7 lipiec, Niedziela
Obudziłam się z wielkim bólem i straszną suchość ust. Czułam, że moja głowa pęka i jeśli zaraz czegoś nie zrobię wybuchnie tykająca w jej środku bomba.- Trzymaj - Liam podał mi podejrzanie wyglądającą szklankę z jakimś białym płynem.
Wystraszona tym, że ktoś znajdywał się w moim pokoju, a ja nie zdawałam sobie z tego sprawy, podniosłam się i zaczęłam przykrywać puchatą kołdrą. Ale przez nagły zryw moja głowa była bliska eksplozji. Delikatnie położyłam ją na mięciutką poduszkę i wzięłam szklankę od Liama. Szybko wypiłam całą jej zawartość, próbując się przy tym nie skrzywić.
- Już ci lepiej? - spytał Liam z troską. Siedział na krańcu mojego wielkiego łoża, trzymając w rękach czarną tacę.
Pokiwałam głową, starając się przy tym nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów.
- Co to? - mój własny głos przyprawił mnie o dreszcz. Był strasznie zachrypnięty i cichy.
- Przyniosłem ci śniadanie. Wszyscy już dawno zjedli.
Kiedy Liam zauważył, że przyglądam się bliżej gofrom, podał mi tackę. Usiadłam wygodnie na łóżku i zaczęłam pałaszować moje śniadanie.
Chłopak podniósł się z łóżka z wielkim trudem (jest naprawdę wygodne) i ruszył w kierunku drzwi. Zanim wyszedł wyszeptał tylko ciche:
- Smacznego.
***
Założyłam na siebie krótkie spodenki i biały top. Moje włosy strasznie się kręciły, dlatego też związałam je w grubego warkocza.
Najchętniej w ogóle nie podnosiłabym się z łóżka, ale było już po jedenastej, a ja nie chciałam spędzić całego dnia w moim wygodnym i cieplutkim łóżeczku (może tylko połowę).
W żółwim tempie zwlekłam się po schodach. Na dole panowała cisza jak makiem zasiał.
Weszłam do salonu, gdzie zauważyłam drzemiącego na kanapie Nialla. Podeszłam do niego najciszej jak potrafiłam i delikatnie potrząsnęłam jego ręką. Oburzony i przerażony sturlał się z kanapy i wylądował na podłodze.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam... Nic ci się nie stało? - mówiłam strasznie wysokim głosem.
- Wszystko w porządku - odpowiedział Niall i posłał mi blady uśmiech. Usiadł na kanapie i włączył telewizor.
Zajęłam miejsce koło niego i zadałam nurtujące mnie od kilku sekund pytanie:
- Gdzie są wszyscy?
Blondyn oderwał swój wzrok od telewizji tylko po to, żeby wzruszyć ramionami.
- Nie wiesz? - dociekałam.
Chłopak westchnął ostentacyjnie i wytłumaczył:
- Zayn odwozi Perrie na lotnisko. Perrie dziś wraca do pracy. Liam... Szczerze mówiąc, nie wiem, ale chyba mówił coś o spotkaniu z Danielle. A Harry i Lou... Louis gdzieś wyszedł, gdzie nie wiem, ale miałem ci coś od niego przekazać - Niall podrapał się po głowie, próbując przypomnieć sobie treść wiadomości, którą miał mi powiedzieć.
- Nie ważne - machnęłam ręką.
- Już wiem - oznajmił triumfalnie chłopak - Miałem ci powiedzieć, że ktoś od rana próbuje się do ciebie dodzwonić. I Lou chciał z tobą pogadać, jak tylko się obudzisz.
Zadowolony Niall znowu całą swoją uwagę skupił na telewizorze, a ja przełknęłam moją ślinę. Bałam się tego, o czym chciał pogadać ze mną Louis. Nie za dobrze pamiętałam, co się wczoraj działo.
- Niall?
- Hmm...?
- A ty pamiętasz wszystko? No wiesz, z wczorajszej imprezy?
Niall posłał mi szczery uśmiech i rozbawione spojrzenie.
- Nie wszyscy wypili tyle, co niektórzy - spojrzał na mnie znacząco.
Przegryzłam moją wargę, prawie doprowadzając ją tym samym do krwawienia.
- Chyba, więc powinnam z nim porozmawiać... - miałam nadzieję, że chłopak mnie powstrzyma, ale on tylko dalej oglądał jakiś durny program telewizyjny.
- Miło, że pamiętałeś przekazać wiadomość - skomentował Lou.
Odwróciłam się za siebie. Stał niedbale oparty o ścianę, jakby obserwował nas już od dłuższego czasu. Podszedł do nas i zajął miejsce na fotelu.
Skrępowany Niall ulotnił się do kuchni, pod pretekstem "przyniesienia przekąsek na film". Spryciarz wiedział, co się szykuje.
- Tak, więc nie pamiętasz, co się działo? - spytał poważnie Tomlinson. Nie wiem dlaczego, ale zawsze kiedy tak mówił zaczynałam się go bać.
- Podsłuchiwałeś? - chciałam, żeby mój głos zabrzmiał wyzywająco, ale on spłatał mi psikusa, i to krótkie pytanie wychrypiałam.
