3 lipiec, Środa
Louis zaraz po naszej rozmowie wypuścił
mnie i delikatnie zasugerował, żebym już sobie poszła. Na dzisiaj zespół miał zaplanowaną próbę i
wyglądało
na to, ze zostanę sama w tym wielkim domu. Bez żadnego
towarzystwa i żadnego sensownego zajęcia.
Przespałam niecałe dwie godziny, ale nie zanosiło
się
na to, żebym
znowu zasnęła. Niechętnie podniosłam się z łóżka. Zamiast iść do
łazienki
i się
troszeczkę ogarnąć,
skierowałam się
do kuchni. W mojej głowie nadal jeszcze delikatnie szumiało, a moje usta były suche
jak Sahara.
W kuchni przy blacie kuchennym stał Zayn. Świetnie, nie ma to jak zaczynać dzień od
konfrontacji z „nieprzyjacielem”.
- Cześć – przywitał się chłopak. Spojrzałam się na niego podejrzliwie.
Naprawdę, już się na mnie nie gniewa?
Pomachałam mu lekko ręką i podeszłam do lodówki, z której wyjęłam
butelkę soku pomarańczowego. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu szklanki.
Nie potrzebnie. Zayn podał mi szklankę i zaczął grzebać w lodówce. Nalałam sobie
do pełna i jednym haustem wypiłam sok.
Chłopak rozłożył składniki na blacie i wyjął miskę.
- Co robisz? – spytałam i odłożyłam butelkę do lodówki.
- Zamierzałem zrobić śniadanie – powiedział z uśmiechem. To już było
podejrzane. Nie dość, że rozmawia ze mną normalnie, to jeszcze się do mnie
głupio szczerzy – Chcesz mi pomóc?
- Mogę chcieć - przytaknęłam. Może jakoś dowiem się, o co mu chodzi.
Podczas, gdy ja przygotowywałam kanapki, Zayn robił ciasto na naleśniki.
Żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Ciszę przerwał dzwonek komórki. Mulat
wyjął telefon z kieszeni jeansów i spojrzał na wyświetlacz. Za nim wyszedł z
kuchni powiedział:
- Przepraszam, ale muszę to odebrać. Możesz
już zacząć smażyć naleśniki.
Ułożyłam zrobione przeze mnie kanapki na wielkim półmisku i wyjęłam
patelnię. Zaczęłam smażyć naleśniki, kiedy do kuchni wszedł Louis.
Miał na sobie białą koszulkę i długie, błękitne spodnie od piżamy. Jego
włosy były w totalnym nieładzie, co nie zmieniało faktu, że wyglądał świetnie.
Z uśmiechem na ustach podszedł do półmiska z kanapkami, chwycił jedną z
nich i zaczął ją łapczywie jeść.
Wydałam z siebie pomruk niezadowolenia, ale on mnie całkowicie
zignorował. Podszedł do ekspresu i nalał sobie filiżankę kawy.
- Co tam smażysz? – spytał między kolejnymi łykami gorącej kawy.
- Naleśniki – odpowiedziałam i spojrzałam z powrotem na patelnie.
Odwróciłam naleśnika, ale ku mojemu niezadowoleniu okazało się, że się
przypalił.
Zagotowało się we mnie. Nigdy nie lubiłam, gdy mi coś nie wychodziło. Wszystko,
za co się brałam, musiało być idealne zrobione. Po prostu nie potrafiłam znieść
porażki.
A teraz przez tego oto pajaca, spartaczyłam nawet takie proste zadanie.
Jak można spalić naleśniki?
Kiedy Louis zobaczył powód mojej wściekłości, wybuchnął śmiechem, za co
ja zgromiłam go wzrokiem. A on nadal uśmiechnięty, podszedł do mnie i wyrzucił
spalonego naleśnika, po czym sam zaczął smażyć nowe.
Wzruszyłam ramionami i naburmuszona usiadłam na krześle, dokładnie
naprzeciwko niego.
- No, już nie bądź taka. Jak chcesz to mogę Ci wytłumaczyć jak powinno
się smażyć naleśniki – powiedział wesoło Lou i zaczął mi tłumaczyć w zabawny
sposób, że nie powinnam spuszczać ich z oczu. Po każdym wypowiedzianym przez
niego zdaniu (nawet, jeśli było beznadziejnie głupie i bezsensowne) wybuchałam
śmiechem.
Po jakiś trzydziestu minutach do kuchni weszła reszta chłopaków, którzy
stanęli zdumieni, kiedy zobaczyli mnie śmiejącą się i uśmiechniętego Louisa.
