piątek, 22 marca 2013

Rozdział 3

     2 lipiec, Wtorek
     Gdy tylko się obudziłam spojrzałam na budzik. Wskazywał 6:12. Świetnie, nawet w wakacje jestem rannym ptaszkiem. Ale to, że wstawałam tak wcześnie bardzo mi pomagało. Od rozwodu rodziców codziennie (z wyjątkiem dnia po imprezie) biegałam. To mnie odprężało, ale i pomagało przetrwać resztę dnia. Nie zamierzałam zmieniać moich zwyczajów tylko dlatego, że zaczęły się wakacje, a ja byłam oddalona od domu o ponad tysiąc kilometrów.
     Wpadłam do mojej łazienki, gdzie założyłam moje stare dresy i buty Nike. Włosy związałam w wysoki koński ogon i byłam gotowa. Tak jak podejrzewałam wszyscy jeszcze spali, więc od razu wyszłam z domu.
     Okolica raczej nie była podobna do miejsc, gdzie kiedyś biegałam. Wszędzie wille z basenami, gdzie na podjazdach stały przynajmniej dwa drogie auta. Mimo tego, że mieszkałam w podobnym domu z ojczymem, mamą i siostrą, to ta okolica strasznie się od tamtej różniła. Wyglądała po prostu na zamieszkaną przez bogatszych, a może i sławnych ludzi.
     Rozejrzałam się, więc w poszukiwaniu jakiegoś parku czy jakiegoś innego miejsca, gdzie czułabym się, choć odrobinę swobodniej. Szczęście mi sprzyjało, jakiś kilometr ode mnie znajdował się mały park połączony z placem zabaw dla małych dzieci. Uśmiechnięta ruszyłam w jego stronę.    
     Wiatr rozwiewał moje długie włosy, sprawiając tym samym, że wpadały mi one do oczu. Zrobiłam trzy okrążenia wokół parku, kiedy poczułam na moim policzku krople chłodnej cieczy. Spojrzałam w niebo. Wyglądało na to, że zbiera się na deszcz. Miałam nadzieję, że zrobię jeszcze przynajmniej jedno okrążenie wokół placu zabaw, ale wtedy na moje prawe ramię spadła kolejna kropla deszczu. Zrezygnowana pobiegłam z powrotem do domu chłopaków.
     Kiedy nacisnęłam klamkę okazało się, że drzwi są zamknięte. Świetnie, nawet nie poprosiłam ich o klucze do tego domu. Zapukałam do drzwi, ale kiedy nikt nie otworzył, dotarło do mnie, że mogą jeszcze spać. Nie wzięłam zegarka, aby chociaż sprawdzić godzinę. Telefonu komórkowego też nie wzięłam. W sumie nie mam ich numerów, więc posiadanie komórki nic by tu raczej nie zmieniło. I kiedy już myślałam, że będę skazana czekać na ich pobudkę w deszczu, drzwi frontowe delikatnie się uchyliły, a moim oczom ukazał się Harry. Na szczęście był ubrany.
     - Tak, słucham? - spytał. Zgrywał debila, czy jak? Już mnie nie pamięta? Bo ja jakoś próbuje zapomnieć o nim i o tym jak się poznaliśmy. Jak na razie z fatalnym skutkiem.
