piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 24

 24 lipiec, Środa
     Jak dla mnie taksówka jechała zdecydowanie za wolno. Ona wręcz się wlokła... Ja jednak nie mogłam nic na to poradzić, ponieważ język niemiecki był dla mnie dosłownie czarną magią, chociaż przez parę lat próbowano mnie go nauczyć. Jednak ja - krnąbrna uczennica - uczyłam się go tylko w takim stopniu, żeby zdawać do kolejnych klas. Wyszło na to, że nie umiem powiedzieć słowa "szybciej". Co z tego, że potrafiłam powiedzieć "Pochodzę z Polski. To piękny kraj, a ludzie są tu bardzo mili dla siebie. Mieszkam w dużym mieście - Warszawa.", skoro nie potrafiłam poprosić taksówkarza o przyspieszenie. Kolejny przykład tego, że wiedza zdobyta w szkole raczej się nie przydaje. W dodatku nie rozumiał on, co mówię, gdy przerzuciłam się na angielski. Do kitu.
     Wszystko jakby zwróciło się przeciwko mnie. Nie dość, że musiałam dłużej czekać na samolot, to okazało się, że chłopaki wylatują z lotniska, które znajduje się po drugiej stronie miasta. Miałam jeszcze jakieś dziesięć minut na dotarcie tam. W przeciwnym razie chłopaki wylecą z Niemiec beze mnie, Louis będzie wściekły (chociaż teoretycznie już i tak był), a ja będę zmuszona czekać kolejne godziny. Jakbym nie straciła już ich wystarczająco dużo.
     Nagle zatrzymaliśmy się w korku, który obejmował chyba całe centrum Berlina, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wyjrzałam przez okno w poszukiwaniu lotniska, które powinno się już pojawić w zasięgu mojego wzroku. Nic jednak nie dostrzegłam. Kiedy wolno przesuwaliśmy się do przodu, mijaliśmy tylko coraz wyższe biurowce, drapacze chmur, pary nastolatków spacerujących po chodniku, samolot, który podchodził do lądowania; staruszka z pudelkiem, który... Samolot, który podchodził do lądowania?!
     Dostrzegłam lotnisko w odległości niecałych dwóch kilometrów ode mnie, a moje serce przyspieszyło swoje bicie. Podpowiadało mi, że to właśnie tam czeka na mnie Louis. No może nie dosłownie czeka, ale chodzi o sam fakt, że tam jest.
     Pospiesznie wyciągnęłam z mojej torebki portfel i wyszukałam w nim dziesięciu euro, które wręczyłam kierowcy. Na szczęście walizka leżała na fotelu koło mnie, dzięki czemu nie musiałam wyciągać jej z bagażnika. Oszczędziłam sporo czasu. Pociągnęłam ją i wyskoczyłam z auta.
     Zaczęłam biec, ile sił w nogach, taszcząc za sobą walizkę, która bardzo mi zawadzała. Nie mogłam jej jednak zostawić na środku ulicy, żeby później po nią wrócić. To by było bardzo nierozsądne zachowanie, bo oczywiste jest to, że ktoś by mi ją ukradł.
     Ludzie patrzyli na mnie, jak na wariatkę, co w zasadzie mi już nie przeszkadzało. Po prostu mnie nie znali, ale również nie znali powody mojego biegu. Gdyby tylko zdawali sobie sprawę, że biegnę do Lou... Zrozumieliby. Zresztą zdążyłam się już chyba przyzwyczaić.
     Przyspieszyłam bieg, uporczywie ignorując ból w klatce piersiowej. Odnosiłam wrażenie, że ona płonie, ale nie mogłam przestać biec. Ból stawał się już nie do zniesienia, jednak biegłam dalej. Dobiegnięcie tam na czas stało się celem, który musiałam za wszelką cenę osiągnąć.
     Z każdą chwilą traciłam coraz większą cześć nadziei. Nadziei, że do niego dotrę przed wylotem tego głupiego samolotu. Właśnie, kiedy straciłam ostatnie resztki nadziei, dotarłam na lotnisko. Momentalnie dostrzegłam go, pomimo panującego chaosu.