- Być może - westchnął. Podniósł się z fotela i przysiadł koło mnie.
- Posłuchaj - jego głos był już zwyczajny - Wczoraj wieczorem powiedziałaś parę niemiłych rzeczy Eleanor...
- Na przykład? - przerwałam mu.
- Wolałbym ich nie powtarzać - uśmiechnął się, ale od razu spoważniał - Eleanor chciałaby, żebyś ją za to przeprosiła...
- Chyba sobie żartuje?! - wybuchłam - Nie mam zamiaru jej przepraszać!
Chłopak zrobił się smutny, spuścił głowę i po głębokim wdechu powiedział:
- Proszę cię, zrób to dla mnie... Eleanor powiedziała, że nie odezwie się do mnie ani słowem, dopóki ty jej nie przeprosisz... - głos mu się załamał.
Rozczulona złapałam go za rękę. Próbując ignorować przyspieszone bicie serca i falę gorąca, która mnie zalała, szepnęłam:
- Dobrze, zrobię to.
Z trudem puściłam jego dłoń i podniosłam się z kanapy, uważając tę rozmowę za zakończoną. Stałam już w progu salonu, kiedy Louis odezwał się ponownie:
- Spotykam się z nią o siódmej w restauracji Hibiscus. Mogłabyś pojechać ze mną, przeprosić ją i wrócić do domu. I jeszcze jedno... Nate ciągle do ciebie wydzwania.
Wyszłam z salonu, myślami będąc już, gdzie indziej.
W pokoju złapałam mój telefon i wybrałam numer.
- Halo? - usłyszałam w słuchawce strasznie zachrypnięty głos Nate'a.
Ze swoimi pocałunkami jechał coraz wyżej, niebezpiecznie zbliżając się tym samym do moich ust. Najpierw jednak złożył paręnaście pocałunków na moich policzkach. Jego dłonie zsunęły się niby przypadkiem na moje pośladki. Zbliżył swoje usta do moich i nachylił się, aby wreszcie mnie pocałować.
Nagle opuściła mnie cała odwaga. Po przypomnieniu sobie, co się wczoraj stało, nie miałam już najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Tchórz - zganiłam się w myślach. Ale taka była prawda. Nie miałam odwagi powiedzieć, co myślę o jego zachowaniu. Nie miałam odwagi postawić sytuacji jasno.
- Nina? To ty? - ponownie odezwał się głos w słuchawce - Jeśli to ty, to chciałbym, żebyś wiedziała, że naprawdę taki nie jestem... Ja chciałbym cię przeprosić, ale wolałbym to zrobić osobiście...
Czy ktoś tu mówi o przepraszaniu? W mojej głowie zaświtał genialny, ale szatański plan. Nate, jakby to powiedzieć, nie miał już u mnie szans. Był spalony. Ale Louis powinien oberwać za swoje dzisiejsze zachowanie. Co, gdyby troszeczkę wykorzystać Nate'a i odpłacić Lou pięknym za nadobne?
- Spotykam się z nią o siódmej w restauracji Hibiscus. Mogłabyś pojechać ze mną, przeprosić ją i wrócić do domu. I jeszcze jedno... Nate ciągle do ciebie wydzwania.
Wyszłam z salonu, myślami będąc już, gdzie indziej.
W pokoju złapałam mój telefon i wybrałam numer.
- Halo? - usłyszałam w słuchawce strasznie zachrypnięty głos Nate'a.
Ze swoimi pocałunkami jechał coraz wyżej, niebezpiecznie zbliżając się tym samym do moich ust. Najpierw jednak złożył paręnaście pocałunków na moich policzkach. Jego dłonie zsunęły się niby przypadkiem na moje pośladki. Zbliżył swoje usta do moich i nachylił się, aby wreszcie mnie pocałować.
Nagle opuściła mnie cała odwaga. Po przypomnieniu sobie, co się wczoraj stało, nie miałam już najmniejszej ochoty z nim rozmawiać. Tchórz - zganiłam się w myślach. Ale taka była prawda. Nie miałam odwagi powiedzieć, co myślę o jego zachowaniu. Nie miałam odwagi postawić sytuacji jasno.
- Nina? To ty? - ponownie odezwał się głos w słuchawce - Jeśli to ty, to chciałbym, żebyś wiedziała, że naprawdę taki nie jestem... Ja chciałbym cię przeprosić, ale wolałbym to zrobić osobiście...
Czy ktoś tu mówi o przepraszaniu? W mojej głowie zaświtał genialny, ale szatański plan. Nate, jakby to powiedzieć, nie miał już u mnie szans. Był spalony. Ale Louis powinien oberwać za swoje dzisiejsze zachowanie. Co, gdyby troszeczkę wykorzystać Nate'a i odpłacić Lou pięknym za nadobne?
- Będę dzisiaj w restauracji Hibiscus, tak koło siódmej...