- Czuję, że między nimi coś jest – skomentował Zayn. Na jego słowa Lou
powiedział coś niezrozumiałego, a ja zarumieniłam się i powiedziałam im, że
pójdę się przebrać.
Weszłam do mojego pokoju i wyjęłam z szuflady bieliznę, czarne spodnie i
koszulkę w biało-czarne paski. Po szybkim prysznicu, założyłam wcześniej
przygotowane ubrania i zeszłam na dół.
- Lou, to nie będzie dobrze wyglądało – usłyszałam głos Liama – Wszyscy
myślą, że jesteś jeszcze z Eleanor…
- Ale już z nią nie jestem – przerwał mu Lou.
- My to wiemy, ale media, prasa i fani nie – przekonywał go Zayn –
Gadaliśmy o tym z Paulem. On też uważa, że pokazanie się z inną, gdy teoretycznie
chodzisz z Eleanor, może o tobie źle świadczyć…
- O mnie? Dobrze wiesz, że ona… - byłam tak bliska poznania powodu ich
kłótni… Ale niestety Niall mnie zauważył, a reszta zespołu przerwała swoją
wymianę zdań i wszyscy usiedliśmy do stołu, na którym stała masa naleśników i
kanapki.
***
Siedziałam na kanapie z Niallem i oglądałam telewizję. Nie specjalnie
skupiałam się na problemach dziewczyny, która rozstała się ze swoim chłopakiem.
Liam i Lou zamknęli się w swoich pokojach, a Harry i Zayn kończyli zmywać po
śniadaniu.
Kiedy skończyli zajęli wolne miejsca na kanapie. - Słuchaj, bo jest taka sprawa… – wygląda na to, że dowiem się, dlaczego Zayn zachowuje się wobec mnie tak miło.
- Dzisiaj moja dziewczyna, która też ma swój zespół, ma krótką przerwę w
trasie koncertowej i no wiesz…
- Przyjeżdża do Ciebie? – pomogłam mu.
- No, tak. Ona bardzo chciałaby Cię poznać i w ogóle…
- Mam być miła? O to Ci chodzi?
- No, też…
- Wysłów się – ponagliłam go.
- Wieczorem chcielibyśmy pobyć trochę sami – wytłumaczył Zayn.
- Mam wyjść z domu?
- Tak, to znaczy nie – jąkał się mulat. Westchnął i wytłumaczył – Lou
zaproponował, że możecie coś razem porobić…
Na samą myśl, że mogłabym z nim spędzić cały wieczór, uśmiechnęłam się
jak jakaś idiotka. Co się ze mną dzieje?
- O tym rozmawialiście w kuchni? – skojarzyłam fakty.
- Między innymi – powiedział z uśmiechem Harry.
- Okej – powiedziałam i wzruszyłam ramionami. Udawałam obojętną, ale nie
mogłam się doczekać ich powrotu z próby.
***
Chłopaki wyszli już z domu, a ja czekałam na dziewczynę Zayna. Bałam się,
że będzie ona prawdziwą pustą blondynką, z którą nie będę miała żadnych
wspólnych tematów do rozmowy. Spędziłybyśmy, wtedy razem całe dwie godziny,
podczas których na siłę próbowałybyśmy nawiązać rozmowę.
Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, serce podeszło mi do gardła. Nerwowo
poprawiłam bluzkę i przeszłam do holu. Cała zestresowana otworzyłam drzwi
frontowe.
Moim oczom ukazała się pogodna blondynka. Miała na sobie białą bluzkę i czarną spódniczkę, która ledwo sięgała za kolano.
- Cześć. Ty pewnie jesteś Nina. Ja jestem Perrie – powiedziała miło i
podała mi rękę, którą krótko uścisnęłam.
Zapanowała cisza. Gdyby zależało to tylko ode mnie, trwałaby jeszcze dłużej,
ale Perrie spytała:
- To, co zaprosisz mnie do środka?
- Tak, jasne. Przepraszam, ale inaczej się sobie Ciebie wyobrażałam –
powiedziałam skrępowana i wpuściłam ją do środka.
Na moje słowa Perrie zaśmiała się głośno i odrzekła:
- Dzięki, ty też nie jesteś taka zła.
Ruszyłyśmy w kierunku salonu, gdzie na stoliku leżała przygotowana
przeze mnie wcześniej herbata i ciasteczka.
Jakoś nigdy nie lubiłam tego robić. Nie znałam żadnych sensacyjnych plotek,
bo po prostu sądziłam, że nie są mi takie informacje potrzebne. Na ile można
było ufać plotką, kiedy zaczynały się one od słów „moja koleżanka usłyszała to
od swojej siostry, która wiedziała to od jej przyjaciółki, która go znała”?
