wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 4

3 lipiec, Środa
     Louis zaraz po naszej rozmowie wypuścił mnie i delikatnie zasugerował, żebym już sobie poszła. Na dzisiaj zespół miał zaplanowaną próbę i wyglądało na to, ze zostanę sama w tym wielkim domu. Bez żadnego towarzystwa i żadnego sensownego zajęcia.
     Przespałam niecałe dwie godziny, ale nie zanosiło się na to, żebym znowu zasnęła. Niechętnie podniosłam się z łóżka. Zamiast iść do łazienki i się troszeczkę ogarnąć, skierowałam się do kuchni. W mojej głowie nadal jeszcze delikatnie szumiało, a moje usta były suche jak Sahara.
     W kuchni przy blacie kuchennym stał Zayn.  Świetnie, nie ma to jak zaczynać dzień od konfrontacji z „nieprzyjacielem”.
      - Cześć – przywitał się chłopak. Spojrzałam się na niego podejrzliwie. Naprawdę, już się na mnie nie gniewa?
      Pomachałam mu lekko ręką i podeszłam do lodówki, z której wyjęłam butelkę soku pomarańczowego. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu szklanki. Nie potrzebnie. Zayn podał mi szklankę i zaczął grzebać w lodówce. Nalałam sobie do pełna i jednym haustem wypiłam sok.
     Chłopak rozłożył składniki na blacie i wyjął miskę.
     - Co robisz? – spytałam i odłożyłam butelkę do lodówki.
     - Zamierzałem zrobić śniadanie – powiedział z uśmiechem. To już było podejrzane. Nie dość, że rozmawia ze mną normalnie, to jeszcze się do mnie głupio szczerzy – Chcesz mi pomóc?
     - Mogę chcieć - przytaknęłam. Może jakoś dowiem się, o co mu chodzi.
     Podczas, gdy ja przygotowywałam kanapki, Zayn robił ciasto na naleśniki. Żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Ciszę przerwał dzwonek komórki. Mulat wyjął telefon z kieszeni jeansów i spojrzał na wyświetlacz. Za nim wyszedł z kuchni powiedział:
     - Przepraszam, ale muszę to odebrać. Możesz już zacząć smażyć naleśniki.
    Ułożyłam zrobione przeze mnie kanapki na wielkim półmisku i wyjęłam patelnię. Zaczęłam smażyć naleśniki, kiedy do kuchni wszedł Louis.
     Miał na sobie białą koszulkę i długie, błękitne spodnie od piżamy. Jego włosy były w totalnym nieładzie, co nie zmieniało faktu, że wyglądał świetnie.
     Z uśmiechem na ustach podszedł do półmiska z kanapkami, chwycił jedną z nich i zaczął ją łapczywie jeść.
     Wydałam z siebie pomruk niezadowolenia, ale on mnie całkowicie zignorował. Podszedł do ekspresu i nalał sobie filiżankę kawy.
     - Co tam smażysz? – spytał między kolejnymi łykami gorącej kawy.
     - Naleśniki – odpowiedziałam i spojrzałam z powrotem na patelnie. Odwróciłam naleśnika, ale ku mojemu niezadowoleniu okazało się, że się przypalił.
     Zagotowało się we mnie. Nigdy nie lubiłam, gdy mi coś nie wychodziło. Wszystko, za co się brałam, musiało być idealne zrobione. Po prostu nie potrafiłam znieść porażki.
     A teraz przez tego oto pajaca, spartaczyłam nawet takie proste zadanie. Jak można spalić naleśniki?
     Kiedy Louis zobaczył powód mojej wściekłości, wybuchnął śmiechem, za co ja zgromiłam go wzrokiem. A on nadal uśmiechnięty, podszedł do mnie i wyrzucił spalonego naleśnika, po czym sam zaczął smażyć nowe.
     Wzruszyłam ramionami i naburmuszona usiadłam na krześle, dokładnie naprzeciwko niego.
     - No, już nie bądź taka. Jak chcesz to mogę Ci wytłumaczyć jak powinno się smażyć naleśniki – powiedział wesoło Lou i zaczął mi tłumaczyć w zabawny sposób, że nie powinnam spuszczać ich z oczu. Po każdym wypowiedzianym przez niego zdaniu (nawet, jeśli było beznadziejnie głupie i bezsensowne) wybuchałam śmiechem.
     Po jakiś trzydziestu minutach do kuchni weszła reszta chłopaków, którzy stanęli zdumieni, kiedy zobaczyli mnie śmiejącą się i uśmiechniętego Louisa.
     - Czuję, że między nimi coś jest – skomentował Zayn. Na jego słowa Lou powiedział coś niezrozumiałego, a ja zarumieniłam się i powiedziałam im, że pójdę się przebrać.
     Weszłam do mojego pokoju i wyjęłam z szuflady bieliznę, czarne spodnie i koszulkę w biało-czarne paski. Po szybkim prysznicu, założyłam wcześniej przygotowane ubrania i zeszłam na dół.
     - Lou, to nie będzie dobrze wyglądało – usłyszałam głos Liama – Wszyscy myślą, że jesteś jeszcze z Eleanor…
     - Ale już z nią nie jestem – przerwał mu Lou.
     - My to wiemy, ale media, prasa i fani nie – przekonywał go Zayn – Gadaliśmy o tym z Paulem. On też uważa, że pokazanie się z inną, gdy teoretycznie chodzisz z Eleanor, może o tobie źle świadczyć…
     - O mnie? Dobrze wiesz, że ona… - byłam tak bliska poznania powodu ich kłótni… Ale niestety Niall mnie zauważył, a reszta zespołu przerwała swoją wymianę zdań i wszyscy usiedliśmy do stołu, na którym stała masa naleśników i kanapki.