     Stał z resztą zespołu, kiedy Liam podawał swój bilet uroczej blondynce. Louis rozglądał się wokoło, jakby kogoś poszukiwał w całym tłumie ludzi. Chciałam mu pomachać i zwrócić na siebie jego uwagę. Wtedy stałoby się to, co zazwyczaj działo się w komediach romantycznych. Tłum rozstąpiłby się, tworząc dla mnie przejście, a my rzucilibyśmy się sobie w ramiona. Potem Louis przyklęknąłby na jedno kolano, wyznał mi miłość, a następnie wyciągnął pierścionek zaręczynowy z kieszeni spodni. Nie rozpędzajmy się jednak tak bardzo.
     Zresztą na moim palcu już znajdował się pierścionek, co prawda nie zaręczynowy, ale i tak pierścionek to pierścionek. Poza tym życie to niestety nie jest śliczną komedią romantyczną, która zawsze kończy się happy endem. To by było za proste.
     Zauważyłam, że mój chłopak trzyma w swojej dłoni dwa bilety. Jeden jak mogłam się domyślić był dla mnie. W jakiś sposób poruszyło mnie to, bo pomyślałam, że czeka na moją osobę. Wierzy, że go nie zawiodę i pojawię się na czas.
     Kiedy Niall podał swój bilet, a otaczająca cały zespół chmara paparazzi i fanek dała sobie spokój z robieniem zdjęć, bo najwidoczniej nie działo się nic wartego udokumentowania; ruszyłam biegiem w stronę chłopaków. Rozpychałam się łokciami, desperacko próbując przyśpieszyć, co wydawało się głupie, bo ludzie nie chcieli mnie przepuścić. Nie wiem, jakim cudem przedarłam się do nich.
     Zostawiłam moją walizkę i rzuciłam się na szyję Louis, który na początku wydawał się być odrobinę zaskoczony. Rozbłysły flesze parunastu aparatów, ale starałam się tym nie przejmować. Zamiast tego wtuliłam się mocniej w ramiona chłopaka, który czule mnie obejmował. Pisnęłam, kiedy podniósł mnie on do góry i wykonał popisowy obrót wokół własnej osi. Następnie postawił mnie na ziemi i złożył na moich ustach słodki pocałunek.
     Kto wie, może czasami życie wygląda jak w bajkach, czy nawet komediach romantycznych. Nie musi być takie przez cały czas, bo wystarczą takie krótkie momenty, które uświadamiają nam jak bardzo jest piękne. Pokazują i udowadniają, jak wiele radości można czerpać z życia. Trzeba tylko umieć doceniać takie chwile, a to nie wydaje się dla wszystkich takie proste.

***
     - Louis, próbuję czytać! - pisnęłam, kiedy zaczął mnie łaskotać, próbując tym samym zwrócić na siebie moją uwagę.
     Lubił, kiedy skupiałam się tylko na nim i nic innego nie miało dla mnie znaczenia. Po prostu kochał momenty, kiedy znajdował się w centrum zainteresowania. W tym przypadku można by było porównać go do małego dziecka, które potrzebuje tego, żeby całą uwagę skupiać tylko na nim.
     Mi wystarczyło tylko jego towarzystwo i świadomość, że jest blisko mnie. Jednak widząc w jego oczach niemą prośbę o to, żeby z nim porozmawiać - schowałam książkę do torby.
     Kiedy to zrobiłam, zapanowała pomiędzy nami cisza. Najwyraźniej Louis nie przemyślał do końca tego, o czym mamy rozmawiać. Albo nie do końca wiedział, jak zacząć. W każdym razie nie zamierzałam mu niczego ułatwiać, skoro to on oderwał  mnie od fascynującej lektury.
     - Um... Nigdy nie miałem takich problemów z wysłowieniem się, jakie mam, kiedy próbuję powiedzieć coś tobie. Może to przez to, że się tak stresuję. - Wyznanie zostało przerwane przez wiązankę przekleństw.