***
Czas do wieczora strasznie mi się dłużył. Z nudów obejrzałam film z Niallem, który rzeczywiście przygotował masę przekąsek. Kłopot w tym, że za każdym razem, kiedy chciałam sięgnąć po garść popcornu, czy żelków, Niall posyłał mi smutne spojrzenie. Zdziwiona zawsze cofałam rękę, nie biorąc sobie niczego. Blondynek uśmiechał się, wtedy promiennie i powracał do filmu.
Potem Niall poszedł do swojego pokoju, zostawiając mnie samą w salonie. Chciałam obejrzeć kolejny film, ale zauważyłam Lou, który zszedł ze schodów i kierował się w stronę salonu. Przybierając poważną minę, wyłączyłam telewizję i uciekłam do pokoju Zayna.
Zszokowany chłopak prawie spadł ze swojego krzesła. On spokojnie robił coś na komputerze, a ja niegrzecznie wtargnęłam do jego pokoju. Przyjrzałam się bliżej ekranie laptopa. Widać chłopak przeglądał Twittera.
Krótko przeprosiłam za wtargnięcie i wyszłam z jego pokoju. Nie wiedziałam, gdzie się podziać. Było dopiero wpół do trzeciej, czyli do kolacji miałam jeszcze sporo czasu.
Ruszyłam, więc do mojego pokoju. Na korytarzu napotkałam Harry'ego, który zażarcie pisał coś na telefonie. Nie zwrócił na mnie uwagi.
Gdy dotarłam do mojej sypialni, wygodnie rozłożyłam się na łóżku. Bezczynnie leżałam przez jakieś trzy minuty. Nie jestem typem leniwca, ja zawsze muszę coś robić.
Z braku lepszego pomysłu postanowiłam zacząć się przygotowywać. Weszłam pod długi, zimny prysznic, podczas którego dokładnie umyłam moje włosy. Owinęłam się szczelnie ręcznikiem i wyszłam z łazienki.
Później złapałam mu jedyny lakier do paznokci. Nie potrzebuję ich więcej, bo nie za często maluję paznokcie. Tylko przy ważniejszych okazjach. A czy to nie jest ważna okazja? Moja pierwsza udawana randka, żeby wzbudzić w kimś zazdrość? Tak, to zdecydowanie bardzo ważna okazja.
Kiedy moje paznokcie przybrały już śliczny fiołkowy kolor, zadowolona odłożyłam lakier i weszłam do łazienki. Uważając, żeby nie rozmazać lakieru spojrzałam krytycznie na moje odbicie w lustrze. Wbrew pozorom nie wyglądałam tak źle. Delikatnie wysuszyłam moje włosy, aby następnie je wyprostować.
Spojrzałam na zegarek w moim telefonie. Ze zdziwieniem zauważyłam, że jest dopiero po czwartej. Zanudzę się na śmierć do siódmej.
***
Nie wiem, jakim cudem wytrzymałam do wpół do szóstej, kiedy mogłam się wreszcie zacząć naprawdę szykować.
Założyłam jedną z przywiezionych przeze mnie sukienek. Chodziło o to, abym wyglądała ślicznie, ale nie za bardzo elegancko. Dlatego właśnie wybrałam tę sukienkę.
W uszy włożyłam małe wkrętki, na nogi założyłam fiołkowe baleriny z kokardką (mam słabość do tych butów). Popsikałam się perfumami, po ustach przejechałam błyszczykiem i już byłam gotowa. Prawie. Do kopertówki, w kolorze podobnym do koloru moich paznokci, wpakowałam mój błyszczyk i telefon. Teraz byłam gotowa.
Powoli zeszłam po schodach. Tak, jak się spodziewałam, Louis czekał na mnie na dole. Jego reakcja na mój wygląd była niesamowita. Otworzył szeroko usta, a jego oczy prawie mu wyleciały. Uśmiechnęłam się dyskretnie i przegryzłam wargę.
Ominęłam go, żeby wyjść z domu. Od razu wsiadłam do jego auta. Nie czekając na to, żeby otworzył mi drzwi, czy coś takiego.
Lou dosłownie po kilku sekundach również siedział w samochodzie. Ruszył autem tak gwałtownie, że moja głowa najpierw poleciała do przodu, po czym mocno zderzyła się z zagłówkiem fotela. Świetny początek wieczoru.
Po jakiś dziesięciu minutach ciszy byliśmy na miejscu. Tym razem chłopak wybiegł z auta, tak szybko, że nie zdążyłam mrugnąć okiem, a on już otwierał mi drzwi.
Wysiadłam i razem weszliśmy do restauracji. Rozejrzałam się po całej sali. Eleanor już siedziała przy czteroosobowym stoliku, który stał prawie na środku sali.
Chłopak mnie wyprzedził, aby pierwszy podejść do swojej dziewczyny. Tamta chłodno go uściskała i wskazała mu miejsce koło siebie, które miał zająć. Zaraz to oczywiście zrobił.
Skinęłam krótko głową i zajęłam miejsce naprzeciwko szatynki. Wzięłam do ręki kartę dań, którą natychmiast się zasłoniłam. Udawałam, że pochłonęła mnie menu, chociaż w rzeczywistości czekałam na wybuch. Było mi obojętne, kto pierwszy wybuchnie Lou, czy Eleanor. Zdawałam sobie sprawę, że to niegrzeczne, ale musiałam grać na zwłokę. Tylko tak mogłam przedłużyć czas do moich "przeprosin", ale także tylko tak mogłam czekać na Nate'a.