*** 

     Siedziałam na kanapie z Niallem i oglądałam telewizję. Nie specjalnie skupiałam się na problemach dziewczyny, która rozstała się ze swoim chłopakiem. Liam i Lou zamknęli się w swoich pokojach, a Harry i Zayn kończyli zmywać po śniadaniu.
     Kiedy skończyli zajęli wolne miejsca na kanapie.
     - Słuchaj, bo jest taka sprawa… – wygląda na to, że dowiem się, dlaczego Zayn zachowuje się wobec mnie tak miło.
     - Dzisiaj moja dziewczyna, która też ma swój zespół, ma krótką przerwę w trasie koncertowej i no wiesz…
     - Przyjeżdża do Ciebie? – pomogłam mu.
     - No, tak. Ona bardzo chciałaby Cię poznać i w ogóle…
     - Mam być miła? O to Ci chodzi?
     - No, też…
     - Wysłów się – ponagliłam go.
     - Wieczorem chcielibyśmy pobyć trochę sami – wytłumaczył Zayn.
     - Mam wyjść z domu?
     - Tak, to znaczy nie – jąkał się mulat. Westchnął i wytłumaczył – Lou zaproponował, że możecie coś razem porobić…
     Na samą myśl, że mogłabym z nim spędzić cały wieczór, uśmiechnęłam się jak jakaś idiotka. Co się ze mną dzieje?
     - O tym rozmawialiście w kuchni? – skojarzyłam fakty.
     - Między innymi – powiedział z uśmiechem Harry.
     - Okej – powiedziałam i wzruszyłam ramionami. Udawałam obojętną, ale nie mogłam się doczekać ich powrotu z próby.

