Nie chodziło mi o to, że nie chciałam ujawnić naszego związki. Wręcz przeciwnie - chciałam chodzić z nim za rękę po parku i nie obawiać się o to, czy ktoś nas zobaczy. Pragnęłam, żeby ludzie widzieli, jak bardzo jestem z nim szczęśliwa. Bałam się tylko, że ludzie mnie nie zaakceptują. Bałam się, że fanki chłopaków będą mnie wyzywać. Bałam się jak cholera.
Nigdy nie należałam do osób, które nie przejmują się tym, co inni sobie o nich pomyślą. Przejmowałam się opinią innych ludzi. Kiedy ktoś mi powiedział, że jestem beznadziejna, zawsze ryczałam. Starałam się to robić wieczorami, kiedy nikt na mnie nie patrzył. Nie mogłam sobie pozwolić na to, żeby ktoś zobaczył, jak bardzo mnie zranił.
Każdy występ przed większą publicznością był dla mnie czymś okropnym. Nie stresowałam się tym, że występuję przed taką ilością osób. Bałam się tego, że ludzie będą się ze mnie śmiali. Wyśmieją mnie, bo zrobiłam coś źle; bo się pomyliłam.
Starałam się ukrywać to, jak bardzo jestem wrażliwa. Ktoś przecież mógłby wykorzystać to przeciw mnie. Po rozstaniu rodziców i przeprowadzce do Warszawy przestałam być taka słaba. Zaczęłam obracać się w zupełnie innym towarzystwie. Moi nowi znajomi palili, pili, brali, ale szanowali moją decyzję, że ja nie chcę tego robić. Oni byli postrachem całej szkoły, a jako iż ja trzymałam się - przestałam być ofiarą.
Doszło do tego, że byłam świadkiem ich znęcania się nad pewną dziewczyną. Była idealna, świetnie się uczyła, jej rodzicom dosyć dobrze się powodziło, więc automatycznie stała się ofiarą mojej paczki. Obserwowałam z boku, jak z niej szydzą. Nie zrobiłam nic, żeby jej pomóc. Stałam i patrzyłam na to, jak wyśmiewają się z jej nadwagi i dobrych ocen. Czułam się podle, ale nie potrafiłam nic zrobić. Nie mogłam się poruszyć.
Dwa tygodnie później dowiedziałam się, że dziewczyna próbowała popełnić samobójstwo. Napisała list pożegnalny, w którym wszystko wytłumaczyła i zażyła garść środków nasennych. W sypialni znalazła ją matka, która szybko wezwała karetkę. Lekarze zdążyli uratować dziewczynę.
Kiedy się o tym dowiedziałam, bez zastanowienia odeszłam z paczki i postanowiłam odwiedzić dziewczynę, która wpuściła mnie do domu i zaprowadziła do swojego pokoju, co wydawało mi się bardzo dziwne. Zaczęłam ją przepraszać za to, co zrobili moi znajomi i za to, że ja nie zrobiłam nic. Ona jednak nie wydawała się mnie obwiniać. Wysłuchała tego, co miałam do powiedzenia, ale potem powiedziała, że nie ma mi tego za złe. W taki właśnie sposób znalazłam moją jedyną przyjaciółkę. Dzięki niej wróciłam na dobrą stronę. Ponownie opinia ludzi zaczęła mieć dla mnie znaczenie. Wróciłam do punktu wyjścia.
A teraz ważyły się moje losy. Mogłam zostać zaakceptowana przez fanki, które będą chciały, żeby Louis po prostu był szczęśliwy. Mogłam też zostać czarną owcą i żyć dalej ze świadomością, że fanki mojego chłopaka mnie nienawidzą.
***
- Nina? Śpisz?
Zacisnęłam mocniej powieki, nie chcąc nawet widzieć twarzy Lou. Potrzebowałam chwili na zastanowienie się nad pewnymi sprawami i ułożenie sobie tego wszystkiego w głowie. Czemu chłopak nie mógł mi jej dać?