     - Próbuję tylko powiedzieć, że byłem strasznie zły, że nie dotrzymałaś swojej obietnicy. W woli ścisłości byłem zły i rozczarowany...
     - Wytłumaczyłam ci już to, że przekładali godziny odlotu samolotu. Spędziłam tam całą noc, zanim powiedziano, że odlecimy dopiero rano. Na początku w ogóle nie myślałam o tym, żeby do ciebie zadzwonić, bo łudziłam się, że spóźnię się tylko trochę. Potem nie chciałam do ciebie dzwonić, bo bałam się, że mogłabym cię obudzić.
     - Wiem to i doskonale cię rozumiem. Nie chcę jednak, abyś ty była zła na mnie za to, że zamiast zadzwonić do ciebie i spytać, o co w tym wszystkim chodzi, to śmiertelnie się na ciebie obraziłem.
     Zamiast wyznać mu, że ja też doskonale rozumiem, co nim kierowało, pocałowałam go. Był to słodki pocałunek, który jednak nie trwał tyle, ile chciałabym, żeby trwał. Powodem było pojawienie się Harry'ego.
     - Zmiana planów. Nie lecimy do Londynu.
     - Słucham? Co masz na myśli?
     - Mam na myśli to, że lecimy do Hiszpanii. W końcu i tak dajemy tam jutro koncert, musielibyśmy rano wystartować rano. W ten sposób zaoszczędzimy sporo czasu. Poza tym Dan akurat tam jest, więc jest to powód, dla którego Liam chce lecieć tam jak najszybciej. Chce spędzić z nią trochę czasu.
     - Hiszpania?
     Nie dało się ukryć, że byłam naprawdę zaskoczona tym, że po raz kolejny dają koncert w Europie. Miałam nadzieję, że wrócimy do Londynu, gdzie mogłabym na spokojnie opowiedzieć Lou o moim pobycie w domu. Chciałam się z nim podzielić tymi wszystkimi uczuciami. Opowiedzieć mu o mamie, siostrze, a nawet babci i ojczymie.
     Bałam się, że w Hiszpanii nie uda mi się tego zrobić. Takie wyjazdy wiązały się z całonocnymi koncertami chłopaków, którzy rano odsypiali zarwane noce, a popołudniami rzadko mieli wystarczająco siły, żeby zrobić cokolwiek.
     Nie mogłam jednak narzekać. Nie miałam nawet takiego prawa, zważywszy na to, że nie musiałam płacić za nic. Wszystko dostawałam za darmo. W zamian, za co? W najbliższym czasie miałam zacząć udzielać z nimi wywiadów, żeby przekonywać wszystkich, że ciągle są zwykłymi chłopakami. Miałam zostać żywym przykładem tego, że czasem zwyczajnej nastolatce udaje się spotkać idoli. To, że nie byłam bezgranicznie zakochana w całym zespole i jego muzyce, nie wydawało się mieć najmniejszego znaczenia.
     Zdziwiło mnie to, że po raz pierwszy myślę o tym wyjeździe w taki sposób. Mogłoby się wydawać, że jestem w jakiś sposób wykorzystywana, ale przecież nie tylko ja dawałam coś od siebie. Cały zespół musiał ciężko pracować na te wszystkie pięciogwiazdkowe hotele. W dodatku oni pracowali praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę, bo ludzie nawet na środku ulicy mogli poprosić ich o autografy, a oni stanęliby na głowie, żeby tylko zadowolić fanów. Nawet, jeśli oznaczałoby to przerwanie zakupów w towarzystwie dziewczyny, czy rodziny.
     - Hiszpania - potwierdził Louis i spojrzał na mnie, jakby chciał się upewnić, czy wszystko ze mną w porządku. Och, czyli nie można zadać głupiego pytania?
     - Fajnie. Jeszcze nigdy tam nie byłam. Chociaż w zasadzie mało jest miejsc na świecie, które widziałam. Zresztą nie ważne. Może lepiej powiedzcie mi, co będziemy robić przez cały dzień, skoro nie dajecie dziś koncertu?