***
     Chłopaki wyszli już z domu, a ja czekałam na dziewczynę Zayna. Bałam się, że będzie ona prawdziwą pustą blondynką, z którą nie będę miała żadnych wspólnych tematów do rozmowy. Spędziłybyśmy, wtedy razem całe dwie godziny, podczas których na siłę próbowałybyśmy nawiązać rozmowę.
     Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, serce podeszło mi do gardła. Nerwowo poprawiłam bluzkę i przeszłam do holu. Cała zestresowana otworzyłam drzwi frontowe.
     Moim oczom ukazała się pogodna blondynka. Miała na sobie białą bluzkę i czarną spódniczkę, która ledwo sięgała za kolano.
     - Cześć. Ty pewnie jesteś Nina. Ja jestem Perrie – powiedziała miło i podała mi rękę, którą krótko uścisnęłam.
     Zapanowała cisza. Gdyby zależało to tylko ode mnie, trwałaby jeszcze dłużej, ale Perrie spytała:
     - To, co zaprosisz mnie do środka?
     - Tak, jasne. Przepraszam, ale inaczej się sobie Ciebie wyobrażałam – powiedziałam skrępowana i wpuściłam ją do środka.
     Na moje słowa Perrie zaśmiała się głośno i odrzekła:
     - Dzięki, ty też nie jesteś taka zła.
     Ruszyłyśmy w kierunku salonu, gdzie na stoliku leżała przygotowana przeze mnie wcześniej herbata i ciasteczka.
     Zajęłyśmy miejsca na kanapie. Najpierw rozmawialiśmy o jej zespole, potem o muzyce itp. Co dziwne świetnie nam się rozmawiało. Kiedy zabrakło nam tematów niezbędnych do podtrzymania rozmowy, zaczęłyśmy, jak chyba każde dziewczyny, plotkować.
     Jakoś nigdy nie lubiłam tego robić. Nie znałam żadnych sensacyjnych plotek, bo po prostu sądziłam, że nie są mi takie informacje potrzebne. Na ile można było ufać plotką, kiedy zaczynały się one od słów „moja koleżanka usłyszała to od swojej siostry, która wiedziała to od jej przyjaciółki, która go znała”?
     Ale z Perrie nawet plotkowanie okazało się zabawną i ciekawą czynnością. Obgadywałyśmy chłopaków z One Direction (w tym Zayna, którego teoretycznie i praktycznie była dziewczyną).
     Nie spodziewałam się, że można kogoś tak szybko polubić. Co ja mówię… Nie spodziewałam się, że mogłabym tak polubić dziewczynę Zayna.
     Kiedy chłopaki wrócili z próby, zastali nas całe roześmiane.
     - Dobrze się bawiłyście? – spytał Zayn.
     - Tak, dzięki za troskę – powiedziała Perrie sztucznie i wstała z kanapy, aby pocałowałać swojego chłopaka.
     - To, co zbieramy się, Nina? – zapytał Lou.
     - Jasne – powiedziałam szybko.
     Czy tylko dla mnie widok tulącej się do siebie pary, był jakby to ująć… ohydny? Chociaż wyglądali razem naprawdę słodko, nie potrafiłam patrzeć jak się obściskują. Wrodzona nienawiść do par.
     Chłopak pociągnął mnie za rękę do holu, gdzie szybko założyłam białe baleriny i wyszliśmy z domu.
***
     - Co będziemy robić? – spytałam Lou, jednocześnie przegryzając wargę.
     - Niespodzianka – odpowiedział tajemniczo.
     - Jest jedna rzecz, której o mnie nie wiesz…
     - Mianowicie?
     - Nie lubię niespodzianek – na moje słowa na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, ale i tak nie powiedział mi, dokąd jedziemy.
     - Mógłbyś przynajmniej włączyć radio?
     Louis na moje słowa posłusznie włączył radio. Leciała akurat piosenka Calvina Harrisa „Feel So Close”.
     Zaczęłam śpiewać, chociaż nie znałam słów. Nie to, żeby mi to przeszkadzało. Po chwili dołączył do mnie Louis. Śpiewał trochę lepiej ode mnie (raczej nie mam talentu, jeśli chodzi o śpiewanie), ale razem wyszła nam całkiem niezła przeróbka tego hitu.
     Nagle się zatrzymaliśmy. Spojrzałam na chłopaka pytająco, a on wytłumaczył:
     - Jesteśmy na miejscu.
     Wyszłam z samochodu i stanęłam zdumiona. Staliśmy przed wielkim stadionem. Po raz drugi tego popołudnia posłałam Lou pytające spojrzenie.
     - Idziemy na mecz – powiedział z dziwną dumą.
     - Mecz? Czyj?
     - Liverpoolu i Arsenalu Londyn.
     Chłopak zaczął prowadzić nas w stronę wejścia do budynku. Było jeszcze pusto, przez co nie musieliśmy stać w wielkim tłumie ludzi. Od razu podeszliśmy do gościa, który sprawdził nasze bilety.
     - Skąd masz dwa bilety na ten mecz? – zapytałam.
     - Planowałem iść na niego z kimś innym – odpowiedział i weszliśmy do budynku. Zatrzymałam się.
     - Chciałeś iść na niego ze swoją dziewczyną, prawda?
     Louis skrzywił się delikatnie na te słowa, ale odpowiedział:
     - Tak.
     Po chwili ruszyliśmy w stronę trybun, aby zająć nasze miejsca.
***