Ale z Perrie nawet plotkowanie okazało się zabawną i ciekawą czynnością.
Obgadywałyśmy chłopaków z One Direction (w tym Zayna, którego teoretycznie i
praktycznie była dziewczyną).
Nie spodziewałam się, że można kogoś tak szybko polubić. Co ja mówię…
Nie spodziewałam się, że mogłabym tak polubić dziewczynę Zayna.
Kiedy chłopaki wrócili z próby, zastali nas całe roześmiane.
- Dobrze się bawiłyście? – spytał Zayn.
- Tak, dzięki za troskę – powiedziała Perrie sztucznie i wstała z kanapy, aby pocałowałać
swojego chłopaka.
- To, co zbieramy się, Nina? – zapytał Lou.
- Jasne – powiedziałam szybko.
Czy tylko dla mnie widok tulącej się do siebie pary, był jakby to ująć…
ohydny? Chociaż wyglądali razem naprawdę słodko, nie potrafiłam patrzeć jak się
obściskują. Wrodzona nienawiść do par.
Chłopak pociągnął mnie za rękę do holu, gdzie szybko założyłam białe
baleriny i wyszliśmy z domu.
***
- Co będziemy robić? – spytałam
Lou, jednocześnie przegryzając wargę.
- Niespodzianka – odpowiedział tajemniczo.
- Jest jedna rzecz, której o mnie nie wiesz…
- Mianowicie?
- Nie lubię niespodzianek – na moje słowa na jego twarzy pojawił się
szeroki uśmiech, ale i tak nie powiedział mi, dokąd jedziemy.
- Mógłbyś przynajmniej włączyć radio?
Louis na moje słowa posłusznie włączył radio. Leciała akurat piosenka Calvina
Harrisa „Feel So Close”.
Zaczęłam śpiewać, chociaż nie znałam słów. Nie to, żeby mi to
przeszkadzało. Po chwili dołączył do mnie Louis. Śpiewał trochę lepiej ode mnie
(raczej nie mam talentu, jeśli chodzi o śpiewanie), ale razem wyszła nam całkiem
niezła przeróbka tego hitu.
Nagle się zatrzymaliśmy. Spojrzałam na chłopaka pytająco, a on
wytłumaczył:
- Jesteśmy na miejscu.
Wyszłam z samochodu i stanęłam zdumiona. Staliśmy przed wielkim
stadionem. Po raz drugi tego popołudnia posłałam Lou pytające spojrzenie.
- Idziemy na mecz – powiedział z dziwną dumą.
- Mecz? Czyj?
- Liverpoolu i Arsenalu Londyn.
Chłopak zaczął prowadzić nas w stronę wejścia do budynku. Było jeszcze
pusto, przez co nie musieliśmy stać w wielkim tłumie ludzi. Od razu podeszliśmy
do gościa, który sprawdził nasze bilety.
- Skąd masz dwa bilety na ten mecz? – zapytałam.
- Planowałem iść na niego z kimś innym – odpowiedział i weszliśmy do
budynku. Zatrzymałam się.
- Chciałeś iść na niego ze swoją dziewczyną, prawda?
Louis skrzywił się delikatnie na te słowa, ale odpowiedział:
- Tak.
Po chwili ruszyliśmy w stronę trybun, aby zająć nasze miejsca.
***
- Lou, umieram z głodu… Kiedy to się skończy? – moje ostatnie słowa
zagłuszyła salwa krzyków.
- Widziałaś to? Przecież to ewidentnie był spalony – krzyczał wzburzony
Louis, który chyba mnie nie słyszał.
- Jestem głodna – szarpnęłam go za rękaw, jego długiej koszulki.
- Jeszcze tylko dwadzieścia minut – powiedział chłopak i ponownie całą
swoją uwagę skupił na grze.
Przez cały czas trwania tego durnego meczu nie zwracał na mnie uwagi.
Myślałam, że to popołudnie spędzę ciekawie i to sam na sam z nim. A tu proszę,
siedzimy sobie i oglądamy mecz.
- Jestem głodna – jęczałam, ale on nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Nie
wytrzymałam i krzyknęłam– Idziesz ze mną coś zjeść czy mam iść sama?
Chłopak wreszcie spojrzał na mnie i powiedział krótko:
- Wracam za pięć minut – po czym wstał i odszedł.
Zadowolona zaczęłam obserwować dalszy przebieg gry.