     - Muszę przyznać, że czekałem, aż mnie o to zapytasz. Przegapimy niestety pierwszy punkt, którym miała być kąpiel w hotelowym basenie i opalanie się w gorących promieniach hiszpańskiego słońca. Sądzę jednak, że zdążymy na punkt drugi mojego genialnego rozkładu dnia - przerwał nieoczekiwanie, a ja myśląc, że zaraz kontynuuje dałam mu trochę czasu.
     - To znaczy? Może mógłbyś bardziej rozwinąć tę myśl? - spytałam, kiedy zorientowałam się, że nie zamierza powiedzieć nic więcej.
     - Myślałem, że to oczywiste. No wiesz, siesta i fiesta. A wieczorem wizyta w jakimś klubie.
     Moja głowa bezwładnie opadła na wezgłowie fotela na myśl, że następnego dnia z pewnością będzie pękać z bólu, który niechybnie wiązał się z imprezowaniem. Czego mogłam się spodziewać? Chyba nie powinnam się oszukiwać, że wpadnie na pomysł zabrania nas do jakiegoś teatru, a potem restauracji na pyszną kolację. Impreza była bardziej w stylu Harry'ego Stylesa.
     - Ej, obiecują ci, że nie będzie tak źle. Z pewnością będziesz się świetnie bawić, a my spróbujemy zachowywać się bez zarzutu - przyrzekł mi Louis.
     O to raczej się nie martwiłam. Bardziej chodziło mi o to, że kiedyś nie wyobrażałam sobie, żeby prawie, co tydzień w środku tygodnia wychodzić na imprezy. Nawet, jeśli byłoby to w wakacje. Towarzystwo chłopaków naprawdę zaczynało mnie zmieniać. Choć rozumiałam, że oni w ten sposób odreagowują stres. nie byłam jednak przekonana, czy taki sposób spędzania czasu był dobry i dla mnie.
     - Proszę, chodź z nami. Jeśli się nie zgodzić, to oczywiście zostanę z tobą w pokoju i pooglądamy razem jakiś film. Moglibyśmy też zamówić coś do jedzenia do pokoju...
     Spojrzał na mnie niemal błagalnie, a ja zdałam sobie sprawę, że mój chłopak naprawdę potrzebuje odreagować ostatnie dni, które pewnie były dla niego okropnie stresujące. Musiałam się, więc zgodzić, chociaż propozycja zostania w pokoju była bardzo kusząca.
     - W porządku. - Po wypowiedzeniu tych słów niemal od razu zaczęłam ich żałować. Dlaczego to ja musiałam się poświęcić? Jednak ulga i wdzięczność, jakie pojawiły się na jego twarzy, były warte tego poświęcenia.
     Zostałam obdarowana parunastoma pocałunkami, które wydawały się być miłą nagrodą pocieszenia. Bo czym jest parę godzin udręki, jeśli w zamian za nie dostaję takie pocałunki od Lou? Kiedy w końcu odsunęliśmy się od siebie, Harry'ego już nie było.

***
     Klub w całości przepełniony był ludźmi, którzy ocierali się o swoje spocone ciała w czymś, co chyba można nazwać tańcem. W powietrzu unosił się dym i ciężki zapach cygar oraz potu, co utrudniało mi oddychanie. Liczyłam jednak na to, że moje płuca zdołają się przyzwyczaić i w końcu mój oddech się unormuje. Bas, wydobywający się z głośników porozstawianych w kilku odrębnych miejscach, zagłuszał moje myśli.
     Szum w mojej głowie nie miał nic wspólnego z alkoholem. Zwłaszcza, że jak do tej pory nie wypiłam ani kropli. Jeśli nie liczyć dietetycznej coli, którą zamówiłam.
     Miałam już dość siedzenia na tej głupiej imprezie. Miałam do tego prawo, bo siedziałam tu od jakiś trzech godzin. Najzwyczajniej na świecie nie podobało mi się, ani to miejsce, ani jego klimat. Chciałam wrócić do pokoju hotelowego, wziąć gorący prysznic, żeby następnie położyć się w aksamitnej pościeli.