     - Lou, umieram z głodu… Kiedy to się skończy? – moje ostatnie słowa zagłuszyła salwa krzyków.
     - Widziałaś to? Przecież to ewidentnie był spalony – krzyczał wzburzony Louis, który chyba mnie nie słyszał.
     - Jestem głodna – szarpnęłam go za rękaw, jego długiej koszulki.
     - Jeszcze tylko dwadzieścia minut – powiedział chłopak i ponownie całą swoją uwagę skupił na grze.
     Przez cały czas trwania tego durnego meczu nie zwracał na mnie uwagi. Myślałam, że to popołudnie spędzę ciekawie i to sam na sam z nim. A tu proszę, siedzimy sobie i oglądamy mecz.
     - Jestem głodna – jęczałam, ale on nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Nie wytrzymałam i krzyknęłam– Idziesz ze mną coś zjeść czy mam iść sama?
     Chłopak wreszcie spojrzał na mnie i powiedział krótko:
     - Wracam za pięć minut – po czym wstał i odszedł.
     Zadowolona zaczęłam obserwować dalszy przebieg gry.
     Tak ja obiecał, Lou wrócił po jakiś pięciu minutach. W rękach trzymał butelkę Pepsi i dwa hot-dogi.
     - Dziękuje – powiedziałam miło, kiedy podał mi jednego.
     W zamian za to postanowiłam szybko zrelacjonować mu, co się działo.
     - No, więc tak… Walcott chciał zaatakować bramkę Jonesa, ale popełnił ten błąd i biegł lewym skrzydłem. To było oczywiste, że Johnson zrobi skuteczny wślizg i zabierze mu tę piłkę. Potem podał piłkę do Coatesa, a ten podał ją do Borini, który strzelił tą głupią bramkę, przez co Arsenal przegrywa 2:1. To raczej mało prawdopodobne, żeby podczas piętnastu minut strzelą jednego gola, aby przynajmniej był remis. Tylko tak mogą się utrzymać na tym samym miejscu w lidze – skończyłam mówić i łapczywie rzuciłam się na mojego hot-doga.
     Dopiero, kiedy zaczęłam przeżuwać kawałek, spojrzałam na reakcję Lou. Musiałam się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
     Miał otwarte usta i wpatrywał się we mnie jakby zobaczył ducha.
     Przełknęłam szybko to, co miałam w buzi i powiedziałam z udawaną troską:
     - Zamknij buzię.
     - Ale… myślałem… ty… nie lubisz… - jąkał się.
     Posłałam mu ciepły uśmiech i zanim ponownie rzuciłam się na mojego hot-doga, powiedziałam słodko:
     - Jeszcze nic o mnie nie wiesz.

***
     - Mówiłem Ci, że to się tak skończy – mówił Lou, kiedy przepychaliśmy się między ludźmi.
     Mecz się skończył, a my właśnie wychodziliśmy ze stadionu. To znaczy, próbowaliśmy się stąd wydostać. Teraz było tu tak dużo ludzi.
     - No, dobra. Muszę przyznać, że ta ostatnia bramka Arsenalu w doliczonym czasie była niezła. Ale to, że wygrali 3:2 to już totalne zaskoczenie.
     Louis uśmiechnął się do mnie i wesoło odrzekł:
     - Wiesz, że nigdy wcześniej nie spotkałem dziewczyny, która wiedziałaby tak dużo o piłce nożnej? – na jego słowa na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
     Błagam, żeby tylko tego nie zauważył. Jeszcze by sobie coś pomyślał.
     Uratowała mnie jakaś pięcio-sześcioletnia dziewczynka, która rozpoznała Lou i koniecznie chciała sobie z nim zrobić zdjęcie.
     Chłopak spojrzał na mnie, jakby prosząc o pozwolenie. To było słodkie, ale takie troszeczkę dziwne. Nie byłam jego przyjaciółka, ani dziewczyną, więc nie musiał tego robić. Zszokowana takim zachowaniem krótko kiwnęłam głową.
     Po jakiś dwudziestu minutach (jeszcze parę dziewczyn go rozpoznało) wsiedliśmy do samochodu.
     Zmęczone oparłam moją głowę o zagłówek fotela i zamknęłam moje oczy.
     - To, co teraz robimy? – spytał Lou.
     - Żartujesz sobie? – otworzyłam oczy. Był całkowicie poważny – Nie możemy po prostu wrócić do domu?
     Pokręcił przecząco głową, ale kiedy zauważył moją minę, dodał:
     - Jest dopiero siódma. Myślisz, że już się sobą nacieszyli?
     Na samą myśl, że miałabym im przerywać zrobiło mi się ich żal. Nie widzieli się tyle czasu. Chyba mogę jeszcze trochę poczekać i dać im więcej czasu.
     Louis odpalił auto, włączył radio i wyjechał z parkingu. Ruszyliśmy w tylko mu znanym kierunku.
  