     - Może mógłbyś mnie wpuścić do środka, co?
     - Sam nie wiem. Możesz mi przecież coś zrobić, prawda? - powiedział. Po chwili dodał z szerokim uśmiechem - Myślisz, że byłbym bardzo złośliwy, jeśli zacząłbym się wydzierać na ulicę, że to gwałciciel? 
     Zgromiłam go wzrokiem, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej i wpuścił mnie do środka. Kiedy tylko weszłam do kuchni dokonałam odkrycia. Mianowicie nikt już nie spał. Cały zespół był zajęty przygotowywaniem śniadania dla naszej szóstki.
     - Codziennie tak wcześnie wstajecie? - spytałam Zayna, który rozkładał talerze na stole w jadalni.
     - Jeśli uważasz - spojrzał na wielki zegar naścienny - dziewiątą za wczesną godzinę, to tak.
     - Już dziewiąta? - spytałam z niedowierzaniem.
     - Właściwie wpół do dziesiątej - odpowiedział Liam, który wszedł do jadalni z dużą miską jajecznicy z szynką i szczypiorkiem.
     - Dobrze spałaś? - spytał Louis, który podpierał się o ścianę - Nie miałaś żadnych koszmarów z nagim mężczyzną?
     Poczułam, że się rumienię, więc spuściłam moją głowę w dół. Udawałam, że bardzo zainteresowała mnie mała ryska na podłodze.
     - A tak w ogóle, gdzie tak wcześnie wyszłaś? - zmienił temat Zayn.
     - Biegałam - odparłam krótko.
     Niall wszedł do jadalni w kolorowym fartuchu. Położył na stole masę grzanek i dzban herbaty. Zayn doniósł jeszcze dwa dzbanki soków, a Liam talerz zapełniony stosem naleśników polanych syropem klonowym. Wszyscy zasiedliśmy do stołu, a chłopaki od razu rzucili się na jedzenie. Nałożyłam sobie tylko jedną grzankę, którą posmarowałam dżemem truskawkowym.
     - Co tak mało? - zapytał Niall pomiędzy kolejnymi gryzami swojej grzanki.
     Mój dobry humor minął. No może nie był dobry, ale przynajmniej byłam dla wszystkich miła. Mój ojczym ciągle tak do mnie mówił. "Nie jesz za mało?", "Powinnaś więcej jeść". Nienawidziłam tego. W końcu to moja sprawa, ile zjem. Ale moja matka, jako kochająca żona, zawsze mu przytakiwała.
     - Jak dla mnie wystarczająco - powiedziałam oschle, na co blondynek spuścił głowę. Nie chciałam go urazić, ale każde przypomnienie mi o moim ojczymie tak na mnie działało.
     - Nie musisz być dla niego niemiła. On tylko spytał - skomentował Zayn.
     Wzruszyłam ramionami i skończyłam jedzenie. Siedziałam cicho i czekałam, aż oni skończą. Rozmawiali wesoło i głośno się śmiali, ale ja nadal nic nie powiedziałam. Kiedy skończyli, zaproponowałam, że mogę posprzątać. Skąd u mnie taki przypływ dobroci? Miałam wyrzuty sumienia, że tak potraktowałam Nialla.