Usłyszałam głośne chrząknięcie. Uśmiechnęłam się do siebie zadowolona. Odłożyłam kartę na bok, żeby sprawdzić, komu pierwszemu puściły nerwy.
Tomlinson spojrzał na mnie z wdzięcznością, po czym dyskretnie wskazał mi swoim wzrokiem w stronę Eleanor. Udając głupią, posłałam mu pytające spojrzenie. Ten jeszcze bardziej starał się skierować mój wzrok na pannę Calder. Ale ja uparta nadal udawałam, że nie wiem o co mu chodzi.
Podniosłam swoje oczy i zobaczyłam wchodzącego do restauracji Nate'a. Miał na sobie delikatnie sprane jeansy, białą koszulę i niebieską marynarkę. Wyglądał... zabójczo.
Pomachałam mu delikatnie ręką, dając mu znak, aby podszedł do naszego stolika. Kiedy już to zrobił, podniosłam się z gracją i uścisnęłam go, mówiąc tak cicho, żeby tylko on usłyszał:
- Spotkaliśmy się tu przypadkiem, rozumiesz? - odsunęłam się od niego i spojrzałam wyzywająco na Lou. Odwróciłam się z powrotem w stronę Nate'a - Co tutaj robisz?
- Ja... przecież ty... - mówił skołowany.
Chyba powinnam go wcześniej uprzedzić, co planuję, ale wtedy on mógłby nie chcieć przyjść. Posłałam mu lodowate spojrzenie, próbując przywołać go do porządku. Podziałało.
- Przechodziłem akurat tędy i troszeczkę zgłodniałem. Pomyślałem, że może wpadnę tu coś zjeść, a tu taka niespodzianka - posłałam mu wdzięczny uśmiech.
- Moglibyśmy zjeść coś razem, co ty na to? - zaproponowałam.
- Jasne, z chęcią. Poczekaj, zaraz poproszę dla nas o jakiś stolik.
- Nie! - zaprotestował szybko Lou. Po czym się zreflektował - Po co? Przecież możemy zjeść wszyscy razem. Prawda, kochanie?
Eleanor chyba próbowała zaprzeczyć, ale jej chłopak nie zwrócił na to uwagi. Już siedział z powrotem na krześle koło niej.
My również zajęliśmy miejsca, tak więc siedzieliśmy razem we czwórkę przy jednym stole. Panowała niezręczna cisza, którą oczywiście przerwałam ja.
- Czym się zajmujesz? - zwróciłam się do Eleanor. Louis spojrzał na mnie z błyskiem w oczach. Chyba zrozumiał, co próbuję zrobić.
- Studiu... - nie zdążyła dokończyć. Jej odpowiedź przerwał jej chłopak, zwracając się w stronę mojego towarzysza.
- A ty, czym się zajmujesz?
- Jestem początkującym aktorem, ale dorabiam sobie trochę jako model.
Nie chciałam zachowywać się jak rozhisteryzowana dziewczyna. Dlatego też nie przerwałam kolejnych pytań Lou. Po prostu patrzyłam, jak dosłownie wariuje wiedząc, że Nate'a jest idealny.
Czy to nie był mój zamiar? Przecież był to główny cel mojego planu. Więc czemu czułam się tak... parszywie? Czerpałam satysfakcję patrząc na to, jak Eleanor dostaje szału, bo jej romantyczna kolacja skończyła się podwójną randką. Do tego jej chłopak wypytuje kandydata na chłopaka dziewczyny, która pomogła jej chłopakowi wyjść z dołka po rozstaniu z nią. To takie skomplikowane.
A ja czułam się coraz gorzej. Wykorzystałam Nate'a, żeby zranić Lou, tak jak on mnie zranił, wracając do swojej byłej dziewczyny. To była po prostu zemsta. A ja przecież nigdy nie byłam mściwa.
Gwałtownie podniosłam się z krzesła, zwalając przy tym ze stołu komplet sztućców, a także pozwalając zsunąć się serwetce z moich kolan. Wszyscy popatrzyli na mnie zszokowani.
W moich oczach zaczęły gromadzić się łzy. Błagałam się w myślach, aby tylko nie spłynęły z moich policzków w tym momencie. Nie przy nich... Nie chciałam, żeby ktokolwiek widział mnie taką.
Wybiegłam z restauracji. Desperacko próbowałam złapać jakąkolwiek taksówkę. Zdawałam sobie sprawę, że za chwilę ktoś może chcieć mnie zatrzymać.
Tak, jak podejrzewałam, Lou wybiegł za mną. Złapał mnie za rękę. W tym samym momencie zatrzymała się taksówka.
- O co ci chodzi? - spytał chłopak. Pociągnął mnie za rękę, aby spojrzała się na niego.
Z moich oczu poleciały długo wstrzymywane łzy. Skapywały po moich policzkach, następne zlatując na moją sukienkę. Nie miałam siły ich dłużej zatrzymywać dla siebie. Pozwalałam im rozmazywać mój tusz do rzęs. Pozwalałam im brudzić moje policzki rozmazanym tuszem. Pozwalałam im płynąć.
- To wszystko przez ciebie! Rozumiesz?! - krzyczałam wyładowując wreszcie swoją złość - Nie chcę taka być, ale działasz na mnie w taki sposób, że...
Wyrwałam się z jego rąk i wsiadłam do taksówki. Zatrzasnęłam drzwi i podałam kierowcy adres. Po raz kolejny pozwoliłam słonym kroplą płynąć.
Nagle przed moimi zamglonymi oczami pojawiły się obrazy z wczorajszego wieczoru. Kiedy już wiedziałam, co się wczoraj wydarzyło, ponownie wybuchłam płaczem.
- Nie zrobisz tego? - powtórzyła swoje pytanie Eleanor. Z jej policzków spadła pojedyncza łza, ale szybko starła ją rękawem swojej bluzki.
Louis wypuścił mnie i postawił na ziemi. Upewniwszy się, że ustoję o własnych siłach, podszedł do swojej dziewczyny.
- Pogadamy o tym, kiedy indziej. To nie jest odpowiednia pora na takie rozmowy, ok? - powiedział do niej i spróbował ją objąć. Ona jednak go odepchnęła.
- A kiedy będzie? - rzuciła oskarżycielsko - Spytałam, czy coś cię z nią łączy, ale zaprzeczyłeś...
- To nie jest tak, jak wyglądało... - próbował się tłumaczyć chłopak.
To wszystko było takie zabawne, przynajmniej dla mnie. Drinki, które wypiłam bardzo wpłynęły na mój świetny humor. Zachichotałam rozbawiona. Nie mogłam się już dłużej powstrzymywać.
- Co cię tak śmieszy? - warknęła wściekła dziewczyna. Nie powinnam z nią zaczynać żadnej dyskusji. W końcu ona była zła jak osa, a ja raczej nie myślałam trzeźwo.
- Powiedział ci o tym przed, czy po próbie rozmowy ze mną o "nas".
- Wiedziałaś, o czym chciałem z tobą porozmawiać? - Louis nadal był spokojny, ale w jego głosie można już było wyczuć powoli rosnącą złość.
- Domyśliłam się - wdrapałam się na krawężnik. Zaczęłam spacerować po jego krawędzi. Krok po kroku, uważając, żeby się nie wywrócić.
Wszystko wydarzyło się w ciągu minuty. Zachwiałam się, a Tomlinson w sekundzie do mnie doskoczył i złapał mnie, tym samym chroniąc mnie przed upadkiem. Złapałam się jego szyi. Naprawdę wystraszyłam się tego, jakie mogły być konsekwencje mojego głupiego pomysłu. Mogłam wylądować w szpitalu z jakimś zwichnięciem, skręceniem, albo co gorzej złamaniem.
Chłopak poklepał mnie po plecach uspokajająco. Przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej i zaczął szeptać do mnie jakieś słowa. Nie do końca docierała do mnie ich treść. Jego zapach przyprawiał mnie o zawroty głowy. Jego dotyk odbierał mi możliwość racjonalnego myślenia. Jego głos przyprawiał mnie o ciarki.
Usłyszałam dosyć głośne chrząknięcie. Odwróciłam się w stronę Eleanor.
- Nie przeszkadzam? - już nie była wściekła. Była bezradna i zrozpaczona, ale chyba pogodzona z tym, co się działo.
Chłopak odsunął mnie od siebie. Posadziwszy mnie na krawężniku, podszedł do swojej dziewczyny. Usłyszałam tylko parę urywków jego wypowiedzi, ale wystarczająco, żeby zrozumieć treść jego słów.
- Możemy... jutro... przyjadę do ciebie... rano... taksówkę...
Zaczęłam się kiwać do przodu i do tyłu. Z pewnością wyglądałam, jak nie do końca zdrowa psychicznie osoba. Ale takie kiwanie pomagało mi skupić się na tym, co się dzieje wokół mnie.
Podjechała taksówka, do której wsiadła Eleanor. Teraz już nie kryła swoich łez. Jakby ich nie zauważała.
Louis zamknął drzwi od taksówki i pozwolił jej odjechać. Przez chwilę wpatrywał się w odjeżdżające auto. Spuścił głowę, po czym podszedł do mnie.
Znowu się rozpogodziłam. Chciałam, żeby na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech. Powiedziałam coś zabawnego, ale on nawet nie zareagował. Pomógł mi się podnieść i ruszył w nieznanym mi kierunku. Bez zastanowienie ruszyłam za nim.
Zdałam sobie sprawę, jak bardzo mu ufam. Szłam za nim, chociaż nie wiedziałam, gdzie idziemy. Czułam, że za nim potrafiłabym dojść nawet na koniec świata. Wystarczyłoby tylko, żeby się uśmiechnął.
- To może teraz mnie pocałujesz? - spytałam z nadzieją. To pytanie wyszło z moich ust, zanim zdałam sobie sprawę, że przed chwilą mógł zerwać ze swoją dziewczyną. Nie będzie całował kogoś innego, zdając sobie sprawę, że i tak już dosyć zranił pewną osobę.