Tak ja obiecał, Lou wrócił po jakiś pięciu minutach. W rękach trzymał
butelkę Pepsi i dwa hot-dogi.
- Dziękuje – powiedziałam miło, kiedy podał mi jednego.
W zamian za to postanowiłam szybko zrelacjonować mu, co się działo.
- No, więc tak… Walcott chciał zaatakować bramkę Jonesa, ale popełnił
ten błąd i biegł lewym skrzydłem. To było oczywiste, że Johnson zrobi skuteczny
wślizg i zabierze mu tę piłkę. Potem podał piłkę do Coatesa, a ten podał ją do
Borini, który strzelił tą głupią bramkę, przez co Arsenal przegrywa 2:1. To
raczej mało prawdopodobne, żeby podczas piętnastu minut strzelą jednego gola,
aby przynajmniej był remis. Tylko tak mogą się utrzymać na tym samym miejscu w
lidze – skończyłam mówić i łapczywie rzuciłam się na mojego hot-doga.
Dopiero, kiedy zaczęłam przeżuwać kawałek, spojrzałam na reakcję Lou.
Musiałam się powstrzymać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
Miał otwarte usta i wpatrywał się we mnie jakby zobaczył ducha.
Przełknęłam szybko to, co miałam w buzi i powiedziałam z udawaną troską:
- Zamknij buzię.
- Ale… myślałem… ty… nie lubisz… - jąkał się.
Posłałam mu ciepły uśmiech i zanim ponownie rzuciłam się na mojego
hot-doga, powiedziałam słodko:
- Jeszcze nic o mnie nie wiesz.
***
- Mówiłem Ci, że to się tak skończy – mówił Lou, kiedy przepychaliśmy
się między ludźmi.
Mecz się skończył, a my właśnie wychodziliśmy ze stadionu. To znaczy,
próbowaliśmy się stąd wydostać. Teraz było tu tak dużo ludzi.
- No, dobra. Muszę przyznać, że ta ostatnia bramka Arsenalu w doliczonym
czasie była niezła. Ale to, że wygrali 3:2 to już totalne zaskoczenie.
Louis uśmiechnął się do mnie i wesoło odrzekł:
- Wiesz, że nigdy wcześniej nie spotkałem dziewczyny, która wiedziałaby
tak dużo o piłce nożnej? – na jego słowa na moich policzkach pojawiły się
rumieńce.
Błagam, żeby tylko tego nie zauważył. Jeszcze by sobie coś pomyślał.
Uratowała mnie jakaś pięcio-sześcioletnia dziewczynka, która rozpoznała
Lou i koniecznie chciała sobie z nim zrobić zdjęcie.
Chłopak spojrzał na mnie, jakby prosząc o pozwolenie. To było słodkie,
ale takie troszeczkę dziwne. Nie byłam jego przyjaciółka, ani dziewczyną, więc
nie musiał tego robić. Zszokowana takim zachowaniem krótko kiwnęłam głową.
Po jakiś dwudziestu minutach (jeszcze parę dziewczyn go rozpoznało)
wsiedliśmy do samochodu.
Zmęczone oparłam moją głowę o zagłówek fotela i zamknęłam moje oczy.
- To, co teraz robimy? – spytał Lou.
- Żartujesz sobie? – otworzyłam oczy. Był całkowicie poważny – Nie
możemy po prostu wrócić do domu?
Pokręcił przecząco głową, ale kiedy zauważył moją minę, dodał:
- Jest dopiero siódma. Myślisz, że już się sobą nacieszyli?
Na samą myśl, że miałabym im przerywać zrobiło mi się ich żal. Nie
widzieli się tyle czasu. Chyba mogę jeszcze trochę poczekać i dać im więcej
czasu.
Louis odpalił auto, włączył radio i wyjechał z parkingu. Ruszyliśmy w
tylko mu znanym kierunku.
***
- Naprawdę? Zabrałeś mnie do Starbucksa? –spytałam z niedowierzaniem.
- Planowałem to od samego początku. Ale pamiętaj musimy pozostać
niezauważeni.
Wybuchłam śmiechem, kiedy zakładał okulary przeciwsłoneczne. Musiało to wyglądać,
co najmniej dziwnie, ponieważ na zewnątrz było dosyć pochmurnie i ciemno.
Zajęliśmy miejsca w kącie lokalu, a kiedy kelner podszedł zamówiłam karmelowe
macchiato i kawałek ciasta, a Lou tylko kawę. Po paru minutach kelner przyniósł
nam nasze zamówienia.
Pociągnęłam łyk mojego karmelowego macchiato, uważając przy tym, aby się
nie poparzyć. Zaraz potem spróbowałam mojego ciastka. Pychota.
Spojrzałam na chłopaka i na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Chcesz trochę? – spytałam, widząc z jakim wzrokiem wpatrywał się w
talerzyk, na którym było moje ciastko.
Pokiwał krótko głową i łyżeczką oddzielił sobie spory kawałek.
- Nie tak dużo – powiedziałam, udając oburzenie.
- Dlaczego? - spytał zawadiacko i
zjadł kawałek ciastka.
- Ostrzegam to może się źle dla Ciebie skończyć…
- Dlaczego?
Nie wiele myśląc złapałam szklankę wody, z którą właśnie szedł kelner i
wylałam ją mu na głowę.
Kiedy zobaczyłam jego minę wybuchłam śmiechem. Ale Louis tylko się skrzywił.
- Coś się stało? – spytałam zmartwiona – To miał być tylko głupi żart...
Chłopak pokręcił głową i wskazał mi drzwi wejściowe do kawiarenki.
Obróciłam głowę i zobaczyłam paru paparazzi, którzy robili nam zdjęcia. Popychali innych ludzi, aby tylko podejść do
nas jak najbliżej.
Lou rzucił na stolik banknot, złapał mnie za rękę i zaczął biec w stronę
drugiego wyjścia. Szybko wbiegliśmy do
auta i ruszyliśmy z powrotem do domu. Chyba na dzisiaj wystarczy nam przeżyć.
***
Stałam z Lou przed drzwiami do naszego wakacyjnego domku i czekaliśmy…
Nie wiadomo, na co.
Byłam zła na siebie. Nie, nie byłam zła, ja byłam wściekła.
Niepotrzebnie przyciągnęłam uwagę ludzi, a oni zadzwonili po fotoreporterów.
Gdyby nie to siedziałabym pewnie jeszcze z nim w Starbucksie i śmiała się z
wąsika, który zrobiłby sobie pijąc kawę z dużą ilością pianki. Mogłabym spędzić
tam z nim nawet całą noc, słuchając jego opowieści i żartów.
Skąd u mnie taka zmiana? Niecałą dobę temu chciałam go ukatrupić za to
jak się wobec mnie zachowuje. Aż tak dużo się zmieniło przez ten czas?
Tak naprawdę nic się nie zmieniło, po prostu z nim porozmawiałam. To
jest właśnie przykład tego jak dużo może zmienić jedna rozmowa.
Ale moje relacje z nim nie były takie proste… Potrafiliśmy porozumieć
się bez słów, ale przecież rozmawialiśmy… Wytworzyła się między nami nić
porozumienia, ale przecież nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego… Zachowywaliśmy
się jakbyśmy się znali od zawsze, ale przecież nic o sobie nie wiedzieliśmy…
Wydawało mi się, że znamy się od wieków, ale przecież znamy się raptem od paru
dni…
- O czym myślisz? – spytał Louis niepewnie.
Chciałam go spławić krótkim „O niczym”, ale zdawałam sobie sprawę, że
mogłabym go taką odpowiedzią zranić, więc odpowiedziałam:
- O tym, że w sumie fajnie spędziłam ten dzień…
- Tak, powinniśmy to kiedyś powtórzyć…
- Ale bez paparazzi – przerywałam mu.
- Bez paparazzi – przytaknął z uśmiechem.
Weszliśmy do domu, gdzie panowała kompletna cisza. Skierowaliśmy się w
stronę naszych pokoi. Położyłam moją rękę na klamce, ale Louis złapał mnie za
nią i odwrócił w swoja stronę.
Widziałam na jego twarzy determinacje, ale kiedy spojrzał prosto w moje
oczy, odpuścił i powiedział krótko:
- Dobranoc – puścił moją rękę i poszedł do swojego pokoju, zostawiając
mnie samą na korytarzu.
oooo.... słodko xd
OdpowiedzUsuńNominuje Cię do The Versatile Blogger, więcej dowiesz się u mnie http://lilievans-jamespotter.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHuehuehue ciekawe co chciał zrobić pod tymi drzwiami :D
OdpowiedzUsuńCzyżby nasz Lou się zakochał :P
Nina trochę zle moim zdaniem postąpiła, ale ważne że chłopak się nie gniewał ! :D
Sory za wysławianie ale rozdział zaje**sty <3
OdpowiedzUsuńAwwww... gdyby był kiss byłoby przesłodko... ale w sumie, byłoby za szybko, więc wychodzi na to, że jest idealnie i że masz talent :3 Arsenal wygrał! Jupi ♡ :p lece czytać dalej...
OdpowiedzUsuń