***
     - Naprawdę? Zabrałeś mnie do Starbucksa? –spytałam z niedowierzaniem.
     - Planowałem to od samego początku. Ale pamiętaj musimy pozostać niezauważeni.
     Wybuchłam śmiechem, kiedy zakładał okulary przeciwsłoneczne. Musiało to wyglądać, co najmniej dziwnie, ponieważ na zewnątrz było dosyć pochmurnie i ciemno.
     Zajęliśmy miejsca w kącie lokalu, a kiedy kelner podszedł zamówiłam karmelowe macchiato i kawałek ciasta, a Lou tylko kawę. Po paru minutach kelner przyniósł nam nasze zamówienia.
     Pociągnęłam łyk mojego karmelowego macchiato, uważając przy tym, aby się nie poparzyć. Zaraz potem spróbowałam mojego ciastka. Pychota.
     Spojrzałam na chłopaka i na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
     - Chcesz trochę? – spytałam, widząc z jakim wzrokiem wpatrywał się w talerzyk, na którym było moje ciastko.
     Pokiwał krótko głową i łyżeczką oddzielił sobie spory kawałek.
     - Nie tak dużo – powiedziałam, udając oburzenie.
     - Dlaczego?  - spytał zawadiacko i zjadł kawałek ciastka.
     - Ostrzegam to może się źle dla Ciebie skończyć…
     - Dlaczego?
     Nie wiele myśląc złapałam szklankę wody, z którą właśnie szedł kelner i wylałam ją mu na głowę.
     Kiedy zobaczyłam jego minę wybuchłam śmiechem.  Ale Louis tylko się skrzywił.
     - Coś się stało? – spytałam zmartwiona – To miał być tylko głupi żart...
     Chłopak pokręcił głową i wskazał mi drzwi wejściowe do kawiarenki. Obróciłam głowę i zobaczyłam paru paparazzi, którzy robili nam zdjęcia.  Popychali innych ludzi, aby tylko podejść do nas jak najbliżej.
      Lou rzucił na stolik banknot, złapał mnie za rękę i zaczął biec w stronę drugiego wyjścia.  Szybko wbiegliśmy do auta i ruszyliśmy z powrotem do domu. Chyba na dzisiaj wystarczy nam przeżyć.
*** 

     Stałam z Lou przed drzwiami do naszego wakacyjnego domku i czekaliśmy… Nie wiadomo, na co.
     Byłam zła na siebie. Nie, nie byłam zła, ja byłam wściekła. Niepotrzebnie przyciągnęłam uwagę ludzi, a oni zadzwonili po fotoreporterów. Gdyby nie to siedziałabym pewnie jeszcze z nim w Starbucksie i śmiała się z wąsika, który zrobiłby sobie pijąc kawę z dużą ilością pianki. Mogłabym spędzić tam z nim nawet całą noc, słuchając jego opowieści i żartów.
      Skąd u mnie taka zmiana? Niecałą dobę temu chciałam go ukatrupić za to jak się wobec mnie zachowuje. Aż tak dużo się zmieniło przez ten czas?
      Tak naprawdę nic się nie zmieniło, po prostu z nim porozmawiałam. To jest właśnie przykład tego jak dużo może zmienić jedna rozmowa.
      Ale moje relacje z nim nie były takie proste… Potrafiliśmy porozumieć się bez słów, ale przecież rozmawialiśmy… Wytworzyła się między nami nić porozumienia, ale przecież nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego… Zachowywaliśmy się jakbyśmy się znali od zawsze, ale przecież nic o sobie nie wiedzieliśmy… Wydawało mi się, że znamy się od wieków, ale przecież znamy się raptem od paru dni…
     - O czym myślisz? – spytał Louis niepewnie.
     Chciałam go spławić krótkim „O niczym”, ale zdawałam sobie sprawę, że mogłabym go taką odpowiedzią zranić, więc odpowiedziałam:
     - O tym, że w sumie fajnie spędziłam ten dzień…
     - Tak, powinniśmy to kiedyś powtórzyć…
     - Ale bez paparazzi – przerywałam mu.
     - Bez paparazzi – przytaknął z uśmiechem.
     Weszliśmy do domu, gdzie panowała kompletna cisza. Skierowaliśmy się w stronę naszych pokoi. Położyłam moją rękę na klamce, ale Louis złapał mnie za nią i odwrócił w swoja stronę.
     Widziałam na jego twarzy determinacje, ale kiedy spojrzał prosto w moje oczy, odpuścił i powiedział krótko:
     - Dobranoc – puścił moją rękę i poszedł do swojego pokoju, zostawiając mnie samą na korytarzu.

 

5 komentarzy:

  1. Nominuje Cię do The Versatile Blogger, więcej dowiesz się u mnie http://lilievans-jamespotter.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Huehuehue ciekawe co chciał zrobić pod tymi drzwiami :D
    Czyżby nasz Lou się zakochał :P
    Nina trochę zle moim zdaniem postąpiła, ale ważne że chłopak się nie gniewał ! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Sory za wysławianie ale rozdział zaje**sty <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Awwww... gdyby był kiss byłoby przesłodko... ale w sumie, byłoby za szybko, więc wychodzi na to, że jest idealnie i że masz talent :3 Arsenal wygrał! Jupi ♡ :p lece czytać dalej...

    OdpowiedzUsuń