     Nie mogłam jednak zostawić chłopaków, którym najwyraźniej bardzo zależało na tym, żebym przyszła tu z nimi, bo dość długo musieli jeszcze przekonywać mnie do tej imprezy. Tymczasem zniknęli mi gdzieś, gdy oznajmiłam im, że muszę skorzystać z toalety i za chwilę wrócę. Zresztą Danielle też zniknęła mi z oczu. Martwiłam się o nich, ale moje próby poszukiwawcze zakończyły się niepowodzeniem. Nie przeżywałabym tego tak bardzo, gdybym przynajmniej potrafiła porozumieć się z tymi ludźmi. Pech chciał, że nie znalazłam jeszcze nikogo, kto znałby język angielski. Wielka szkoda.
     Napiłam się kolejnego łyka dietetycznej coli i rozejrzałam się po tłumie ludzi, po raz setny tego wieczoru szukając znajomej twarzy. Szczerze wątpiłam, że któryś z nich tańczy w taki sposób, ale warto było spróbować. Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl o takiej możliwości. Mimowolnie poczułam, że wszystko, co zjadłam popołudniu, cofa się.
     Nie mogłam powstrzymać odruchu wymiotnego, kiedy zobaczyłam, jak jakiś facet obmacuje swoją partnerkę. Nie miałabym nic przeciwko temu, gdyby tylko robił to w jakimś ustronnym miejscu, a nie na środku parkietu na moich oczach.
     Powinnam stąd wyjść, jak najszybciej. Najlepiej w tej chwili. Odstawiłam pustą już szklankę na blat baru i podniosłam się z krzesełka barowego. Niestety zachwiałam się i z pewnością upadłabym na tyłek ze skręconą kostką, gdyby w odpowiednim momencie nie złapały mnie w pasie mocne dłonie jakiegoś mężczyzny.
     Poczułam się jak jakaś dama w opałach, której zawsze na pomoc przychodzi jakiś książę w białej zbroi. Powinnam była założyć baleriny, a nie popisywać się butami, na co najmniej sześciocentymetrowych szpilkach. 
     Facet nie puścił mnie, a ja spróbowałam w tej jakże niewygodnej pozycji poprawić sukienkę, która bezwstydnie odsłoniła moje uda. Była wyjątkowo krótka, więc poprawienie jej i tak na niewiele się zdało.
     - Powinnam ci podziękować, ale nie zamierzam tego zrobić, dopóki mnie nie puścisz - powiedziałam z mocą, jakiej nigdy bym się po sobie nie spodziewała.
     Ten jakby otrząsnął się z jakiegoś szoku i zdał sobie sprawę, że ciągle mnie obejmuje. Zdjął jedną dłoń z mojej talii i wyciągnął w moją stronę, w geście przywitania.
     - Mam na imię... - zaczął się przedstawiać, ale ktoś mu przerwał. Nie do wiary. W końcu znalazłam kogoś, z kim mogłabym się dogadać, ale ktoś nam przerywa?!
     - Hej, puść ją! Ona jest tutaj ze mną.
     Odwróciłam się w stronę, z której dobiegał głos, który z pewnością nie należał do mojego chłopaka. Moim tajemniczym opiekunem okazał się... Zayn stał prosto w bojowej postawie, jakby miał zaraz rzucić się na faceta, którego dłoń wciąż mnie obejmowała. Żywiłam jednak nadzieję, że nie skończy się żadną bójką.
     Nowo poznany przeze mnie mężczyzna zabrał swoją rękę, a zanim odszedł, burknął coś pod nosem, co chyba miało na celu pokazanie jego niezadowolenia z takiego obrotu spraw.
     Malik przysunął się do mnie bliżej i gestem zachęcił, żebym ponownie usiadła. Rozważałam jeszcze opcje zostawienia go tu, ale postanowiłam wybaczyć mu to, że mnie zostawili. Przysiadłam na krzesełku i zerknęłam na niego kontem oka. Nie do końca wiedziałam, jak powinnam się przy nim zachowywać. Na początku nie układało nam się najlepiej. Teraz niby między nami było okej, ale nie spodziewałabym się, że zareaguje tak.
