, żebym pozostawiała je uchylone.
Niechętnie podniosłam się z ciepłego łóżeczka, żeby zamknąć drzwi. Stałam już przy drzwiach, kiedy spojrzałam na niebo. Dawno już nie widziałam go tak bezchmurnego i gwieździstego. Wyszłam na balkon chcą bliżej przyjrzeć się gwiazdom. W końcu jako niepoprawna romantyczka miałam takie prawo.
Spuściłam wzrok. Moją uwagę przyciągnęła osoba, która stała pod moim balkonem. Było tak ciemno, że nie widziałam jej twarzy. Zauważyłam jednak, że trzyma w rękach gitarę i przygotowuje się do grania.
Wystraszyłam się nie na żarty. Nie wiedziałam w końcu, kto to jest. Przecież mógł to był jakiś gwałciciel, czy ktoś kto będzie chciał mnie okraść. Najpierw jednak musiałby się tu jakoś dostać. Spojrzałam na roślinę, która rosła przy murach budynku. Bluszcz. Trochę przypominało mi to wszystko scenę z "Romeo i Julii". Tyle, że to był horror.
Zaczęłam zastanawiać się, czy jeśli gościu zacznie wspinać się po bluszczu, to da radę dostać się na mój balkon. Było to całkiem możliwe, jeśli wykluczyć możliwość tego, że może sobie coś połamać.
Mój strach pogłębił się, kiedy owa osoba krzyknęła:
- Ej, Julio! To dla ciebie! - zdecydowanie był to męski głos. Wydawał mi się nawet znajomy, ale nie potrafiłam określić do kogo należał.
Facet zaczął grać na gitarze i śpiewać. Była to piękna piosenka o miłości, co nie zmieniało faktu, że bałam się typa i tyle. Zastanawiałam się właśnie, czy nie zacząć piszczeć i wzywać pomocy, kiedy do mojego pokoju ktoś wszedł. Pomimo tego, że było ciemno, rozpoznałam Stylesa. Z pewnością to przez te loki.
- Jak dobrze, że przyszedłeś! Jakiś debil śpiewa dla mnie piosenkę o miłości. To znaczy dla Julii, ale wnioskuję, że to chodziło o mnie.
Harry wydawał się nic nie rozumieć z mojej pokręconej wypowiedzi. Pociągnęłam go za rękaw koszuli, żeby wyszedł ze mną na balkon. Ten gościu na dole nadal śpiewał coś o miłości.
Natomiast chłopak obok mnie zmrużył oczy, jakby się chciał upewnić, czy wzrok mu nie szwankuje. Przetarł je, jakby musiał się stuprocentowo upewnić. Odezwał się dopiero po chwili:
- A to nie jest przypadkiem Louis?
Jakby się tak bliżej przyjrzeć do gościu faktycznie przypominał mojego chłopaka. Podobny głos, podobne ubranie, podobne rysy twarzy. Poprawka - ten gościu jest moim chłopakiem.
Chłopak przestał grać i śpiewać. Odłożył gitarę na bok. Teraz już byłam pewna, że to mój chłopak.
- Wielkie dzięki Harry! Popsułeś niespodziankę! - krzyknął w naszą stronę.
Lokaty wzruszył ramionami i wyszedł z mojego pokoju. Zachichotałam.
To, co zrobił było naprawdę słodkie. Chociaż lepiej by było, gdyby mnie uprzedził - może wtedy bym się tak strasznie nie bała. Ale nie miałabym niespodzianki. Bo chociaż szczerze ich nie cierpię, to są słodkie.
- Ej, Romeo! Może zabierz mnie lepiej na jakąś kolację, bo umieram z głodu!
O jejku! Przepraszam, że tak późno i za wszystkie błędy. Jednak jakoś tak wyszło, że nie mogłam się zabrać za ten rozdział. Na początku chciałabym podziękować za wszystkie wejścia, za komentarze i za 7 obserwatorów! To dla mnie strasznie dużo znaczy i bardzo mnie motywuje do dalszego pisania. Kolejny rozdział powinnam dodać w sobotę. Liczę na szczere komentarze i do następnego!
P.S. Czy tylko ja jestem tak strasznie podekscytowana Best Song Ever?
P.S. Czy tylko ja jestem tak strasznie podekscytowana Best Song Ever?
Rozdział bardzo mi się podobał i ta akcja na koniec ... :)
OdpowiedzUsuńŻyczę przypływu weny i jeszcze lepszych rozdziałów ;).
Ja też strasznie jestem podekscytowana Best Song Ever, w sumie mogę to uznać za spóźniony prezent urodzinowy (ale to tylko jeden dzień, wybaczam im) :)
Pozdrawiam :)
Też nie lubię rodzynek ! :D :D :D
OdpowiedzUsuńJeejjuu, ale długi i ciekawy. Kochana, ja ci zazdroszczę tej umiejętności. Mój rozdział to jakaś 1/5 twojego ^^ Mistrz, normalnie !
Świetny pomysł z tym balkonem. Zazdroszczę jej ! Ja chce być na jej miejscu :P Nie dość, że boski chłopak, który śpiewa pod jej balkonem (i to wcale nie jest pedofil xd) to jeszcze wycieczka do Werony :P
Ogólnie, co tu dużo mówić : ŚWIETNE ŚWIETNE ŚWIETNE !
Czasami wkurza mnie zachowanie Louisa wobec głównej bohaterki (kasa, itd) i tez jestem ciekawa czy to o tym szeptał z Niallem, czy może zgotujesz nam jakąś niespodziankę :P
P.S. Piosenka, moim zdaniem, jest bardzo fajna, ale myślę, że mają lepsze :P :P Każdy ma inny gust ^^
Pozdrawiam !
MEGA <3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny jak z resztą wszystkie :)
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział
OdpowiedzUsuń[SPAM]
OdpowiedzUsuńNa www.be-with-me-baby.blogspot.com pojawił się 13 rozdział. Serdecznie zapraszamy i liczymy na szczerą opinię. Pozdrawiam Eve;*