- Posłuchaj mnie choć przez sekundę. Chce ci to wszystko wytłumaczyć.
Podszedł do łóżka i przysiadł na nim na wysokości mojego brzucha. Co prawda nie widziałam tego, co robi, ale poczułam, że materac ugina się pod jego ciężarem. W dalszym ciągu udając, że śpię, obróciłam się na drugi bok.
- Przecież wiem, że nie śpisz. Proszę, porozmawiajmy...
Zignorowałam jego prośbę, ale otworzyłam oczy. Nie musiałam przynajmniej udawać, że śpię. Co nie zmieniało faktu, że nadal nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Dlatego ulżyło mi, kiedy podniósł się i wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.

Czy byłam na niego zła? Chyba tylko częściowo, bo mi o tym nie powiedział o tym, co zamierza zrobić. Nie zamierzałam się na niego boczyć, ani nic z tych rzeczy. Potrzebowałam pobyć trochę w samotności. Dokładnie to napisałam w odpowiedzi na jego esemesa.
Przy okazji dowiedziałam się też, że mam dwa nieodebrane połączenia. Moja siostrzyczka próbowała się do mnie dodzwonić zaraz po tym, jak wywiad się skończył. Ściślej rzecz biorąc - kiedy na jaw wyszło to, że się spotykamy.
Zważywszy na późną godzinę, nie odzwoniłam, chociaż odczuwałam silną potrzebę porozmawiania z nią. Miałam niejasne przeczucie, że Klara mogłaby mnie zrozumieć. Właśnie z postanowieniem, żeby do niej rano zadzwonić, zasnęłam.
***
19 lipiec, Piątek
Jakim cudem ponownie zajmowałam miejsce w prywatnym samolocie, wynajętym przez chłopaków? Zadawałam sobie to pytanie chyba po raz setny, ale ciągle nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Więc obudziłam się rano, a kiedy Louis zaproponował mi romantyczny wypad do Paryża, zgodziłam się. Miał to być tylko dwudniowy wyjazd, bo chłopak w niedziele musiał być już w Berlinie, gdzie przed kolejne dwa dni będzie koncertował z chłopakami.
Szkoda tylko, że nie powiedział mi, że pojedzie z nami Harry. Dlatego kiedy się o tym dowiedziałam, zaproponowałam Horanowi, żeby z nami jechał. W innym przypadku zostałabym sama z dwójką nie do końca rozsądnych chłopaków. Raczej nie poradziłabym sobie z nimi.
Mój idealny weekend przestał być już taki idealny, ale i tak byłam szczęśliwa, że zobaczę Paryż. Ogólnie mogło być przecież gorzej - przynajmniej tak się pocieszałam.
- Za jakieś dziesięć minut będziemy lądować - oznajmił, wychodzący z kabiny pilota Harry.
Wyjazd nie był planowany. Tomlinson zapewnił mnie, że wolę nie być w Londynie, kiedy rozpęta się to piekło. Fani zaczną się rozpisywać się na mój temat. Większość będzie pisać o mnie same negatywy. Tylko nieliczne będą starały się być obiektywne. Podobnie będzie ze wszystkimi mediami, które będą próbowały dowiedzieć się czegoś konkretnego o naszym związku. Przynajmniej tak to wszystko wytłumaczył mi mój chłopak, chociaż ja podejrzewałam, że w ten sposób chciał mnie przeprosić za to, że nie powiedział mi, co planuje.
Nawet nie zdążyłam mrugnąć okiem, kiedy wylądowaliśmy. Potem zabraliśmy walizki i wynajęliśmy taksówkę, która odwiozła nas do hotelu. Ten był bardziej w stylu chłopaków. Drogi, pięciogwiazdkowy hotel w centrum Paryża. Nie zdziwiło mnie nawet to, że widok z mojego okna wychodził na wieżę Eiffla.
Nawet nie przejmowałam się tym, żeby się rozpakowywać, byłam zbyt zmęczona podróżą. Od razu chciałam zacząć coś robić. Obojętnie co, byleby tylko nie być sama.
Spodziewałam się, że Harry jest w pokoju hotelowym Lou. A jako iż nie miałam najmniejszej ochoty na spędzanie czasu z tą wybuchową dwójką, postanowiłam poszukać Nialla. Tylko był mały problem. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie on może być. Nie było go w jego pokoju hotelowym.
Wróciłam do pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżko. Teraz to już kompletnie nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Przypomniałam sobie jednak o tym, że chciałam zadzwonić do swojej kochanej siostrzyczki, która odebrała już po drugim sygnale.
- Masz mi to wszystko natychmiast wytłumaczyć!
Świetnie. Nawet się ze mną nie przywitała, od razu na mnie naskoczyła. Chociaż wiedziałam, że tak będzie. W końcu zachowałam w tajemnicy to, że spotykam się z jej idolem. Nie mogłam po prostu powiedzieć, że wypadło mi to z głowy. Zrobiłam, więc to, co potrafię najlepiej. Zaczęłam zgrywać głupią.
- Co masz na myśli?
Klara westchnęła ostentacyjnie i zaczęła mi tłumaczyć, że oglądała wczoraj wywiad chłopaków. Potem krzyczała na mnie, że nic jej nie powiedziałam, a kiedy w końcu dała mi wytłumaczyć to, że nie byłam pewna, czy to coś na poważnie, dała mi spokój.
Pod koniec spytałam się jej, jak czuje się mama. Dziewczyna wykręcała się od odpowiedzi na to pytanie, więc automatycznie nabrałam podejrzeń. Nie udzieliła mi ona jednak żadnej konkretnej informacji, dlatego rozłączyłam się i wybrałam numer ojczyma. Włączyła się jednak automatyczna sekretarka.
Zostałam więc sama z myślami o stanie zdrowia mamy. Zaczynałam się martwić, że mogło się stać coś poważniejszego, ale doszłam do wniosku, że z pewnością zostałabym o tym poinformowana.
Moje przemyślenia przerwało dosyć głośne pukanie do drzwi. Odkrzyknęłam szybkie "proszę" i podniosłam się na łóżku do pozycji siedzącej. Gościem okazał się być Louis.
- Wszystko w porządku?
Pokręciłam przecząco głową. Rozmowa z siostrą okazała się nie być najlepszym pomysłem. Teraz nie mogłam cieszyć się pięknem Paryża, bo moją głowę całkowicie zaprzątnęła mama. Zrozumiałam, że teraz jestem gotowa na to, żeby się z nią zobaczyć.
- Mógłbyś mnie przytulić?
Nie musiałam dwa razy powtarzać. Chłopak w sekundzie pojawił się koło mnie i zajął miejsce koło mnie. Następnie przyciągnął mnie do siebie opiekuńczym gestem, a ja wtuliłam się w jego tors, tak jakby tylko on mógł sprawić, że jakoś przetrwam to wszystko.
Spodziewałam się, że Harry jest w pokoju hotelowym Lou. A jako iż nie miałam najmniejszej ochoty na spędzanie czasu z tą wybuchową dwójką, postanowiłam poszukać Nialla. Tylko był mały problem. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie on może być. Nie było go w jego pokoju hotelowym.
Wróciłam do pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżko. Teraz to już kompletnie nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić. Przypomniałam sobie jednak o tym, że chciałam zadzwonić do swojej kochanej siostrzyczki, która odebrała już po drugim sygnale.
- Masz mi to wszystko natychmiast wytłumaczyć!
Świetnie. Nawet się ze mną nie przywitała, od razu na mnie naskoczyła. Chociaż wiedziałam, że tak będzie. W końcu zachowałam w tajemnicy to, że spotykam się z jej idolem. Nie mogłam po prostu powiedzieć, że wypadło mi to z głowy. Zrobiłam, więc to, co potrafię najlepiej. Zaczęłam zgrywać głupią.
- Co masz na myśli?
Klara westchnęła ostentacyjnie i zaczęła mi tłumaczyć, że oglądała wczoraj wywiad chłopaków. Potem krzyczała na mnie, że nic jej nie powiedziałam, a kiedy w końcu dała mi wytłumaczyć to, że nie byłam pewna, czy to coś na poważnie, dała mi spokój.
Pod koniec spytałam się jej, jak czuje się mama. Dziewczyna wykręcała się od odpowiedzi na to pytanie, więc automatycznie nabrałam podejrzeń. Nie udzieliła mi ona jednak żadnej konkretnej informacji, dlatego rozłączyłam się i wybrałam numer ojczyma. Włączyła się jednak automatyczna sekretarka.
Zostałam więc sama z myślami o stanie zdrowia mamy. Zaczynałam się martwić, że mogło się stać coś poważniejszego, ale doszłam do wniosku, że z pewnością zostałabym o tym poinformowana.
Moje przemyślenia przerwało dosyć głośne pukanie do drzwi. Odkrzyknęłam szybkie "proszę" i podniosłam się na łóżku do pozycji siedzącej. Gościem okazał się być Louis.
- Wszystko w porządku?
Pokręciłam przecząco głową. Rozmowa z siostrą okazała się nie być najlepszym pomysłem. Teraz nie mogłam cieszyć się pięknem Paryża, bo moją głowę całkowicie zaprzątnęła mama. Zrozumiałam, że teraz jestem gotowa na to, żeby się z nią zobaczyć.
- Mógłbyś mnie przytulić?
Nie musiałam dwa razy powtarzać. Chłopak w sekundzie pojawił się koło mnie i zajął miejsce koło mnie. Następnie przyciągnął mnie do siebie opiekuńczym gestem, a ja wtuliłam się w jego tors, tak jakby tylko on mógł sprawić, że jakoś przetrwam to wszystko.
***
Czas pomiędzy obiadem, a kolacją spędziłam z chłopakami, a wszystko to przez paskudną pogodę. Nie mogliśmy się ruszyć z hotelu, bo na dworze oprócz tego, że było straszliwie zimno, wiał strasznie mroźny wiatr. Dlatego też nasz wolny czas spędziliśmy w hotelowym basenie. Okazało się, że dobrym pomysłem było zabranie ze sobą kostiumu.
Pomysł wyjścia na basen wydawał mi się być dość głupi, zważywszy na fakt, że mogły tam być fanki One Direction. Ale w recepcji zapewniono nas, że wstęp na basen mieli wyłącznie goście. Nie było możliwości, żeby jakimś cudem weszła tam setka dziewczyn z myślą, że zaraz zobaczą swoich idoli w kąpielówkach. Chyba, że byłyby zameldowane.
Na szczęście nie było dużej ilości ludzi. Paru staruszków, paręnaście osób dorosłych i znikoma liczba dzieci. Rozdzieliłam się z chłopakami, którzy planowali wypróbować wszystkie zjeżdżalnie - a było ich tu sporo. Sama udałam się na poszukiwanie jakiś saun.
Po trzech godzinach przemieszczania się pomiędzy saunami i jacuzzi zostałam znaleziona przez Nialla, który poprosił mnie, żebym namówiła mojego chłopaka i jego przyjaciela do wyjścia z basenu. Kiedy spytałam o powód, chłopak wyjaśnił mi, że musi jeszcze się przebrać przed kolacja. Jako iż ja też zrobiłam się głodna, pomogłam mu to zrobić.
Musiałam zaszantażować Lou, że nie odezwę się do niego ani słowem, jeśli zaraz nie wrócimy do pokoi, żeby zdążyć na kolacje. Harry nie widział sensu, żeby zostawać, jeśli nie było przy nim przyjaciela, więc również ruszył w stronę szatni.
Po szybkiej kolacji wydarzył się cud. Mój chłopak przypomniał sobie, że miał to być romantyczny wyjazd i zaprosił mnie na nocny spacer po ulicach Paryża. Czy może być coś bardziej romantycznego niż stolica Francji wieczorem?
Na mój biały T-shirt założyłam ciepły, wełniany sweter. Na szczęście pogoda się poprawiła, ale wolałam nie ryzykować. Nie chciałam przecież się przeziębić.
- Jesteś już gotowa?
Tomlinson wychylił się zza drzwi i dyskretnie zlustrował całe pomieszczenie wzrokiem. Tak jakby bał się, że mogę stać na środku w samej bieliźnie. Kiedy się już upewnił, że jestem ubrana, wszedł do środka i stanął koło mnie.
- Daj mi jeszcze chwilkę. Muszę coś zrobić z włosami.
Zwinnie wyminęłam go i przeszłam do łazienki. Przeszukałam całą kosmetyczkę, zanim udało mi się znaleźć gumkę do włosów. Szybko przeczesałam je szczotkę. Jednym ruchem złapałam włosy w kucyk, aby następnie związać je gumką.
- Dodzwoniłaś się do ojczyma? - Jego głos wydawał mi się być dziwnie stłumiony. Zwaliłam to jednak na odległość, która nas dzieliła.
- Napisał do mnie, że jest teraz bardzo zajęty i zadzwoni, kiedy tylko znajdzie chwilę czasu.
Po tych słowach wyszłam z łazienki i wykonałam spektakularny obrót. Oczekiwałam komplementu, ale skończyło się na tym, że wylądowałam na podłodze. Miałam wrażenie, że potłukłam sobie kość ogonową. Mój chłopak okazał się być bardzo wyrozumiał, bo nie roześmiał się, chociaż widziałam, że wkłada w to dużo wysiłku.
Po szybkiej kolacji wydarzył się cud. Mój chłopak przypomniał sobie, że miał to być romantyczny wyjazd i zaprosił mnie na nocny spacer po ulicach Paryża. Czy może być coś bardziej romantycznego niż stolica Francji wieczorem?
Na mój biały T-shirt założyłam ciepły, wełniany sweter. Na szczęście pogoda się poprawiła, ale wolałam nie ryzykować. Nie chciałam przecież się przeziębić.
- Jesteś już gotowa?
Tomlinson wychylił się zza drzwi i dyskretnie zlustrował całe pomieszczenie wzrokiem. Tak jakby bał się, że mogę stać na środku w samej bieliźnie. Kiedy się już upewnił, że jestem ubrana, wszedł do środka i stanął koło mnie.
- Daj mi jeszcze chwilkę. Muszę coś zrobić z włosami.
Zwinnie wyminęłam go i przeszłam do łazienki. Przeszukałam całą kosmetyczkę, zanim udało mi się znaleźć gumkę do włosów. Szybko przeczesałam je szczotkę. Jednym ruchem złapałam włosy w kucyk, aby następnie związać je gumką.
- Dodzwoniłaś się do ojczyma? - Jego głos wydawał mi się być dziwnie stłumiony. Zwaliłam to jednak na odległość, która nas dzieliła.
- Napisał do mnie, że jest teraz bardzo zajęty i zadzwoni, kiedy tylko znajdzie chwilę czasu.
Po tych słowach wyszłam z łazienki i wykonałam spektakularny obrót. Oczekiwałam komplementu, ale skończyło się na tym, że wylądowałam na podłodze. Miałam wrażenie, że potłukłam sobie kość ogonową. Mój chłopak okazał się być bardzo wyrozumiał, bo nie roześmiał się, chociaż widziałam, że wkłada w to dużo wysiłku.
***
- Mógłbyś mi w końcu wytłumaczyć, po co nam ten koszyk?
Od trzydziestu minut spacerowaliśmy po Paryżu, ale ja nie mogłam się skupić na podziwianiu widoków. Zżerała mnie ciekawość, bo nie miałam pojęcia, co może znajdować się w środku wiklinowego koszyka.
- Nie mogę ci powiedzieć, bo zepsuję efekt niespodzianki.
Zatrzymałam się w proteście. Musiałam się dowiedzieć, bo ta niewiedza rozsadzała mnie od środka. To oczywiste, że każdy lubi niespodzianki. O ile nie wie, że ktoś ją dla niego ma. Jeśli natomiast wie - jest to dla niego niesamowicie frustrujące, że nie wie, o co chodzi.
- Proszę... Dobrze wiesz, że nie wytrzymam już dłużej.
Chłopak również przystanął. Posłał mi spojrzenie, które z pewnością oznaczało, że jest już zmęczony moim pytaniami. Nie chciałam na niego naciskać, ale ja po prostu musiałam się dowiedzieć.
- Obiecuję ci, że za dosłownie piętnaście minut się dowiesz.
- Czemu akurat za piętnaście minut?
Tomlinson nie zwrócił nawet uwagi na moje pytanie. Po prostu ruszył przed siebie. Na ulicach spacerowały garstki ludzi, wśród których z pewnością nie było żadnych fanek zespołu. Mieliśmy szczęście, bo większość ludzi nie chciała wychodzić z domu, spodziewając się zapewne niskiej temperatury. A nie było tak źle. Można nawet powiedzieć, że było dosyć ciepło.
Krzyknęłam za nim, żeby na mnie poczekał, ale on chyba mnie nie słyszał, bo znajdowałam się w dalekim tyle. Niewiele myśląc, zaczęłam biec. Dogoniłam go w ciągu parunastu sekund. Byłam prawie pewna, że pobiłam swój rekord.
Dalej spokojnie szliśmy w niczym nie zmąconej ciszy. Żadne z nas nie powiedziało ani słowa. Nie chodziło o to, że byliśmy na siebie źli. Po prostu... Dobra, przyznaję, że ja byłam na niego zła. Ale to wszystko przez to, że nie chciał mi nic powiedzieć.
Raptem się zatrzymał. Postawił koszyk przy naszych stopach i nachylił się, aby coś z niego wyciągnąć. Czerwony koc. Rozłożył go na ziemi i gestem pokazał mi, żebym zajęła na nim miejsce. Kiedy jednak nie poruszyłam się, pociągnął mnie za dłoń w taki sposób, że wylądowałam tyłkiem na kocu.
Tutaj było dużo więcej ludzi. Jednak nikt nie zwracał na nas uwagi. Przez chwilę byliśmy po prostu zwykłą parą. Muszę przyznać, że bardzo mi się to podobało.
- Teraz uważaj. Nareszcie dowiesz się, co schowałem do środka.
Dłonie chłopaka zanurkowały w wiklinowym koszu. Po chwili wynurzyły się z niego. Spojrzałam z niedowierzaniem na przedmioty, które trzymał w rękach.
- Naprawdę zabrałeś ze sobą butelkę szampana?
- Pomyślałem, że byłoby bardzo miło napić się z moją dziewczyną - W jego oczach pojawiły się iskierki, a na ustach pojawił się zawadiacki uśmiech.
Otworzył szampana i rozlał po trochu do dwóch kieliszków. Złapaliśmy kieliszki, a ja przesunęłam się bliżej niego, żeby mógł mnie objąć. Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie, popijając szampana. Co jakiś czas dolewaliśmy sobie, a kiedy wypiliśmy całą zawartość butelki, schowaliśmy kieliszki z powrotem do koszyka.
Ludzie zaczęli się rozchodzić, wkrótce zostaliśmy tylko my sami i wieża Eiffla. Chociaż ona stała w tym miejscu jakieś sto lat i postoi jeszcze przynajmniej setkę. Ciągle rozmawiałam z Lou. Buzia mi się dosłownie nie zamykała, a chłopak uśmiechał się tylko i przytakiwał.
W pewnej chwili zapadła cisza. Nie była ona jednak wcale krępująca. Wręcz przeciwnie, była przyjemna. Mówi się, że właśnie po tym można poznać, że spotkało się kogoś wyjątkowego. Kiedy zapadnie cisza, nie czuje się tego przymusu, że trzeba coś powiedzieć. Można milczeć.
Ciszę przerwał Louis, który zaczął opowiadać mi o swoim dzieciństwie. Opowiadał mi o tym, jak się czuł, kiedy jego rodzice się rozwiedli. Powiedział mi, jak bardzo poczuł się zraniony, kiedy jego ojciec założył nową rodzinę, zapominając kompletnie o synu.
W moich oczach stanęły łzy. A ja myślałam, że to ja nie miałam łatwo. Jednak ja przez cały czas miałam świadomość, że rodzice mnie kochają. Mama i tata rozstali się, ale żadne z nich nie zapomniało o mnie. Za każdym razem, choćbym nie wiem, jak bardzo nabroiła, przypominali mi o tym, że mnie kochają.
Louis nie miał tak łatwo. Ojciec zapomniał o nim, kiedy na świecie pojawiła się jego mała córeczka. Owoc związku jego ojca i jego nowej partnerki. Chłopak zastanawiał się, czy to przez niego.
- Co noc zastanawiałem się, co takiego zrobiłem. Obwiniałem się, że to ja zawiniłem. Musisz mnie dobrze zrozumieć. Nie chodziło o to, że nie podobało mi się życie z mamą. Jest wspaniałą osobą, ale potrzebowałam ojca. Potrzebowałem kogoś, kto nauczyłby mnie, jak naprawić auto. Kto grałby ze mną w nogę. Nawet jeśli powtarzałby mi, że jestem w tym do bani.
Nie miałam pojęcia, dlaczego jest ze mną tak szczery. Mógł mi opowiadać o jakiś bzdurach, ale on wolał powiedzieć coś, co od dawna z pewnością leżało mu na sercu.
- Potem pojawił się Mark. To po nim dostałem nazwisko. To on stał się moim ojcem. Wiesz, czytałem kiedyś, że prawdziwym ojcem nie jest ten, kto spłodzi dziecko. Prawdziwym ojcem jest ten, który to dziecko wychowa. Chyba zgadzam się z tym. Mark jest dla mnie jak ojciec.
Ciągnął swoją historię, opowiadając mi pokrótce o swoich siostrach. Widziałam jego oczy, kiedy o nich opowiadał. Nie miałam wątpliwości, że bardzo mu na nich zależy. Widziałam, jak bardzo je kocha.
- Wiesz, co jest w tym najgorsze? Wiesz, co mnie najbardziej boli? Przypomniał sobie o mnie dopiero, kiedy stałem się sławny. Dopiero kiedy coś osiągnąłem. Musiałem zajść tak daleko, żeby mój własny biologiczny ojciec sobie o mnie przypomniał.
Z moich oczu lał się już ocean łez. Nie potrafiłam ich powstrzymać. W
zasadzie nie odczuwałam takiej potrzeby, żeby je zatrzymać. Przy nim
nie musiałam ukrywać łez. Właśnie w tym momencie zorientowałam się, jak
bardzo mi na nim zależy.
Dziś wyjątkowo krótko, bo mam przeczucie, że się przeziębiłam. Naprawdę chciałabym zobaczyć pod tym postem parę komentarzy. Chcę po prostu wiedzieć, czy ktoś to czyta. Także z góry dziękuje :)