     - Lepiej, żeby Louis się o tym nie dowiedział. Nie powinnaś dawać mu żadnych kolejnych powodów do zazdrości. Uwierz mi, że to nie jest uczucie, z którym twój chłopak radzi sobie dobrze.
     O co mu teraz chodziło?! Pogubiłam się, a nigdy nie zachowywałam się jak stereotypowa blondynka. Miał ma myśli tego faceta, który uratował mnie przed skręceniem kostki i stłuczeniem kości ogonowej? Czy też miał na myśli swoją reakcję? To wszystko wydawało mi się naprawdę skomplikowane.
     - Nie rozum mnie źle. Koleś z pewnością coś od ciebie chciał, a ponieważ mojego kumpla nie ma w pobliżu, to zamierzam cię przypilnować, żebyś nic nie zrobiła nic głupiego. Chyba nie przeżyłby, jeśli zostałby kolejny raz skrzywdzony w taki sposób.
     Powinnam się na niego wydrzeć, czy też może zaśmiać się z jego jakże głupiego pomysłu? Nie mogłam się zdecydować, jaka reakcja byłaby lepsza, więc postanowiłam zrobić coś pomiędzy.
     - Chyba nie myślisz, że jestem pijana? Poza tym doceniam to, że troszczysz się o przyjaciela, ale nie mogę uwierzyć, że choć przez chwilę pomyślałeś, że mogłabym zrobić coś takiego Lou.
     Podniosłam się z krzesła i posłałam mu ostatnie pełne pogardy spojrzenie. Automatycznie ruszyłam na środek parkietu, gdzie wtopiłam się w tłum. Starałam się ignorować fakt, że ludzie wokół mnie praktycznie się obmacują. Skoncentrowałam się raczej na odnalezieniu mojego chłopaka.
     Wypatrzyłam go jednak po dłuższej chwili. Stał w towarzystwie Niall'a i Harry'ego. Kiwali się w rytm muzyki, a raczej próbowali to robić. Domyśliłam się, że są pijani. Jakimś cudem nie przeszkadzało mi to, bo zobaczyłam na twarzy Tomlinsona uśmiech, kiedy mnie zobaczył. Jeszcze nigdy nie zostałam obdarowana tak ślicznym uśmiechem, który równie mocno przyśpieszyłby bicie mojego serca.

***
     - Nie ma szans, żebyśmy wyszli stąd głównymi wyjściem. Jest w całości oblężone paparazzi.
     Louis objął mnie w tali i przyciągnął bliżej. Chyba był to jakiś dziwny sposób na pokazanie mi, że nie dopuści do tego, żeby mi się coś stało. Przyznaję, że było to słodkie, ale wolałabym jednak, żeby zajął się czymś innym. Na przykład obmyślaniem planu, jak się stąd wydostać bez sesji zdjęciowej.
     - Zaraz wracam - poinformował Liam i pociągnął za sobą Danielle, która zachichotała. Zatrzymali się przy barze i zadali barmanowi parę pytań, na które ten chyba odpowiedział zadowalająco, bo zaraz wrócili do naszego grona.
     - Barman powiedział, że pokaże nam tylne wyjście. Najlepiej by było, gdybyśmy zamówili dwie taksówki - zdał relacje Liam.
     - Ja się tym zajmę - powiedział Harry, wyjmując z kieszeni czarnych jeansów swoją komórkę.
     Wtedy podszedł do nas barman i gestem nakazał, żebyśmy szli za nim. Tak też zrobiliśmy i wylądowaliśmy w jakimś ciemnym zaułku, gdzie barman kazał nam czekać na taksówki. Powiedział, że dotrzymałby nam towarzystwa, ale musi wracać do pracy.
     Na zewnątrz było dosyć ciepło, ale i tak założyłam sweterek, który podczas całej imprezy był schowany w torebce. Następnie przytuliłam się do Lou, który przez cały czas obejmował mnie. Czekanie strasznie nam się wlekło, ale żadne z nas nie miało zamiaru zaryzykować spotkania z błyskami fleszów i iść do hotelu na pieszo. Nawet, jeśli znajdował się on jakieś półtora kilometra od klubu.