Louis gwałtownie się zatrzymał. Zrobił to tak nagle, że prawie na niego wpadłam.
Chłopak odwrócił się w moją stronę. Złapał mnie za rękę. Jak to jest, że zawsze kiedy tak robi, moje serce zaczyna szybciej bić?
Przegryzł swoją wargę, a potem posłał mi zdecydowanie najsłodszy uśmiech, jakim kiedykolwiek zostałam obdarowana.
- Obiecuję ci, że niedługo to zrobię. Ale chciałbym, żebyś to zapamiętała na zawsze, dlatego nie zrobię tego teraz.
Nie puszczając mojej ręki, ruszył przed siebie. Teraz byłam szczęśliwa.
Rozdział pojawia się dzisiaj, czyli prawie po tygodniu od dodania ostatniego. Podejrzewam, że to dzięki Waszym komentarzom, za które przy okazji chciałabym bardzo podziękować. Wiele dla mnie znaczą i dają mi mocnego kopa na pisanie następnego rozdziału. Z pewnością drugim czynnikiem, który wpłynął na dzisiejszy rozdział była moja przyjaciółka (mam nadzieję, że mogę Cię już tak nazywać, Edytko), która była bardzo ciekawa, co wydarzyło się owego wieczoru. Mam nadzieję, że wszystkim rozdział się spodobał. Jeśli nie: proszę pisać, co powinnam poprawić :) Zachęcam do komentowania!
W uszy włożyłam małe wkrętki, na nogi założyłam fiołkowe baleriny z kokardką (mam słabość do tych butów). Popsikałam się perfumami, po ustach przejechałam błyszczykiem i już byłam gotowa. Prawie. Do kopertówki, w kolorze podobnym do koloru moich paznokci, wpakowałam mój błyszczyk i telefon. Teraz byłam gotowa.
Powoli zeszłam po schodach. Tak, jak się spodziewałam, Louis czekał na mnie na dole. Jego reakcja na mój wygląd była niesamowita. Otworzył szeroko usta, a jego oczy prawie mu wyleciały. Uśmiechnęłam się dyskretnie i przegryzłam wargę.
Ominęłam go, żeby wyjść z domu. Od razu wsiadłam do jego auta. Nie czekając na to, żeby otworzył mi drzwi, czy coś takiego.
Lou dosłownie po kilku sekundach również siedział w samochodzie. Ruszył autem tak gwałtownie, że moja głowa najpierw poleciała do przodu, po czym mocno zderzyła się z zagłówkiem fotela. Świetny początek wieczoru.
Po jakiś dziesięciu minutach ciszy byliśmy na miejscu. Tym razem chłopak wybiegł z auta, tak szybko, że nie zdążyłam mrugnąć okiem, a on już otwierał mi drzwi.
Wysiadłam i razem weszliśmy do restauracji. Rozejrzałam się po całej sali. Eleanor już siedziała przy czteroosobowym stoliku, który stał prawie na środku sali.
Chłopak mnie wyprzedził, aby pierwszy podejść do swojej dziewczyny. Tamta chłodno go uściskała i wskazała mu miejsce koło siebie, które miał zająć. Zaraz to oczywiście zrobił.
Skinęłam krótko głową i zajęłam miejsce naprzeciwko szatynki. Wzięłam do ręki kartę dań, którą natychmiast się zasłoniłam. Udawałam, że pochłonęła mnie menu, chociaż w rzeczywistości czekałam na wybuch. Było mi obojętne, kto pierwszy wybuchnie Lou, czy Eleanor. Zdawałam sobie sprawę, że to niegrzeczne, ale musiałam grać na zwłokę. Tylko tak mogłam przedłużyć czas do moich "przeprosin", ale także tylko tak mogłam czekać na Nate'a.
Usłyszałam głośne chrząknięcie. Uśmiechnęłam się do siebie zadowolona. Odłożyłam kartę na bok, żeby sprawdzić, komu pierwszemu puściły nerwy.
Tomlinson spojrzał na mnie z wdzięcznością, po czym dyskretnie wskazał mi swoim wzrokiem w stronę Eleanor. Udając głupią, posłałam mu pytające spojrzenie. Ten jeszcze bardziej starał się skierować mój wzrok na pannę Calder. Ale ja uparta nadal udawałam, że nie wiem o co mu chodzi.
Podniosłam swoje oczy i zobaczyłam wchodzącego do restauracji Nate'a. Miał na sobie delikatnie sprane jeansy, białą koszulę i niebieską marynarkę. Wyglądał... zabójczo.
Pomachałam mu delikatnie ręką, dając mu znak, aby podszedł do naszego stolika. Kiedy już to zrobił, podniosłam się z gracją i uścisnęłam go, mówiąc tak cicho, żeby tylko on usłyszał:
- Spotkaliśmy się tu przypadkiem, rozumiesz? - odsunęłam się od niego i spojrzałam wyzywająco na Lou. Odwróciłam się z powrotem w stronę Nate'a - Co tutaj robisz?
- Ja... przecież ty... - mówił skołowany.
Chyba powinnam go wcześniej uprzedzić, co planuję, ale wtedy on mógłby nie chcieć przyjść. Posłałam mu lodowate spojrzenie, próbując przywołać go do porządku. Podziałało.
- Przechodziłem akurat tędy i troszeczkę zgłodniałem. Pomyślałem, że może wpadnę tu coś zjeść, a tu taka niespodzianka - posłałam mu wdzięczny uśmiech.
- Moglibyśmy zjeść coś razem, co ty na to? - zaproponowałam.
- Jasne, z chęcią. Poczekaj, zaraz poproszę dla nas o jakiś stolik.
- Nie! - zaprotestował szybko Lou. Po czym się zreflektował - Po co? Przecież możemy zjeść wszyscy razem. Prawda, kochanie?
Eleanor chyba próbowała zaprzeczyć, ale jej chłopak nie zwrócił na to uwagi. Już siedział z powrotem na krześle koło niej.
My również zajęliśmy miejsca, tak więc siedzieliśmy razem we czwórkę przy jednym stole. Panowała niezręczna cisza, którą oczywiście przerwałam ja.
- Czym się zajmujesz? - zwróciłam się do Eleanor. Louis spojrzał na mnie z błyskiem w oczach. Chyba zrozumiał, co próbuję zrobić.
- Studiu... - nie zdążyła dokończyć. Jej odpowiedź przerwał jej chłopak, zwracając się w stronę mojego towarzysza.
- A ty, czym się zajmujesz?
- Jestem początkującym aktorem, ale dorabiam sobie trochę jako model.
Nie chciałam zachowywać się jak rozhisteryzowana dziewczyna. Dlatego też nie przerwałam kolejnych pytań Lou. Po prostu patrzyłam, jak dosłownie wariuje wiedząc, że Nate'a jest idealny.
Czy to nie był mój zamiar? Przecież był to główny cel mojego planu. Więc czemu czułam się tak... parszywie? Czerpałam satysfakcję patrząc na to, jak Eleanor dostaje szału, bo jej romantyczna kolacja skończyła się podwójną randką. Do tego jej chłopak wypytuje kandydata na chłopaka dziewczyny, która pomogła jej chłopakowi wyjść z dołka po rozstaniu z nią. To takie skomplikowane.
A ja czułam się coraz gorzej. Wykorzystałam Nate'a, żeby zranić Lou, tak jak on mnie zranił, wracając do swojej byłej dziewczyny. To była po prostu zemsta. A ja przecież nigdy nie byłam mściwa.
Gwałtownie podniosłam się z krzesła, zwalając przy tym ze stołu komplet sztućców, a także pozwalając zsunąć się serwetce z moich kolan. Wszyscy popatrzyli na mnie zszokowani.
W moich oczach zaczęły gromadzić się łzy. Błagałam się w myślach, aby tylko nie spłynęły z moich policzków w tym momencie. Nie przy nich... Nie chciałam, żeby ktokolwiek widział mnie taką.
Wybiegłam z restauracji. Desperacko próbowałam złapać jakąkolwiek taksówkę. Zdawałam sobie sprawę, że za chwilę ktoś może chcieć mnie zatrzymać.
Tak, jak podejrzewałam, Lou wybiegł za mną. Złapał mnie za rękę. W tym samym momencie zatrzymała się taksówka.
- O co ci chodzi? - spytał chłopak. Pociągnął mnie za rękę, aby spojrzała się na niego.
Z moich oczu poleciały długo wstrzymywane łzy. Skapywały po moich policzkach, następne zlatując na moją sukienkę. Nie miałam siły ich dłużej zatrzymywać dla siebie. Pozwalałam im rozmazywać mój tusz do rzęs. Pozwalałam im brudzić moje policzki rozmazanym tuszem. Pozwalałam im płynąć.
- To wszystko przez ciebie! Rozumiesz?! - krzyczałam wyładowując wreszcie swoją złość - Nie chcę taka być, ale działasz na mnie w taki sposób, że...
Wyrwałam się z jego rąk i wsiadłam do taksówki. Zatrzasnęłam drzwi i podałam kierowcy adres. Po raz kolejny pozwoliłam słonym kroplą płynąć.
Nagle przed moimi zamglonymi oczami pojawiły się obrazy z wczorajszego wieczoru. Kiedy już wiedziałam, co się wczoraj wydarzyło, ponownie wybuchłam płaczem.
- Nie zrobisz tego? - powtórzyła swoje pytanie Eleanor. Z jej policzków spadła pojedyncza łza, ale szybko starła ją rękawem swojej bluzki.
Louis wypuścił mnie i postawił na ziemi. Upewniwszy się, że ustoję o własnych siłach, podszedł do swojej dziewczyny.
- Pogadamy o tym, kiedy indziej. To nie jest odpowiednia pora na takie rozmowy, ok? - powiedział do niej i spróbował ją objąć. Ona jednak go odepchnęła.
- A kiedy będzie? - rzuciła oskarżycielsko - Spytałam, czy coś cię z nią łączy, ale zaprzeczyłeś...
- To nie jest tak, jak wyglądało... - próbował się tłumaczyć chłopak.
To wszystko było takie zabawne, przynajmniej dla mnie. Drinki, które wypiłam bardzo wpłynęły na mój świetny humor. Zachichotałam rozbawiona. Nie mogłam się już dłużej powstrzymywać.
- Co cię tak śmieszy? - warknęła wściekła dziewczyna. Nie powinnam z nią zaczynać żadnej dyskusji. W końcu ona była zła jak osa, a ja raczej nie myślałam trzeźwo.
- Powiedział ci o tym przed, czy po próbie rozmowy ze mną o "nas".
- Wiedziałaś, o czym chciałem z tobą porozmawiać? - Louis nadal był spokojny, ale w jego głosie można już było wyczuć powoli rosnącą złość.
- Domyśliłam się - wdrapałam się na krawężnik. Zaczęłam spacerować po jego krawędzi. Krok po kroku, uważając, żeby się nie wywrócić.
Wszystko wydarzyło się w ciągu minuty. Zachwiałam się, a Tomlinson w sekundzie do mnie doskoczył i złapał mnie, tym samym chroniąc mnie przed upadkiem. Złapałam się jego szyi. Naprawdę wystraszyłam się tego, jakie mogły być konsekwencje mojego głupiego pomysłu. Mogłam wylądować w szpitalu z jakimś zwichnięciem, skręceniem, albo co gorzej złamaniem.
Chłopak poklepał mnie po plecach uspokajająco. Przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej i zaczął szeptać do mnie jakieś słowa. Nie do końca docierała do mnie ich treść. Jego zapach przyprawiał mnie o zawroty głowy. Jego dotyk odbierał mi możliwość racjonalnego myślenia. Jego głos przyprawiał mnie o ciarki.
Usłyszałam dosyć głośne chrząknięcie. Odwróciłam się w stronę Eleanor.
- Nie przeszkadzam? - już nie była wściekła. Była bezradna i zrozpaczona, ale chyba pogodzona z tym, co się działo.
Chłopak odsunął mnie od siebie. Posadziwszy mnie na krawężniku, podszedł do swojej dziewczyny. Usłyszałam tylko parę urywków jego wypowiedzi, ale wystarczająco, żeby zrozumieć treść jego słów.
- Możemy... jutro... przyjadę do ciebie... rano... taksówkę...
Zaczęłam się kiwać do przodu i do tyłu. Z pewnością wyglądałam, jak nie do końca zdrowa psychicznie osoba. Ale takie kiwanie pomagało mi skupić się na tym, co się dzieje wokół mnie.
Podjechała taksówka, do której wsiadła Eleanor. Teraz już nie kryła swoich łez. Jakby ich nie zauważała.
Louis zamknął drzwi od taksówki i pozwolił jej odjechać. Przez chwilę wpatrywał się w odjeżdżające auto. Spuścił głowę, po czym podszedł do mnie.
Znowu się rozpogodziłam. Chciałam, żeby na jego twarzy znowu pojawił się uśmiech. Powiedziałam coś zabawnego, ale on nawet nie zareagował. Pomógł mi się podnieść i ruszył w nieznanym mi kierunku. Bez zastanowienie ruszyłam za nim.
Zdałam sobie sprawę, jak bardzo mu ufam. Szłam za nim, chociaż nie wiedziałam, gdzie idziemy. Czułam, że za nim potrafiłabym dojść nawet na koniec świata. Wystarczyłoby tylko, żeby się uśmiechnął.
- To może teraz mnie pocałujesz? - spytałam z nadzieją. To pytanie wyszło z moich ust, zanim zdałam sobie sprawę, że przed chwilą mógł zerwać ze swoją dziewczyną. Nie będzie całował kogoś innego, zdając sobie sprawę, że i tak już dosyć zranił pewną osobę.
Louis gwałtownie się zatrzymał. Zrobił to tak nagle, że prawie na niego wpadłam.
Chłopak odwrócił się w moją stronę. Złapał mnie za rękę. Jak to jest, że zawsze kiedy tak robi, moje serce zaczyna szybciej bić?
Przegryzł swoją wargę, a potem posłał mi zdecydowanie najsłodszy uśmiech, jakim kiedykolwiek zostałam obdarowana.
- Obiecuję ci, że niedługo to zrobię. Ale chciałbym, żebyś to zapamiętała na zawsze, dlatego nie zrobię tego teraz.
Nie puszczając mojej ręki, ruszył przed siebie. Teraz byłam szczęśliwa.
Rozdział pojawia się dzisiaj, czyli prawie po tygodniu od dodania ostatniego. Podejrzewam, że to dzięki Waszym komentarzom, za które przy okazji chciałabym bardzo podziękować. Wiele dla mnie znaczą i dają mi mocnego kopa na pisanie następnego rozdziału. Z pewnością drugim czynnikiem, który wpłynął na dzisiejszy rozdział była moja przyjaciółka (mam nadzieję, że mogę Cię już tak nazywać, Edytko), która była bardzo ciekawa, co wydarzyło się owego wieczoru. Mam nadzieję, że wszystkim rozdział się spodobał. Jeśli nie: proszę pisać, co powinnam poprawić :) Zachęcam do komentowania!