***
     Wieczorem mieliśmy wyjść do klubu. Miało to być coś w rodzaju "imprezy powitalnej" dla mnie. Mieliśmy być gotowi punktualnie o dwudziestej pierwszej. Było już piętnaście po, ale najwyraźniej ktoś tu się nie mógł wyszykować na czas. Nie wyszliśmy jeszcze z domu, ponieważ Harry, Lou i Zayn nie byli jeszcze gotowi do wyjścia.
     Siedziałam w salonie z resztą chłopaków i szukałam sobie jakiegoś zajęcia. Liam włączył telewizor i cała nasza trójka zaczęła oglądać jakiś teleturniej. Nie było to specjalnie interesujące, ale co poradzić.
     Niall i Liam wydawali się być jednak zainteresowani tym programem, a ja nie miałam serca prosić ich, żeby przełączyli. W sumie nawet ich polubiłam. Na swój własny sposób. Niall był słodki i zabawny, a Liam wydawał się być jedynym normalnym chłopakiem w całym zespole. Dzięki niemu była szansa, że nie zwariuję w tym domu.
     Zayn nadal wydawał się być zły na mnie za to jak potratowałam Nialla, chociaż on sam nie potrafił się na mnie długo gniewać. Może to zasługa mojego uroku osobistego, a może paczki żelków, którą mu podarowałam. Dzięki Liam.
     Na Harry'ego nadal byłam zła, bo w końcu kto normalny chodzi po korytarzu nago, wiedząc, że za ścianą śpi dziewczyna, której on praktycznie nie zna.
      Natomiast Louis po prostu mnie irytował. Jak mogłam na początku chcieć mu pomóc? Był dla mnie nie tylko niemiły, ale i oschły. Za każdym razem, gdy coś powiedziałam on musiał mi dogryzać. Miał chłopak jakieś problemy ze sobą.
     O wilku mowa. Schodził właśnie po schodach z lokatym. Widać było, że rozmawiają ze sobą na jakiś poważny temat. Obydwoje mieli zawzięte miny, a Harry żywo gestykulował.
     Ze swojego pokoju wyszedł również Zayn.
     - To co, idziemy? - zapytał Niall.
     Złapałam małą torebkę i razem ze wszystkimi wyszłam z domu. Tym razem wynajęliśmy większą taksówkę. Chłopaki wpakowali się do auta (chyba zapomnieli o zasadzie "panie przodem"). Kiedy ja też chciałam wejść do środka, okazało się, że wolne miejsce jest tylko pomiędzy Zaynem i... o zgrozo, Lou. Siedział i wpatrywał się w okno.
     Tylko on nie chciał iść na tę głupią imprezę, ale Harry jakimś cudem go przekonał argumentami typy: "Rozerwiesz się", "Musisz spróbować o tym zapomnieć". O co z tym chodziło nie zrozumiałam, ale Lou najwyraźniej zrozumiał, bo zaraz po tej rozmowie, zaczął przygotowywać się do imprezy.
     I dobrze, może mu to pomoże. Nie to, żeby mnie to obchodziło, ale gdy był smutny zachowywał się wobec mnie jak dupek. Cóż może to nie wina jego humoru. Może jest dupkiem.
     W końcu usiadłam między chłopakami, z którymi krótko mówiąc miałam delikatnie na pieńku.
     Samochód ruszył, a my po jakiś dwudziestu minutach (podczas których nikt nie powiedział ani słowa), dotarliśmy na miejsce.
     Harry powiedział coś ochroniarzowi, ten przytaknął głową i wpuścił nas do środka. Klub był pełen ludzi. Cały parkiet był zapełniony ludźmi, którzy kiwali się do remix'u jakiegoś nowego kawałka Davida Guetta. Inni siedzieli przy małych stolikach w rogach lokalu, śmiejąc się i popijając drinki.
     Podeszliśmy do baru i zamówiliśmy drinki.
     - To jak zaczynamy naszą imprezę? - spytał Harry i spojrzał na tyłek przechodzącej koło nas brunetki. Fuj.
     - Jeśli dobrze zrozumiałam moją siostrę, to trójka z was ma dziewczyny - powiedziałam i spojrzałam znacząco na Liama, Zayna i Lou - A właśnie, wasze dziewczyny nie martwią się tym, że mieszkacie pod jednym dachem z dziewczyną, której one nie znają?
     - Właśnie, dlatego Zayn i Liam mają pokoje na dole. To był warunek ich dziewczyn - wyjaśnił mi Niall.
     - Twoja dziewczyna się o ciebie nie boi, Lou? - spytałam.
     Harry rzucił się do zamawiania kolejnych drinków, chociaż ja jeszcze tego nie skończyłam. Zayn szepnął do blondynka, że ten powinien się czasem ugryźć w język. Louis odszedł od baru bez słowa i ruszył w kierunku parkietu.
     Złapałam swojego drinka i jednym haustem wypiłam go do dna. Barman podał mi następnego, a potem następnego...
     
***
      Było jakoś koło drugiej. W klubie zostaliśmy tylko my, DJ i barman. Plus jakaś szatynka, która przyczepiła się do Harry'ego na początku imprezy.
     Zamówiliśmy sześć kolejnych drinków i siedzieliśmy w kółku na środku parkietu. Sama postanowiłam już nie pić. Nie chciałam obudzić się rano z wielkim bólem i kacem jak z Londynu do Warszawy.
     Graliśmy w prawdę i odwagę z butelką. Poprzednio wypadło na ową szatynkę, która miała zaśpiewać jakąś piosenkę. "My heart will go on" w jej wykonaniu bardziej rozśmieszało niż wzruszało, ale chłopaki nie chcąc robić jej przykrości powiedzieli, że zaśpiewała to lepiej niż Celine Dion. Harry wyszedł z klubu bez koszuli i zdobył numer, wracającej z pracy kobiety. Pod ten numer zadzwonił potem Niall i ze swoim irlandzkim akcentem przeprowadzał ankietę na temat:. "Zabezpieczania się przed nieplanowaną ciążą".
     Teraz wypadło na mnie.
     - Odwaga - odpowiedziałam Lou, zanim on zdążył mnie o to zapytać.
     - Pocałuj...
     - Nie zamierzam nikogo całować - przerwałam mu.
     - A co, nigdy się nie całowałaś? - spytał Zayn ze śmiechem. Nadal był na mnie zły. No, ile można?
     Miał racje, nigdy się nie całowałam. Nigdy nawet nie miałam chłopaka. Miałam paru kolegów, ale nigdy nie odczuwałam potrzeby, żeby się z nimi obściskiwać. Nie to, żebym wolała dziewczyny. Byłam zainteresowana chłopakami. Ale nie widziałam sensu zakochiwać się w chłopaku, który potem złamałby mi serce. To bolesne, bezcelowe i przereklamowane. Ale nie chciałam, żeby mój pierwszy pocałunek wyglądał tak... Po paru drinkach i to z chłopakiem, do którego nic nie czuję. Myślałam o czymś romantycznym. Ale przecież im tego nie powiem.
     Ale jak się okazało chłopaki odpuścili mi, a Louis dla świętego spokoju dał mi inne zadanie. Miałam zatańczyć przed nimi taniec brzucha. No cóż, było to trochę lepsze niż pomysł z całowaniem.
     DJ puścił jakąś pasującą muzykę, a ja wyszłam na środek naszego koła i wykonałam to głupie zadanie. W normalnych warunkach nie zrobiłabym czegoś takiego, ale alkohol robił swoje.
     Kiedy skończyłam, zakręciłam butelką i wypadło na Lou. Czas na słodką zemstę, kotku. Prawda.
     - Co się stało pomiędzy tobą, a twoją dziewczyną?
     - Pokłóciliśmy się - to się nazywa lakoniczna odpowiedź.
     On przesunął butelkę w moją stronę. Nie przejmowaliśmy się zasadami. To była jakaś chora gra. Prawda.
     - Czemu się nigdy nie całowałaś?
     - Nie poznałam nikogo odpowiedniego. Jestem wymagająca.
     Teraz ja przekręciłam butelkę w jego stronę. Prawda.
     - O co wam poszło? - spytałam zaciekawiona, ale nie dostałam odpowiedzi, bo Liam przerwał nam mówiąc:
     - Chyba już wystarczy- wezwał taksówkę, która odwiozła nas do domu.
***
     Za oknem słońce powoli wschodziło, a w mojej głowie dosłownie szumiało. Nie mogłam usnąć. Kiedy wróciliśmy z klubu wszyscy udali się do swoich pokoi. Żaden z nich nie odezwał się do mnie nawet słowem. A mnie ciągle dręczyły wyrzuty sumienia. W końcu znałam powód podłego humoru Lou. I chociaż (znowu) chciałam mu pomóc, nie wiedziałam, co mogłabym zrobić.
     Normalnie nie przejmowałabym się czymś takim. W końcu takie kłótnie zdarzają się każdej parze. Ale przez to, co zobaczyłam w jego oczach pierwszego dnia, po prostu... Chciałam mu pomóc przez to przejść. Nie znałam powodu ich kłótni, ale chciałam mu pomóc.
     Tym razem nie miałam problemu ze znalezieniem moich kapci. Szybko wsunęłam je na stopy i wyszłam z mojego pokoju. Alkohol dodał mi na tyle odwagi, że otworzyłam drzwi od pokoju Louisa.
     Jego pokój był odrobinę większy od mojego. Na samym środku stało duże łoże. W prawym rogu pokoju stała komoda, a po lewej kanapa i telewizor plazmowy. Podeszłam do łóżka Lou i szepnęłam:
     - Śpisz? - cisza. Czyli chyba jednak śpi. Zawiedziona ruszyłam w stronę drzwi. I kiedy już miałam wyjść...
     - Nie - usłyszałam cichy szept.
     Znowu podeszłam do jego łóżka i usiadłam na jego krańcu.
     - Przyszłam Cię przeprosić... Tak mi się wydaje... Nie chciałam, no wiesz... Nie chciałam Cię zranić przez to wypytywanie o twoją dziewczynę - mówiłam nieskładnie.
     - Ja też nie chciałem naciskać - pomimo, że było ciemno, widziałam, że się uśmiechał.
     - Zgoda? - spytałam i wyciągnęłam rękę.
     - Zgoda - on zamiast uścisnąć moją rękę, jak normalny człowiek, przytulił mnie całą.
     - Aua, Lou. Dusisz - wysapałam.
     Rozluźnił trochę uścisk, ale nadal mnie przytulał. I nie powiem, że mi się to nie podobało...





2 komentarze:

  1. Ooo kroi się romansik :D
    Ahh uwielbiam to !
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Impreza przednia xd i... ooooo ♥ mrałśnie :3 taki romnas... będą do siebie pasować :3

    OdpowiedzUsuń