     Wszyscy z westchnieniem ulgi powitaliśmy nadjeżdżające taksówki. To całe oczekiwanie na nie było naprawdę stresujące, bo w każdej chwili mogli to przyjść fotoreporterzy. Do pierwszej załadował się Payne ze swoją dziewczyną, Harry i Niall. Natomiast w drugiej wylądowałam ja z moim chłopakiem. No i oczywiście Zayn. Tylko tego mi brakowało.
     Jazda okazała się istnym koszmarem. Tomlinson przez całą drogę plótł trzy po trzy, kompletnie ignorując, albo nie wyczuwając napięcia pomiędzy mną, a Malikiem. Wolałam jednak, żeby nie zapadła krępująca cisza, dlatego udawałam, że bardzo mnie interesuje, co Louis ma do powiedzenia.
     Taksówka w końcu się zatrzymała, a ja wybiegłam z niej jak poparzona. Pożegnałam się z Zaynem krótkim skinieniem głową i złapałam za dłoń drugiego chłopaka. Jak dobrze, że mieliśmy pokoje nie tylko na tym samym piętrze, ale i obok siebie.
     Zrezygnowaliśmy z korzystania z windy i pomknęliśmy na trzecie piętro po schodach. W jakiś sposób przekształciło się to w wyścig, w którym jedyną zasadą był brak zasad. Chłopak złapał mnie na pierwszym piętrze, przytulił do siebie i namiętnie pocałował. Zostawił mnie samą i pobiegł na górę. Niestety bieg na miękkich nogach raczej nie jest dobrym sposobem na wygraną. Zmobilizowałam się jednak i dogoniłam go w połowie trzeciego piętra. Louis złapał mnie za dłoń i na metę dobiegliśmy razem.
     Objęłam go za szyję, a on przytulił mnie do siebie mocno. Zaczęłam chichotać, kiedy poczułam, że chłopak mnie łaskocze. Uciekłam od niego, a on podniósł dłonie na znak, że nie zamierza mi nic zrobić. Ponownie wtuliłam się w niego, ale tym razem jeszcze mocniej.
     - Kocham cię - wyszeptał wprost do mojego ucha.
     To było jak grom z jasnego nieba, bo nic przecież nie zapowiadało tego, że usłyszę dziś takie słowa. Usłyszałam je, co prawda już paręnaście razy, ale nigdy nie wypowiedział ich nikt spoza mojej rodziny. Nigdy nie usłyszałam takich słów od chłopaka, który byłby dla mnie tak bardzo ważny. Przeraziło mnie to, bo nie wiedziałam, co powinnam zrobić w tej nowej dla mnie sytuacji. On z pewnością wiele razy mówił to Eleanor, ale ja... Nie próbowałam nigdy dokładnie określać, co do niego czuje. Po prostu założyłam, że mi się podoba i nie wgłębiałam się w moje uczucia. Powinnam odpowiedzieć mu tym samym, skoro nie byłam tego taka pewna?
     - Louis...

 Mam nadzieję, że chcecie wiedzieć, co wydarzy się dalej i będziecie komentować, co zmobilizuje mnie do napisania kolejnego. Och, przepraszam też, że przerwałam w takim momencie, a notka pojawiła się po długiej nieobecności. Nie miała jednak pomysłu i wyszło, jak wyszło :) 

4 komentarze:

  1. Jejkuuu jakie wspaniałe, ciekawi mnie co dalej powie !! Czekam na dalszy rozdział, pozdrawiam !Buziaki xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuuper strasznie mi się podoba i Lou jaki słodki... <3 Mam nadzieję że następny rozdział pojawi się szybciej niż ten :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaaak *_______*
    Boże dziewczyno masz talent, pisz mi tu raz dwa bo już nie mogę sie doczekac, a te wyznanie... Mam tylko nadzieje ze odpowie mu tym samym!!
    Kocham, J.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z nie cierpliwością czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń